Nadzieja w Śródziemiu 3
POV Gimli
Siedziałem, wraz z Aragornem na jednym z ogromnych, chodzących drzew, które według wszystkich były entami. Reszta z naszych towarzyszy, siedziała na dwóch innych. Nie rozumiałem zbytnio, co się wokół mnie dzieje. Legolas, znienawidzony wcześniej przeze mnie, książę Mrocznej Puszczy, a obecnie mój najlepszy przyjaciel, powiedział, że Thorin i inni moi pobrateńcy nie powiedzieli mi całej prawdy. Dlaczego zataili tyle faktów? Nie wiedziałem. Potomek Isildura w skrócie wyjaśnił mi, co stało się sześćdziesiąt lat temu. Spojrzałem na elfa, widziałem na jego twarzy jednocześnie wściekłość, radość i ogromną miłość. Współczułem mu. Nie znalazłem kobiety, z którą chciałbym spędzić całe życie, więc nie potrafię wyobrazić sobie, co to znaczy ją stracić. Tym bardziej dowiedzieć się, że jest torturowana. Biedna Miriel... mam nadzieję, iż przynajmniej opowiadania mojego króla, co do jej dzielności, nie kłamały. Spraw Boże, żeby ta dziewczyna przeżyła. Nie każ mi patrzeć, jak mój przyjaciel się załamuje.
POV Gandalf
Wściekłość w mojej duszy jest tak ogromna, że czuję, jakbym sam mógł pokonać armie orków. Moja mała, dzielna elfka torturowana przez tyle lat, a ja niczego się nie domyśliłem. Wiedziałem, jak wielką ma moc. Wiedziałem, do czego jest zdolna i wiedziałem, jak cennym nabytkiem byłaby dla Saurona. Ale Miriel jest silna. Tego, że nie ugięła się i nie przeszła na złą stronę, byłem pewien. Ma coś, o co warto walczyć. Jeśli ja czuję takie emocję, to co musi dziać się w sercu Legolasa? Gdy zobaczyłem ich razem przed Bitwą Pięciu Armii, zdałem sobie sprawę z jednego. Między nimi było najsilniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Miłość zdolna do wszelkich poświęceń i niestety właśnie to musieli zrobić. Poświęcić się, by inni mogli dalej żyć, lecz koniec tego. Teraz będzie ich czas. Odbijemy Miriel i choć nastają mroczne czasy, każdemu potrzebna jest odrobina szczęścia. Szczególnie tym, którzy utracili ją na tak długo.
Wcześniej myślałem, że uda mi się, by Saruman wrócił do światła, jednak zmieniłem zdanie. Tego, co zrobił, nikt mu nie wybaczy. Żaden elf, krasnolud ani czarodziej nie stanie po jego stronie. Czasy Sarumana Białego skończyły się.
POV Miriel
Rano rozpoczęły się tortury, a po południu skończyły. Świat zaczął mi się rozmazywać, ale byłam przyzwyczajona. W końcu przeżywałam to codziennie od tylu lat, lecz teraz było inaczej. Ujrzałam przed sobą białe oblicze.
-Manwe- szepnęłam.
-Witaj, moja droga- powiedział król Valarów.
-Dlaczego zaszczycasz mnie kolejnym spotkaniem?
-Mam dla ciebie szczęśliwą informację- rzekł z uśmiechem elf.
-Jaką?- zapytałam zaciekawiona.
-Książę Mrocznej Puszczy idzie po ciebie- odpowiedział- prowadzi na Isengard armie entów.
-Ale skąd... jak?
-Gandalf został białym czarodziejem, władza Sarumana upadła, a twoja matka dotarła do prawdy- nie mogłam w to uwierzyć. Czy to znaczy, że będę wolna? Ale przede wszystkim, czy to znaczy... że Legolas i ja mamy przyszłość?
-Czas naszej rozmowy się kończy, jednak zapamiętaj, co powiedziałem ci przy pierwszym naszym spotkaniu. Twoje zasługi nie zostaną zapomniane. Valarowie postanowili, że masz do dyspozycji jedno życzenie. Może to być każda rzecz na świecie- powiedział Manwe- jednak pamiętaj! Masz tylko jedną szansę. Użyj tego daru w odpowiedniej chwili, wtedy gdy uznasz, że to, czego chcesz, jest dla ciebie najważniejsze.
-Dziękuję- powiedziałam.
-Proszę, moja droga- uśmiechnął się- wracaj i spełniaj swe marzenia. Nadrób to, co odebrano ci przez te wszystkie lata.
Otworzyłam oczy, znowu byłam w jednej z komnat Isengardu, lecz teraz miałam uśmiech na twarzy. Czekałam na rozwój wydarzeń.
POV Legolas
W oddali widziałem już wieżę Isengardu.
-Nadchodzę ukochana- pomyślałem. Teraz nic, oprócz Miriel się dla mnie nie liczyło. Nie był ważny pierścień, Sauron i ciemne czasy, które mogą nadejść. Moja miłość żyje i to było najważniejsze. Obawiałem się jednak, w jakim może być stanie fizycznym, ale przede wszystkim psychicznym. Takie przeżycia zostawiają swój ślad na zawsze. Zobaczyłem orków, przygotowanych do odpierania szturmu. Uśmiechnąłem się zawzięcie, spodziewałem się większej grupy.
-Atak!- krzyknął jesion, który podczas nieobecności drzewca dowodził. Pasterz lasu opiekował się dwójką niziołków, dlatego nie był tu z nami. Zeskoczyłem z drzewa, nie byłem tchórzem i nie miałem zamiaru ukrywać się na górze. Moi przyjaciele zrobili to samo. Zacząłem zabijać orków, jednego za drugim, nie znałem dla nich litości. Każdy z nich mógł kiedyś torturować moją ukochaną. Pomyślałem, że każdy zabity wróg przybliża mnie do niej i zacząłem walczyć jeszcze bardziej zacięcie niż wcześniej. Po chwili koniec. Wygraliśmy.
-Gandalf!- wraz z przyjaciółmi podeszliśmy do czarodzieja- byłeś tutaj wcześniej. Wiesz, gdzie ona może być?
-Niestety nie wiem- odpowiedział smutno- aczkolwiek domyślam się, iż jest z nią Saruman.
-Masz rację- usłyszeliśmy głos, dobiegający ze szczytu wieży. Spojrzałem tam i ujrzałem go. W jednej chwili wyciągnąłem strzałę, miałem już strzelić, gdy odezwał się ponownie- nie chcesz tego zrobić!
-Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałbym cię nie zabijać- warknąłem.
-Och...- uśmiechnął się- podam ci trzy. Po pierwsze, Gandalf nie chciałby, żebyś mnie zabijał, to wbrew jego zasadom- spojrzałem na stojącego przy mnie przyjaciela.
-Zrób to tak, żeby cierpiał- rzekł, widząc mój pytający wzrok. Na początku zdziwiłem się, ponieważ Gandalf nigdy nie kierował się emocjami, jednak po chwili uśmiech wkroczył na moją twarz. Miriel również była dla niego ważna. Znów spojrzałem w górę.
-Jakieś dalsze argumenty?- zapytałem wściekle.
-Spodziewałem się takiej odpowiedzi- rzekł Saruman- bycie białym czarodziejem nie działa na ciebie dobrze. Robisz się zły- przeniósł wzrok na mnie- drugi powód, według mnie, jest bardziej godny uwagi.
-Mów szybciej albo pójdę tam do ciebie na górę- warknął Gimli.
-Podczas gdy wy tu stoicie, moja armia plądruje wioski, a potem zaatakuje Rohan. Jeśli będziecie się odpowiednio zachowywać, może zdradzę wam trochę planów.
-I tak niczego nie powiesz, a jeśli już, to same kłamstwa- warknął Aragorn- trzeci powód?
-W chwili kiedy ja umrę, córeczka naszej drogiej Galadrieli zostanie pchnięta nożem- odwrócił się i uśmiechnął- no... może toporem.
Mój świat się zatrzymał. Jak mogłem myśleć, że to będzie proste?
-Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?- powiedziałem głośno.
-Przyprowadźcie ją tu- odparł z uśmiechem czarodziej. Najpierw zobaczyłem kilka głów uruk hai, potem znajomy kształt i piękne, złote włosy.
-Miriel!- krzyknąłem, chciałem biec w jej stronę, lecz zatrzymał mnie Aragorn. Szybko opamiętałem się- puść ją!- warknąłem. Spojrzałem na ukochaną. Mimo ran była jeszcze piękniejsza niż wcześniej. Choć miała knebel na ustach, spostrzegłem, że uśmiecha się. Widziałem to w jej dużych, niebieskich oczach.
-Przepraszam- powiedziałem bezgłośnie. Pokręciła głową.
-Kocham cię- usłyszałem w głowie jej delikatny, aczkolwiek słaby głos- nigdy nie przestanę. Pamiętasz?
-Też cię kocham- odpowiedziałem w myślach, jednak wiedziałem, że nie może mnie usłyszeć.
-Uważaj na Sarumana- powiedziała szybko- ostatkiem mocy stworzył jakby barierę wokół wieży. Ona nie zniknie, dopóki nie umrą orkowie i on sam. Nie wiem, co się stanie, gdy jej ktoś dotknie, ale prawdopodobnie umrze, dlatego obiecaj mi, że niczego nie będziesz robić- widziałem niemą prośbę w jej oczach, więc kiwnąłem głową. Jednak od razu zacząłem wymyślać jakiejś rozwiązanie.
-Hannon le emma lath (dziękuję mój ukochany).
-I tak wiedziałeś Sarumanie, że nie mogę cię zabić, więc po co to wszystko?- zapytałem, patrząc na czarodzieja nienawistnie.
-Wiedziałem, że trzeba było ją dzisiaj bardziej obić- odpowiedział. Wszystko się we mnie zagotowało, jednak Miriel dała mi uspokajające spojrzenie.
-O co chodzi?- zwrócił się do mnie Aragorn. Reszta przyjaciół również czekała na odpowiedź.
-Gdy poczuł, że traci moc, stworzył barierę ochronną wokół wieży. Żeby ją zniszczyć trzeba zabić Sarumana i jego sługusów.
-Tylko że nie można tego zrobić, bo kto jej dotknie, umrze- dodał cicho Gandalf.
-Dokładnie- potwierdziłem. Usłyszałem klaskanie na górze.
-Brawo!- rzekł ze śmiechem zdrajca- teraz już wiecie, że nie będziecie mogli nic zrobić, gdy będę ją zabijał.
-Nie!- krzyknąłem. Wszystko przestało się liczyć, nie obchodziło mnie to, że zginę. Pobiegłem w stronę wieży, widziałem już delikatny zarys bariery. Słyszałem głośne krzyki przyjaciół i błagania Miriel, jednak nie zamierzałem się zatrzymać. Gandalf powiedział jakieś zaklęcie, przez które odrzuciło mnie do tyłu. Spojrzałem na niego gniewnie.
-Nie pomożesz jej, umierając- warknął. Moja ukochana patrzyła na mnie z ulgą, po czym mrugnęła jednym okiem.
-Dam radę kochany- usłyszałem w umyśle.
-Zabijcie ją- odparł z perfidnym uśmiechem Saruman. Zobaczyłem podnoszony do góry topór. Wszyscy na dole wstrzymaliśmy oddech. Broń miała już opaść, gdy Miriel się poruszyła. Dwoma sprawnymi ruchami wyjęła sztylet z buta uruk hai i odcięła mu głowę, która spadła mi pod nogi. Reszta orków ruszyła w jej stronę, jednak nie mieli szans. Zdjęła z twarzy knebel i ruszyła do walki. Wyglądała jak bogini wojny, każdy jej ruch niósł śmierć kolejnego przeciwnika. Po chwili został tylko Saruman. Podeszła do niego. Na twarzy czarodzieja widniało przerażenie, teraz ja się uśmiechnąłem.
-Nie zabijesz mnie- powiedział cicho- nie jestem jednym z bezmyślnych orków. Nie mam czarnej krwi jak oni. Jestem człowiekiem. Chcesz wziąć na swoje barki taki ciężar? Przecież jesteś dobra.
-Zabij go!- krzyknął Gimli.
-Masz racje- powiedziała cicho, Saruman spojrzał ze zdziwieniem. Zamarłem, czy ona zamierza darować temu zdrajcy życie?- nie zabiłam człowieka i nie chce tego robić. Jednak nie pozostawiasz mi wyboru!- dokończyła głośniej, po czym podskoczyła i kopnęła go z półobrotu.
-Nie!- krzyknął jeszcze czarodziej, następnie wpadł na własną broń. Nastąpił po tym głośny huk. Bariera rozpadła się na tysiące maleńkich kawałków, a obok nas upadło ciało Sarumana. Doszczętnie spalone. Spojrzałem do góry, gdzie stała Miriel. Miała mocno zaciśnięte powieki. Zdałem sobie sprawę, jak źle teraz musi się czuć. Szybko wspiąłem się na jednego z entów i wskoczyłem do niej. Otworzyła oczy, uśmiechnęła się do mnie. Nagle jakby straciła równowagę, zaczęła upadać. Zdążyłem złapać ją, w ostatniej chwili. Nie wiedziałem, co się dzieje, więc szybko zszedłem na dół. Przyjaciele podbiegli do mnie. Położyłem ją delikatnie na trawie.
-Co się dzieje?- zapytałem Gandalfa, jednak ten nie odpowiadał- Gandalf!- ponagliłem go. Czarodziej zaczął mówić różne zaklęcia, na naszych oczach rany Miriel zaczęły się zasklepiać. Krew znikała.
-Mieli racje- wyszeptał Gimli- to najpiękniejsza kobieta w Śródziemiu!
-Gandalf, powiesz mi wreszcie, dlaczego upadła?
-Jej...- zaczął Biały Mag- jej ciało było zdruzgotane. Miała połamane kości, krwotok wewnętrzny i wiele innych. Uzdrowiłem ją, jednak tylko fizycznie- spojrzał na mnie znacząco. Wiedziałem, co ma na myśli. Przecież sam wcześniej martwiłem się o to samo.
-Jest silna- rzekł Aragorn- poradzi sobie, a ty jej pomożesz!- położył mi dłoń na ramieniu.
-Dziękuję- powiedziałem cicho- za wszystko.
-Musimy śpieszyć do Rohanu- zwrócił się do nas Gandalf- trzeba ich ostrzec.
-Ale jak?- zapytał Gimli- nie mamy koni- czarodziej spojrzał na niego i gwizdnął. Z początku nic się nie stało, jednak po chwili ujrzeliśmy biegnące w naszą stronę wcześniejszych uciekinierów. Arod i Hasufel nie biegli sami, na przodzie znajdował biały koń, był niesamowity.
-To Merras, chyba że mój wzrok omamił jakiś czar- powiedziałem z podziwem.
-To jasne, że coś cię omamiło- rzekł Gimli z uśmiechem, po czym spojrzał na Miriel- a raczej ktoś.
-Cienistogrzywy, władca wszystkich koni- odpowiedział mi czarodziej- i mój wierny druh w wielu niebezpieczeństwach.
Wziąłem moją ukochaną w ramiona i dosiadłem Aroda. Tym razem wierny krasnolud podróżuje z Aragornem. Wyruszyliśmy. Byłem najszczęśliwszą istotą w Śródziemiu. Mocno trzymałem Miriel przy piersi. Nie mogłem uwierzyć, że to prawda i ona jest znowu ze mną. Pocałowałem ją delikatnie w czoło.
-Już nigdy cię nie opuszczę- wyszeptałem- ani na chwilę.
Nie wiem, czy mnie usłyszała, czy śniło się jej coś radosnego, lecz dostrzegłem na jej pięknej twarzy uśmiech. Od teraz zaczynamy nową historię, naszą...
Hihihihi "kochani kochasie" wrócili :D Dziękuję za wasze gwiazdki, komentarze, ale przede wszystkim za trzy tysiące wyświetleń :****
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro