Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wojna w Śródziemiu 2

  Wyruszyliśmy następnego dnia, o brzasku. Dowiedziałem się, kim jest wybranka serca Aragorna. Po czułym pożegnaniu jego i Arweny chyba każdy się tego domyślił. Uważam, że pasują do siebie pod każdym względem. Oboje dążą do celu, są odważni, ale przede wszystkim mają nadzieję. Byliśmy już w drodze czternaście dni, zatrzymywaliśmy się na noc, dalszą drogę rozpoczynaliśmy bardzo wcześnie. Nie przeszkadzało mi to, jestem elfem. Mogę spać godzinę, a będę tak samo wypoczęty, jak po całej nocy spokojnego snu. Niestety hobbici nie radzili sobie tak dobrze, nie byli przyzwyczajeni do długich wypraw, więc na ich twarzach widać było zmęczenie. Gandalf chyba również to zauważył, ponieważ zarządził postój. Jakie było moje zdziwienie, gdy Merry i Pippin, zamiast udać się na zasłużony odpoczynek, poprosili Boromira, by podszkolił ich w walce. Wszyscy z uśmiechem przyglądaliśmy się, jak dzielne niziołki próbują pokonać rosłego człowieka.

-Jeśli, by mnie ktoś zapytał o zdanie- powiedział Gimli, do Gandalfa- to rzekłbym, że nadkładamy drogi. Idźmy przez Morie, mój kuzyn Balin przywita nas tam po królewsku.

-Nie wybrałbym tej drogi- odpowiedział czarodziej- chybaże nie miałbym innego wyjścia.

Usłyszałem spadające na ziemie ciało. Obejrzałem się, uśmiech wkroczył na moje usta. Boromir przez przypadek zranił jednego z hobbitów, więc ci w odwecie przewrócili go na ziemię. Aragorn próbował, pomóc człowiekowi, lecz niziołki, w jakby ćwiczonym ruchu, złapali go za nogi i przewrócili. Postanowiłem pomóc przyjacielowi. Szybko wypuściłem dwie strzały, jedna trafiła w szatę Merrego, a druga Pippina. Oboje zostali „przybici" do drzewa.

-To niesprawiedliwe!- krzyknęli, wszyscy włącznie ze mną się roześmiali, nagle usłyszałem dźwięk skrzydeł, obróciłem się w tamtą stronę.

-Crebain z Dunelandu!- krzyknąłem- kryć się.

Wszyscy schowaliśmy się pod krzewami, wyszliśmy, dopiero gdy olbrzymie nietoperze odleciały. Mój humor się pogorszył, wydarzenia na Kruczym Wzgórzu powróciły, przypomniał mi się lot, z tym okropnym zwierzęciem.

-Ta trasa jest obserwowana- rzekł Gandalf- musimy iść przez Caradhras.

Wszyscy westchnęli ciężko, pośród tych gór było dużo śniegu. Wiedziałem, że hobbitom i Gimliemu będzie trudno się poruszać. Ruszyliśmy w dalszą drogę, szedłem na końcu, tonąc w myślach. Nawet nie zauważyłem, gdy zaczęliśmy iść po śniegu. Jako elf nie zapadałem się. Obok mnie maszerował Aragorn, spojrzałem na niego zdziwiony. Mój przyjaciel przez ostatnie dwa tygodnie poruszał się przy boku czarodzieja, na czele grupy. Zauważył mój wzrok, więc odezwał się.

-Posmutniałeś przyjacielu, wszystko w porządku?

-Mathon maer (czuję się dobrze)- odpowiedziałem.

-Wiesz, że możesz mi zaufać- rzekł cicho- jeśli chciałbyś porozmawiać, pamiętaj. Jestem tutaj.

-Dziękuję, przyjacielu- uśmiechnąłem się do niego. Wędrowaliśmy jeszcze do późna, potem weszliśmy do jaskini, by spędzić w niej noc. Pierwszą wachtę pełnił Aragorn. Położyłem się, lecz nie mogłem zasnąć.

-Martwię się o Legolasa- usłyszałem głos przyjaciela, nie wiedziałem, do kogo mówi.

-Wróciły do niego wspomnienia- odpowiedział Gandalf.

-Jakie?- zapytał strażnik.

-Nie moją rolą jest, by ci o tym mówić- rzekł czarodziej- jeśli, będzie gotowy, wszystko wyjaśni.

Po tych słowach zapadła cisza, leżałem jeszcze chwilę, a potem zasnąłem. Spałem z uśmiechem na ustach, śniły mi się chwilę spędzone z mą miłością.

                                                    ******************************************

Maszerowaliśmy dalej, przez całą drogę rozmawiałem z Gandalfem. Czarodziej opowiadał, o swych nadzwyczajnych przygodach. Czasami, jakby czegoś w nich brakowało. Brakowało Miriel... Nagle Frodo się potknął i zaczął zturliwać w dół góry. Na szczęście złapał go Aragorn. Hobbit od razu sprawdził, czy pierścień nadal jest na swoim miejscu. Lecz go nie było. Zacząłem się rozglądać, mój wzrok padł na złoty łańcuszek, leżący na śniegu. Podniósł go gondorczyk.

-Boromirze, oddaj pierścień dla Froda- powiedział cicho, ale z mocą Aragorn. Trzymał rękę na rękojeści miecza, w moich rękach była strzała. Poczułem uścisk Gandalfa na ramieniu, schowałem broń.

-Tyle ryzykujemy, dla czegoś tak małego- szepnął Boromir, po czym podszedł do hobbita i założył mu pierścień- jest twój, nie obchodzi mnie.

Odwrócił się i ruszył w dalszą drogę. Z Aragornem spojrzeliśmy na siebie znacząco, wiedzieliśmy, że musimy bronić Froda przed Boromirem, bo to jego pierścień wybrał sobie jako cel do zatrucia.

                                                                *************************************

Po kilku dniach wędrówki, warunki stały się bardzo ciężkie. Było zimno, ciemno, a śnieg padał coraz bardziej, biedni hobbici nie dawali rady iść. Teraz ja byłem na przodzie. Za mną szedł czarodziej, trzymając laskę, z której wydobywał się płomień.

-Gdybyś może Gandalfie, szedł przodem, mógłbyś topić śnieg, by torować hobbitom drogę- powiedziałem ze śmiechem.

-Skoro elfy umieją, latać nad górami może byś poleciał po słońce!- odpowiedział czarodziej. Rozładowało to troszkę atmosferę, wszyscy się roześmialiśmy.

-Skoro umysł zawodzi, potrzeba siły- rzekł Boromir- chodź Aragornie, we dwóch może damy radę przepchać śnieg, by niziołkom szło się lepiej.

Rozpoczęli pracę, przyglądałem się im z uśmiechem, ich wysiłki na nic się zdawały. Powstrzymywałem się, by nie wybuchnąć śmiechem, widząc, mych towarzyszy kopiących jak krety.

-Powiadacie, że najsilniejszy powinien torować drogę?- zapytałem- a ja wam mówię, gdy trzeba pływać, wyślijcie wydrę, a gdy iść po śniegu, lub liściach tylko elfa.

Szybko pobiegłem, po śniegu i już po chwili wyprzedziłem towarzyszy.

-Do widzenia- powiedziałem, śmiejąc się- lecę po słońce!

Usłyszałem jeszcze za sobą śmiechy, ale biegłem dalej. Niedługo później wiedziałem już, czemu nasza przeprawa jest tak trudna. Szybko wróciłem do kompanii.

-Słyszę jakiś nienawistny głos- rzekłem do Gandalfa.

-To Saruman!- krzyknął czarodziej. Nagle spadła na nas ogromna zaspa, wydostałem się jako pierwszy, więc pomogłem innym.

-Musimy stąd iść- próbował przekrzyczeć wiatr Aragorn- hobbici sobie nie poradzą.

-Gandalf, idźmy przez Morie!- rzekł Gimli.

-Możemy iść do Rohanu- powiedział Boromir.

-Nie!- krzyknął Aragorn- to za blisko Isengardu!

-Niech powiernik pierścienia zdecyduję- rzekł Gandalf. Wszyscy spojrzeliśmy na Froda.

-Pójdziemy przez kopalnie- odpowiedział. Widziałem uśmiech na twarzy Gimliego.

-A więc dobrze- powiedział do siebie czarodziej, usłyszałem go tylko ja, dzięki nadnaturalnemu słuchowi. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Drogę do jednego z królestw krasnoludów, obecnie pod władaniem Balina (jednego z członków kompanii Thorina), do kopalni Morii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro