Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9: Jungkook


Chodziłem jak na szpilkach, dalej nie wiedząc co dzieje się z moim najlepszym przyjacielem. Jedyne co mi pozostało, to czekanie na jakiekolwiek informacje od matki Sehuna. Sam już nie wytrzymywałem i kilka razy dzwoniłem albo pisałem, żeby dowiedzieć się czegokolwiek. Nie potrafiłem siedzieć na zajęciach czy nawet skupić się na słowach wypowiadanych przez profesorów. Nie pomagał mi również fakt, że moje studia nie pozwalały na zrobienie sobie tygodniowej przerwy i wyjechanie do Busanu. Czułem się jak zużyta guma, o ile tak się dało czuć.

Minęły może z dwa dni, a dowiedziałem się tylko tyle, że stan Sehuna z dnia na dzień może się pogarszać. Wtedy czułem niesamowity ból w sercu. Świadomość, że w każdej chwili mogę stracić przyjaciela, dołowała mnie jeszcze bardziej. Dodatkowo, był to człowiek o złotym sercu, który potrafił samym uśmiechem podnieść na duchu każdego.

Mimo, że byłem bardzo pilnym uczniem, to odpuszczałem sobie naukę. Gdy przychodziłem na zajęcia, to siedziałem jak kołek na końcu sali i patrzyłem się w ścianę, mając nadzieję, że to mi w jakiś sposób pomoże. Ale jak można było się domyślić, nie pomagało.

Czułem czasami na sobie spojrzenia wszystkich obecnych na sali, a zwłaszcza profesora Kima, który zerkał na mnie swoim podejrzliwym wzrokiem, jakby chciał dosłownie wywiercić mi dziurę w mózgu i dowiedzieć się o co chodzi.

W końcu po kolejnych nieprzespanych nocach, gdzie wręcz umierałem w środku nie dostając jakichkolwiek informacji, dostałem SMSa.

- Przysięgam, że dosłownie zabije jeśli to będzie to kolejne zaproszenie na jakąś imprezę.- powiedziałem do siebie.

Podniosłem się niedbale z łóżka, biorąc telefon do ręki. Gdy na wyświetlaczu pokazał się numer matki mojego przyjaciela, w ekspresowym tempie odblokowałem ekran. Wodząc po literach, które układały się w słowa, analizowałem je kilka razy, bo mój mózg był już zbyt otępiały, by potrafić cokolwiek zrozumieć.


Ciocia Oh: Przepraszam, że tak długo nie informowałam Cię o stanie Sehuna...Ale po prostu nie potrafiłam cokolwiek zrobić przez te parę dni...Sehun jest w śpiączce i jest podłączony do respiratora... Lekarze dają mu nikłe szanse na przeżycie...

Gdy w końcu mój umysł potrafił odczytać słowa cioci, uderzyło to we mnie z potrójną siłą. Teraz rozumiałem czemu tak długo musiałem czekać na wiadomość. Jej jedyny syn leżał umierający w szpitalu, gdy ona mogła tylko patrzeć i modlić się o jakikolwiek cud. Poczułem na policzku łzy, znałem Sehuna od dziecka i nie potrafiłem sobie wyobrazić, gdyby nagle miało go zabraknąć. Zadawałem sobie cały czas pytania, czemu tak dobrych ludzi spotyka taka tragedia?

Państwo Oh byli kochającymi i odpowiedzialnymi rodzicami. Pamiętam, że jako dziecko uwielbiałem do nich przychodzić. Witał mnie zapach ręcznie robionych czekoladowych ciasteczek. Ciocia Oh uwielbiała piec, a gdy wiedziała, że mam się u nich zjawić, częstowała mnie różnymi wypiekami oraz lemoniadą z różnymi dodatkami, które potem razem z Sehunem zajadaliśmy na balkonie. Traktowała mnie jak swojego drugiego syna, kiedy ja z Sehunem czuliśmy się jak prawdziwi bracia.

Nie odstępowaliśmy siebie na krok i wszystko robiliśmy razem.

Nigdy nie zapomnę tego jednego dnia kiedy razem z chłopakiem zbudowaliśmy ogromną bazę u mnie w domu. Zebraliśmy wtedy wszystkie możliwe koce i poduszki jakie tylko znaleźliśmy, a później moja mama przyniosła nam talerz z owocami. Wyobraźnia mojej mamy przekraczała wszelkie granice, gdy jabłka były zrobione na wzór króliczków, a winogrona przypominały małe jeżyki.

Świadomość, że Sehun może umrzeć w każdej chwili powodowała, że moje serce zostało napadnięte przez miliony igieł, które przebijały je na wylot. Mimo, że nie widzieliśmy się ostatnio za często, to utrzymywaliśmy telefoniczny kontakt. Ponownie położyłem się na łóżku przymykając zmęczone powieki.

-Jungkook, jeśli dalej będziesz opuszczał zajęcia to wylecisz z uczelni - powiedziałem do siebie szeptem. Musiałem w końcu zebrać się w sobie i iść na uczelnie, chcąc nie chcąc. Westchnąłem i starałem się pozwolić mojemu umysłowi odpłynąć, by mój zmęczony stresem organizm w końcu mógł ukoić wszystkie mięśnie należytym odpoczynkiem.

Następnego dnia leniwe staczając się z łóżka skierowałem się do łazienki. Zimny prysznic pobudził mnie do działania, choć patrząc na swoje odbicie w lustrze, mogłem powiedzieć, że sen nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Widziałem u siebie ogromne worki pod oczami. Przecierając policzek starałem się coś wymyślić, by w takim okropnym stanie nie pokazać się profesorom. Patrząc na moją cerę, która z lekko opalonej wyglądała na niemal śnieżno białą najpewniej pomyśleliby, że jestem chory. Wtedy na pewno wysłaliby mnie do domu, a ja i tak miałem już spore zaległości. Jedynie dzięki JHope'owi nikt mnie jeszcze nie wykreślił z listy studentów. Podobnoż tłumaczył każdemu z osobna, że ostatnio bardzo źle się czuję i siedzę w domu.

Sięgnąłem do szafy po czyste ubrania, by już po chwili mozolnie założyć je na siebie. Na dworze panował jeszcze chłód, a nie chciałem doprawić swojego stanu dodatkowym przeziębieniem. Ubrałem się ciepło, na koniec otulając swoją szyję szalikiem.

Gdy tylko znalazłem się pod drzwiami na uczelnie, moje serce zaczęło bić szybciej, jakbym się czegoś bał. Nie wiedziałem, co spowodowało u mnie taki stan... Może to dlatego, że nie przygotowałem się na zajęcia, na których nawet nie wiedziałem co się dzieje? Możliwe, ale kiedyś i tak musiałbym tam wejść, więc wszystko jedno.

Na wejściu poczułem przyjemne ciepło, które biło teraz z grzejników porozmieszczanych w różnych miejscach wydziału. Zostawiłem więc kurtkę z szalikiem w szatni, bo szczerze nie chciało mi się tego nosić ze sobą. Po otrzymaniu numerka skierowałem się do swojej sali wykładowej, gdzie miały się zaraz odbyć zajęcia z Epidemiologii Klinicznej. Spuściłem głowę, przez co grzywka zasłaniała mi oczy. Nie chciałem widzieć tych wszystkich ciekawskich spojrzeń.

Idąc spokojnie i nie wyróżniając się za bardzo, wpadłem w końcu na kogoś.

Nie za bardzo odwracając się rzuciłem szybkie „przepraszam" i chciałem już odchodzić, gdy poczułem na swojej ręce delikatny uścisk. Wtedy zatrzymałem się i już miałem tłumaczyć tej osobie, że na prawdę przepraszam za wejście mu w drogę.

- Jungkook? - usłyszałem wtedy cichy szept. Podniosłem wzrok na mężczyznę, który właśnie trzymał mnie za nadgarstek.

- Cześć Jimin - powiedziałem równie cicho. Nie chciałem spojrzeć mu prosto w oczy. Poza tym, nie wyglądałem najlepiej, a nie chciałbym dodatkowo tracić na wartości w jego ślicznych oczach.

- Wszystko w porządku? - czy powinno mnie zszokować, iż w jego głosie wyczułem zmartwienie? Choć nie powiem, w jakimś stopniu poczułem też namiastkę radości.

- Już jest lepiej - odpowiedziałem, chcąc uwierzyć we własne słowa. On chyba jednak nie potrafił spić z mych ust tą śmietankę kłamstwa. Spojrzał na mnie, po czym po chwili przysuną łsię do mnie kładąc mi rękę na czole. Jego dotyk był tak przyjemny, że mógłbym tak stać godzinami. Nie tak dawno nawet bym nie marzył, że kiedykolwiek poczuję jego skórę na mojej twarzy, jednak w tym momencie nie cieszyłem się z tego tak, jak powinienem. Wszystko co piękne jednak szybko się kończy, bo po chwili przestałem czuć to ciepło bijące od jego delikatnych dłoni. Spojrzałem wtedy na niego, gdyż w końcu zebrałem w sobie odwagę. Poza tym, jakoś nie znając go, bardzo dobrze ufałem mu. W końcu już raz mnie opatrywał, jak dostałem od Namjoona piłką w nos.

- Może powinieneś wrócić do domu? - ciągnął dalej

- Już trochę zajęć sobie odpuściłem - podrapałem się nerwowo po szyi. - Więc niezbyt mogę - chciałem się zaśmiać, ale poczułem w swoim gardle tylko ucisk.

- Tylko proszę, nie przemęczaj się - te słowa wręcz pogłaskały moje uszy

-  Postaram się - on zaś w odpowiedzi posłał mi swój słodki uśmiech, którego rzadko mogłem doświadczyć. Sprawił, że aż moje kąciki ust powędrowały ku górze. W tej chwili szczęścia, ciągle czułem czyjś wzrok na sobie. Zdawało mi się, że przeszywa mnie na wylot. Próbowałem odszukać jego źródła i ukradkiem zauważyłem, że ktoś intensywnie się nam przygląda. Kiedy nakierowałem wzrok na ową osobę, zauważyłem te charakterystyczne szare włosy. Kiedy skrzyżowaliśmy ze sobą spojrzenia, mężczyzna przymrużył delikatnie oczy i odwrócił się na pięcie, by za moment zginąć w tłumie studentów. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, jakby był zdenerwowany na naszą dwójkę.

Pożegnaliśmy się z Jiminem, bo jak tłumaczył się chłopak, miał coś ważnego do załatwienia i musi się śpieszyć. Dodatkowo pokazał, że pomimo obowiązków jakie wiązały się z byciem przewodniczącym, zwrócił uwagę na mój kiepski stan. Czyli nie byłem mu aż tak obojętny? Kiedy martwisz się o kogoś, musi ci na nim zależeć, prawda?

Spojrzałem na zegarek i z moich ust wydobyło się ciche przekleństwo. To już ta godzina? Szybkim krokiem powędrowałem na zajęcia. Na szczęście nie wiele się spóźniłem, ale przekraczając próg sali i czując wzrok wszystkich się w niej znajdujących, był nie dozniesienia.

- Dzień dobry i przepraszam za spóźnienie -powiedziałem lekko się kłaniając.

Zająłem miejsce koło osoby, którą mogłem nazwać przyjacielem. JHope od razu się uśmiechnął na mój widok i przesunął się, robiąc dla mnie miejsce. Mimo, iż zajęcia trwały, wypytywał mnie jak się czuje i czy na 100% jest wszystko okej. Musiałem przyznać, że to miłe uczucie, gdy ktoś się o ciebie martwi, choć naprawdę nie chciałem robić mu problemów moją osobą.

Zajęcia minęły nam o dziwo bardzo szybko, co na studiach medycznych graniczy z cudem. Pakując wszystkie swoje rzeczy rudowłosy zwrócił się do mnie.

- Co powiesz na chlańsko?

- Alkohol? - zmarszczyłem trochę nos

- No tak~~ Myślę, że Ci się to przyda - zaśmiał się cicho, bo najwidoczniej nie chciał mnie obrazić - pójdziemy do jakiegoś baru czy coś~~ ja stawiam.

- A skąd nagle masz kasę? -spytałem ze zdziwieniem - znowu zabrałeś portfel Yoongi'ego hyunga?

- Nie no, ależ skąd - zaśmiał się - dostałem stypendium.

- W sumie nie mam humoru na picie w barach -powiedziałem od razu. Z drugiej strony, może faktycznie fajnie by było się odrobinę rozluźnić i napić się z przyjacielem? - możemy kupić coś po drodze i iść do mnie - chyba tego się nie spodziewał, bo otworzył szerzej oczy.

- Jeśli nie masz nic przeciwko, bardzo chętnie bym przyszedł - odpowiedział po chwili z ogromnym uśmiechem na ustach. Gdy pierwszy raz zobaczyłem jego uśmiech, od razu skojarzył mi się ze słońcem. I faktycznie tak było. JHope jako przyjaciel był jak promyk słońca, który potrafił poprawić humor nawet w najbardziej fatalnej sytuacji.

Zarzucając plecaki na ramiona, skierowaliśmy się do wyjścia. Nasz główny temat obracał się wtedy wokół alkoholu i przekąsek, które zamierzaliśmy kupić. Naszą zaciekłą konwersację przerwał nam nagle krzyk jakiejś dziewczyny.

- Jak możesz mi to robić?!

- A ty jak możesz być taka samolubna?!

- Ja samolubna? A nie zauważyłeś, że przez to zaczęliśmy się od siebie oddalać?! Nawet za rękę mnie już sam z siebie nie łapiesz! - Nie sądziłem, że ta oaza spokoju zwana Min Yoongim potrafi kłócić się ze swoją dziewczyną na cały korytarz.

- Bo raz Cię za rękę nie złapię to już wielkie halo robisz...

- Może zastanów się nad tym wszystkim co?! To ja powinnam być dla Ciebie najważniejsza!

- Wygląda na to, że nie tylko ty - Dziewczyna nawet się nie zawahała i podchodząc jeszcze bliżej Yoongiego,  impetem uderzyła go w twarz. W tym momencie, gdybym coś pił, pewnie oplułbym marmur, po którym chodziliśmy.Nie wiem co bardziej mnie zaskoczyło. Myśl, że Yoongi hyung może zdradzać swoją dziewczynę czy to, że ta drobna z pozoru panna przywaliła wyższemu o głowę mężczyźnie.

- No nie powiem, ciężka atmosfera. Gdybym miał nóż to mógłbym ją kroić jak masło - usłyszeliśmy za sobą znajomy głos. Przełknąłem cicho ślinę, po czym jak na znak oboje z JHope'm obróciliśmy się w stronę Namjoona.

Po chwili położył ręce na naszych ramionach i odciągnął nas od tej szopki. - Najlepiej udawać, że tego nie widzieliśmy - powiedział, a każdy z nas rozumiał, że dla Mina musiało to być upokarzające przeżycie. Kiwnęliśmy głowami w zgodzie. - Już idziecie do domu?

- Idziemy się napić - zaśmiał się rudowłosy -Jungkook może zaprosimy też Namjoona hyunga? Co ty na to? - Mój najdroższy przyjaciel w tym momencie wbił mi gwóźdź do trumny. To nie tak, że przez tą całą akcje przestałem lubić Jina i Namjoona, czy że przeszkadzało mi że są razem... Nie na co dzień widzi się swoich kolegów uprawiających gorący seks, podczas gdy ty siedzisz w szafie i nie masz co ze sobą zrobić. Musiałem sobie to wszystko poukładać na spokojnie w głowie.

- Jasne - uśmiechnąłem się sztucznie, ale na tyle dobrze by jakoś to wyglądało. - Jeśli masz ochotę - miałem cichą nadzieję, że ma jakieś zajęcia czy coś.

- Skoro wam to nie przeszkadza, to jasne - odwzajemnił nasze uśmiechy, a ja wiedziałem, że będzie to ciężka przeprawa. Choć może alkohol pomoże mi zapomnieć o tym i pozwoli cieszyć się towarzystwem tej dwójki?

Po odwiedzeniu dwóch sklepów kupiliśmy sporo chipsów o różnych smakach jak i parę butelek soju. Skierowaliśmy się do mojego mieszkania, wesoło rozmawiając po drodze, mimo, że czułem się odrobinę spięty.

Gdy dotarliśmy, powiesiliśmy kurtki na wieszaku, ówcześnie ściągając buty. Zaprowadziłem chłopaków do salonu mówiąc, by czuli się jak u siebie, a sam poszedłem po szklanki i miseczki do przekąsek.

Nie wiem jaką JHope miał tolerancje alkoholu, ale musiała być ona na poziomie równym zeru, bo zaczął odpadać po pierwszej butelce. Bardzo mnie to śmieszyło, że sam zaproponował picie, a imprezę zakończył już po niecałej godzinie. Nie wiem jak z Namjoonem, ale wyglądał na trzeźwiego i nie wiedziałem czy się cieszyć czy płakać. Po chwili usłyszałem te dwa słowa, które zmroziły mi krew w żyłach.

-Musimy porozmawiać...

////
Co tam jak tam uwu
W końcu wróciłam ahh
Przepraszam, że moje apdejty są nieregularne, a obiecywałam że będą pojawiać się co niedzielę orz Życie mi się dzieje, zaczęły mi się sprawdziany, babka od matmy zabija wzrokiem, wiecie jak jest orz
ALE!
Przychodzę z nowymi sołpikami, tym razem w klimacie post-apo ;w; Jakby ktoś lubił czy cuś, to zapraszam <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro