Ostateczne starcie w Śródziemiu 5
POV Aragorn
W bitwie o Gondor zginęło wielu, niewinnych ludzi. Po skończonej walce dołączył do mnie Gandalf i Pippin, walczący dotychczas w środku miasta. Razem szukaliśmy Merrego i Eowiny, którzy przebrani brali udział w bitwie.
-Nie!- usłyszałem krzyk Eomera. Razem z przyjaciółmi pobiegłem w stronę, z której dobiegał. W rękach żołnierza Rohanu znajdowała się jego siostra. Widziałem dużą ranę, na jej ręku, jednak nie tylko ranę. Jej żyły stały się czarne.
-Zraniła Nazgula- powiedział Gandalf, po czym spojrzał na mnie- może jej pomóc tylko twoja magia. Magia króla Białego Miasta, jednak trzeba działać szybko. Jeśli minęło dużo czasu, Eowina na zawsze pozostanie w tym stanie- uniosłem dłoń, z której wypłynęło blade światło. Po chwili wszystko wróciło do normy. Na twarz kobiety wróciły kolory.
-Merry!- krzyknął Pippin, ujrzawszy zmierzającego w naszą stronę hobbita. Mocno się uściskali.
-Co się stało Eowinie w rękę?- zapytał nowo przybyły niziołek. Kuzyn wyjaśnił mu wszystko. Meriadok spojrzał na nas przerażony.
-Miriel też go zraniła!- krzyknął. Wstałem szybko.
-Gdzie ona jest?- zapytałem.
-Książę Mrocznej Puszczy zaniósł ją do pałacu- odparł jeden z żołnierzy- była ranna z tego, co widziałem- nie trzeba mi było niczego więcej. Co sił w nogach pobiegłem do Białego Miasta, prosto do sali uzdrowień. Na jednym z łóżek leżała moja przyjaciółka, a na krzesłach obok siedzieli Legolas i Gimli. Podszedłem do nich i nie zważając na zdziwione spojrzenie elfa, rozerwałem rękaw Miriel. Książę ze świstem wciągnął powietrze. Jej dłoń wyglądała dokładnie tak, jak jeszcze przed chwilą ręka Eowiny. Szybko uzdrowiłem przyjaciółkę.
-Od czego to?- zapytał książę ze strachem.
-Zraniła jednego z upiorów- odparłem- nic jej nie będzie. Trucizna nie zdążyła rozprzestrzenić się w organizmie.
-Hannon le (dziękuję)- powiedział Legolas, patrząc na mnie z wdzięcznością.
-Nie ma za co- uśmiechnąłem się, lecz po chwili spoważniałem- słyszałem, że jest ranna. Gdzie?
-Drobiazg- machnął ręką elf i wskazał mi jej nogę. Ujrzałem tam dość dużą bliznę, jednak rany już nie było.
-Już się zagoiła?- zapytałem zdziwiony. Książę pokiwał głową z uśmiechem.
-Dziwnie patrzeć, jak ten nasz nerwusek leży tak spokojnie. Prawda?- wybuchnęliśmy śmiechem, słysząc komentarz Gimliego.
-Uznam to za komplement- przerwał nam cichy głos. Miriel miała otwarte oczy. Legolas szybko klęknął przy niej.
-Wszystko w porządku?
-Wygraliśmy- odparła jego ukochana z uśmiechem- co mogłoby być nie tak?- nagle otworzyły się drzwi. Wszedł przez nie elf, którego nie znałem, niosąc na rękach młodą dziewczynę. Miriel otworzyła szeroko oczy- Tamarel!- krzyknęła i podbiegła do nowo przybyłych.
-Lindir, co się stało?- zapytał książę Mrocznej Puszczy, również podchodząc do nich.
-Dostała strzałą, panie- odpowiedział cicho elf. Położył kobietę na jednym z wolnych łóżek. Ona również była elfką. Uzdrowiciele rozpoczęli jej leczenie.
-Będzie dobrze- powiedział jeden z nich. Moi przyjaciele odetchnęli z ulgą.
-Ile razy, przyjacielu, mam ci powtarzać, żebyś nie mówi panie?- zapytał z uśmiechem Legolas.
-Przepraszam- uśmiechnął się Lindir. Książę Mrocznej Puszczy wyjaśnił mi i Gimliemu, kim byli nowo przybyli. Miriel przez cały czas klęczała, przy głowie przyjaciółki.
-Mogłybyśmy porozmawiać?- zapytała znachorka, podchodząc do elfki.
-Oczywiście- odparła kobieta, wstając- słucham?
-Nie tutaj- rzekła uzdrowicielka- na osobności!
-Dobrze, więc prowadź pani- Miriel, wraz ze staruszką wyszły z komnaty.
-O, co może chodzić?- zapytałem Legolasa.
-Nie wiem- odpowiedział, równie zdziwiony, jak ja. Po chwili kobiety wróciły do nas. Moja przyjaciółka miała szeroki uśmiech na twarzy. Znachorka spojrzała na nią znacząco, jednak elfka pokręciła głową.
-Czemu jesteś taka szczęśliwa?- powiedział książę Mrocznej Puszczy. Miriel pocałowała go w policzek.
-Już mówiłam- odparła- wygraliśmy! Trzeba się cieszyć!- miała rację, wygraliśmy, jednak miałem dziwne przeczucie, iż to jeszcze nie koniec walki. Coś miało nadejść.
POV Miriel
Udaliśmy się do sali tronowej, gdzie czekał na nas Gandalf, oraz Eomer. Niestety król Theoden nie przeżył bitwy. Skojarzyłam fakty. To do jego ciała pobiegła Eowina, po zabiciu Nazgula. Czarodziej stał z boku. Był smutny, wręcz przestraszony.
-Co się dzieje przyjacielu?- zapytałam, podchodząc do niego.
-Mój wzrok nie sięga już Froda- odparł- ciemność się pogłębia.
-Wiemy, że Sauron nie ma pierścienia- powiedział Aragorn.
-To tylko kwestia czasu- szepnął Mithrandir- teraz poniósł klęskę, a za murami Mordoru nieprzyjaciel przegrupowuję siły.
-Niech tam tkwią- krzyknął Gimli, po czym wypuścił kłąb dymu z fajki i dodał- niech gniją. Co nam do tego?
-To, że między Frodem a Górą Przeznaczenia stoi dziesięć tysięcy orków!- czarodziej zasmucił się jeszcze bardziej- wysłałem go na śmierć.
-Nie!- rzekł potomek Isildura- wciąć jest nadzieja. Frodo potrzebuję czasu i bezpiecznej drogi, przez Gorgoroth. Zapewnijmy mu to!
-Jak?- zapytał krasnolud.
-Wywabiając armie Saurona z Mordoru, tak by nikt tam nie został- odpowiedział Aragorn- zbierzmy siły i jedźmy na Czarną Bramę.
-Nie pisane nam zwycięstwo- powiedział Eomer.
-Nam nie- odparłam- ale Frodo zyska większe szanse, jeśli oko Saurona skupi się na nas.
-Niech będzie ślepe na każdy inny ruch- dodał strażnik z północy.
-Odciągniemy jego uwagę- powiedział Legolas.
-To pewna śmierć, nikłe szanse powodzenia- rzekł z uśmiechem Gimli- na co czekamy?- wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Sauron spodziewa się podstępu- szepnął Gandalf- nie chwyci przynęty!
-Sądzę, że jednak chwyci- odpowiedział potomek Isildura. Od razu zaczęły się przygotowania. Czekała nas kolejna bitwa. Przytuliłam się do ukochanego. Tak strasznie bałam się starcia, które mogło odebrać wszystko, co dla mnie ważne. Jednak nie mam zamiaru, pozwolić odejść w zapomnienie przyszłości, którą sobie wymarzyłam. Dotknęłam brzucha.
-Nie poddamy się, kochanie- pomyślałam. Czas na walkę!
POV Legolas
Przed nami widziałem już Mordor. Jasne oko Saurona przerzuciło na nas swój wzrok. Zaczęliśmy się ustawiać w wielu rzędach. Była nas o wiele za mało. Wiedziałem, iż nie mamy szans wygrać tego starcia. Nie chciałem, by Miriel zginęła tutaj, jednak nawet nie proponowałem jej zostania w Białym Mieście. I tak by się nie zgodziła. Czekaliśmy na jakiś ruch przeciwnika, lecz on nie następował. Panowała martwa cisza. Aragorn poprowadził swego konia pod bramę. Ruszyłem za nim, u boku ukochanej, Gandalfa, hobbitów, Eomera i oczywiście Gimliego, z którym jechałem na jednym ogierze. Zatrzymaliśmy się pod samym wejściem. Było ogromne, większe niż cokolwiek, co w życiu widziałem. Wrota otworzyły się minimalnie. Wyjechał do nas samotny jeździec. Był okropny, ze spróchniałymi zębami i czarną skórą.
-Mój pan, Sauron wielki każe was powitać- wycharczał z uśmiechem- kto z was ma uprawnienia, by ze mną paktować?
-Nie chcemy paktować z Sauronem- odrzekł Gandalf- powtórz swemu panu te słowa. Wasze wojska mają być rozwiązane, a Sauron ma opuścić te ziemie na zawsze!
-Siwobrody starcze- zaczął posłaniec- polecono mi, coś ci pokazać!- włożył rękę pod pazuchę, wyciągając małą, białą kolczugę. Przeraziłem się. Należała ona do Froda.
-Frodo- szepnął Merry. Czarodziej złapał lecący w jego stronę mithril- Frodo, nie!
-Cicho!- warknął Mithrandir.
-Nie!- powtórzył hobbit.
-Milcz!- powiedział Gandalf.
-Ten niziołek był ci blisko, jak sądzę- rzekł sługa Saurona- wiec, że cierpiał męki z rąk swego gospodarza. Kto by przypuszczał, że tak mała istota może znieść tak wielki ból!- zwrócił się do mojej ukochanej- wiesz, o czym mówię? Prawda?
-Wiem, że kłamiesz!- warknęła Miriel. Aragorn podjechał do posłańca.
-A to kto?- zapytał ork- dziedzic Isildura? Złamana elficka klinga, nie czyni króle...- nie zdążył dokończyć. W jednej chwili mój przyjaciel ściął mu głowę, a ukochana rzuciła sztylet w serce. Miała łzy w oczach. Złapałem ją za rękę, na co spojrzała z wdzięcznością, po czym ruszyła w stronę leżącego ciała i wyciągnęła swą broń.
-No i koniec negocjacji- rzekł Gimli.
-Nie wierzę w to!- powiedziała Miriel- i nie uwierzę!- nagle wrota zaczęły się otwierać szerzej. W naszą stronę ruszyła armia orków.
-Wycofać się- krzyknął do nas Aragorn. Posłuchaliśmy go i wróciliśmy do naszych ludzi. Byli przerażeni- pozostać na stanowiskach!- nawoływał ich mój przyjaciel- synowie Gondoru, Rohanu! Bracia moi! Widzę w waszych oczach to samo przerażenie, które osłabiło moje serce! Być może przyjdzie dzień, gdy ludziom braknie odwagi! Gdy porzucimy druhów, rwąc więzy przyjaźni! Ale to nie jest ten dzień! Być może przyjdzie era wilków i strzaskanych tarcz! Może skończy się era ludzi, jednak to nie jest ten dzień! Dziś bowiem stajemy do walki! Na wszystko, co wam na tej dobrej ziemi drogie! Wzywam was do walki! Ludzie zachodu!- do serc żołnierzy powróciła nadzieja. Podnieśli miecze, gotowi do bitwy. Zsiedliśmy z koni, puszczając je wolno. Wróciły do swych domów. Bezpieczne. Armia Saurona zaczęła nas otaczać. Było ich co najmniej dziesięć razy tyle, co nas.
-Nie sądziłem, że zginę u boku elfów- rzekł Gimli.
-A może u boku przyjaciela?- zapytałem z uśmiechem.
-Tak- odparł syn Gloina- to już lepiej- poklepał mnie po łokciu, ponieważ do ramienia nie dosięgał, a Miriel złapał za rękę- staję do walki, przy waszym boku, jak moi przodkowie przed laty. Nie patrzę na nas jak na elfów i krasnoluda. Jesteśmy przyjaciółmi!
-Na zawsze- szepnęła moja ukochana.
-Na zawsze- powtórzył Gimli.
-Na zawsze- powiedziałem, po czym wziąłem ukochaną w ramiona. Zaczęliśmy się całować z pasją i gorliwością, większą niż kiedykolwiek. Obawiałem się, że to nasze ostatnie chwile razem.
-Kocham cię- rzekła cicho moja ukochana.
-Ja ciebie też- szepnąłem. Spojrzeliśmy na Aragorna, przez cały czas trzymając się za ręce.
-Powiem ci coś po bitwie- szepnęła mi do ucha.
-Co?
-Po bitwie!- powtórzyła. Nagle oko Saurona zaczęło coś szeptać, zwracając się do potomka Isildura. Mój przyjaciel wystąpił do przodu. Wyglądał, jakby Ciemny Władca przejął nad nim kontrolę. Odwrócił się do nas, po czym się uśmiechnął.
-Dla Froda- szepnął, podnosząc miecz ku górze. Ruszył do walki, a my za nim. Razem z ukochaną, już w czasie biegu, ostrzeliwaliśmy przeciwnika gradem strzał. Potem zaczęła się walka wręcz. Wykorzystywałem w niej całą wściekłość, miłość i wszyskie inne emocje, obecne w moim ciele. Walczyłem lepiej niż kiedykolwiek. Zacząłem liczyć wrogów. Jeśli to przeżyjemy, muszę wiedzieć ilu zabiłem, aby pochwalić się Gimliemu. Kto by pomyślał, że moim najlepszym przyjacielem będzie krasnolud? Jednak nie myślałem o tym teraz, walka trwała. Przez cały czas ubezpieczałem plecy Miriel. Ukochana była dla mnie najważniejsza. Wykonałem salto do tyłu i kręcąc się w powietrzu, obciąłem głowy kilku orkom. Nagle ujrzałem, iż Gimli leży pod nogą, jaskiniowego trola. Próbował walczyć, jednak na nic się to nie zdawało. Wraz z Miriel staraliśmy się do niego podbiec, jednak bezskutecznie. Przeciwnicy tarasowali nam drogę. Widziałem, jak z drugiej strony biegnie przerażony Aragorn. Trol miał już wbić swój miecz w naszego przyjaciela, gdy nagle rozległ się głośny huk. Potwór zostawił krasnoluda i zaczął uciekać. Odetchnąłem z ulgą. Orkowie wokół stanęli przestraszenie. Odwróciłem się, aby zobaczyć, co było przyczyną zamieszania i na moją twarz wpłynął uśmiech. Wieża Saurona zaczęła spadać, to był koniec. Czarny Władca został pokonany. Frodo zniszczył pierścień. Nasi przeciwnicy zaczęli uciekać, jednak nadaremno. W ziemi pojawiła się wielka dziura, pochłaniająca jednego orka, po drugim. Spojrzałem na ukochaną, a uśmiech zamarzł na mych ustach. Czaił się za nią jeden z orków, w rękach trzymał włócznie. Miriel niczego nie spostrzegła. Nie myślałem, co robię, wiedziałem tylko, że muszę ją uratować. W jednej chwili rzuciłem się za nią. Broń wbiła się głęboko w moje ciało. Zaparło mi dech w piersiach. Usłyszałem rozpaczliwy krzyk ukochanej.
-Nie!!!!- uśmiechnąłem się. Byłem szczęśliwy, Miriel przeżyje i to było najważniejsze.
POV Miriel
-Nie!!!!- krzyczałam. To nie mogła być prawda. Co ja najlepszego zrobiłam? Upadłam na kolana i zaczęłam tamować krew, wypływającą z rany ukochanego- nie zostawiaj mnie!- błagałam. Wokół nas zaczęli się tłoczyć przyjaciele- pomóżcie mi!- jednak oni stali w miejscu. Dlaczego nic nie robili? Dlaczego nie chcieli mi pomóc?- Legolas proszę!- wzrok mi się rozmazywał. Łzy zasłaniały wszystko. Położyłam głowę na jego piersi, lecz nic nie słyszałam. Zaczęłam mu robić masaż serca- dalej! Dalej!- nie było żadnej reakcji. Wokół mnie pojawiły się silne ramiona.
-Miriel, on nie żyje- szepnął Aragorn.
-Nie!- warknęłam- on mnie nie zostawi. Słyszysz? Nie zrobi mi tego!
-Pozwól mu odejść- powiedział smutno człowiek.
-Ale ja go kocham!- krzyknęłam.
-Wiem- odparł delikatnie potomek Isildura- on też cię kochał. I zawsze będzie cię kochał. On jest w twoim sercu- nie mogłam w to uwierzyć. On nie żyje! Znowu o straciłam, choć za pierwszym razem nie umarł, teraz był martwy i nie było sposobu, aby do mnie wró... . Wstałam i spojrzałam w niebo.
-Jedno życzenie!- krzyknęłam- wybieram jego!- czekałam, jednak nic się nie działo. Ludzie wokół patrzyli na mnie ze smutkiem. Żołnierze myśleli, że zwariowałam- proszę!- dalej nic. Wróciłam na ziemie i zaczęłam przytulać ciało Legolasa- mówiłeś, że mogę sobie zażyczyć, co chcę- płakałam- oddajcie mi go....
Nagle poczułam osty ból w brzuchu. Krzyknęłam. Czułam, że ktoś mnie niesie, jednak oprócz tego, nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Usłyszałam jeszcze rozmowę, toczącą się koło mnie, jednak nie rozpoznawałam, kto ją prowadzi.
-Co się dzieje?
-Ona jest w ciąży!
Tak. Jestem w ciąży. Straciłam ukochanego, ale musiałam żyć dalej. Nie mogłam pozwolić, by umarł na darmo.
-Kocham cię- szepnęłam- na zawsze!- potem straciłam przytomność.
:'( niech duch Legolasa będzie z Wami :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro