Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.4 §

Miałeś nieodparte wrażenie, że znasz to miejsce, mimo, że mógłbyś przysiąc, że nigdy cię tutaj nie było. Wpatrywałeś się w koronę grabu, szukając odpowiedzi, gdy nagle zauważyłeś pewną rzecz. Na gałęziach otaczających go drzew znajdywało się mnóstwo opuszczonych gniazd. Dobrze wiedziałeś, jak wyglądają siedliska skowronków i pojąłeś, że pierwsze drzewo było nimi otoczone. Przypomniałeś sobie swoją rozmowę z Leszym, który powiedział ci, że będziesz musiał coś poświęcić, aby przebłagać duchy lasu.

 - W mojej wizji, Borowy zapowiedział, że będziemy musieli złożyć ofiarę pod pierwszym drzewem. - przemówiłeś do swoich towarzyszy.

 - Zwykłe dary na nic się zdadzą, próbowaliśmy już naprawdę wielu rzeczy. - odparł Gerald.

 - Ja oddam się w ofierze. - ogłosił drugi strzygoń.

 - Co!? Nie zgadzam się! - zaprotestował jego przyjaciel.

 - Lasota sprowadził na nas tą tragedię, a ja jako członek plemienia, do którego należał, czuję się za niego odpowiedzialny. Chciałbym odkupić jego winy, żeby już nikt nie musiał cierpieć przez klan Pożeraczy. - Derwan wyjaśnił swoje stanowisko w sprawie. Zrozumiałeś, że na jego barkach także spoczywała teraz ogromna odpowiedzialność. 

 - Nie pozwolę na to! - dalej opierał się upiór.

 - To nie twoja decyzja! Wolę zginąć za sprawę, niżeli patrzeć na śmierć moich towarzyszy.

Nie wiedziałeś, co o tym myśleć, z jednej strony go rozumiałeś, ale z drugiej strony nie byłeś pewien czy jego poświęcenie jest słuszne. Mimo sprzeciwów Geralda, nie dało się zmienić jego zdania. Strzyga wybłagała od swego kompana wyciąg z szczwołu plamistego, który przy sobie posiadał. Ta niepozorna roślina zapewniała szybką i w miarę bezbolesną śmierć. Derwan wypił truciznę i położył się pod drzewem. W milczeniu patrzyłeś jak powoli ulatuje z niego życie, paraliż powoli ogarniał jego ciało, ale potwór nie opierał się. Na jego twarzy malował się wyraz dyskomfortu, który z czasem słabnął, gdy zaczęły opuszczać go siły. Razem z Geraldem siedzieliście przy jego boku, dotrzymując mu towarzystwa w ostatnich chwilach.

 - Opowiedzcie klanom o tym, co się stało, dobrze...? - wydusił z siebie, zanim jego usta zamilkły na zawsze, zaraz potem pogrążył się w głębokim śnie.

Drugi upiór wyszeptał słowa modlitwy w stronę drzewa, prosząc o opiekę nad duszą zmarłego. Przyłożył skroń do jego czaszki i złożył pożegnalny pocałunek na jego czole. 

 - Możesz już odejść, skowronku. Nie jesteś dłużej potrzebny. - przemówił łamiącym się od wstrzymywanych łez głosem.

Zostawiłeś za sobą pierwsze drzewo i skierowałeś się w stronę Szumilasu. Próbowałeś myśleć o tych wszystkich ludziach, którzy teraz byli wolni od klątwy, ale twoje myśli bezustannie wracały do pokrzywdzonych przez los strzygoni. Nawet, kiedy już znalazłeś się w osadzie, wciąż nie mogłeś przestać rozpamiętywać tego, co stało się w lesie. Wszystko inne zdawało się szare, nudne i nieistotne. Po siedmiu długich dniach, znów stanąłeś na granicy kniei. Wolałeś być sobą i zrozumieć w pełni, co to dokładnie oznacza. Choć zaznałeś je na krótko, towarzystwo upiorów było tobie bliższe niż kompania jakiegokolwiek człowieka. Wszedłeś do lasu. Najpierw z wahaniem stawiając każdy krok, biłeś się z myślami, czy podejmujesz właściwą decyzję, potem zacząłeś iść coraz szybciej, aż w końcu biegłeś. Narastająca euforia i ekscytacja rozpierała twoje serce, kiedy na nowo odnalazłeś gniazdo strzyg. Nareszcie wiedziałeś, gdzie jest twoje miejsce.

Koniec. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro