Rozdział 23
Biblioteka w Kryształowym Pałacu była idealnie uporządkowana, jasna i przestronna. Lenora siedząc przy wielkich oknach przewracała kolejne kartki książki, próbując znaleźć coś ciekawego i napisanego przystępnym językiem. Niestety, stos książek niezdatnych do czytania rósł z każdą pozycją.
– Widzę, że próbujesz zgłębić tajemnice literatury. – Usłyszała głos Evelyn nad swoją głową.
– Tja, ale kiepsko mi to idzie. Nie umiem znaleźć nic ciekawego.
– Czytałaś już Wiersze Adera?
Pokręciła głową.
– Nie, na razie trafiłam na same traktaty wojenne.
– W takim razie koniecznie musisz ją nadrobić. Chodź ze mną.
Dziewczyna wstała i poszła za kobietą, która przechodziła pewnie pomiędzy kolejnymi regałami. Kiedy w końcu zatrzymały się, Evelyn wyciągnęła dłoń, a duża książka zawisła przed nią w powietrzu. Chwyciła ją pewnie i otworzyła.
– Wiesz coś o przeszłości naszego rodu?
Lenora pokręciła głową.
– Nie, w sumie nic.
– Historia rodu Duncanów liczy sobie nieco ponad tysiąc lat. Kiedy Stefan, przywódca klanu Dunnów zwyciężył w wojnie z Canami, wziął za żonę wdowę po pokonanym wrogu i tym sposobem połączył dwa klany, nadając sobie nowe nazwisko – Duncan. Przez wiele kolejnych lat jego potomkowie starali się podwyższać statut swojej rodziny. Nie byliśmy wtedy zbyt wielką potęgą, dopiero rośliśmy w siłę, ale kiedy pojawiła się Serena, nasza pozycja została ugruntowana potężną Księżniczką. To właśnie dzięki niej nastąpił nasz awans społeczny, bo od mało znaczącej rodziny przeszliśmy drogę do silnego rodu, może i nie najbogatszego i najpotężniejszego, ale najbardziej obdarowanego Magią.
– Jakie były inne wielkie rody w tamtych czasach?
– Trudno wymienić wszystkie, byli tam Ridewolfowie, Johnsonowie, Deylosowie no i zdecydowanie górujący nad pozostałymi, ród Gesandor.
– Słyszałam tę nazwę, to było jakieś rodzeństwo, tak?
Evelyn zaśmiała się.
– Nie tak szybko! Nie ma pewności co do ich pochodzenia, ale mówi się, że jego założyciel Jarl pochodził z Ziemi.
– Naprawdę? – Lenora zrobiła wielkie oczy.
– Tak. Z jego osobistych dzienników wynika, że podczas jednej z bitew prowadzonych w imię jego króla stracił kontrolę nad swoim koniem, który stanął dęba przed murem tarcz. Spadł z niego, a kiedy znalazł się pomiędzy kopytami innych koni nagle okazało się, że jest w zupełnie innym świecie. Początkowo nie wiedział co zrobić, ale kiedy zrozumiał, że może na tym zyskać, rozpoczął długą wspinaczkę. Poślubił jakąś kobietę i zaczął rozmnażać ich majątek. Biedni ludzie z Equsses nie mogli liczyć się z konkurencją, jaką był młody, inteligenty szlachcic z Ziemi. Jego żona umarła rodząc syna, Maderussa.
– Kto wymyślił mu te imię? – Zaśmiała się.
– Tego ci nie powiem. – Evelyn uśmiechnęła się. – Jakieś znaczenie musiało mieć. Tak czy inaczej, ród Gesandor przebył niewyobrażalną drogę od jednego człowieka do absolutnej potęgi. Jarl rozwinął handel, dał ludziom prawo i nauczył ich budować niesamowite zamki. Podobno nawet sprowadził architekta z Ziemi, by wybudował dla niego dom, a co za tym idzie inne wielkie miasta. To on był architektem Seventii, miasta zbudowanego na chwałę Equus.
– I co dalej?
– Maderuss ożenił się z córką lorda Ridewolf, Heleną. Umarła podczas grypy po dwóch miesiącach małżeństwa, dlatego wziął za żonę nieznaną historii kobietę. Mówili, że była tak piękna, że sam Koń zachwycał się jej urodą. Dlatego została obdarzona niesłychaną Magią, a co za tym idzie i jej dzieci. Trójka rodzeństwa, które miało rządzić światem.
– Czyli to było Rodzeństwo Gesandor. A dlaczego byli tak niebezpieczni?
Evelyn przeglądała kolejne kartki księgi. Lenora również skupiła na niej wzrok – kartki były pięknie zdobione, a sądząc po ilości tekstu, Ader musiał być niezwykle płodnym poetą.
– Mieli dobre pochodzenie, ogromną Magię. To wystarczyło, by stali się celem numer jeden wrogów Maderussa. On sam opisywany był jako paranoik. Wszędzie widział wrogów, dlatego wtrącił swoje dzieci do Ydah.
Lenorę przeszedł dreszcz.
– Czy to tam nie został zamknięty Duch?
– I tam został stworzony. Podobno początkowo miał być strażnikiem dla dzieci, ale Magia, która go stworzyła okazała się być... inna. W krótkim czasie Duch podporządkował sobie Ydah, a następnie Maderussa. I wtedy rozpoczął się prawdziwy okres szaleństwa. Kiedy Maderuss wypuścił trójkę swoich dzieci z Ydah, mianował syna swoim następcą. W kronikach piszą o jego pomyśle, w jaki sposób zapewnić swojemu rodowi następców, a jednocześnie nie narażać go na niebezpieczeństwo w postaci potencjalnego zdrajcy.
Dziewczynie zaświtało coś w głowie.
– Poślubił go ze swoją siostrą.
Smukły palec kobiety postukał w fragment tekstu. Najwidoczniej Ader nie zajmował się jedynie poezją, ale również opisywał życie w tamtych latach.
– Masz rację. Niektórzy mówią, że robił to by zachować czystość krwi, lecz inni piszą, że to był po prostu kolejny atak paranoi. Ader nawet cytuje jego słowa: „A wtedy rzekł: Wolę nawet byś poślubił własną siostrę niż by po tym domu pełzały zdradzieckie żmije, które prędzej zniszczyłyby nasz ród niż go wzmocniły." Ślub nawet nie został jeszcze zaplanowany, gdy Maderuss wysłał swoją najmłodszą córkę ponownie do Ydah, by tam czekała w bezpiecznym miejscu.
– Dziwne posunięcie – Lenora uniosła brew do góry. – Myślałam, że wydał ją za mąż.
– Poprawka: nie wydał, a chciał wydać. Maderuss pamiętał o losie swojej pierwszej żony. Chciał poczekać do momentu aż jego córka urodzi dziecko, które będzie miało szansę przeżyć więcej niż parę dni.
– Czyli trzymał ją na zastępstwo. Na wypadek śmierci pierwszej. – Mimowolnie się skrzywiła. – Przynajmniej nasi byli w miarę normalni.
– To było częste posunięcie ze strony władców – dopóki nie urodziło im się pierwsze dziecko, mieli inną kobietę na oku. Nie musiała być od razu jego kochanką, ale w razie wojny lub zarazy była sprowadzana do bezpiecznego zamku. Nazywane są Nadziejami. – Zerknęła w jej stronę. – Twój ojciec też taką miał mieć.
– Serio?!
– Tak. – Evelyn zaśmiała się. – Nazywała się Dina. Twój dziadek początkowo zaaranżował jego małżeństwo z nią, ale później pojawiłam się ja i zepsułam ich plany. Początkowo to ja miałam być taką dziewczyną „na wszelki wypadek", jednak Nicolas nie zgodził się i odesłał Dinę, zerwał zaręczyny i poślubił mnie.
– Mogłabyś powrócić do historii?
– Dobrze. Na czym skończyliśmy? Na drugim zamknięciu córki Maderussa w Ydah? Nie powiedziałam ci najciekawszej rzeczy. Ader zakochał się w dziewczynie i poprosił jej ojca o rękę. To był jeden z powodów, dla którego trafiła z powrotem do swojego więzienia – Maderuss nie chciał narazić swojej córki na niebezpieczeństwo, podobno obraził zakochanego w niej mężczyznę, mówiąc, że te małżeństwo zrobiłoby z niej tanią dziewkę. Maderuss umarł podczas pobytu swojej córki w Ydah i tron objął jego syn, ze swoją siostrą u boku. Nie dała mu jednak dziedzica, mimo paru lat małżeństwa. Podejrzewa się, że to przez jej Naznaczenie.
– Czyli Naznaczeni są bezpłodni?
– Czasami, ale to nie jest reguła. Tymczasem Rodzeństwo Gesandor potrzebowało świeżej krwi, dlatego nowy król rozkazał uwolnić swoją siostrę. I tutaj dochodzimy do trzech różnych teorii – pierwsza głosi, że najmłodsza z sióstr urodziła swojemu bratu syna, który umarł po tygodniu, razem z młodą matką, druga mówi, że popełniła samobójstwo ze względu na niespełnioną miłość do Adera, a według trzeciej uciekła razem z nim, wzięli ślub, podczas którego zostali zabici i on i ona. Teraz dochodzimy do punktu kulminacyjnego, który łączy ze sobą te dwie historie – Serena. Ader był jej przybranym bratem, dla którego wywołała wojnę przeciw synowi Maderussa – zrobiła to albo na prośbę brata, albo by pomścić jego śmierć, tego nie wiemy.
– Znam resztę historii – powiedziała Lenora. – Serena razem z Equus pokonały Rodzeństwo Gesandor i zamknęły Ducha w Ydah.
Evelyn kiwnęła głową.
– Po skończonej walce, kiedy Serena wyszła za mąż, urodziła syna. On też miał syna i tak dalej i tak dalej. Wielu próbowało spłodzić córkę, lecz na próżno. Musisz zrozumieć, że córka oznaczała prestiż. Córka mogła być Księżniczką, może nawet i Czarodziejką. Wiele z tego powodu oszalało. Był taki jeden władca, sprzed dwustu lat, który był nazywany Vanersem Zgubionym. Sądził, że dzięki pierwszym literom jego imienia, tak podobnego do imienia Lenora to on będzie tym, który spłodzi córkę. Zamiast córki, miał dwudziestu pięciu synów.
Lenora zaśmiała się z niedowierzania.
– Widzę, że moje imię było rozchwytywanym towarem.
– Kiedy jakaś żona jako piąte dziecko rodziła syna, mordował ją i brał kolejną.
– Ale to nie ma sensu... Skąd niby mógł wiedzieć, czy kolejne dziecko nie będzie dziewczynką?
– Wierz mi, wielu się nad tym zastanawiało. Jego czwarty syn syn przeprowadził na niego zamach stanu, zaraz po tym jak Vaners skazał na śmierć piątą z żon. Kiedy szaleniec umarł, wszyscy drżeli przed tym, kto zostanie królem. Karsten zabił swoich starszych braci i przejął tron ojca. Młodszych zostawił przy sobie, na dowód swojej łaski. – Evelyn uśmiechnęła się lekko. – Nasza historia nie jest mlekiem i złotem płynąca. Władcy popełniali wiele rażących błędów, wiele z nich szalało, ale utrzymaliśmy nasz tron. Kiedy nas zabraknie, to na ciebie spadnie ta odpowiedzialność i to od ciebie będzie zależało to, czy zostaniesz zapamiętana jako ostatnia królowa z rodu Duncanów czy jako kolejna z wielkich.
Głośno przełknęła ślinę, bo nagle do jej głowy powróciły wizje, których doświadczyła tam, na pagórku. Ta zakrwawiona korona, która spadała na głowę...
– Co się stało? – zapytała Evelyn, marszcząc brwi. – Strasznie zbladłaś.
– Po prostu... przypomniałam sobie coś. Jakieś wizje, których doświadczyłam na pagórku, gdzie miało być sanktuarium Equus.
Kobieta zacisnęła palce na blacie stołu. Wyglądało na to, ze doskonale wiedziała o jakie miejsce jej chodzi.
– Jakie to były wizje?
– Dziwne, to na pewno. – Odwróciła się plecami do Evelyn, patrząc w głąb biblioteki. – Najpierw widziałam jakiegoś faceta, który mówił, że żałuje, że nie jest moim ojcem, później innego z małym dzieckiem, które później się zmieniło na dwójkę starszych. Yh, powiedziały, że są... no tymi Equus. A później to się wszystko przeplotło ze sobą, no i zobaczyłam siebie jak korona spada mi na głowę. I tyle. – Nie powiedziała jej o tym, co się stało potem. Chciała odsunąć to jak najdalej od siebie. Odwróciła się z powrotem w stronę bardzo bladej Evelyn. – To chyba nie jest normalne, co?
Jej matka wolno pokręciła głową.
– Nie, Lenoro. Tak właśnie działa sanktuarium Equus. Czasami zsyłają na nas wizje przyszłości, innym razem ukazują nam straconych ukochanych. Zapamiętaj to co zobaczyłaś i nigdy o tym nie zapomnij. Bo inaczej możesz się mocno zaskoczyć, jak te przepowiednie się o ciebie upomną.
* * *
Sashem podniosła filiżankę kawy i ze zmarszczonym czołem powąchała zawartość.
– Z czym to jest?
– Latte z amaretto. Na Ziemi często takie piłam.
– Więcej w tym mleka niż kawy, ale nie jest złe. Jak widzę twój świat miał nie tylko wady, ale również zalety. Poza tym, bardzo ładnie urządziłaś ten pokój, moja droga.
Lenora uśmiechnęła się lekko i usiadła na kanapie. Jej komnaty zmieniły się diametralnie odkąd zaczęła bawić się Magią. Na podłodze leżał mięciutki dywan, w rogu pokoju starła czarna rogówka z puchatymi poduszkami, okna przysłonięte były eleganckimi zasłonami. Dwuosobowe łóżko straciło swój baldachim, zyskało za to elegancki, minimalistyczny kształt. Dawne kufry na ubrania przemieniły się w przesuwaną szafę z ziemskimi i tutejszymi ubraniami, a obok niej znalazła się biała toaletka z ogromnym, podświetlanym lustrem. Naprzeciwko okien dziewczyna wyczarowała również duże, brązowe biurko z obrotowym krzesłem. Całe pomieszczenie przemieniło się w jej wymarzony pokój, a tworząc nowe rzeczy czuła się tak, jakby grała w simsy.
– Cieszę się, że je widzisz. Większość osób patrzy na moje ziemskie rzeczy jak na zwierzęta w zoo. – Nagle przypomniała sobie z kim rozmawia. – To jest takie miejsce gdzie zamykane są dzikie zwierzęta i gdzie ludzie przychodzą je oglądać.
– Po co?
– Jakby to powiedzieć. – Zawahała się. – Na Ziemi gwałtownie zmienia się klimat. Głównie przez nas, ludzi, ale również przez inne procesy zachodzące w przyrodzie. W Polsce w zimę śnieg był może tydzień, a później od razu stopniał. Lodowce topnieją, a temperatura podnosi się z roku na rok. Nazywamy to globalnym ociepleniem. Przez tą gwałtowną zmianę klimatu nie wszystkie zwierzęta potrafią tak szybko przystosować się do nowego otoczenia, do tego dochodzi kłusownictwo, zabobony w Azji i tak dalej i tak dalej. W zoo przetrzymuje się zwierzęta, które nie poradziłyby sobie na wolności, ich wybiegi mniej więcej odwzorowują naturalne terytorium na którym zamieszkują. Poza tym jest to rozrywka dla dzieci, zobaczenie jak wygląda lew, słoń czy antylopa.
– Widziałaś lwa? – zapytała zaskoczona. – I słonia?
– Wiele razy.
– Dziewczyno, ten wasz świat to prawdziwy raj. – Rozejrzała się jeszcze raz po pokoju. – Większość tych rzeczy wykonałaś pewnie za pomocą Magii.
– Tak – powiedziała ostrożnie.
– W tym roku masz piętnaste urodziny, prawda? – zapytała. Kiedy Lenora kiwnęła głową, kontynuowała. – Dobrze że trenujesz, ale nie powinnaś się przeciążać. Pewnie już wiesz, że nasza Magia płynie w krwi.
– Tak, Nadia mi mówiła.
– To nie są jedynie puste słowa. Magia, której możemy używać faktycznie tam jest. Ty mogłabyś teraz na spokojnie przesunąć z dwadzieścia razy tamten stół i nawet byś się nie zmęczyła, podczas gdy dla mnie byłoby to niezwykle męczące zajęcie już piętnaście lat temu.
– Czyli ta Magia w nas kończy się z wiekiem?
– Tak. Tym słabszym około dwudziestki, tym wytrwalszym koło czterdziestki. Ty jesteś Czarodziejką, przynajmniej tak mówią. W związku z tym niektórzy uczeni podejrzewali, że twoja Magia będzie trwała mniej więcej do twoich sześćdziesiątych urodzin.
Poczuła dziwny dreszczyk, jak zawsze zresztą gdy myślała o tak odległej przyszłości.
– Jakim cudem to mogą wiedzieć?
Sashem chciała kontynuować historię, ale wtedy usłyszały głos zza drzwi.
– Lily, nie musisz się bać, to jest twoja babcia, nic ci nie zrobi!
– Ale to będzie kolejna osoba, która mnie widzi! Tato, proszę, nie chcę tam iść!
Lenora spojrzała kątem oka na Sashem. Jej babka podniosła brew do góry. Dziewczyna poczuła dziwną potrzebę popisania się swoją mocą i poruszyła palcem, myśląc otwórz drzwi. Drzwi gwałtownie wpadły do środka, odsłaniając dwie postacie. Pan trzymał Lily za ramiona, a dziewczynka coś gorączkowo mówiła. Usłyszała westchnięcie i zobaczyła, jak kobieta robi dwa kroki w stronę drzwi.
– Lily, moja księżniczka! – Sashem uśmiechnęła się szeroko. – Dzięki Koniu, to naprawdę ty! No, chodź tu do mnie.
Dziewczyna zrobiła niepewny krok. W tym samym momencie słońce oświeciło jej białe włosy. Ekspresja na twarzy Sashem gwałtownie się zmieniła, kobieta pobladła i wytrzeszczyła oczy. Szybko się cofnęła. Michael podszedł zaś do córki i pogładził ją po rozpuszczonych włosach.
– Matko, przyprowadziłem Lily. Pomyślałem, że chciałabyś spędzić z nią trochę czasu.
– Z nią? – zapytała ostrym głosem. – To Naznaczona! Dlaczego nie ma żadnych łańcuchów? Lub chociaż związanych rąk?
Pan spochmurniał.
– To jest moja córka. Nie zamierzam jej więzić. To jest jej dom.
– Ale Michael, synu...
– Dość. – Głos Pana był zimny jak lód. – Bycie Naznaczonym to nie jest przestępstwo, a moja córka to dziecko, które potrzebuje pomocy.
Sashem natychmiast zamilkła i przez chwilę tylko na przemian otwierała i zamykała usta. Po chwili westchnęła i przyłożyła dłoń do czoła, by znów spojrzeć się na swojego syna.
– Proszę bardzo, kuś los dalej, tylko się nie zdziw, jeśli ktoś z nas obudzi się z poderżniętym gardłem – warknęła. – Wtedy to na jej rękach szukaj krwi.
* * *
Lenora przysiadła na belce siana w stajni. Po spotkaniu ze swoją babcią zmieniła strój, założyła bryczesy i kurtkę. Przez chwilę bawiła się smartfonem, lecz po chwili wyłączyła telefon i oparła się o deski boksu. Co prawda jej Magia stworzyła prawdziwe urządzenie, lecz nie podłączone do sieci i co za tym idzie do internetu. Jedyne co udało jej się zrobić, to uruchomić facebooka do biernego przeglądania bez komentowania i reagowania na posty.
Popatrzyła na sufit, obserwując pajęczyny rozpostarte pomiędzy szkieletem poddasza. Przymknęła oczy, wsłuchując się w ciche szeleszczenie siana w boksach i w odgłosy przeżuwania siana przez konie. Z innej części stajni dochodził do niej śmiech stajennych i hałas spowodowany skrzypiącą taczką.
Co ja mam zrobić?, pomyślała. Te życie, które zostawiłam za sobą jest mi bliższe niż bycie księżniczką bądź Czarodziejką. Chciałabym, ale nie potrafię być którąś z nich. Chciałabym wrócić do domu, na Ziemię, spotkać się z przyjaciółmi, porozmawiać z rodzicami. Nawet pójść do szkoły! Ale nie mogę, bo jestem teraz kimś innym. Jestem teraz jakąś ważną postacią, która ma spełnić swoją rolę. Szkoda tylko, że nie mam na to ochoty. Owszem, Equsses jest w stanie wojny, a ja mam moc, dzięki której mogę zmienić stan rzeczy. Tylko jak?
– Widzę, że znowu nie jesteś w humorze.
Otworzyła oczy. Obok niej stała Nadia. Jej długie, blond włosy opadały zgrabnie na ramiona. Cała jej postać wydawała się jej być zbyt idealna, by stać pośrodku stajni.
– Nazwijmy to dołem.
– W takim razie chodź, wyjdziemy stąd. – Mówiąc to, przemieniła się w klacz. – Wsiadaj, porozmawiamy na zewnątrz.
Podniosła się na nogi i wsiadła na Nadię korzystając z kostki siana. Schyliła się przejeżdżając przez wrota stajni. Przejechały przez bramy zamku i ruszyły wolnym galopem. Lenora kołysała się w rytm chodu, jedynie lekko trzymając się grzywy. Miała wrażenie, że po walce, którą przeżyła na arenie, lekki galop cordeo nie jest jej straszny, tym bardziej, że Nadia nie była zwykłym koniem. Wątpiła w to, czy potrafiłaby z taką lekkością jechać na innym wierzchowcu bez siodła i ogłowia, a tym bardziej bez kasku.
Nadia jechała teraz inną trasą niż zwykle, ale dziewczyna nie przyglądała się zbytnio krajobrazom. Kiedy przeszły do stępa, opuściła dłonie i oparła je o uda. Pośród drzew wiatr nie huczał jej w uszach, a ona przysłuchiwała się miarowemu rytmowi kopyt. Klacz zatrzymała się i dziewczyna zeskoczyła z jej grzbietu. Obok niej pojawiła się Nadia.
– Chodź, przejdziemy się. Nie chciałam, by ktoś nam przeszkodził.
Ruszyły w milczeniu, a Lenora poczuła dziwny spokój. Nadia nie była niezawodna, razem popełniły wiele błędów, ale przywiązała się do niej i do jej towarzystwa. Nie ufała jej bezgranicznie, ale bez niej pobyt na Equsses nie byłby taki sam. Nagle Klacz odezwała się:
– W tamtym dniu, kiedy tu przyjechałaś zamierzałam pokazać ci piękno Equsses, byś pokochała to miejsce. Niestety, wyszło jak wyszło, a ty poznałaś jego smutniejszą prawdę. – zaczęła. – Miałaś zobaczyć jak ludzie są gotowi na służbę tobie, ale zamiast tego to ty służyłaś im. Miałaś zobaczyć stada koni, które przemierzają cały kontynent by stanąć u twojego boku, ale i to cię ominęło.
– Do czego zmierzasz?
Nadia przez chwilę milczała.
– Nie dziwię ci się, że nie uznajesz tego miejsca za dom. – Westchnęła. – Nie dziwię ci się, że traktujesz z rezerwą swoich rodziców, w końcu ich nie znasz. To samo z Markiem, nie dziwię ci się, że po spotkaniu Theo nie chcesz zawierać trwalszych przyjaźni. Nie dziwi mnie też to, że mi nie ufasz i że tęsknisz za Ziemią. Rozmawiałam o tym z Nicolasiem i Evelyn. Oni też to rozumieją.
Poczuła jak serce bije jej szybciej. Chyba już wiedziała o co chodzi. Nie chciała jednak wypowiedzieć tych słów na głos, bojąc się, że jeśli to zrobi one ewidentnie staną się fałszem. Nadia zatrzymała się i spojrzała jej w oczy.
– Jeśli tego pragniesz, twoi rodzice pozwolą ci na powrót do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro