Reed X M!Reader (King's Choice)
"Kiedy w końcu uwierzysz, że cię kocham?"
Zawiera: SPOJLERY, dom!Reader, sub!Reed, anal penetration, missionary, some angst idk, marking
Reed nie spodziewał się jednego. A mianowicie, że się w tobie zakocha. Plan Kerwina był prosty. Wysłać mężczyznę, by uratował króla przed "zbójami", którzy w rzeczywistości byli wynajętymi aktorami, a później rozkochał w sobie króla i go szpiegował. Finalnie Reed miał dokonać zabójstwa, żeby jego szef mógł przejąć władzę.
Cały plan niestety się posypał. Reed się zakochał, a po tobie nie było widać, żebyś odwzajemniał uczucie. Młodzieniec czuł, że coraz trudniej będzie mu wykonać swoje zadanie, zwłaszcza, że każdego dnia zdawałeś się być coraz bardziej poza jego zasięgiem.
Zdesperowany Reed łapał się wszystkiego, byle tylko zwrócić na siebie twoją uwagę i się do ciebie zbliżyć. Chciał wrócić do relacji, jaką mieliście po jego "bohaterskim" czynie.
Po szybkim patrolu stolicy, który był twoją ucieczką od pracy przekazywanej ci przez Lance'a, zaszedłeś ukradkiem do zamku. To tam, w prywatnych komnatach, usłyszałeś cichą piosenkę - tą samą, którą śpiewał Reed, gdy się poznaliście.
- Wasza wysokość - przerwał mężczyzna, kiedy tylko cię zobaczył. Szybko się wyprostował i lekko ukłonił.
Zaśmiałeś się cicho na tą reakcję. Coś musiało dręczyć szatyna, w końcu na co dzień się tak nie zachowywał. A jak na kogoś, kto współpracował ze zdrajcą, było to też dla niego niebezpieczne.
- Coś się stało? - zapytałeś, na co Reed podszedł do ciebie ze spuszczoną głową.
- Kocham cię - powiedział, kładąc ręce na twoich ramionach. Czekając, aż coś odpowiesz, zaczął bawić się twoimi włosami na karku.
- Tak, wiem. Mówiłeś już. Kilka razy - westchnąłeś ciężko. Coraz trudniej było ci ukrywać, że ci na nim nie zależy, nawet jeśli wiedziałeś, że Reed tylko udaje.
- Dlaczego wciąż w to nie wierzysz? - ciężko było ci stwierdzić, czy smutek, który usłyszałeś w jego głosie, był sztuczny, czy prawdziwy. Na pewno bezpieczniej było uznać pierwszą opcję, ale serce i tak zabiło ci mocniej.
Z pewną dozą niepewności położyłeś dłonie na biodrach mężczyzny, by go od siebie odsunąć, ale ten, zanim zdążyłeś to zrobić, podniósł wzrok na twoją twarz.
- Pozwól mi to udowodnić - powiedział pewnie, a na jego twarzy pojawiły się niewielkie rumieńce. - Proszę, [Imię].
Nie mogłeś odmówić.
Pewnie będziesz tego żałować, ale dałeś kochankowi poprowadzić się do jednej z wielu zamkowych sypialni. Tam, za zamkniętymi drzwiami, Reed posadził cię na łóżku i, siadając na twoich biodrach, zaczął powoli ściągać z siebie kamizelkę i koszulę. Sam złapałeś go za uda i zacząłeś rysować palcami niewielkie kółeczka. Z tyłu twojej głowy przyczepiła się jednak natrętna myśl. "To mogą być moje ostatnie chwile."
Widząc nagi tors Reeda, coś cię ruszyło. Przyłożyłeś usta do kącika jego ust i pocałunkami zacząłeś kreślić wilgotną ścieżkę aż do jego szyi. Młodzieniec wplątał swoje palce w kosmyki twoich włosów i delikatnie je pociągnął, kiedy zacząłeś ssać wrażliwy punkt w jej zgięciu. Ciężkie westchnienie wydostało się z ust Reeda. Z przyjemności, oraz chcąc zbliżyć się do ciebie jeszcze bardziej, przyległ do ciebie całą swoją klatką piersiową,
Spodnie stawały się dla ciebie, jak i dla twojego partnera, coraz bardziej niewygodne. Jednym zgrabnym ruchem położyłeś Reeda na łożu, klęcząc między jego nogami. Mężczyzna spojrzał na ciebie lekko zamglonymi oczami, po czym podniósł się na przedramionach.
- Nie... - mruknął. - Ja miałem ci udowodnić, że cię kocham...
- Uwierz, twoje krzyki już to potwierdzą - odpowiedziałeś, łapiąc za jego spodnie.
Reed, opanowany przez pożądanie, od razu ci pomógł, pozbywając się reszty ubrań. Wylądowały na podłodze, tak jak chwilę później twoje. Szybko sięgnąłeś po butelkę z olejkiem i położyłeś ją na łóżku.
Złapałeś bruneta za kolana i podniosłeś je, przyciskając do jego klatki piersiowej. Otworzyłeś wieczko i wylałeś sobie część płynu na dłoń. Włożyłeś jeden palec do odbytu Reeda, na co ten zacisnął palce na pościeli.
- Czy ty... Już się przygotowałeś? - zapytałeś, z łatwością dokładając kolejne dwa palce i je rozkładając.
- Tak... Ja... Potrzebowałem ciebie... - wysapał, czując jak twoje palce uderzają w jego prostatę. - Wciąż potrzebuję... Kocham cię...
Zignorowałeś to wyznanie. W końcu to tylko kłamca. Jeśli ma cię zabić, to nie chciałeś dać mu satysfakcji jeszcze w tym.
Wylałeś jeszcze trochę olejku na swojego twardego członka. Uklęknąłeś wygodniej, po czym płynnie w niego wszedłeś. Głośny jęk wydostał się z ust Reeda, kiedy znowu uderzyłeś w jego czuły punkt.
- Aaah... Kocham... Cię...
- Skończ już. Zachowaj swoje wyznania na później - z tymi słowami, zamknąłeś młodzieńca na dobre, zajmując jego usta pocałunkiem. Kiedy Reed otworzył je po raz kolejny, to tylko po to, by dodać do tego swój język.
Lekko zaskoczony odsunąłeś się, przerywając swoje ruchy. Póki jeszcze mężczyzna był blisko ciebie, przygryzł twoją dolną wargę. Zmieszało cię to, co twój kochanek od razu zauważył i uśmiechnął się szelmowsko.
"[Imię], uspokój się! To tylko gra!" powiedziałeś sobie w myślach, znowu ruszając biodrami. Reed wyciągnął w twoją stronę ręce, obejmując cię. "Ale gdyby mu na mnie nie zależało, to by się tak nie starał" próbowałeś się przekonać, ciężko wzdychając.
Powróciłeś pocałunkami do szyi młodzieńca, zostawiając na niej raz na jakiś czas malinki i ślady ugryzień, które zdawały się nakręcać Reeda jeszcze bardziej.
Młodzieniec wygiął plecy i odchylił głowę do tyłu.
- Ja... Ja... Wasza wysokość... - zaczął mówić, plącząc się w słowach. - Ja... - nie skończył, kiedy z jego penisa wypłynęła sperma.
Kliknąłeś językiem, nie zatrzymując się. Reed wplątał palce jednej ręki w twoje włosy, a drugą jeździł po twoich plecach. Kiedy opuszkami palców przejechałeś po jego członku, poczułeś, jak wbił paznokcie w twoją skórę i pociągnął za włosy.
- [Imię]...! - wykrzyczał, kiedy już poprawnie chwyciłeś jego penisa. - Za dużo...
- Nie miałeś mi czegoś udowadniać? Bierz, co ci daję - te słowa zadziałały jak zaklęcie na Reeda, który teraz zacisnął uda wokół ciebie, tracąc kontrolę nad własnym ciałem.
- Kocham cię... Kocham cię... - zaczął powtarzać jak mantrę, zbliżając usta do twojego ucha.
Jego ciepły oddech nakręcił cię jeszcze bardziej, przez co sam zacząłeś zbliżać się do wyczekiwanego orgazmu. Przyspieszyłeś też ruchy swojej ręki, przez co wyznania Reeda stały się tylko głośniejsze.
Doszliście w tym samym momencie, Reed krzycząc, że cię kocha, a ty szepcząc jego imię. Puściłeś mężczyznę, a jego imię wciąż nie zeszło z twoich ust. Położyłeś się na łóżku obok niego, a ten od razu przytulił się do twojego boku.
- Czyli... Czujesz coś do mnie? - zapytał, patrząc ci w oczy. Wydawał się zdziwiony tym, z jaką miękkością się wypowiadałeś.
- A ty? - zapytałeś, już nawet nie próbując się ukrywać.
- O-oczywiście, że tak - Reed brzmiał na lekko oburzonego, ale uśmiech nie zszedł z jego twarzy. - Ile razy mam to powtarzać?
Odwróciłeś się na plecy i popatrzyłeś pusto na sufit.
- Utrudniasz sobie pracę - szepnąłeś, a Reed otworzył szerzej oczy.
- Ty... Ty wiedziałeś?!
Zamiast coś odpowiedzieć, powoli wstałeś z łóżka, wyciągając ramię spod mężczyzny. Nie spojrzałeś w jego kierunku zamiast tego kierując się do łazienki.
- Pomóc ci z umyciem się, czy wolisz sam? - zapytałeś, a w twoim głosie nie było słychać groźby, ani złości. - Jak i tak masz mnie zabić, to przynajmniej będziesz mnie miło wspominał.
- Wasza wysokość... - Reed gwałtownie się podniósł, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa i upadł boleśnie na podłogę. - Wasza wysokość, co... Co chcesz ze mną zrobić?
Dopiero kiedy do niego podszedłeś i podniosłeś, znalazłeś siłę na odpowiedź.
- Nie chcę krzywdzić moich bliskich. A ty na ten moment nie zrobiłeś nic nielegalnego, co można ci udowodnić. Wybór, co dalej, należy do ciebie.
Powoli otworzyłeś drzwi do wielkiej łaźni i po posadzeniu Reeda włączyłeś wodę, by napełniła dużą wannę. Mógłbyś to zlecić służbie, ale zajęłoby to za długo. A ty musisz jeszcze wrócić do spraw rządowych i zwojów. Lance na pewno cię szukał i wypadałoby w końcu dać się znaleźć.
***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro