Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wojna w Śródziemiu 4

POV Legolas

Szliśmy już od kilku godzin, przez jaskinie, na której końcu miało być wejście do Morii. Udało się, w oddali spostrzegłem słabe światło.

-Już niedaleko- pocieszyłem hobbitów.

-Skąd wiesz?- zapytał Merry.

-Widzę- powiedziałem.

-Co?- rozglądał się wokół- ja nic nie widzę.

-A teraz?- podniosłem go.

-Światło!- krzyknął szczęśliwy niziołek- dziękuję Legolasie.

-Proszę, mój drogi- odpowiedziałem z uśmiechem.

Trasa się skończyła. Wkoło nas był staw. Ale gdzie jest wejście?

-Krasnoludy to świetni budowniczy- rzekł z dumą Gimli- dlatego, jeśli się nie wie, gdzie są drzwi, trudno je znaleźć.

-A ty wiesz, gdzie one są?- zapytał Sam.

-Niestety nie- powiedział smutno krasnolud.

-Dlaczego mnie to nie dziwi?- westchnąłem. Wszyscy, oprócz syna Gloina uśmiechnęli się. On tylko spojrzał na mnie z podełba.

-To tutaj- rzekł Gandalf- wrota Durina.

Gimli spojrzał triumfalnie, teraz to ja przewróciłem oczami.

-Teraz potrzeba nam światła księżyca- powiedział do siebie czarodziej. Jak na zawołanie pojawił się księżyc. Dopiero teraz drzwi stały się widoczne, widniał na nich napis.

-Powiedz przyjacielu i wejdź- przetłumaczył Gandalf.

-Co to znaczy?- zapytał Pippin.

-Och, to proste- rzekł czarodziej- jeśli jesteś przyjacielem i znasz hasło, to możesz wejść.

Wydawało się proste, lecz takie nie było. Nie znaliśmy hasła. Szary Pielgrzym mówił wiele słów, w różnych językach, ale jakie jest prawdopodobieństwo, że uda mu się powiedzieć właśnie to, co trzeba?

-Znałem kiedyś wszystkie zaklęcia- powiedział Gandalf, ze złością- we wszystkich językach!

-To, co teraz zrobimy?- rzekł znudzony Pippin.

-Spróbujemy wywarzyć wejście twoją pustą głową- odpowiedział czarodziej. Smutny hobbit usiadł niedaleko mnie. Chciałem go pocieszyć, więc położyłem mu rękę na ramieniu i uśmiechnąłem się. Niziołek również odpowiedział uśmiechem. Nagle usłyszałem plusk wody. To znudzony Merry rzucił kamień do stawu. Chciał rzucić kolejny, lecz zatrzymał go Aragorn.

-Nie mąć wody!- szepnął. Siedzieliśmy, potem w ciszy, przerywanej tylko zaklęciami Gandalfa. W pewnym momencie Frodo wstał.

-To zagadka- powiedział, spojrzał uważnie na drzwi- jak jest po elficku przyjaciel?

-Mellon- odpowiedziałem, wtedy drzwi się otworzyły.

-Mogłem się tego domyślić- rzekł ze śmiechem czarodziej. Podeszliśmy do wejścia.

-Doświadczysz teraz gościnności krasnoludów- powiedział do mnie Gimli, widziałem, jaki był szczęśliwy- mocne wina, soczyste mięsiwa. Nazywają to kopalnią!

-To nie kopalnia- szepnął Boromir- to grób!

Miał racje, wszędzie wokół leżało pełno krasnoludzkich kości. Wyciągnąłem strzałę, z jednej z czaszek. Od razu ją rozpoznałem.

-Gobliny- warknąłem.

-Musimy wracać!- powiedział Aragorn. Nagle, za nami usłyszeliśmy krzyki. Odwróciłem się szybko, ze stawu wynurzyła się jakby wielka ośmiornica, lecz to nie było najgorsze. W jednej ze swych macek trzymała Froda. Ruszyliśmy do walki, zacząłem strzelać w odnóża zwierzęcia, ale to nic nie dawało. Zmieniłem więc taktykę, teraz celowałem w oczy. Już po chwili, uścisk na hobbicie rozluźnił się i niziołek zaczął spadać. Na szczęście złapał go Boromir. Nie mieliśmy wyjścia, naszą jedyną drogą była już tylko kopalnia. Wbiegliśmy do środka, wejście za nami zostało zasypane. Zrobiło się ciemno, lecz mieliśmy Gandalfa, który rozjaśnił pomieszczenie swą różdżką.

-Przed nami trzy dni drogi, przez Morie- rzekł, po czym ruszył. Nie pozostało nam nic innego, jak iść za nim.

                                          ****************************************

Nie zdawałem sobie sprawy, że krasnoludy mogą tak wspaniale budować. Byłem pod wrażeniem, ale-w porównaniu do innych-nie dawałem po sobie tego poznać, w końcu nie mogłem dać Gimliemu satysfakcji. Zobaczyliśmy bogactwo Morii, czyli mithril. Przypomniała mi się kolczuga, którą Bilbo otrzymał przed laty od Thorina, wykonana była właśnie z tego metalu. Przebić jej, nie zdołałoby chyba nic. Wędrowaliśmy od dwóch dni. Przez cały ten czas prowadził nas Gandalf, nie zatrzymując się ani na chwilę. Był pewny tego, gdzie ma iść, aż dotąd. Przed nami było rozdroże, czarodziej usiadł na kamieniu.

-Nie pamiętam tego miejsca- powiedział.

-Zabłądziliśmy?- zapytał Pippin.

-Cicho!- ofuknął go Merry- Gandalf myśli!

Spojrzałem na niego, nie mogłem się powstrzymać, wybuchnąłem śmiechem. Uwielbiałem tych hobbitów. Po chwili śmialiśmy się wszyscy, przynajmniej tak myślałem na początku. Frodo pozostał poważny. Podszedł do czarodzieja, nie chciałem podsłuchiwać, ale i tak usłyszałem fragment ich rozmowy. Powiernik Pierścienia zauważył śledzącą nas istotę. Westchnąłem, nie chciałem go martwić, ale spostrzegłem śledzącego nas Golluma, już jakiś czas temu. Nagle Gandalf wstał.

-To w tę stronę- rzekł, wskazując na wejście po prawej stronie.

-Przypomniał sobie- powiedział uśmiechnięty Merry.

-Nie Meriadoku- odpowiedział czarodziej- ale tutaj mniej cuchnie. Zapamiętaj sobie, jeśli nie wiesz, w którą stronę się udać, idź za nosem. Szliśmy dalej, w pewnym momencie Gimli skręcił i zaczął biec. Szybko pognaliśmy za nim. Wbiegliśmy do czegoś, co przypominało starą salę tronową, pełną ciał. Na środku niej znajdował się grób, przed nim klęczał krasnolud. Zrozumiałem, co się stało.

-Tu spoczywa Balin- rzekł Gandalf- władca Morii.

-Musimy stąd iść- powiedziałem do Aragorna. Ten skinął głową, w potwierdzeniu. Spojrzałem na czarodzieja, który ostrożnie wyciągał dziennik z rąk jednego z poległych. Na kościach, nie było już prawie skóry, lecz i tak rozpoznałem, do kogo należą. To był Ori, kolejny członek kompani Thorina.

-Zatrzasnęliśmy się w sali tronowej- czytał Gandalf- zajęli już całą kopalnię. Bronimy się, ale nie damy im rady. Biją bębny, coraz głośniej i głośniej, a nagle cisza. Nadchodzą....

Położyłem rękę na sercu, oddając cześć poległym, nagle ciszę przerwał huk, potem kolejny. Pippin oparł się o studnie i zrzucił wiadro oraz hełm. Czekaliśmy na następstwa, ale nic się nie wydarzyło.

-Głupi Tuk!- warknął czarodziej- sam tam wskocz i oszczędź nam swojej głupoty!

Nie zdołał nic więcej powiedzieć. Usłyszeliśmy zbliżające się kroki. Boromir wyjrzał przez drzwi, prawie obrywając strzałką, na szczęście zdążył się uchylić.

-Mają jaskiniowego trola- krzyknął. Razem z Aragornem pomogliśmy mu zabarykadować wejście, lecz wiedzieliśmy, że długo nie wytrzymają. Odeszłem kilka metrów.

-Trzymajcie się z tyłu- powiedziałem do hobbitów, po czym wyciągnąłem strzałę. Już po chwili strzeliłem, broń trafiła do celu. Potem padła barykada, rzuciliśmy się do walki. Nie lubiłem walki mieczem, ale tutaj był on niezbędny. Moje sztylety poszły w ruch, z mej ręki padło wielu orków, nagle wbiegł trol. W jednej chwili wyciągnąłem i wystrzeliłem strzałę. Trafiła tam, gdzie celowałem, w serce. Nie przyniosło to jednak rezultatów, jego skóra była za gruba. Zaatakowało mnie kilku orków, szybko poradziłem sobie z nimi. Do mojej głowy wpadł pomysł. Jeśli znalazłbym się gdzieś wysoko, mógłbym ostrzelać przeciwników strzałami. Rozejrzałem się. Około dziesięciu metrów nad nami wisiał żyrandol. Zacząłem skakać po skałach, aż dotarłem odpowiednio wysoko, aby wykonać ostateczny przeskok. Złapałem się rękami za stal, po czym saltem stanąłem na lampie. Wypuszczałem jedną strzałę za drugą, każda trafiała do celu. Nagle usłyszałem krzyki, spojrzałem w tamtą stronę i zamarłem. Trol odrzucił Aragorna i przebił Froda włócznią. Znajdował się idealnie pode mną. Nie zastanawiając się długo, przeciąłem liny, trzymające mój podest do sufitu. W czasie lotu trzymałem równowagę i spadłem razem z żyrandolem prosto na trola. Siła tego była tak wielka, że przeciwnik ledwo utrzymywał równowagę. Szybko wbiłem mu strzałę w głowę z taką siłą, iż na zewnątrz zostały tylko lotki. W ostatniej chwili wyskoczyłem w tył, potem trol padł martwy. Podbiegłem do Froda. Była już przy nim cała drużyna.

-O nie!- wyszeptał Aragorn. Nagle stało się coś niezwykłego, hobbit poruszył się.

-Nic mi nie jest- powiedział, wstając.

-Ale jak?- zapytał strażnik- ta strzała przebiłaby dzika!

-Chyba nie doceniamy tego hobbita- rzekł Gandalf z uśmiechem. Niziołek podniósł koszule do góry, ujrzeliśmy piękną, białą kolczugę z mithrilu.

-Zadziwiasz nas panie Baggins- powiedział Gimli. Nie mieliśmy czasu, by cieszyć się jego życiem. Orkowie nadciągali.

-Do mostu Khazad dum- krzyknął czarodziej, po czym pobiegł w stronę wyjścia. Ruszyliśmy za nim.

Miał być dłuższy, ale już po dwudziestej trzeciej  i wena mi się skończyła :/ a że obiecałam, to dzisiaj wstawiam :D nie wiem, kiedy dodam nexta, bo teraz będę troszkę zajęta (mam dziewiątego urodziny, więc w sobotę robię imprezke) ale postaram się niedługo :*********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro