Nadzieja w Śródziemiu 5
POV Miriel
Otworzyłam oczy, w komnacie było jeszcze ciemno.
-Jak się spało?- usłyszałam szept ukochanego.
-Wspaniale- odpowiedziałam z uśmiechem- a tobie?
-Również bardzo przyjemnie- oboje się roześmialiśmy, potem Legolas spoważniał- musimy zaraz wstawać, trzeba się przygotować do drogi.
-Wiem- powiedziałam, następnie wstałam i pocałowałam księcia- im dłużej będziemy leżeć, tym trudniej będzie nam wstać.
-Moja mądra elfka- chciał mnie pociągnąć z powrotem na łóżko, lecz nie dałam się i rzuciłam w niego poduszką. Uśmiechnął się. Po chwili ubrani wyszliśmy z pokoju. Zauważyłam szykujących się ludzi, było mi ich szkoda. Musieli zostawić cały swój dobytek, z nadzieją, że gdy wrócą, on nadal będzie na nich czekać. Spostrzegliśmy naszych przyjaciół, rozmawiających z Theodenem.
-Nasze gołąbki już wstały?- zapytał Gimli. Uśmiechnęli się naszym kosztem.
-Aragornie, jak ci się spało?- zwróciłam się do strażnika- nasz krasnolud bardzo mocno chrapał?- teraz to my się śmialiśmy, syn Gloina zmarszczył czoło.
-Mądralińskie elfki- usłyszałam jego mruknięcie.
-Kiedy wyruszamy?- powiedział Legolas do króla.
-Po posiłku- odpowiedział władca Rohanu. Usiedliśmy przy ogromnym stole. Podczas śniadania mój wzrok padł na broń mojego ukochanego, posmutniałam.
-Coś się stało pani?- zapytał Theoden.
-Właśnie zdałam sobie sprawę, że moja broń jest teraz pewnie w Mordorze.
-Gandalf powiedział mi, co cię spotkało- odpowiedział smutno człowiek- jestem pewien, iż w naszej zbrojowni znajdziesz broń, która będzie co odpowiadać.
-Dziękuję królu- odparłam.
*********************
Władca Rohanu podarował mi nie tylko broń, dostałam również piękną bułaną klacz. Miała na imię Larisa. Przypomniały mi się wyprawy, na których dosiadałam Laurefin. Niestety dowiedziałam się, że umarła, w pięknym, jak na konia, wieku trzydziestu pięciu lat. Szkoda...
Wędrowaliśmy już od wielu godzin, widziałam zmęczenie na twarzach znajdujących się wokół ludzi. Nie byli przyzwyczajeni do tak długich wypraw, więc Theoden rozkazał postój. Mieliśmy wyruszyć dopiero jutro. Postanowiliśmy rozłożyć namioty dla staruszków i dzieci. W czasie podróży większość małych mieszkańców Edoras znalazło sobie zajęcie. Zasypywanie mnie nieskończoną ilością, najróżniejszych pytań. Dopiero, teraz gdy rodzice zawołali ich na kolację, miałam chwilę dla ukochanego. Usiedliśmy na skale, rozglądając się wokół.
-Bardzo cię lubią- szepnął mi Legolas do ucha.
-Ja również ich lubię- odpowiedziałam i pocałowałam go delikatnie- zawsze miałam dobry kontakt z dziećmi.
-Będziesz świetną matką- rzekł czule mój książę.
-Czy to jakaś aluzja?- zapytałam z uśmiechem.
-Nie śmiałbym ci czegoś sugerować- parsknęłam na jego odpowiedź.
-Oczywiście, że nie- powiedziałam i zamknęłam oczy- w marzeniach widzę dwójkę małych elfów... nasze dzieci. Dziewczynkę i chłopca- spojrzałam na niego- obiecaj mi, że to się spełni! Obiecaj, że będziemy mieli dużo czasu, aby się sobą znudzić.
-Obiecuję, ale tylko to pierwsze- szepnął- drugie jest niewykonalne. Nigdy mi się nie znudzisz.
-Nawzajem, najdroższy- odparłam. Dostrzegłam Eowinę, która zmierzała do Aragorna. Niosła w ręce mały garnuszek. Z daleka widziałam, iż to coś, co miało być jedzeniem, bardzo od niego odbiegało.
-Spójrz tam- wskazałam ukochanemu kierunek- to będzie zabawne!
POV Aragorn
Paliłem moją fajkę, gdy usłyszałem ciche kroki za sobą. Odwróciłem się. Była to siostrzenica króla Rohanu.
-Ugotowałam zupę- powiedziała- niewiele jej, ale jest gorąca- nalała mi swoje dzieło do miseczki.
-Dziękuję- zwróciłem się do niej i podniosłem łyżkę do ust. Ledwo powstrzymałem się, by tego nie wypluć. Była to najgorsza rzecz, jaką w życiu jadłem, jednak widząc jej pytający wzrok, szybko połknąłem i o mało się nie skrzywiłem- pyszna!
-Cieszę się- rzekła i odwróciła się.
-Nie ładnie tak kłamać!-usłyszałem w głowie głos Miriel. Spojrzałem na siedzącą na skałach parę i ujrzałem ich rozbawione spojrzenia. Zmrużyłem oczy, udając wściekłego. Przechyliłem miseczkę, by wylać "posiłek", gdy nagle Eowina odwróciła się. Szybko przytrzymałem naczynie drugą ręką. Auć! Wrzątek oblał mi dłonie. Usłyszałem w głowie, jak i w rzeczywistości, elfi śmiech. Zacząłem obmyślać plan zemsty.
-Wujek powiedział mi coś dziwnego- powiedziała do mnie kobieta- podobno walczyłeś u boku mojego dziadka Tenghela. Musiał coś pomylić!
-Król Theoden ma świetną pamięć- odpowiedziałem- był wówczas dzieckiem.
-Więc masz, co najmniej sześćdziesiąt lat!- rzekła kobieta. Uśmiechnąłem się- siedemdziesiąt? Chyba nie osiemdziesiąt?
-Osiemdziesiąt siedem- odparłem.
-Więc jesteś Dunadanem- szepnęła- wasze plemię przeszło do legendy.
-Została nas zaledwie garstka. Królestwo północy już dawno legło w gruzach.
-To przykre- powiedziała, po czym spojrzała na moją miseczkę- jedz! Póki jeszcze ciepła! Mam jej jeszcze dużo, jeśli byś chciał- spróbowałem kolejną łyżkę. Jak można przygotować coś tak okropnego?
-Jestem pewien, że nasza elfia para również jest głodna- rzekłem.
-Naprawdę?- zapytała kobieta z radością.
-Tak!
-Pójdę im zanieść.
-Nie żyjesz!- usłyszałem przerażony głos Miriel. Uśmiechnąłem się, jednak, gdy obejrzałem się, mój uśmiech opadł. Głowa elfki spoczywała na kolanach Legolasa, natomiast on spał na siedzącą. Albo raczej udawał, że śpi. Eowina wróciła do mnie.
-Pięknie razem wyglądają, prawda?- rzekła.
-Bardzo- odpowiedziałem. Zacząłem się obawiać, iż będę musiał dokończyć strawę przy niej, jednak po chwili odeszła.
-Elfów nie przechytrzysz!- roześmiała się w mojej głowie córka Galadrieli. Znowu siedziała, oparta o ramie ukochanego. Przewróciłem oczami i udałem się na spoczynek. Chwilę przed zaśnięciem spojrzałem na zakochanych. Spali... tym razem naprawdę.
***********************
POV Legolas
Wyruszyliśmy z samego rana, do Helmowego Jaru było już niedaleko. Razem z Miriel opowiadaliśmy podróżującym przy nas dzieciom różne elfickie historie. Zwróciłem uwagę na Gimliego, który teraz jechał samotnie na koniu. Obok niego szła Eowina, byli zajęci rozmową.
-Prawda, niewiele jest krasnoludzic- mówił syn Gloina- a, że są podobne do nas, biorą je za mężczyzn- kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na Aragorna.
-Bo są brodate- szepnął jej strażnik.
-Cśś- uciszyła go siostrzenica króla, jednak jej uśmiech był teraz szerszy.
-Stąd powstało wierzenie, że nie mamy samiec, a krasnoludy legną się w ziemi- ciągnął Gimli. Oboje się roześmiali- co za głupota. Aaaaa!- nagle krzyknął, ponieważ Arod gwałtownie ruszył do przodu. Biedny karzeł spadł z konia, wywołując ogólną wesołość.
-Dobra, dobra, bez paniki- krzyknął syn Gloina- to było zamierzone!
-Od dawna nie widziałem uśmiechu, na twarzy siostrzenicy- powiedział do nas król Theoden- była dzieckiem, kiedy przywieziono zwłoki jej ojca. Zabili go orkowie. Potem patrzyła, jak jej matkę zabija żal. Została sama, by doglądać nękanego strachem króla. Opiekować się starcem, który powinien kochać ją, jak ojciec.
-Idę na zwiad- rzekłem do Miriel, po czym pocałowałem ją delikatnie. Pokiwała głową.
-Uważaj- szepnęła. Uśmiechnąłem się i pobiegłem, wyprzedzając wszystkich podróżujących. Przeczucie mnie nie zawiodło. Już po chwili usłyszałem nadbiegających wargów, których dosiadali orkowie.
-Zwiadowcy!- krzyknąłem. Wśród ludzi wybuchło zamieszanie, które szybko opanowała Eowina.
-Jeźdźcy naprzód!- wydał rozkaz król. Wojownicy ruszyli do walki. Zacząłem strzelać jedną strzałę, za drugą. Nie tylko ja to czyniłem, widziałem również skupioną ukochaną. Chwilę później wargowie podbiegli do nas, rozpoczęliśmy bezpośrednią walkę. Co jakiś czas sprawdzałem, czy z Miriel wszystko w porządku, jednak nie miałem się, o co martwić. Wszystkie jej ruchy były zabójczo skuteczne. Strzeliłem w jednego z orków.
-Hej!- usłyszałem krzyk Gimliego- ten liczy się jako mój!- uśmiechnąłem się. Po chwili zdołaliśmy pokonać każdego z przeciwników. Zacząłem się rozglądać, w poszukiwaniu ukochanej.
-Miriel!- krzyknąłem.
-Aragorn!- zawołał krasnolud. Potomka Isildura również nie było- Miriel!
-Legolas!- usłyszałem cichy krzyk. Dobiegał on z pobliskiego klifu. Szybko pobiegliśmy tam. Przestraszyłem się nie na żarty. Moja ukochana jedną ręką trzymała skałę, natomiast drugą zaciskała na dłoni Aragorna. Widziałem, że była zmęczona, mogli spaść w każdej chwili.
-Puść mnie!- powiedział strażnik.
-Nigdy!- warknęła Miriel. Chciałem od razu zejść do nich, jednak nie mogłem działać lekkomyślnie.
-Potrzebujemy liny!- zawołałem. Kilka sekund później obwiązałem się jednym końcem długiego sznura i zacząłem schodzić. Strażnicy trzymali drugi koniec. Szybko dotarłem do wiszących i wciągnąłem ich na skarpę. Najgorsze było za nami. Teraz pozostało nam tylko złapać się liny i pozwolić, by nas wciągnęli. Po wszystkim pocałowałem namiętnie ukochaną.
-Nie strasz mnie tak więcej- szepnąłem.
-Muszę to robić- odparła z uśmiechem- żeby nie było nudno.
-Chciałbym ci podziękować- powiedział Aragorn- gdyby nie ty, już bym nie żył.
-Szczerze powiedziawszy, to przeze mnie mogłeś umrzeć- odpowiedziała smutno.
-Nie prawda!- zaprzeczył człowiek- już prawie spadałem, gdy mi pomogłaś!
-Co się w ogóle stało?- zapytałem.
-Podczas walki rękaw mój zaczepił się o obrożę warga- odparł następca tronu Gondoru- próbowałem go rozerwać, jednak elfickie tkaniny nie tak łatwo porwać. W końcu się udało, jednak było już za późno. Spadłem, lecz zdołałem złapać się skały.
-Schodziłam po niego, lecz ona kazał mi zostać na górze- dodała Miriel- nie posłuchałam. Już miałam podciągnąć go na skarpę, gdy z klifu spadł jeden z orków. Nieszczęśliwym trafem prosto na nas. No, a resztę już znacie.
-Cieszę się, że nic wam nie jest- powiedział król Theoden- jednak musimy ruszać. Moi ludzie już pewnie dotarli do Helmowego Jaru- wsiedliśmy na konie. Moja ukochana wyglądała niewyraźnie.
-Co się dzieje?- zapytałem.
-Muszę coś sprawdzić- odpowiedziała powoli, po czym zwróciła konia- dołączę do was niedługo.
-Jadę z tobą- odparłem. Nie spierała się. Przyjaciele obejrzeli się na nami, jednak gnaliśmy dalej. Nagle koń Miriel się zatrzymał. W oddali widzieliśmy ogromną armie orków, zmierzającą w stronę Helmowego Jaru.
-Jest ich z dziesięć tysięcy- powiedziałem.
-Damy radę- odrzekła z mocą- jednak musimy ich ostrzec.
Miała być w tym rozdziale bitwa o Helmowy Jar, ale rozpisałam się o podróży i jakoś samo tak wyszło, że będzie dopiero w następnym :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro