*Miłość w Śródziemiu 1
Mroczna Puszcza- królestwo Thranduila- słynące z dobrze zorganizowanej armii oraz tego, że jeszcze nikt od wieków nie dał rady jej zdobyć, ani nawet przybliżyć się do niej bez zgody króla. Elfy stamtąd poświęcają bardzo dużo na doskonaleniu swoich umiejętności bitewnych. Nawet teraz, choć zaczyna zmierzchać, jeden blond włosy elf trenuje strzelanie z łuku. Od razu widać, że nie jest nowicjuszem. Wypuszcza jedną strzałę za drugą, a każda trafia do celu. Wokół niego umieszczonych jest wiele tarcz, w bliższej lub dalszej odległości, lecz dla tego elfa to żaden problem. Już miał trafić w ostatnią, najdalszą tarcze, gdy usłyszał donośne wołanie jednego ze sług. Odwrócił się i ze smutkiem pokręcił głową.
-Już idę- odkrzyknął. Z cichym westchnieniem ruszył w stronę pałacu.
-A raczej więzienia- pomyślał z sarkazmem. Mijany przez wielu poddanych i obdarowywany ich miłymi uśmiechami i ukłonami udał się prosto do sali tronowej.
-Czekałem na ciebie synu.- powiedział śmiertelnie poważnym głosem król Thranduil. Miał on długie, blond włosy oraz lodowo niebieskie oczy. Książę, mimo iż miał nadzieję, że jest inaczej, przypominał go prawie w każdym calu.
-Podobno jakieś bezczelne krasnoludy weszły do puszczy i zabłądziły, jakie to przykre prawda Legolasie? - mówiąc to, władca uśmiechnął się szyderczo. Nie lubił on bowiem karłów, jak ich nazywał w myślach. Uważał, że są zaślepione żądzą władzy i bogactwa.
-Krasnoludy u nas? A co one tutaj robią?- zdziwił się Legolas, lecz po chwili opanował emocje- jakie masz rozkazy królu?
-Weź kilku strażników i przyprowadź je do pałacu.
-A potem?
-Potem zamknij je w lochach- rzekł Thranduil tak jakby to było oczywiste. Może dla niego było to oczywiste, ale jego syn nieco się zmieszał. Nie sądził, aby było to konieczne, jednak rozkaz, to rozkaz.
-Oczywiście ojcze- odpowiedział książę. Odwrócił się i wyszedł z komnaty, następnie nie lekceważąc przeciwników, wziął ze sobą trzydziestu elfów i ruszył w las, choć cały czas w duchu zastanawiał się, czego krasnoludy mogą chcieć w ich królestwie.
-Gdzie ich widziano ostatnio?- zapytał Legolas najbliżej idącego zwiadowcy, po dziesięciominutowym marszu.
-Niedaleko Panie. Zaraz powinniśmy ich...
-Cisza!- przerwał mu książę bowiem, na północ od nich słychać było donośne krasnoludzkie tupanie, oraz odgłosy walki
-Pająki- warknął Legolas, następnie nie czekając na swych towarzyszy, rzucił się w wir walki. Oczywiście wierni poddani ruszyli chwilę po nim. Srebrne klingi spowiła czarna posoka. Krasnoludy z podziwem wymalowanym na twarzach przyglądali się jak w zaledwie chwilę elfowie zabiło koło pięćdziesięciu pająków, ale jak można się było spodziewać po wybiciu ostatniego wszystkie trzydzieści jeden łuków zwróciły się w stronę rodu Durina.
-Czego tu szukasz Thorinie Dębowa Tarczo?- zapytał Legolas rozpoznawszy słynnego krasnoluda.
-Jestem prawowitym władcą Ereboru i nie będę się spowiadał jakiemuś elfikowi- groźnym głosem odpowiedział syn Thraina, patrząc na znienawidzoną rasę z pogardą.
-A ja, jestem synem Thranduila, króla Mrocznej Puszczy więc albo odpowiesz, póki jeszcze grzecznie pytam, albo staniesz przed moim ojcem, który już tak miły nie będzie- wycedził książę, trzymając swoją broń przygotowaną do strzału.
-O proszę, proszę! Elfickie książątko z uszami w szpic, kto by pomyślał, że aż takie osobistości uda nam się spotkać- z kpiną powiedział Kili, po czym razem z bratem nie zważając na wy celowe w nich łuki, głośno się roześmiali. Legolas nie dając się sprowokować, przewrócił oczami.
-Do pałacu z nimi- krzyknął.
-A potem?- zapytał Lindir, który był jednym z najznamienitszych wojowników.
-Do lochów! A tego, oto jakże dostojnie ubłoconego króla, do ojca na pewno z niecierpliwością czeka na to spotkanie- odrzekł Legolas ze złośliwym uśmiechem. Thorin spojrzał na niego spode łba. To starcie wygrał Książę Mrocznej Puszczy, który, chcąc nie chcąc, szedł do pałacu z szerokim uśmiechem.
***
Zastanawiasz się pewnie gdzie podział się Bilbo, ale przede wszystkim gdzie jest Gandalf? Na nieszczęście krasnoludów czarodziej z powodu ważnych i tajemniczych spraw musiał zostawić ich przy wejściu do Mrocznej Puszczy. Ostrzegał ich, jednak by pod żadnym pozorem nie schodzili ze ścieżki, bo gdy zejdą, nigdy już jej nie odnajdą. Niestety nawet on nie mógł się spodziewać co dzieje się w tym magicznym lesie, a dzieje się w nim wielkie zło. Każdy, kto do niego wejdzie, ma silne halucynacje, które i naszych towarzyszy nie ominęły, w konsekwencji czego zgubili się, a następnie napadły ich pająki. Oplotły każdego krasnoluda w pajęczynę, a następnie chciały pożreć. Tylko dzięki Bilbu, który widząc, co się święci, założył na palec pierścień i niewidzialny uwolnił przyjaciół. Niestety, choć krasnoludy były wolne, zdrętwiałe nie mogły sobie poradzić z przeciwnikiem. Tak zastały ich elfy. Na szczęście dzielny hobbit nie zdjął jeszcze pierścienia, dzięki czemu nie został pojmany. Roztropny szedł w bezpiecznej odległości za pochodem, aż dotarł do pałacu. Zdumiony pięknością elfickiej twierdzy rozglądał z takim zapałem, że w ostatniej chwili zdążył wskoczyć za drzwi, które magicznie zaczęły się zamykać za ostatnim elfem. Bilbo Baggins wiedział, że na jego barkach spoczywa obowiązek uwolnienia drużyny Thorina, więc od razu począł wymyślanie planu ucieczki, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Na szczecie pomoc już była w drodze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro