Wojna w Śródziemiu 6
POV Legolas
Lasy królestwa Lothorien były przepiękne. Wszystkie drzewa, rośliny otaczała aura tajemniczości, szczęścia i smutku w jednym. Znajdowałem się na czele pochodu, czujnie rozglądając się wokół. Byliśmy obserwowani, tego byłem pewien, lecz nie wiedziałem, z której strony nadciągną moi pobrateńcy.
-Nie ociągajcie się!-usłyszałem szept Gimliego, skierowany do hobbitów- podobno w tych lasach mieszka straszna czarodziejka. Kto ją spotkał, nigdy już nie wrócił do domu. Razem z Aragornem spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem. Ach te zabobony.
-Ze mną nie pójdzie jej tak łatwo- przechwalał się krasnolud- mam wzrok jastrzębia i słuch lisa.
Nagle zobaczyłem skaczące z drzew postacie. Szybko napiąłem łuk, celując w atakujących.
-Krasnolud tak głośno dyszy, że trafilibyśmy go i po ciemku- rzekł lider, celując w jego stronę, następnie opuścił broń. To samo uczynili wszyscy wokół.
-Mae govannen, Legolas Thranduilion (witaj Legolasie, synu Thranduila)- rzekł, kłaniając się w moją stronę.
-Govannas vin gwennen le, Haldir o Lorien (nasza drużyna jest w twoich rękach Haldirze z Lothorien)- odpowiedziałem.
-A Aragorn in Dunedain istannen le ammem (Aragornie Dunedainie, jesteś już nam znany)- kontynuował elf.
-Haldir- powiedział strażnik z uśmiechem.
-Dość tych elfickich grzeczności- wtrącił Gimli- mówcie tak, by wszyscy zrozumieli.
-Nie mieliśmy doczynienia z krasnoludami, od czarnych dni- rzekł Haldir.
-A wiesz, co ten krasnolud na to?- zapytał karzeł- Ishkhaqwi ai durugnul (pluję na twój grób).
-To nie było zbyt miłe- powiedział ostro Aragorn, przytrzymując ramę Gimliego. Wtedy Haldir spojrzał na Froda.
-Przynosicie z sobą wielkie zło- powiedział, po czym odwrócił się i ruchem ręki wskazał, byśmy szli za nim. Droga nie była długa, więc szybko dotarliśmy do celu. Ojciec opowiadał mi o tym miejscu, lecz jego słowa nawet w połowie nie oddawały magii Lothorien. Wszędzie wokół znajdowały się balkony, tarasy i schody. Tysiące pięknych, ręcznie rzeźbionych schodów, prowadzących do każdej z części królestwa. Wyobraziłem sobie moją ukochaną idącą tymi korytarzami. Może kiedyś stąpała właśnie, w tym miejscu, w którym ja teraz jestem? Zmierzaliśmy ku sali tronowej, do władców tej krainy. Na pewno była tam, przy boku rodziców, niezliczoną ilość razy. W głowie słyszałem jej perlisty śmiech.
Dotarliśmy do złotych stopni, spojrzeliśmy w górę. W naszą stronę szła para królewska. Wszyscy zamarli. Pan Celeborn był bardzo przystojnym elfem, a jego małżonka, pani Galadriela była uznawana za jedną z najpiękniejszych istot Śródziemia, ustępowała miejsca tylko jednej osobie. Swojej córce. Zamknąłem oczy, nie chciałem patrzeć na podobne, a jednak inne włosy, ten sam kolor oczu i mądrość bijącą z każdego ruchu. Wiedziałem, że to niegrzeczne, więc powoli otwarłem powieki. Ujrzałem patrzące na mnie smutne, niebieskie oczy, przypominające najczystszą wodę. Pochyliłem głowę, z szacunkiem. Elfka odpowiedziała tym samym, przeniosłem wzrok na jej partnera, czyniąc to, co wcześniej. Król uśmiechnął się do mnie, po czym spoważniał.
-Z Rivendell wyruszyło was dziewięciu, a przed nami stoi ósemka- rzekł- mówcie, gdzie jest Gandalf?
-On upadł- szepnęła pani Lothorien- Mithrandira pochłonął cień.
Mąż spojrzał na nią z zaskoczeniem.
-To Balrog- postanowiłem się odezwać- weszliśmy niepotrzebnie do Morii, przez co straciliśmy naszego przyjaciela.
-W życiu Gandalfa, nic się nie dzieje bez potrzeby- odrzekła Galadriela, po czym łagodnie uśmiechnęła się do krasnoluda- nie obwiniaj się Gimli, synu Gloina, bo to nie twoja wina. Masz waleczne serce, nie strać go. Jeszcze będzie wam potrzebne.
-Haldir!- zawołał pan Celeborn- zaprowadź naszych gości do miejsca ich dzisiejszego odpoczynku. Wyśpijcie się moi drodzy, jesteście tu bezpieczni.
Poszliśmy za elfem, czułem na sobie wzrok pary królewskiej, lecz nie odwracałem się. Przed nami znajdowało się kilka przygotowanych dla nas namiotów. Haldir życzył nam dobrej nocy, po czym odszedł. Rozpaliliśmy ognisko, moi przyjaciele rozmawiali, lecz nie słuchałem ich zbytnio. Byłem zajęty rozmyślaniem. Moją uwagę zwróciły dopiero słowa Gimliego.
-Ojciec z Thorinem opowiadali mi o urodzie pani Galadrieli. Jednak według nich jej córka przebijała ją o stokroć. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie, jak piękna musiała być Miriel.
-Miriel?- zapytał Boromir.
-Nie słyszałeś o niej?- odpowiedział wstrząśnięty krasnolud.
-Przykro mi przyjacielu, ale nie.
Wszyscy, oprócz mnie i Froda patrzyli na karła z zaciekawieniem.
-Nie umiem mówić tak pięknie, jak Balin, lecz postaram się. Sześćdziesiąt lat temu, jak zapewne wiecie, Thorin wraz z kompanią został uwięziony w leśnym królestwie- tu spojrzał na mnie groźnie- ich sytuacja wydawała się fatalna i bez wyjścia, aż do zamku przybyła piękna, złotowłosa elfka. Zmyliła króla Thranduila fałszywymi informacjami na temat nadciągających orków i pod osłoną nocy pomogła Bilbu uwolnić więźniów. Była najmilszą i najzabawniejszą istotą, jaką kiedykolwiek poznali, więc mimo niechęci do elfów, traktowali ją, jak członka rodziny. Jako jedyna ze swej rasy, przekroczyła próg Ereboru. Gdy przed królestwem ustawiły się zastępy, z leśnego królestwa próbowała przemówić Thorinowi do rozsądku, lecz ten zachorował wtedy na smoczą chorobę, która nie pozwalała mu racjonalnie myśleć. Miriel postanowiła, więc wraz z hobbitem udać się do króla Mrocznej Puszczy, któremu Bilbo, z nadzieją na niedopuszczenie do wojny, wręczył Arcyklejnot. Następnego dnia, gdy wojska na powrót ustawiły się pod Samotną Górą, a jej władca dowiedział się o zdradzie przyjaciela, w szale chciał go zabić. Jednak krzyk elfki, pohamował jego złość i zaczął „rozpuszczać" mu lód z serca. Nadciągnęły Źelazne Zastępy, a po nich orkowie. Rozpoczęła się bitwa. Miriel nie zrobiła tego, co każda kobieta na jej miejscu, nie schowała się. Ona walczyła. Gdy po bitwie moi pobrateńcy opowiadali o niej, każdy chwalił jej umiejętności. Nie miała sobie równych, zabijała każdego orka i trola, który stanął na jej drodze. W końcu Thorin pokonał chorobę i wraz z siostrzeńcami wyruszył na Krucze Wzgórze, lecz to była pułapka. Elfka spostrzegła to i wyruszyła im na ratunek. Jednak na górze było zbyt wielu orków. Zdołała ostrzec Thorina i Killego, dzięki czemu uniknęli śmierci. Miriel nie miała tyle szczęścia. Zaatakowało ją tylu przeciwników, iż nawet jej niezwykłe umiejętności jej nie pomogły. Wiedziała, że i tak zginie, więc złapała w mocnym uścisku Bolga, najlepszego z wojowników wśród orków. Następnie, wraz z nim stoczyła się z góry, mającej tysiąc metrów. Kończąc żywot pierwszej i jedynej elfki, która na zawsze zostanie przyjaciółką krasnoludów.
Po jego słowach nastąpiła cisza, w moim umyśle toczyła się walka. Z jednej strony byłem wściekły na Gimliego, za kłamstwa, albo raczej ukrywanie prawdy, a z drugiej wiedziałem, iż to nie jego wina. Tę wersję mu opowiedziano.
-Legolasie?- usłyszałem głos Pippina.
-Tak, mój drogi.
-Poznałeś ją?
-Tak- cicho odpowiedziałem- była dokładnie taka, jaką opisał ją Gimli- wstałem- idę pozwiedzać.
Wspiąłem się na pobliski pagórek, z którego miałem widok na całe Lothorien. Myślami byłem tak daleko, że nie usłyszałem cichych kroków. Gdyby to był ork, już byłbym martwy. Aragorn usiadł obok mnie.
-Co cię trapi przyjacielu?- zapytał.
-Nic mi nie jest- odpowiedziałem, próbując się uśmiechnąć.
-Znam cię wystarczająco, by wiedzieć, kiedy kłamiesz- rzekł cicho.
-Ja...- nie wytrzymałem, opowiedziałem mu wszystko, począwszy od mojego pojmania krasnoludów, a kończąc na pogrzebie Miriel. Aragorn, nie przerywał mi, byłem mu za to wdzięczny. Gdy skończyłem, poczułem się lepiej, żałowałem, że nie zdobyłem się na to wcześniej.
-Legolas, ja... nie wiem co powiedzieć. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie, co czujesz. Gdyby Arwena- pokręcił głową- przykro mi...
-Nie!- rzekłem ostro- nie powiedziałem ci tego, żebyś mi współczuł. Powiedziałem to, bo jesteś moim najlepszym przyjacielem, i ci ufam. Koniec tematu! Chodź, wracamy na dół.
Ruszyliśmy w drogę powrotną, już po chwili byliśmy na miejscu. Reszta przyjaciół spała, postanowiłem również się położyć.
POV Aragorn
Położyłem się, lecz nie mogłem zasnąć. Myślałem o Legolasie i Miriel. Żałowałem, że jej nie poznałem, musiała być wyjątkową kobietą. Gdy pierwszy raz spotkałem księcia Mrocznej Puszczy czterdzieści lat temu, był smutny i zamknięty w sobie. Teraz już wiedziałem dlaczego. Przeżyłem dużo walk, widziałem wiele śmierci, ale nie wiem, czy potrafiłbym żyć dalej po śmierci najbliższej mi osoby. Zrozumiałem Legolasa, chciał pokonać Saurona, bo to przez niego jego ukochana nie żyje. Teraz nienawidziłem orków jeszcze bardziej. Leżałem potem jeszcze długo, w końcu zasnąłem. Śniła mi się Bitwa Pięciu Armii.
POV Legolas
Otworzyłem oczy, wstałem zdziwiony, ponieważ było jeszcze ciemno. Co mnie obudziło? Dopiero po chwili zauważyłem, stojącą niedaleko białą postać.
-Chodź za mną- usłyszałem w głowie głos Galadrieli. Nie pozostało mi nic innego, jak iść za nią. Stanęła przed szklaną misą, wiedziałem, co to jest. Słynne zwierciadło Galadrieli- jak się czujesz?- zapytała cicho.
-Prawdopodobnie tak, jak ty pani- odpowiedziałem.
-Jesteś bardzo walecznym elfem- rzekła z uśmiechem- Miriel bardzo cię kochała.
-Skąd to możesz wiedzieć?- zapytałem.
-Jestem jej matką- odparła cicho- czułam, kiedy była szczęśliwa i kiedy smutna.
-A teraz co czujesz?
-Pustkę- odpowiedziała smutno.
-Czy tylko po to mnie zawołałaś pani? By zapytać, jak się czuję?
-Chciałbyś spojrzeć w zwierciadło?
-A co w nim zobaczę?
-Pokazuję wiele rzeczy- rzekła- czasami przeszłość, czasami teraźniejszość, a nie kiedy nawet przyszłość, ale często tylko nasze marzenia. Ale wydarzenia, które się w nim zobaczy, mogą ulec zmianie. Tylko od nas zależy, jak się potoczą.
Odetchnąłem głęboko, po czym spojrzałem w ciemną toń wody. Na początku nic się nie działo, lecz potem zaczęły pojawiać się obrazy. Widziałem wielką walkę. Tysiące orków i ludzi, padające na ziemie ciała. Potem Froda, padającego na ziemie, u wrót Góry Przeznaczenia. Wielkiego trola przygniatającego Gimliego swym ciałem, biegnącego w jego stronę Aragorna, ze swym mieczem. Wielu orków padających, przez jego ostrze. Nagle zobaczyłem siebie i włócznie, lecącą w moją stroną. Nie zdążyłem się uchylić, broń wbiła mi się prosto w klatkę piersiową. Ciemność.... potem wszystko zaczęło jaśnieć. Znowu zobaczyłem siebie, przy mym boku stał Gandalf, a w naszą stronę szła Miriel. Wyglądała przepięknie ubrana w suknię ślubną. Uśmiechnęła się do mnie i.... obrazy się skończyły. Znowu widziałem tylko Galadriele.
-Co to znaczyło?- zapytałem cicho.
-Chyba się domyślam Legolasie- odpowiedziała zamyślona- przepraszam, ale muszę cię zostawić.
Odwróciła się i odeszła, w stronę swoich komnat. Również wróciłem do swego namiotu, lecz już nawet nie próbowałem zasnąć. Co pokazało mi zwierciadło? Przyszłość? Czy to znaczy, że umrę w bitwie o Śródziemię? Ale przede wszystkim, czy po śmierci spotkam Miriel?
Wow mój chyba najdłuższy rozdział :D Postaram się, jak najszybciej napisać nexta :* Dziękuję za komentarze :-D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro