Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

 Lenora poszła w kierunku drzwi od stajni, a serce biło jej niespokojnie. Nadia po początkowej ekscytacji uspokoiła się i przestała już rżeć. Rozglądała się tylko ciekawym i przyjaznym spojrzeniem. Dziewczyna spojrzała na nią, a klacz przez chwilę odwzajemniła jej spojrzenie, by po chwili głośno zarżeć i podnieść głowę do góry. Lekko poluzowała uwiąz i mruknęła po angielsku: good girl. Martin powiedział głośno:

– Niedługo przyzwyczai się do nowego domu. To jest naprawdę spokojny koń, jeśli trzeba możesz jechać jako czołowy w zastępie na ujeżdżalni czy w terenie. Nie gryzie i nie kopie. Nie ma też narowów, mimo że jakiś czas stała koło konia który łykał.

Kiwnęła głową i przeszła do części gdzie trzymano kobyły. Otworzyła drzwi do boksu i weszła z Nadią do środka. Gdy zdjęła kantar, klacz pomachała głową i zabrała się do badania swojego nowego lokum.

Po chwili stanęła koło rodziców. Martin i Monika poszli przejść się po reszcie stajni, by jeszcze raz sprawdzić warunki, w których będzie stała Nadia.

– Kupiliśmy też nowe siodło i ogłowie – powiedziała jej mama. – Pani Kasia poleciła, by kupić jeszcze wypięcie sznurkowe na lonże, oraz ochraniacze na przody i tyły.

– Jak dla mnie ta kobyła wygląda całkiem nieźle – dodał ojciec dziewczyny. – To była naprawdę okazja. Jak Kaśka to zobaczyła, normalnie oczy jej błysnęły.

Rodzice Lenory po chwili zostawili córkę by odnaleźć panią Kasię i uzgodnić wszystkie koszty. Po obejrzeniu całej klaczy przez trenerkę, ta cicho zagwizdała i powiedziała:
– Super koń. Dobra partia łopatki, długie nogi i dobrze ułożona szyja. Grzbiet nie za długi i dobrze połączony z szyją. Ładny, zaokrąglony zad i zadbane mięśnie grzbietu. Posłuży ci wiele lat.

– Nieźle. – Żadna inna odpowiedź nie przyszła jej do głowy.

– Przynieś jej miarkę musli z mojej paki. Zapisz sobie jego nazwę i też kupcie. Jak będzie zima to kup dla niej siemię lniane, by przyspieszyć zmianę sierści. Zamówię jej też witaminy, później się rozliczymy. – oznajmiła kobieta, pogłaskała klacz po głowie, a na odwrocie rzuciła. – Jak zje, możesz się zacząć powoli siodłać, bo Martin chciał zobaczyć jak sobie z nią poradzisz.

Lenora poszła do wskazanej wcześniej paki i przyniosła jedzenie klaczy. Gdy ta spokojnie jadła, dziewczyna wyjęła nowy sprzęt z bagażnika. Zawiesiła siodło i ogłowie przy boksie Nadii. Gdy klacz zjadła paszę, przeczyściła ją i pstryknęła Nadii kilka fotek. Miała zamiar wrzucić te zdjęcia na Facebooka.

Po upływie paru minut, Lenora zarzuciła na grzbiet klaczy czarny czaprak Eresta. Założyła również nowe siodło i na oko oceniła czy dobrze leży na grzbiecie Nadii. Luźno zapięła popręg i założyła ogłowie. Dopasowała sobie strzemiona i wyszła z boksu, razem z osiodłaną klaczą. Gdy dopasowała wędzidło, obok boksu pojawiła się trenerka.

– Jak ci idzie?

– Jestem gotowa.

– Okej, to wsiadaj. Martin już jest na hali.

Jazda na Nadii była świetna. Kiedyś myślała, że Erest super reaguje na pomoce, ale to co się działo z tą klaczą to było coś fenomenalnego; miała wrażenie, że ten koń czyta jej w myślach i przez to robi dokładnie to o co jej chodzi.

– Super. Spróbuj teraz zrobić lotną zmianę nogi na przekątnej.

Przez chwilę zestresowała się, bo lotną zmianę nogi robiła na razie tylko na Ereście, a nie wiedziała jak to wyjdzie na Nadii. Spokojnie, pomyślała. Na razie na luzie mu we wszystkim dorównuje, więc przy tym będzie tak samo. Policzyła do trzech i w tym momencie w którym Nadia zawisła nad ziemią przyłożyła zewnętrzną łydkę. Zerknęła szybko na łopatki i przybiła sobie mentalną piątkę – udało jej się!

– Tak, to jest to!

Po wydaniu polecenia, przeszła do kłusa, a następnie do stępa. Poklepała klacz po szyi i wydłużyła wodze.

– Dobrze sobie radzisz – pochwalił ją. – Parę tygodni treningów i może spotkasz się z Moniką na zawodach!

– Może tak. Uśmiechnęła się. – Kurczę, ona jest świetna!

Mężczyzna zaśmiał się i pogłaskał klacz po szyi.

– Za niecały miesiąc Monika będzie startować w zawodach w pobliżu. Jak mi się uda, to wpadnę do ciebie by zobaczyć jak sobie radzisz. Jeśli chcesz będziemy mogli pojechać w teren, wezmę tego twojego Eresta. Wtedy dopiero będziesz mogła powiedzieć jaki świetny trafił ci się koń.

* * *

Od kupna Nadii minął już miesiąc, a ponowna wizyta Martina zbliżała się wielkimi krokami. Lenora prawie codziennie jeździła na swojej nowej klaczy i spędzała z nią jak najwięcej czasu. Razem z koleżankami ze stajni jeździła w teren, z Paulą i z jej koniem oprowadzała Nadię w ręce, a pod okiem pani Kasi skakała coraz wyższe przeszkody. Nie oznaczało to jednak, że porzuciła swojego starego konia – starała się na niego wsiadać dwa lub trzy razy w tygodniu, a jeśli ona nie mogła robiła to jej przyjaciółka lub trenerka. Sam Erest polubił nową koleżankę, parę razy nawet puściła ich razem na padok. Niestety przez częste wizyty w stajni trochę pogorszyły się jej oceny, a po ostatnim sprawdzianie z polskiego wiedziała, że będzie musiała umówić się na poprawę.

W końcu nadeszła wyczekiwana przez nią sobota, która była dniem przyjazdu Martina. Jej mama wyglądała na trochę przygnębioną, ale kiedy dziewczyna zeszła do kuchni ubrana w rzeczy do stajni, uśmiechnęła się lekko.

– Hej. – Dziewczyna od razu podeszła do chlebaka i ukroiła sobie kromkę chleba.

– Cześć, Lenora. – Zobaczyła, że nastolatka smaruje kromkę masłem. – Z czym chcesz zjeść kanapkę?

– Chciałam zrobić sobie z serem. – Otworzyła lodówkę, szukając opakowania. – A co?

– A może chciałabyś gofry na śniadanie?

– O, chętnie – powiedziała z zapałem. – Mamy nutellę?

– Sprawdź w lodówce.

Wyciągnęła słoik i po chwili zastanowienia włożyła do do garnka z gorącą wodą, by rozpuścić gęstą masę. Gdy dwa brązowe gofry wylądowały na jej talerzu, szybko nałożyła czekoladowy krem.

– Co to za okazja, że jest takie dobre śniadanie? – zapytała.

– Michelle zaprasza koleżanki na dziesiątą i poprosiła mnie o zrobienie gofrów. Wyszło więcej niż planowałam, więc jak chcesz weź jeszcze dwa do stajni. Na którą umawiasz się z Martinem?

– Na dziewiątą. Monica będzie startować o szesnastej. W ogóle to powiedział mi, że jak chcę to może mnie tam zabrać na zawody. Mogę z nim pojechać? Pani Kasia też jedzie.

– Skoro ona też tam będzie to pewnie. Jest za dwadzieścia ósma, więc pospiesz się, za chwilę będziecie musieli wyjechać.

Władowała w siebie ostatni kawałek gofra i szybko pożegnała się z mamą. Założyła czarną bluzę, a gdy tata ją pogonił, szybko zbiegła na parter i weszła do samochodu.

* * *

– Jesteś gotowa? – zapytał Martin, zapinając ogłowie Eresta.

– Tak, tylko podciągnę popręg.

Szybko opuściła strzemiona i zapięła kask. Mężczyzna sprawnie wskoczył na konia z ziemi, a gdy ona wsiadła na swoją klacz ze schodków, ruszył stępem. Na dworze panowała świetna pogoda – na niebie nie było ani jednej chmurki, nie było też wiatru. Martin wskazał palcem dróżkę w polach.

– To tamtędy jeździcie?

– Tak. Jak dojedziemy do lasku, możemy przejechać przez niego, bo dalej są bardzo długie i szerokie łąki do galopu.

– Super. Okej, jedziemy kłusem.

Kłusując za Martinem, Lenora przede wszystkim cieszyła się z dobrej pogody. Nadia cicho prychnęła, gdy przeszli do stępa, a dziewczyna poluźniła jej wodze. Gdy wjechali między niskie drzewa, wyjechała przed Martina by pokierować ich dobrą drogą. Kiedy wyjechali z lasu, z powrotem zamienili się miejscami i mężczyzna zarządził galop. Skróciła wodze i ruszyła za Erestem.

Galop Nadii w terenie był fenomenalny. Klacz zachowywała stałe tempo i nie przyspieszała. Lenora przez chwilę patrzyła się w bok, przyglądając się okolicy, gdy nagle usłyszała huk. Spojrzała ponownie przed siebie i zobaczyła, że Erest leży przed nią na ziemi. Gwałtowanie zatrzymała Belle i z przerażeniem spojrzała na Martina, który klęczał koło konia.

– Jak to się stało? – zapytała. Przerażony wałach już się pozbierał i wstał na nogi. Mężczyzna złapał za siodło, gdy chciał odkłusować w drugą stronę. Lenora zauważyła, że utyka na lewą nogę.

– Wpadł jedną nogą do dziury. – Wskazał niewielki dołek. – Pewnie jakiś pies ją sobie wykopał, jest dosyć świeża.

– Nie wiedziałam – powiedziała, lekko się jąkając. Świetnie, przez głupi teren prawie zabiłam swojego konia.

– Spokojnie, wypadki się zdarzają. – Mężczyzna był o wiele spokojniejszy, niż Lenora. – Najprawdopodobniej skończy się jedynie na siniaku. Odepnij mu ochraniacze, sprawdzimy.

Szybko zaczepiła wodze Nadii o strzemię i kucnęła koło nogi wałacha. Gdy chciała odpiąć mu ochraniacz, poczuła jak ktoś dotyka jej szyi. Odwróciła się i spojrzała w twarz nieznanej kobiecie.

– Nie bój się, nie będzie bolało.

Dziewczyna natychmiast chciała podnieść się na nogi, jednak nieznajoma dotknęła jej czoło, powiedziała coś w obcym języku. Nagle pod Lenorą ugięły się nogi i runęła na ziemię.

* * *

Lenora rozwarła powieki. Łąki zniknęły, tak jak Martin i Erest. Przerażona obróciła się raz w jedną i raz w drugą stronę, ale zamiast pól i wolnej przestrzeni zobaczyła jedynie las. Nie siedziała też na trawie, tylko na ściółce.

– Jak to możliwe? – szepnęła, oglądając własne dłonie. – Co się właściwie stało?

– Potrafisz nieźle szarpnąć. – Usłyszała głos za sobą. – A zawsze słyszałam, że masz delikatną rękę.

Gwałtownie się obróciła i spojrzała w stronę kobiety, która zaszła ją od tyłu. Miała długie, srebrzyste włosy, które opadały na ramiona sięgając niemal bioder, a jej niebieskie oczy wyrażały rozbawienie.

– Kim jesteś? – zapytała dziewczyna, szybko się od niej odsuwając.

– Przecież mnie znasz. Twoi rodzice kupili ci moją zwierzęcą postać – odpowiedziała z uśmiechem.

Lenora spojrzała na nieznajomą z przerażeniem. To pewnie wstrząs mózgu. Halucynacja, może jestem w śpiączce.

– Ty... to nie możliwe. Nadia. Jesteś Nadią.

– Tak, jestem nią. A teraz chodź, nie mamy dużo czasu.

– Czekaj! – Ruszyła za nią. – Co to za miejsce?! Gdzie mnie zabrałaś? Kim ty w ogóle jesteś?!

Kobieta nie odpowiedziała, jedynie przyspieszyła kroku. Dziewczyna ruszyła biegiem. Sztyblety uwierały jej palce, a pod kaskiem robiło jej się coraz bardziej gorąco. Zdjęła go i rzuciła w krzaki. Szybko wyjęła telefon z kieszeni i go odpaliła. Nie miała zasięgu.

– Telefon ci tutaj nie pomoże. – Nadia powiedziała rozbawionym tonem. – Na Equsses zasięgu nie złapiesz.

– Na Equsses? – zapytała z niedowierzaniem. – Co to jest za miejsce, do cholery jasnej?

– Aktualnie przebywamy na terenie Złotego Lasu nieopodal miasta Nawa. Bardziej ogólnie jest to królestwo centralnej Equsses, a jeszcze bardziej ogólnie to jest to Equsses, Planeta Koni.

Nie mogła w to uwierzyć. To musiała być jakaś sztuczka!

– Co ma z tym wspólnego Martin Reuss? – zapytała, dotykając głowy. Nic jej nie bolało, ani się nie uderzyła; przynajmniej nie potrafiła sobie przypomnieć. Może dostała jakiegoś wylewu?

– Martin i Monika są wiernymi mi Końmi z mojego stada. – wyjaśniła Nadia. – Tak jak pani Kasia, twoja trenerka.

– Że co? – jęknęła. – Jakimi końmi?

Kobieta odwróciła się w jej stronę i uśmiechnęła się szeroko.

– Takimi.

Mówiąc to, zamieniła się w konia. Lenora poczuła jak opada jej szczęka. Nadia zarżała i ruszyła w jej stronę kłusem, by po chwili przyspieszyć do galopu. Dziewczyna przerażona obserwowała jak klacz robi małą woltę dookoła niej, by nagle przybrać swoją ludzką postać. Jeszcze raz się uśmiechnęła, a nastolatka próbowała zrozumieć co się właściwie stało – w jednej chwili widziała przed sobą konia, a w drugiej człowieka. Pomiędzy jedną fazą a drugą nie pojawiał się żaden blask czy światło – po prostu jak znikała klacz pojawiała się kobieta.

– W co ja się wpakowałam? – szepnęła z niedowierzaniem. – Co ja odwaliłam?

– Nic, oprócz przyjścia na świat. Ludzie Equsses żyli w niewiedzy wystarczająco długo, Czarodziejko. Czas ujawnić prawdę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro