Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II Bo chce i moge

- Spakowany na podróż? W końcu jutro wyjeżdżasz. - Powiedział to z wypisanym smutkiem na twarzy, wchodząc do kuchni i odkładając siatkę na stół. Nawet taki debil jak ja, zauważy ten smutek. No dobra, nie taki debil. Mam najwyższą średnią w klasie i jedną z lepszych w szkole.
- Oczywiście, że spakowany. Jak bym mógł jeszcze nie być. Tak na marginesie, to ojciec przyjdzie mnie pożegnać czy się "nie wyrobi"? - Powiedziałem zaglądając do siatki, w której znalazłem NALEŚNIKI! Kolejna ulubiona rzecz do jedzenia.
- Raczej nie zjem tylu naleśników. Niedawno śniadanie jadłem. - Powiedziałem wyciągając pojemnik z jedzieniem.
- Emm to jak ich wszystkich nie zjesz to wstaw do lodówki. Co do ojca to... Nie jestem pewny, ale raczej przyjdzie. - Powiedział jakby odpuścił sobie przekonywanie mnie, że mój rodziciel postanowi zrobić krok w przód w sprawie zaciśnianych więzów rodzinnych. A co do naleśników szkoda żeby się zmarnowały... Wezme na podróż bo właściciel domu pewnie nie wróć do niego prędko jak mnie nie będzie. Zostaną sami z Krzysiem hehe.
- Chodź kupimy ci jakieś jedzenie na podróż.
- A właśnie myślałem, że wezme te naleśniki których dziś nie zjem.
- To nie bedzie za mało? To troche daleko przecież wiesz.
-...To do którego sklepu jedziemy?
- Do centrum. Szybko się przebieraj-
- Tak jechać nie moge? - Zmierzył mnie wzrokiem. I ta jego zniesmaczona mina. Jak myślicie? Moge zacząć się tak po prostu śmiać?
- Czyżby się mnie pan wstydził? Co panie Krzysztofie?
- Nie no, ale wiesz... - Usłyszałem wychodząc po schodach na góre. Może i podkoszulka byłaby ok, ale spodenki... Ja bym przeżył... Tak więc już przebrany w zielony podkoszulek i brązowe spodenki, szedłem za Krzychem wychodząc z domu. Kiedy tak jechaliśmy, to nawiązała się rozmowa o głupotach typu za jasnych kolorach budynków przemijających za oknem samochodu. Co mnie dziwi najbardziej to, to, że z czegoś tak banalnego przeszliśmy na temat aborcji... No jak już przyjechaliśmy, to kilkanaście metrów przeszliśmy i już w sklepie. Ja zostałem przed nim. Krzysiek raczej wie co lubie, przez tą wieloletnią przyjaźń, więc nie jestem mu tam potrzebny. Wyjąłem telefon żeby się nim pobawić. No i musze teraz czekać... W sumie mogłem z nim wejść. Mog-
- Witam pana, czy mogłabym zadać panu kilka pytań? - Kurwa kiedy ona do mnie podeszła?! Jak żem się wystraszył... Owa dziewczyna ma brązowe włosy i jest letnio ubrana jak to przystało na wakacje. Za nią stał gość z kamerą. Też szatyn... I ubrany również letnio. Skoro proszą o wywiad to się pobawmy...
- Jasne, nie ma sprawy. Akurat mam czas.
- Tak więc co mysi pan o aborcji? - Temat bumerang kurde! Pamiętacie? W aucie też o tym z Krzychem gadałem. Ja go o to zapytałem... Widać karma wraca... Ale znam sposób! Obiore taktyke asystenta.
- Hymmm no cóż trudno powiedzieć. Czy posiada pani jakieś pytania pomocnicze? - Skąd mi się to wzięło to nie wiem, ale mindfuck na jej twarzy przemawiał do mnie.
- Emm oczywiście... - Chwile czekam bo coś przerzuca kartki z jednej na drugą strone... Pomóżmy jej.
- Niech panienka tak nie szuka sam je sobie zadam. Czy to kobieta w ciąży sama może decydować o tym co się stanie z jej ciałem, czy to już nie tylko jej ciało? - Boże... Jakie chujo... Głupie pytanie pomocnicze. Ale najwyraźniej powaga zachowana na mojej twarzy ją przekonała. - Uważam że-
- To może zadam inne pytanie. Czy jest pan za legalizacją marihuany?
- Nie.
- Nawet w celach leczniczych?
- Tak.
- To jak?
- Tak.
- Czyli jak?
- Srak. Się pani głupio wypytuje. Nie zgodziłem sie na legalizacje marihuany. Po co drążyć temat? Niech sobie pani tam odchaczy i po kłopocie. Ja mam panią uczyć jak się amkiete? - Chyba się wkurzyła, bo powiedziała do kamerzysty "że taką robote to ma w dupie". Chciała to raczej powiedzieć po cichu na ucho, ale najwyraźniej nie wyszło. Cóż, niewiasta obróciła się i poszła w strone wyjścia. Za nią ruszył i szatyn z kamerą. Już chciałem im pomachać na do widzenia, ale stwierdziłem że nie. Nawet sie nie przedstawiła to komu mam niby machać?
- Skończyłem. Patrzysz na to wyjście jak łysy na grzebień. Na zbawienie czekasz? Chcesz już wracać? - Usłyszałem za uchem głos opiekuna wyprawy, więc natychmiast trzeba mu zabrać siatke i pognać do samochodu zanim wymyśli coś jeszcze co
"trzeba" mi kupić na wyjazd. Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Już po kilku chwilach byłem pod pojazdem. Trzeba się ukryć. Zawsze chciałem być ninją. Z kryjówki próbowałem dostrzec mojego kierowce, ale zobaczyłem go po chwili dopiero po chwili.
Hehe najwolniejszy też nie byłem.
Pan Krzychu zna moją kryjówke... Za młodu często się tak chowałem. No ale jako dziecko to rozumiem ale 17-latek? No chyba nie wypada. Ale walić! Wciąż jestem dzieckiem!
- Dobra wychodź już z pod tego auta i wskakuj. - powiedział wsiadajac do auta.
No to ja też wyjde... Nie będę z siebie głupa robił na parkingu. AŁA! Oczywiście ja kaleka musiałem zachaczyć o... NAWET NIE WIEM KURWA O CO! Ale dobra zostawmy ten temat, po prostu wsiądźmy. Nie zabijając się przy okazji. Udało się wsiąść i jedziemy. Z radia coś leci. Budynki przemijają za szybą aby późnej zniknąć w oddali. "Czy ten pan i pani są w sobie zakochani...". Okej... Nie zrozumcie mnie źle. Nic do tej piosenki nie mam. Moja mama kiedyś ją sobie śpiewała. Ale... Dlaczego Krzyś ją zna?
Ten temat zostawmy... Zastanówmy się dlaczego ją śpiewa?
_________________________________________
19.07.2017

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro