Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

 Restandor w milczeniu obserwował jak lord Vos przesuwa pion na mapie Equsses. Jasne włosy opadały mu na czoło, a gdy uniósł głowę spostrzegł błysk w jego bursztynowych oczach.

– Zgodnie z twoim rozkazem przerzuciliśmy oddział Wron z północy na południe. Jutro powinni wylądować przy Piaskowym Morzu.

– Dobrze. Przekaż Forgetowi, że ma zadbać o dostarczenie informacji kolejnemu oddziałowi. Tylko po cichu. Nie chcę, by Duncanowie się zbyt szybko zorientowali.

– Nie zorientują się. – Odwrócił się w stronę Theo. – Jak sprawy z dziewczyną?

– Nie jest źle. – Wzruszył ramionami. – Zaczyna mnie lubić.

– W takim razie niech lubi cię jeszcze bardziej, choć sam nie wiem za co. Lenora jest kluczem do wygrania tej wojny. Jeśli pokażemy ludziom, że Czarodziejka jest słaba, możliwe że nawet nie użyjemy naszych armii.

Chłopak poruszył się niepewnie.

– Wybacz, ale nie nazwałbym jej słabą. Naprawdę, ta dziewczyna czasami przeraża mnie swoim szaleństwem.

– Właśnie takie jak ona łamią się najszybciej. A musimy sprawić, by jej upadek był spektakularny.

Gdy parę tygodni temu wrócił z Zamku Davida, poczucie ulgi zastąpił gniew – na głupią dumę Joanne, nieogarnięcie Davida i na swoją głupotę. Gdyby nie bawił się w podchody, tylko od razu kazał schwytać dziewczynę, dziś nie musiałby zajmować się prowadzeniem wojny. Chciał mieć jednak absolutną pewność, choć raz. Poza tym musiał wymierzyć sprawiedliwość Duncanom. A kiedyś byli tacy przydatni. No cóż, jak widać głupota Duncanów zawsze wychodzi, wcześniej czy później. Powinienem już o tym wiedzieć od lat. Choć ich idiotyzm zdawał się być zaletą, miał i swoje wady – czasem wpadali na tak absurdalne pomysły, na który by nigdy nie wpadł. Takim pomysłem była ucieczka Lenory w świat, którego nie znała czy zatrzymanie jej przez Joanne, która chciała połechtać swoje ego usługującą jej Czarodziejką.

Na szczęście jednak razem z tą głupotą szła niezwykła arogancja – bo jak inaczej wytłumaczyć pomysł puszczenia Lenory na samopas? Czy naprawdę Michael myślał, że dziewczynie nic nie grozi? A może był przekonany o jej wprost nieziemskiej mocy? Jeśli tak, Restandor miał nadzieję, że kiedyś zaśmieje mu się w twarz. Nie widział nic niezwykłego w Magii tej dziewczyny, no może poza faktem, że zaoszczędziła jej czternastoletnie nakłady. Bardziej od Magii Lenory obawiał się legend, przez które ludzie mogliby być skłonni walczyć za Duncanów. To właśnie było największym zagrożeniem – wiara w legendy o potędze Czarodziejki. Przez to ludzie mogą zacząć myśleć, że dziewczyna może zepchnąć mnie z tronu. A skoro może się to udać czternastolatce, to czemu nie każdemu innemu?

– A co z Arabed? Czy widzieliście, by i oni przegrupowywali swoje siły?

Harrok Vos pokręcił głową.

– Niestety, nie dostrzegliśmy żadnych większych skupisk Koni. Prawdę mówiąc, ostatnim Koniem, który został przyłapany na zmianę w człowieka była Nadia.

– Pewnie kryją się po lasach. Lub po górach. Znajdźcie jak najwięcej z nich. Musimy wiedzieć, co planują.

Theo poruszył się niespokojnie.

– W Południowych Szczytach stacjonują wojska Duncanów. Znają tamte góry lepiej niż reszta naszych ludzi. Jeśli wyślesz tam ludzi, to oni pierwsi znajdą nas, nie my ich.

– Musimy zaryzykować. Nie pozwolę na to, by Nadia robiła nas w konia.

– Jest jeszcze jedna sprawa, panie.

– Jaka?

– Na niebie dostrzegliśmy błękitną gwiazdę. Tę, którą kazałeś nam wypatrywać.

– Niemożliwe. – Pokręcił głową.

– Ja sam ją widziałem. – Chłopak oparł się dłońmi o blat stołu. – Nad północną wieżą strażniczą. W nocy powinna być widoczna z twoich komnat, sam możesz się przekonać.

Poczuł radość, po raz pierwszy od wielu lat. Naprawdę, coś musi nad nami czuwać. Niekoniecznie Equus, ale jacyś inni bogowie. Bo jak niby inaczej wyjaśnić to, co oznacza ta gwiazda?

Gdy narada się skończyła, szybkim krokiem ruszył do swoich prywatnych kwater. Gdy wszedł do środka pozwolił sobie na poluzowanie kołnierzyka kaftanu i ciężkiego pasa. Jeden z jego służących podszedł do niego z misą wody różanej do obmycia rąk, ale zbył go ruchem dłoni.

– Przyprowadźcie mojego gościa. Tylko delikatnie, proszę.

Chłopak ukłonił się i wyszedł, zostawiając go samego. On zaś podszedł do okna i wyjrzał przez szybę. Słońce powoli zachodziło za horyzontem, a on miał idealny widok na wieżę północną, gdzie zgodnie ze słowami Theo miała ukazać się błękitna gwiazda. Czekałem na tę chwilę wiele lat, pomyślał. I nigdy nie przypuszczałem, że może się spełnić w tak sprzyjających okolicznościach.

Już niedługo, moja Laro. Już niedługo.

– Wzywałeś mnie. – Uśmiechnął się pod nosem słysząc ten suchy głos.

– Witaj. Podejdź do mnie.

Posłusznie wykonała polecenie, a on z przyjemnością podziwiał jej długą szyję i lśniące włosy. Jej oczy były jednak zimne, niczym lód.

– Mam nadzieję, że dobrze cię traktują.

– Nie mam ochoty sprawiać problemów.

– Dobrze. Lepiej dla ciebie.

Zobaczył drżenie jej rąk.

– Tak bardzo się mnie brzydzisz. – Bardziej stwierdził niż zapytał. – Lecz pamiętaj, ji-garab, jeśli brzydzisz się mnie, brzydzisz się i siebie.

Odsunęła się od niego o krok.

– Po co mnie tu wzywałeś? – Podniosła na niego wzrok.

– No cóż, muszę ci coś pokazać. – Złapał ją za rękę i zaprowadził na balkon. Oboje poczuli dotyk zimnego powietrza, ale żadne z nich nie skomentowało pogody. Przez moment zobaczył cień strachu na jej twarzy.

– Nie.

– Patrz tam.

– Nie, nie. To nie możliwe.

Zatrzymał ją ramieniem i zakleszczył ją pomiędzy sobą a barierką. Drżenie jej rąk nasiliło się.

– Widzisz jak pięknie świeci? To dla nas, ji-garab.

– Przestań. Nie rób tego. Nie róbcie tego.

– Ja nic nie mogę na to poradzić, ale już niedługo Lara wróci, a razem z nią moja nowa era.

Przytrzymał jej twarz, by cały czas patrzyła na błękitną gwiazdę, a następnie pocałował ją w bok głowy. Przez jakiś czas oboje stali na świeżym powietrzu, obserwując nocne niebo nad południową Equsses. On myślał o tym, co go czeka, wiedząc, że przez pojawienie się Czarodziejki będzie musiał znów walczyć o swoją władzę, choć zaczynało go to męczyć. A ona... no cóż, nie miał bladego pojęcia co mogło siedzieć w jej głowie. Może myślała o swojej rodzinie, którą straciła. Praktycznie jej nie znał, a raczej nie pamiętał. Wiedział jednak jak ważna i istotna jest dla jego dalszych planów i że dalej musiał na nią uważać. Musiał, ponieważ jego los był związany z jej, a jej z nim. Musiał, ponieważ nie umiał sobie wyobrazić życia na tym świecie bez korony na głowie, a tylko ona i Lara będą mogły pomóc utrzymać mu władzę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro