Miłość w Śródziemiu 12
POV Legolas
(przypomnienie)
Co się dzieje?- zapytałem.
-Druga armia- odpowiedział Gandalf- armia goblinów.
-Z której strony- zapytał ada (tata).
-Krucze Wzgórze.
-O boże!- wyszeptał król.
-O co chodzi?- ponownie zapytałem.
-Tam jest Thorin, jego siostrzeńcy i...- ojciec spojrzał, na mnie uważnie, widziałem strach w jego oczach- Miriel.
-Co?- krzyknąłem, lecz nie czekałem na odpowiedź. Odwróciłem się i pobiegłem w stronę góry. Krucze Wzgórze było wysokie na około tysiąc metrów, zdałem sobie sprawę, iż zanim zdążę, wspiąć się na górę moja ukochana może już nie żyć. Szybko podjąłem decyzje. W powietrzu latały olbrzymie nietoperze, jeden leciał prosto tam, gdzie chciałem dotrzeć. Odbiłem się od ziemi, po czym złapałem go za nogi. Przez chwilę myślałem, że nie utrzyma mojego ciężaru, lecz zwierze leciało dalej. Z nieba zaczęły spadać wielkie płatki śniegu.
-Tylko tego nam było trzeba- pomyślałem z sarkazmem. Na śliskim śniegu jest trudniej walczyć, ale na razie nie obchodziło mnie to. Teraz liczyła się tylko Miriel i jej życie. Miałem nadzieję, że nie przybędę za późno.
***********************************
POV Miriel
Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam. Byłam już prawie na szczytowej platformie, spojrzałam w dół.
-Nie chciałabym tam zlecieć- pomyślałam, odległość od ziemi była ogromna. Strach we mnie rósł z każdą chwilą, czy moi przyjaciele jeszcze żyją? Obawiałam się, że najgorszy scenariusz mógł się spełnić, lecz nie chciałam w to uwierzyć. Trzeba mieć nadzieję, nadzieja umiera ostatnia. Chodziłam w kółko, dookoła było nienaturalnie cicho, wtedy zobaczyłam coś leżącego na ziemi.
-Nie błagam- wyszeptałam. Podbiegłam, a moje serce zamarło. Fili wyglądał jakby spał, lecz on nie spał. Mój przyjaciel był martwy, targnęła mną wściekłość, jakiej nigdy nie czułam. Postanowiłam sobie jedno, zabiję każdego orka, jakiego spotkam na drodze. Choćbym miała przypłacić to życiem. Spojrzałam po raz ostatni na krasnoluda, przypomniały mi się jego żarty i ciągłe przekomarzanie z Kilim.
-Postaram się go uratować- szepnęłam, choć wiedziałam, że mnie nie słyszy- dla ciebie.
Poszłam dalej, widziałam, na cienkiej warstwie śniegu, świeże plamy krwi. To nie była czarna krew orków, ta była czerwona. Szłam za jej śladem i...prawie oberwałam mieczem od goblina, na szczęście w porę zdążyłam się uchylić. Dosłownie sekundę później, przeciwnik był martwy.
-Tylko ich nam tu brakowało- pomyślałam, liczyłam na to, iż tylko ten jeden zaplątał się tu przez przypadek, ale to byłoby za duże szczęście. W oddali już było słychać kroki wielu stóp. Zrozumiałam taktykę Azoga, toczyliśmy właśnie Bitwę Pięciu Armi. Zaczęłam szybko biec, musiałam ostrzec Thorina i Kilego. Moja wcześniejsza wściekłość powoli mijała, ponieważ w końcu ich znalazłam. Królowi nic się nie stało, natomiast jego siostrzeniec miał drobną ranę na ręce. Widziałam ból w ich oczach, zdałam sobie sprawę, jak fatalnie oni muszą się teraz czuć. Stracili najbliższą im osobę.
-Przykro mi- szepnęłam.
-Miriel?- zapytał cicho Thorin- co ty tutaj robisz?
-Nie mogłam was tu zostawić.
-Przepraszam przyjaciółko- szepnął król pod górą- za wszystko. Wybaczysz mi kiedyś?
-Już ci wybaczyłam- odpowiedziałam- a teraz chodźcie. Nadciąga armia goblinów. Nie damy im rady.
Syn Thraina pokiwał głową, po czym położył rękę na ramieniu siostrzeńca.
-Musimy być silni- szepnął- dla Filego.
-Dla Filego- powtórzył Kili, następnie wstał. Po cichu skradaliśmy się w stronę zejścia z góry, wtedy usłyszałam wielu orków. Spojrzałam na Thorina, on również ich słyszał.
-Kili- powiedział.
-Tak wuju?
-Biegnij szybko na dół- odpowiedział mu król.
-Ale dlaczego?- zapytał krasnolud.
-Bo jesteś mniejszy od nas, więc ciebie nie wypatrzą, a ktoś musi ostrzec tych na dole o drugiej armii.
-Dobrze- rzekł Kili. Pobiegł szybko, wraz z Thorinem odetchnęliśmy głęboko. Drugi z braci był prawie bezpieczny. Wyszliśmy z kryjówki, nie było sensu się ukrywać. Ten oddział był tu w jednym celu. Po to, żeby nas zabić, ale nie mieliśmy dać się tak łatwo. Postanowiła drogo sprzedać swoje życie. Pierwsi orkowie wybiegli zza zakrętu, od razu strzeliłam do nich z łuku. Król Ereboru dzielnie walczył mieczem, rozdzielono nas. Nie wiedziałam, gdzie jest mój przyjaciel, lecz zdałam sobie sprawę, że Azog Plugawy nie pozwoli, by ktoś inny oprócz niego zabił znienawidzonego krasnoluda. Wiedziałam, że to starcie skończy się śmiercią któregoś z nich. Błagałam Valarów, by Thorin przeżył.
Długo walczyłam z jakby wciąż napływającymi przeciwnikami, powoli traciłam siły. Nagle stanął przede mną ork inny niż wszystkie. Dużo wyższy i sądząc po budowie ciała silniejszy. Był to Bolg, syn Azoga. Zadał pierwszy cios, lecz z łatwością odparowałam uderzenie.
-Ona jest moja- krzyknął do innych orków. Zauważyłam, że zostało ich tylko koło dziesięciu. Jeszcze miałam szansę przeżyć, ale najpierw musiałam pokonać Bolga, a to nie będzie łatwe. Ojciec nauczył syna prawdopodobnie wszystkiego, co sam umiał.
*********************************
POV Legolas
Wylądowałem w samym środku orków. Rzucili się na mnie, szybko zabiłem jednego strzałą. Drugiemu odciąłem głowę sztyletem, walczyłem chwilę, lecz robiłem to jakby na ślepo, moje myśli wciąż krążyły wokół ukochanej. Gdzie ona jest? Błagam, żeby nie była martwa.
******************************
(trzecia osoba)
Miriel odparowywała każde uderzenie, Bolg był najtrudniejszym przeciwnikiem, z jakim przyszło się jej kiedykolwiek zmierzyć. Ork, podobnie jak ojciec, nie był głupcem, wiedział, iż zwykłą walką będzie ciężko mu wygrać, użył więc podstępu. Udał, że próbuje uderzyć w prawe ramie, a gdy elfka przesunęła miecz, by się zasłonić, kopnął ja w kolano. Pod Miriel ugięły się nogi, nie zważając na ból, chciała wstać, lecz nie zdążyła. Bolg złapał ją za gardło, po czym podniósł do góry. Nie mogła złapać tchu, miecz wypadł jej z ręki, próbowała kopać przeciwnika, lecz bezskutecznie. Ork z całej siły rzucił elfką o skały, poczuła najgorszy ból, z jakim przyszło się jej zmierzyć. Miriel ostatkiem sił trzymała się na jawie. Ujrzała podchodzącego Bolga, zamknęła oczy, czekała na śmierć. Pomyślała o Legolasie, o jego uśmiechu i pięknych oczach. Uśmiechnęła się, tak bardzo chciała spędzić z nim życie. Czuła na sobie cień orka, lecz po chwili usłyszała coś, czego się nie spodziewała. Dźwięk uderzania miecza, o miecz. Otworzyła oczy, zobaczyła swojego księcia, walczącego z Bolgiem. Chciała mu pomóc, lecz nie miała siły, aby się podnieść. Stojący wcześniej orkowie ruszyli do ataku. Legolas dawał sobie radę, lecz nie na długo. Elfka, jak w zwolnionym tempie, widziała lecącą w jego kierunku strzałę. Chciała go ostrzec, lecz nie zdążyła. Spojrzała z przerażeniem, na wystający z jego brzucha grot strzały, pocisk przebił go na wylot. Zdziwiony książę spojrzał w dół, nie spodziewał się tego, lecz nie zważał na ból. Walczył dalej, aż zabił każdego orka, z wyjątkiem Bolga, który okrutnie się uśmiechał. Miriel powoli próbowała wstać, nie mogła pozwolić, by miłość jej życia zginęłą przez nią. Legolasowi nagle zrobiło się słabo, tę chwilę roztargnienia wykorzystał syn Azoga. Złapał księcia w miażdżącym uścisku, z którego nie miał szans się wydostać. Podniósł miecz, by przebić elfa, gdy poczuł na sobie Miriel. Złapała ona jego rękę, próbowała odsunąć ostrze, lecz ork był za silny. Jednym uderzeniem odrzucił elfkę z powrotem na skały. Spojrzał jej prosto w oczy i z uśmiechem wbił miecz w pierś księcia Mrocznej Puszczy.
-Nie!!!!-rozpaczliwie krzyknęła Miriel, krzyk ten poniósł się daleko. Bitwa na dole na zatrzymała się, wszyscy starali się dojrzeć, co stało się na szczycie góry.
Po twarzy elfki pociekły łzy, pierwszy raz w życiu płakała. Jej ukochany nie żył, więc ona również nie miała po co żyć. Jeśli myślała, że po śmierci Filego była wściekła, to myliła się. To, co czuła teraz, nie sposób było opisać. Podniosła się z ziemi, ork również wstał na nogi. Nadal patrzył w jej w oczy. Myślał, że Miriel zaatakuje go sztyletem, ale się mylił. Ogarnięta szałem skoczyła na niego, ork próbował ją zepchnąć z góry, lecz ona miała inny plan. Mocno odepchnęła się stopami od pobliskiej skały. Spadała tysiąc metrów w dół, ale nie sama. W uścisku trzymała Bolga, ich walka toczyła się jeszcze w powietrzu, tuż przed samym rozbiciem o ziemię elfka, z całej siły kopnęła przeciwnika. Uderzył on w odłam skalny, który wbił mu się w serce. Miriel spojrzała, na niego jeszcze raz, po czym uderzyła o ziemie. Pomyślała o Legolasie, uśmiechnęła się. Otoczyła ją ciemność. Wkoło niej, biały dotąd śnieg zabarwił się na czerwono.
-Miriel, nie!- płaczliwym głosem krzyknął Thranduil, próbował się do niej dostać. Bezskutecznie, orkowie nie pozwalali na to. Zobaczył, jak dwójka potworów podnosi, bezwładne ciało elfki.
-Zostawcie ją!-krzyknął. Słyszał obok płacz hobbita, po jego twarzy również płynęły łzy. Ujrzał nadlatujące orły. Wygrali, ale za jaką cenę.
Popłakałam się jak to pisałam :( to przed ostatni rozdział tej części. Jak szybko zleciało :/ Dziękuję, za miłe komentarze, kocham was <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro