Nadzieja w Śródziemiu 6
Z góry przepraszam za wszystkie błędy i w ogóle, ale pod koniec to poprostu już mi się literki zamazywały przed oczami :D Ale rozdziałek jest REKORDOWO długi :*
POV Legolas
Helmowy Jar był ogromny. Otaczał go dziesięciometrowy, kamienny mur. Poczułem ulgę, widząc, jak ciężko będzie przeciwnikom zdobyć tę fortecę. Wjechaliśmy na dziedziniec, wzbudzając powszechne zaciekawienie. Jednak nie zważaliśmy na to, liczyła się każda chwila.
-Spóźniliście się- usłyszeliśmy radosny głos Aragorna.
-Mało wam czasu razem gołąbki?- dodał szeroko uśmiechnięty Gimli.
-Gdzie jest Theoden?- zapytała Miriel. Widziałem na jej twarzy to samo poczucie obowiązku, co sześćdziesiąt lat temu nad rzeką. Nie mogłem się powstrzymać i pocałowałem ją.
-Później ci wyjaśnię- szepnąłem, widząc jej pytające spojrzenie. W naszą stronę zmierzał już król Rohanu.
-Co się dzieje?- powiedział.
-Widzieliśmy armie Sarumana- rzekłem.
-Ile?
-Co najmniej dziesięć tysięcy zbrojnych- odparła cicho moja ukochana.
-Dziesięć tysięcy?- zapytał przerażony Theoden.
-Wyhodowanych w jednym celu- powiedział Aragorn- zniszczeniu świata ludzi.
-Niech przyjdą!- krzyknął król, po czym zwrócił się do Hamy- każdy mężczyzna zdolny do noszenia broni, ma być gotowy przed zmrokiem.
Stanęliśmy wszyscy na tarasie, oglądając sposobiących się do walki ludzi. Było ich o wiele za mało.
-Osłaniamy groble i bramę z góry- rzekł Theoden- żaden oddział nie sforsował muru i nie wszedł do Rogatego Grodu.
-To nie bezrozumni orkowie- powiedział Gimli- to uruk hai o grubych zbrojach i szerokich tarczach.
-Stoczyłem nie jedną wojnę krasnoludzie. Potrafię bronić własnej fortecy- powiedziawszy to, król odwrócił się i odszedł. Poszliśmy za nim- zasiewy można odnowić, domy odbudować. Te mury pozwolą nam przetrwać szturm.
-Nie przychodzą tu, by niszczyć zasiewy i domy- odparła Miriel- ich celem jest zniszczenie ludności- Theoden podszedł do niej gwałtownie. Moja ręka spoczęła na rękojeści sztyletu. Wyglądał, jakby chciał ją uderzyć.
-Jak mam postępować?- zapytał- spójrz na nich. Ich odwaga wisi na włosku. Skoro czeka nas koniec, chce go uczynić pamiętnym dla wszystkich.
-Wyślij jeźdźców- powiedziała moja ukochana- musisz wezwać posiłki!
-I kto się stawi?- rzekł król z sarkazmem- elfowie? Krasnoludy? Nie mamy tylu przyjaciół, co ty. Dawne sojusze wygasły.
-Lothlorien dalej uznaje sojusz z Rohanem.
-Tak? Więc gdzie są nasi sojusznicy?- zapytał- nie, moja droga. Jesteśmy sami- dokończył szeptem, po czym krzyknął- kobiety i dzieci do jaskiń!
********************
Powoli nastawał wieczór, więc razem z przyjaciółmi udaliśmy się do zbrojowni.
-Miriel- zwróciłem się do ukochanej.
-Tak, najdroższy?
-Ja...- nie wiedziałem, jak to powiedzieć- nie chce, żeby coś ci się stało. Dlatego proszę, żebyś z innymi kobietami udała się do jaskiń.
-Słucham?- powiedziała groźnie.
-To, co usłyszałaś- odparłem.
-Żartujesz, prawda?
-Miriel, rozejrzyj się wokół- rzekłem- chłopi, kowale, chłopcy stajenni. To nie żołnierze.
-Oglądali zbyt wiele wiosen- powiedział Gimli.
-Albo zbyt mało- dodał Aragorn. Miał rację. Do walki przygotowywały się nawet dzieci.
-Spójrz- rzekłem- ich oczy są pełne przerażenia!- wokół zrobiło się cicho- Boe a hyn neled herain dan caer menig (to będzie trzysta, przeciwko dziesięciu tysiącom).
-Si beriathar hyn, ammaeg na ned Edoras (w Edoras mieliby mniejsze szanse)- odparła.
-Miriel, nedin dagor hen u-erir ortheri (Miriel, oni nie mogą wygrać tej bitwy)- dopowiedziałem, po czym złapałem ją za ramie- Natha daged dhaer (wszyscy zginą)!
Nie zdawałem sobie sprawy, jak szybka była. W jednej chwili wyrwała mi się z uścisku i jednym ruchem przewróciła na ziemie.
-Więc zginę razem z nimi- warknęła, następnie odwróciła się na pięcie i wyszła z sali. Wstałem, chcąc iść za nią, lecz powstrzymał mnie Aragorn.
-Zostaw ją- powiedział cicho- daj jej chwilę samotności.
-Nie chciałem- szepnąłem.
-Wiem- uśmiechnął się lekko- rozumiem cię.
Poszedłem na dwór i usiadłem na murze. Musiałem wszystko przemyśleć.
POV Miriel
Byłam wściekła. Jak on mógł? Nie rozumiałam, dlaczego tak ze mną postąpił. Moje serce zalała fala smutku, żałowałam swojego wcześniejszego zachowania. Nie powinnam była reagować tak ostro. Wokół zrobiło się ciemno, orkowie mogli nadejść w każdej chwili. Nie zamierzałam schować się do jaskiń. Chciałam walczyć, a jeśli trzeba to nawet zginąć u boku bliskich. Poszłam do zbrojowni, gdzie od razu rozpoczęłam poszukiwania w miarę dobrej kolczugi, jednak nic takiego nie znalazłam. Usłyszałam, że ktoś się zbliża, więc szybko się odwróciłam.
-Legolas- przywitałam go chłodno.
-Nigdy mnie nie zawiodłaś- powiedział- wybacz! Zwątpiłem. Poczułem strach, bałem się o ciebie. Nie chcę, by cokolwiek ci się stało.
-Lego...- zaczęłam, jednak przerwał mi.
-Kocham cię- szepnął- nie wyobrażam sobie, że możesz dzisiaj umrzeć- mocno przycisnęłam usta do jego warg. Przytulił mnie.
-Ja też cię kocham- odparłam. Dopiero teraz zrozumiałam jego intencje. On po prostu się o mnie martwił- Przepraszam, nie chciałam ci nic zrobić!
-Nic się nie stało, najdroższa- powiedział- usłyszeliśmy głośny śmiech Aragorna. Oboje spojrzeliśmy w kierunku, z którego dobiegał. Po chwili również zaczęliśmy się śmiać. Gimli założył jedną z kolczug, była prawie idealna. Prawie...
-Za ciasna w klatce- zwrócił się do nas krasnolud. Teraz śmiałam się jeszcze głośniej. Prawda była taka, iż kolczuga ciągnęła się jakieś pół metra po ziemi. Nagle usłyszeliśmy dźwięk rogu.
-To nie jest róg orków- rzekł Aragorn. Szybko pobiegliśmy na zewnątrz. Zastaliśmy widok, który tchnął nadzieję w nasze serca. Zostałam w cieniu, nie mogąc uwierzyć, w to, co widzę. Przed nami stała armia elfów.
-Jak to możliwe?- szepnął Theoden.
-Przynoszę posłanie od lady Galadrieli- rzekł lider armii... Haldir- kiedyś powstał sojusz elfów i ludzi, kiedyś wspólnie walczyliśmy i ginęliśmy. I dalej uznajemy warunki sojuszu.
-Mae govannen, Haldir (witaj, Haldirze)- powiedział następca tronu Gondoru, po czym uścisnął elfa. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie, jak dowódca straży Lothlorien nie lubi czułości- witamy z całego serca- stojąca dotąd bokiem armia, jednym, wyćwiczonym ruchem zwróciła się w naszą stronę. Wyszłam z ukrycia i z uśmiechem zawołałam:
-Witaj Haldirze!- lider spojrzał na mnie. Uczyniły to również wszystkie nowo przybyłe elfy. Widziałam zdziwienie na twarzach stojących wokół ludzi, gdy cała armia klęknęła i położyła rękę na piersi w geście pozdrowienia.
-Księżniczko- powiedzieli jednocześnie.
-Wstańcie, moi przyjaciele- odparłam z uśmiechem- będziemy walczyć ramie w ramie. Jesteśmy wobec siebie równi- uczynili mą prośbę. Podeszłam do przyjaciela, który mocno mnie przytulił. Kątem oka widziałam zmieniający się wyraz twarzy ukochanego. Czyżby był zazdrosny?
-Cieszę się, że żyjesz- rzekł Haldir.
-Przecież wiesz, iż nie tak łatwo się mnie pozbyć- odparłam. Niestety w oddali słyszałam już nadchodzących orków- nadchodzą!
-Z dumą stajemy u boku ludzi- powiedział dowódca straży do króla Theodena, po czym spojrzał na mnie i zawołał- Gwindor! Mógłbyś dać Miriel prezent od jej matki?
-Oczywiście- odparł jeden z elfów, wychodząc z szeregu- proszę- podał mi dość spore zawiniątko, które od razu rozpakowałam. Uśmiech wkroczył na moją twarz.
-Hannon le (dziękuję)- powiedziałam radośnie, wyciągając sztylety, miecz, łuk, kołczan pełen strzał oraz moją złotą zbroję. Szybko pobiegłam do zbrojowni, aby się przebrać. Uczyniłam to szybko, jednak został drobny problem. Zapięcie było z tyłu. Po kilku nieudolnych próbach wiedziałam, że sama nie dam rady. Nagle poczułam dotykające mnie delikatne dłonie i lekki pocałunek na karku. Legolas zapiął zbroję. Odwróciłam się w jego stronę.
-Pięknie wyglądasz- szepnął- le melin (kocham cię)
-Ja cię bardziej- odszepnęłam i nie czekając na jego odpowiedź, pobiegłam na zewnątrz. Stanęłam bezpośrednio nad bramą, u boku Gimliego. Po chwili dołączył do nas mój ukochany. Spojrzałam do przodu, gdzie zbliżały się zastępy orków. Byli coraz bliżej i bliżej, aż po chwili zatrzymali się niedaleko. Nastała głucha cisza.
-A Eruchin, udano i faelas a hyn an uben tanatha le faelas (nie okazujcie im łaski, ponieważ wam również nie będzie ona okazana)- krzyczał Aragorn. Przechodząc przez całą długość muru. Jeden z orków warknął, drugi natomiast odetchnął tak głęboko, że dźwięk ten poniósł się, aż do nas. Krasnolud obok mnie zaczął podskakiwać.
-Co się tam dzieje?- zapytał. Dopiero teraz zauważyłam, iż jego wzrost nie pozwalał mu niczego zobaczyć.
-Opisać, czy podstawić ci skrzynkę?- odpowiedział z uśmiechem Legolas. Gimli zaśmiał się sarkastycznie. Mój humor również się poprawił. Nagle usłyszeliśmy rozkazy wrogów, zaczęli uderzać włóczniami o ziemie. Aragorn podniósł miecz do góry, na co ludzie zareagowali załadowaniem strzał na cięciwę. Nie było jednak rozkazu do strzału. Czekali. Zauważyłam, iż jednemu starszemu człowiekowi bardzo trzęsły się ręce. W pewnym momencie nie wytrzymał i wypuścił strzałę wprost w jednego z orków.
-Czekajcie!- zawołał następca tronu Gondoru. Raniony przeciwnik upadł martwy na ziemię. Nastąpiło hasło do ataku, orkowie ruszyli.
-Łucznicy!- krzyknęłam. Armia elfów przygotowała się do strzału.
-Faeg i vary dlin na lanc a nu ranc (ich zbroja jest słabsza przy szyi i pod ramieniem)- powiedział mój ukochany.
-Hado i philinn! (wypuścić strzały)- krzyknęłam na całe gardło. Wystrzeliliśmy jednocześnie. Padło wielu orków, jednak było ich jeszcze więcej.
-Trafili?- zapytał Gimli, który dalej nie mógł niczego dostrzec.
-Nie, drogi krasnoludzie- odpowiedziałam z sarkazmem- na pewno armia elfów nie zabiła żadnego z przeciwników- pokazał mi język, na co się uśmiechnęłam.
-Ognia!- krzyknął Theoden. Ludzie również zwolnili cięciwy.
-Strzelać bez rozkazu!- zawołałam. Prawdziwa walka się rozpoczęła. Wyciągałam jedną strzałę, za drugą, każda docierała do celu. Aby się uspokoić, liczyłam w myślach zabitych wrogów.
-Dajcie mi ich tu!- warknął syn Gloina, który na razie nie miał nic do roboty. Zauważyłam w rękach niektórych orków olbrzymie kusze. Gdy jeden wystrzelił grubą linę, dotarł do mnie ich plan. Chcieli wejść po owych linach na górę. Zaczęłam celować w przeciwników, którzy trzymali tę broń. Jednak po chwili miałam inne zajęcie.
-Pendraith! (drabiny)- krzyknął Aragorn.
-Świetnie- zawołał Gimli. Drabiny leciały w naszą stronę, ostrzeliwaliśmy je, jednak orków było zbyt dużo. Niektórzy zdołali dostać się na mur. Rozpoczęła się bezpośrednia walka. Po chwili przeciwników było więcej. Wyciągnęłam sztylety. Była to zacięta rozgrywka, widziałam wokół walczących przyjaciół. Uśmiechnęłam się. Grono moich najbliższych było bardzo utalentowane w walce. Nagle zobaczyłam upadającego Aragorna, nad nim stał jeden z orków. Szybko wyskoczyłam i wylądowałam na głowie owego przeciwnika. Padł martwy. Spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu znajdował się następca tronu Gondoru, jednak go już tam nie było. Widziałam, że zabija kolejnego z uruk hai.
-Hannon le (dziękuję)- rzekł z uśmiechem. Skinęłam głową.
-Legolas- usłyszałam wołanie syna Gloina- zabiłem piętnastu.
-A ja dwudziestu siedmiu- odkrzyknął mój ukochany.
-Słabo panowie- zawołałam, po czym kopnęłam dwóch orków i jednym zamachem obcięłam ich głowy- teraz już czterdziestu trzech!
-Nie dam się pokonać elfom!- warknął krasnolud, następnie ruszył do dalszej, zaciętszej walki. Wraz z Legolasem roześmiałam się. Czując podchodzących do mojego tyłu przeciwników, zaatakowałam. Po chwili zabiłam wszystkich. Odwróciłam się i ujrzałam ukochanego, który zjeżdżał właśnie po schodach, na jednej z orczych tarcz. Po drodze strzelał jedną strzałkę, za drugą. Pokonałam jeszcze kilki przeciwników, po czym odbiłam się od ziemi i saltem stanęłam za księciem.
-Pięćdziesiąt osiem- szepnęłam mu do ucha. Spojrzał na mnie z podziwem, na co zareagowałam uśmiechem. Bitwa trwała dalej. Nagle usłyszałam kogoś wołającego moje imie.
-Miriel, Legolas!- krzyczał Aragorn- Dado hon (zabijcie go)!- spojrzałam, w kierunku, na który wskazywał. Pod nami, w stronę muru biegł olbrzymi ork. Trzymał w rękach pochodnie. Chcieli wysadzić część naszej obrony. Szybko zaczęłam strzelać, mój ukochany czynił to samo, jednak przeciwnik przemieszczał się dalej. Był już bardzo blisko, w jednej chwili podjęłam decyzję. Złapałam się jedną ręką pobliskiej liny i zeskoczyłam, lądując przed samym przeciwnikiem. Wbiłam mu sztylet, ork spadł na ziemię, lecz to nie był koniec. Biegło do mnie kilku innych, szybko sobie z nimi poradziłam. Nagle zobaczyłam lecące w moją strzały, szybko się uchyliłam, przez co nie zauważyłam drugiego, biegnącego uruk hai z pochodnią. Usłyszałam głośny huk, a siła wybuchu podrzuciła mnie do góry. Uderzyłam w ścianę.
-Miriel!- krzyknął przerażony Legolas. Poczułam zaciskające się na mnie ręce.
-Co z nią?- podbiegł potomek Isildura.
-Ona tu jest- syknęłam- i może mówić za siebie!- odetchnęli z ulgą.
-Coś ty sobie myślała, skacząc tam?- warknął mój ukochany.
-Działałam instynktownie- odpowiedziałam spokojnie, po czym wstałam- dalej, moi drodzy! Orkowie się sami nie zabiją!- książę przewrócił oczami, pocałowałam go i pobiegłam do walki. Nasi przeciwnicy teraz pokonali już mur, mieliśmy coraz mniejsze szanse na zwycięstwo. Uruk hai stali na moście, znajdującym się przed wejściem do Helmowego Jaru. Starali się wywarzyć olbrzymim taranem drzwi wejściowe.
-Wracajcie do stołpu- wołał król Theoden- Miriel! Zwołaj swoich ludzi!
-Na varad (do twierdzy)!- zaczęłam krzyczeć- Na varad!- zauważyłam walczącego niedaleko lidera straży Lothlorien- Haldir!- spojrzał na mnie- Na varad!- kiwnął głową. Zaczęłam zabijać podchodzących do mnie orków. Ujrzałam jak Legolas, wraz z jednym z ludzi ciągnie Gimliego, który nadal chce walczyć. Nagle zobaczyłam coś, przez co moje serce zamarło.
-Haldir! Uważaj!- jednak on mnie nie słyszy.
-Na varad!- krzyknął, do walczących przy nim elfów. Zabił jednego z orków, lecz to nie on był zagrożeniem. Strzelałam jedną strzałę za drugą, jednak trafiły one w innych przeciwników, niż ten którego chciałam zabić. Cały czas ktoś go zasłaniał. Pobiegłam w tamtą stronę, lecz było już za późno. Zobaczyłam, jak mój przyjaciel obrywa mieczem w tył głowy.
-Haldir nie!- zawołałam rozpaczliwie, jednak na nic się to zdało. Dzielny elf padł na kolana. Targnęła mną wściekłość. Zabiłam dwudziestkę wrogów, za nim udało mi się do niego dotrzeć- przyjacielu, nie umieraj- błagałam. Uśmiechnął się do mnie.
-Jestem dumny, mogąc nazywać cię przyjaciółką- powiedział lekko- życzę ci szczęścia, u boku księcia Mrocznej Puszczy. Chciałbym zobaczyć wasze dzieci. Pewnie byłyby tak piękne, jak ty.
-Haldirze...- płakałam- zobaczysz!
-Oboje wiemy, że to mój koniec- szepnął- kocham cię- powiedział nagle- zawsze cię kochałem, choć byliśmy tylko przyjaciółmi... zawsze miałem nadzieję, że nam się uda.
-Ja... nie wiedziałam.
-Cśś- rzekł- mogłabyś mnie pocałować? Pierwszy i ostatni raz?- przyłożyłam lekko swoje usta do jego. Na jego twarz kapnęły moje łzy. Uśmiechnął się, to koniec... umarł.
POV Aragorn
Widziałem, jak Haldir umiera. Smutek wdarł się do mojego serca, byliśmy przyjaciółmi. Zastanawiałem się, dlaczego wcześniej nie zauważyłem, że kocha się w Miriel. Zobaczyłem ich pocałunek, lecz wiedziałem, co on oznaczał. Nie tak, jak Legolas, który widząc go, odszedł. Nie przyszedł, by pocieszyć ukochaną, ponieważ myślał, że ona wybrała Haldira. Chciałem mu wszystko wytłumaczyć, jednak nie zdołałem, rozdzielili nas orkowie. Postanowiłem odpłacić się wrogą, za śmierć ważnego dla mnie elfa. Nawet nie wiem kiedy, znalazłem się u boku Gimliego. Walczyliśmy ramie w ramie, jako przyjaciele.
POV Miriel
-Hiro hyn hidb ab wanath, mellon (znajdz spokój po śmierci, przyjacielu)- powiedziałam jeszcze do lidera straży Lothlorien, po czym ruszyłam do walki. Zauważyłam Gimliego i Aragorna, walczących samotnie z przeciwnikami na moście. W tym czasie rohańczycy, zabili deskami wejście. Podbiegam szybko do Legolasa, który rzucił w ich stroną linę. Pomogłam mu ją wciągnąć. Widziałam, że ukochany patrzył na mnie dziwnie. Nie wiedziałam, o co mu chodziło, jednak nie miałam na razie na to czasu. Trwała bitwa.
-Wycofać się- krzyknął Theoden- sforsowali mury. Weszli na zamek, odwrót!
Wszyscy udaliśmy się do głównej twierdzy. Po drodze zabiliśmy jeszcze kilku orków. Odetchnęłam głęboko, gdy drzwi się zamyknęły. Jednak to nie było zwycięstwo, słyszałam dobijających się uruk hai.
-Stołp zdobyty- powiedział król- to koniec.
-Mówiłeś, że nie upadnie, póki ma obrońców- podchodzę do niego- ludzie wciąż giną w jego obronie!
-Jest inne wyjście z jaskiń?- zapytał Aragorn, odpowiada mu cisza- nie ma?
-Jest przejście- odpowiedział mu Hama- prowadzi w góry. Jednak orkowie są wszędzie.
-Jedź ze mną- rzekł mój przyjaciel do Theodena- jeźdźmy im naprzeciw!
-Po śmierć i chwałę- szepnął król.
-Dla Rohanu- dodał potomek Isuldura- dla twoich poddanych.
-Tak- powiedział władca Rohanu- staniemy do walki. Dla kobiet i dzieci, dla naszych ludzi. Jeden, ostatni raz!- uśmiechnęliśmy się zacięcie i wsiedliśmy na konie. Czekaliśmy. Nagle drzwi się zawaliły, wydaliśmy wojenne okrzyki i ruszyliśmy, na spotkanie przeciwników. Taranowaliśmy wielu wrogów. Przejechaliśmy przez most i dalej. Po chwili zauważyliśmy coś, co uradowało nasze dusze. W naszą stronę jechał Gandalf, na czele olbrzymiej armii ludzi.
-Do króla- krzyknął głośno jeden z nich.
-Eomer- szepnął Theoden. Po chwili jeźdźcy uderzyli w pozostałych wrogów. Zaczęłam walczyć z nową siłą, po chwili koniec. Mamy zwycięstwo. Podjechał do mnie Legolas.
-Przepraszam- powiedział cicho, po czym uścisnął mnie i przeniósł na swojego konia.
-Za co, najdroższy?- zapytałam.
-Ja... widziałem, jak całujesz Haldira i...- zawahał się.
-Pomyślałeś, że go kocham- szepnęłam i spojrzałam na niego łagodnie- w moim serce nie ma miejsca, na nikogo, oprócz ciebie.
-Wiem- odpowiedział- Aragorn mi wszystko wytłumaczył.
-Kocham cię- powiedziałam i pocałowałam go namiętnie. On nie musiał nic mówić, w tym pocałunku poczułam wszystko. Miłość, radość i nadzieję.
-No, moi drodzy- usłyszeliśmy głos Gimliego, odwróciliśmy się w jego stronę. Krasnolud siedział na jednym z orków- to jaki ostateczny wynik?
-Sto dwanaście- odpowiedział mój ukochany.
-Hmm... nieźle, jak na elfickie książątko z uszami w szpic- Legolas spojrzał na niego groźnie. Uśmiechnęłam się- a mój to sto trzynaście- nagle książę zrobił coś, czego się nie spodziewałam. W jednej sekundzie wyciągnął i strzelił strzałę, która wbiła się w ciało, pod synem Gloina.
-Sto trzynaście- rzekł mój ukochany.
-On już nie żył- warknął krasnolud.
-Były jeszcze skurcze- powiedział Legolas.
-Skurcze?- rzekł Gimli- może dlatego, że ma we łbie mój topór!- elf wzruszył ramionami.
-Panowie kłócicie się nie potrzebnie- wtrąciłam się.
-Dlaczego niby?- zapytali jednocześnie.
-Ponieważ ja przestałam liczyć na stu pięćdziesięciu- odpowiedziałam, po czym podeszłam do mej klaczy i odjechałam, zostawiając ich z głupimi minami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro