Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V Mi zrobisz?

*trzask*
Co jest?! Kto trzas-
- WSTAWAJ! Kacper tyle razy ci mówiłem nastawiaj ten cholerny budzik! Później jak zawsze się spóźniasz! - Krzyknął, widać nieźle wkurzony. Tyle przynajmniej wywnioskowałem z tonu głosu, bo przez przymrużone oczy trudno coś zobaczyć...
- Co? A która godzina? - Zapytałem, ale jakoś mnie to nie interesowało. On zwykle przesadza.
- 14! - Dobra, jednak tym razem nie przesadza!
- Co?! Już zaraz będę gotowy! To weź mi śniadanie zrób, a ja zaraz będę! - Rzuciłem ubierając się na szybko.
- Okej to czekam... A! Zapomniałbym, Pan Tomasz przejdzie, a raczej już jest. Zjecie razem. - Powiedział uśmiechając się w moją stronę. Dlaczego mam cierpieć? Nie mógł sobie odpuścić i po prostu się pożegnać? Dobra, nie ważne...
Krzysiek opuścił mój pokój kierując się na dół. Ja w momencie się ubrałem i już  schodze ze schodów.
- Ehh znowu zaspał... Nie mam czasem do niego sił... - No bardzo mi przyk
- Tak zwykle mija młodości naszego gatunku. Ja robiłem to samo jak jeszcze szczeniakiem byłem. Ty pewnie też, więc nie bądź dla niego za to za surowy. - Łoł, ojciec powiedział coś takiego... Świętujemy! Ja bez alkoholowy szampan poproszę! Schodze powoli, nie żeby coś, ale może uda mi się coś jeszcze usłyszeć.
- Może i racja, ale to przechodzi ludzkie pojęcie!
- Pff hahha serio to powiedziałeś?  Hahah - dawno nie słyszałem, żeby się śmiał...
- Cicho bądź. Masz nadzieje na coś specjalnego, dlatego go tam wysyłasz nie?
- Mój ojciec wychował kogoś takiego jak ja na osobę potrafiącą się opanować. Mam wielką nadzieję, że pomoże również jemu, ja akurat na nic się mu nie zdam. Kocham go, ale nie potrafie... Wszyscy mówią, że ma głównie moje cechy. Nie mylą się zbytnio, ale mi tak cholernie ją przypomina. Charakter i sposób mówienia ma po niej. Chciałbym kiedyś normalnie z nim o wszystkim porozmawiać, wyjaśnić, żeby mi wybaczył.
- To może być z deka trudne.
- Wiem. - Hymmm więc myślimy podobnie. - Przyjade kilka dni po jego urodzinach. Wtedy wszystko mu wyjaśnię.
Nie chce mi się już słuchać. Wchodze
- Cześć - rzuciłem i wziąłem kanapki od Krzysia, a teraz siedze na krześle i spokojnie przeżuwam. Ciekawe o co mu chodziło z tym opanowanym. Zwykle taki jestem. Nie mam w zwyczaju popadać w skrajne emocje. Ehhh żaden z nich się jeszcze nie odezwał. Może trzeba ich wyręczyć?
- Hymmm więc Ojcze. Wysłałeś się? - Bo kiedy nie ma o czym gadać to najlepiej spytać o sen. Ja to mam jednak gadane.
- Em nawet tak, musze przyznać. Dobrze mi się spało
- A jak tobie się spało Krzysiek? - No nie wypada go tak wykluczyć z rozmowy. Trzeba wszystkich w to zaangażować.
- Mm nawet dobrze... - Ledwo go usłyszałem, tak ściszył głos. Ale! Spuścił też głowe więc coś jest na rzeczy hehehe ja to wykr TAK OCZYWIŚCIE, ŻE SE WYKRYJE TYM BARDZIEJ, ŻE NIE BĘDĘ GO WIDZIAŁ PRZEZ... NAWET NIE WIEM ILE DNI! Ehhh
- Dobra, to co zbieramy się? - Zapytał mój osobisty kucharz.
- Jasne i tak już kończe - powiedziałem i kieruje się w strone sieni, gdzie na spokojnie ubiore buty i kurtkę. Zaraz kurtka...
- ZAPOMNIAŁEM WALIZKI ZNIEŚĆ! - Chyba nie trudno się wam domyślić co zrobiłem po tym. Tak, pobiegłem po walizkę. Po chwili byłem już z nią na dole i patrzyłem na załamaną mine Krzysia. No każdemu się zdarzy zapomnieć. No może jemu nie, ALE każdemu.
- Kacper... Na miłość boską... Czemu... Ja rozumiem to całe dojrzewanie, hormony, ale żeby zapomnieć o czymś takim? Rusz się i pakuj do samochodu! - Ale czemu od razu się tak denerwować?
- Dobra już, czekaj. Otwarty jest?
- Tak! Już, śmigaj!
- A czy ktoś otworzyłby mi drzwi?
- Ehhh - No i otworzył! Jest! Nie musze się z tym bawić. Ale o dziwo zrobił to Ojciec.
- Dzięki - Po chwili już wszystko było spakowane. Hehe posłuchajmy o czym gadają. Jakaś dziwna moc każe mi wierzyć w to że oni są razem. Wieże w to. To podsłuchiwanie tylko po to. Hehe
- Panie Tomaszu, zrobiłem wszystko co mi pan zlecił. Spotkanie ma pan o 16.30 proszę się nie spóźnić. Ym przez te kilka dni, podczas których mnie nie będzie, proszę wracać do domu. Jeść dobrze. Co jeszcze... Hmmm A! Laptop jest w biurze, tam jest wszystko też zapisane. Na pewno mam tam zostać na te kilka dni?
- Tak. Poradzę sobie, a on będzie potrzebował kogoś młodszego od moich rodziców. Liczę na ciebie.
- Dobrze... A... To nie ty powinieneś przy nim być właśnie teraz...
- Na prawdę? Uważasz, że ja na niego jakoś wpłyne? To już prędzej katecheta by coś zdziałał.
- Nie wydaje mi się. Jesteś jego ojcem więc-
- Jestem tylko ojcem na papierze. On nawet mnie za takiego nie postrzega.
Hmmm ma troche racji. To mu musze przyznać
- Tylko Krzysiu, nic sobie nie zrób. - CZY ON..?! CZY ON WŁAŚNIE GO POCAŁOWAŁ?! I DOBRZE ŻE W TO WIERZYŁEM! I KTO MIAŁ RACJE! O kuźwa idzie!
- Do widzenia panie Tomaszu - jaki on czerwony na twarzy hehe - gotowy? - To już do mnie chyba.
- Oczywiście, od jakichś paru minut. To jedziemy?
- No tak
- To cześć Ojciec!
- Cześć, miłych wakacji.
- I wzajemnie, ale skoro Krzysiu jedzie to chyba nie będą takie miłe hehe. - Jeju jak ja dawno nie widziałem zaczerwienionego rodziciela.
- J-jedźmy...
Po kilku godzinach
Jedziemy już od kilku godzin. Boże ile jeszcze! Aaaaaaa
- KIEDY DOJEDZMY?!
- W tedy jak dojedziemy! Ile jeszcze mam ci to powtarzać?
- Tyle razy ile zapytam. 
Po kolejnych kilku godzinach ciągłej zjazdy z kilkoma przystankami na siku, wreszcie dojechaliśmy.
- Dziadku! Babciu! Jak ja was dawno nie widziałem! Ale się stęskniłem! - Już chwile ich przytulam tak dla waszej informacji.
- Dobrze, my ciebie też dawno nie widzieliśmy, ale już, bo nas udusisz. - Powiedziała babcia. Jak ja za nią tęskniłem. Miło jest ich znowu widzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro