Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*Miłość w Śródziemiu 4

<chwilę wcześniej>

Legolas po odprowadzeniu Miriel wrócił na ucztę. Nie był już tak wesoły, jak wcześniej, albowiem bez niej nie miał nastroju do zabawy. Chodził jak cień, podpierając ściany i przyglądając się tańczącym parą. W końcu zdecydował, iż już czas, aby i on udał się na spoczynek. Po drodze przez cały czas toczył w umyśle zaciętą bitwę. Zastanawiał się nad tym, co Miriel myśli na jego temat. Czy według niej, między nimi mogłoby być coś więcej, niż przyjaźń? On żywił głęboką nadzieję, że tak.

Gdy miał już otworzyć drzwi swej komnaty, coś go tchnęło i zapukał do sypialni obok. Odpowiedziała mu głucha cisza, więc ponowił swe działanie, ale efekt pozostał niezmienny. Uznał, że Miriel już zasnęła, ale choć chciał odejść, nie potrafił. Jakaś niewidzialna siła kazała mu otworzyć drzwi. W końcu poddał się i uchylił wejście. Rozejrzał się po pokoju, lecz nigdzie nie ujrzał blond włosej elfki. W pierwszej chwili chciał zacząć krzyczeć, ogłosić alarm, lecz po chwili dostrzegł kremową kopertę, leżącą na niewielkim stoliku, niedaleko łóżka. Gdy podszedł bliżej, zobaczył starannie wykaligrafowane swoje imię. Rozerwał papier, z którego wypadła mała karteczka. Podniósł ją i rozwinął. Jego oczom ukazało się drobne pismo.

Drogi Legolasie,

Jeśli to czytasz, mnie już zapewne nie ma w waszym królestwie. Choć pewnie- jeszcze- wyda ci się to dziwne, to przepraszam. Przepraszam za to, co zrobiłam, albo raczej co robię, ale nie mogę inaczej. Czytając to, masz mnie za wariatkę, ale gdy dowiesz się, co uczyniłam, prawdopodobnie mnie znienawidzisz. Nie dziwię ci się. Pewnie będziesz sądził, iż mój cały przyjazd tutaj, to jedno wielkie kłamstwo, a nie ma nic bardziej mylnego! Choć na początku kierowała mną misja, zdałam sobie sprawę, że jest jeszcze coś. Nigdy nie przypuszczałam, że spotkam kogoś takiego, jak ty.

Proszę, nie myśl o mnie źle. Zrobiłam to, bo musiałam. Poprosili mnie o to Gandalf i Elrond, a przez wzgląd na długoletnią przyjaźń, nie mogłam im odmówić. Jeśli wybaczysz mi mój czyn, czekam w Lothlorien- oczywiście, jeśli zdołam tam dotrzeć- z nadzieją, iż kiedyś się pojawisz.

Pisałabym jeszcze długo, ale słyszę już twoje kroki. Jestem pewna, że uczta będzie wyjątkowa, bo spędzę ją z tobą.

Twoja Miriel

Książę schował list do kieszeni, marszcząc brwi. O co mogło jej chodzić? Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której mógłby ją znienawidzić. Była dla niego zbyt ważna.

Chwilę zajęło mu myślenie nad tym, jaka była jej misja.Gdy w końcu zdał sobie z tego sprawę, nie wiedział, jak ma postąpić. Wznieść alarm, czy pozwolić jej wykonać zadanie? Nie musiał jednak podejmować decyzji, albowiem w pałacu dało się słyszeć głośne komendy. Straże musiały spostrzec ucieczkę więźniów. Książę wybiegł z komnaty i ześlizgnął się po barierce, wyobrażając sobie wściekłą minę ojca, gdyby ujrzał jego postępek. Na jego twarz wpłynął lekki uśmiech.

Na dole dowiedział się, iż krasnoludy uciekają rzeką. Szybko pozbierał dość trzeźwych strażników, których o dziwo- jak na tak mroczne czasy- było bardzo mało i wraz z nimi pobiegł nad rzekę. Usłyszał jeszcze pojedynczy dźwięk rogu, rozkazujący zamknięcie bramy przy moście, lecz nie zwracał na to uwagi. Dopiero trzy, krótkie dźwięki go otrzeźwiły. Orkowie! Zaczął biec jeszcze szybciej i już po chwili dostrzegł kilkoro dzieci Durina, podróżujących w beczkach po winie. Mimo woli uśmiechnął się z uznaniem dla niezwykłego panu Miriel. Radość zniknęła jednak tak szybko, jak się pojawiła. Orkowie pojawili się jakby znikąd, zajmując obie strony rzeki. Legolas niewiele myśląc, wyciągnął łuk i zaczął zabijać pierwszych wrogów. Jego pociski leciało z niewiarygodną szybkością. Mimo lekkiej ciemności, jaka panowała wokół, nie spudłował ani razu. Był w swoim żywione, od dziecka kochał walkę. Wirował pośród wrogów, niosąc śmierć każdemu, który stanął mu na drodze. Wtedy ją ujrzał. Miriel z zaciętym wyrazem twarzy wyjęła dwa srebrne sztylety, rozpoczynając swój piekielny taniec. Powiedzieć, że była dobra w walce, to mało powiedziane. Wyglądała jak bogini śmierci. Z gracją pokonywała rzekę, skacząc od jednego kamienia do drugiego, po drodze zabijając kolejnych przeciwników. Książę nie chciał odrywać od niej wzroku, ale musiał dalej walczyć. Dostrzegł jeszcze, iż elfka niezauważona prawie przez nikogo, otworzyła bramę, przepuszczając krasnoludy w dalszą, szaleńczą podróż. Legolas wiedząc, iż elfka zaraz pogna za nimi, chciał spojrzeć na nią po raz ostatni, jednak otoczyło go kilku orków. Znikali tak szybko, jak się pojawili, lecz, gdy został ostatni, nagle usłyszał ledwie słyszalne sapnięcie. Odruchowo spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał Miriel. Z jej nogi wystawała czarna, pierzasta strzała. Spojrzał wyżej i zdziwiony, znieruchomiał. Kobieta trzymała łuk, wycelowany prosto w niego. Wypuściła pocisk, który z zawrotną szybkością wbił się... w dwóch orków, którzy korzystając z chwili jego nieuwagi, chcieli go zabić. Legolas nie zwrócił na nich jednak zbytniej uwagi. Jak mógł pomyśleć, że ona celowała w niego? Szybko podbiegł do niej.

-Pokaż nogę- powiedział, kucając przy niej.

-To nic, mój drogi- szepnęła elfka, odsuwając się nieco- czytałeś mój list?

-Czytałem- odparł mężczyzna krótko, lecz zaraz dodał:

-Jak mogłaś myśleć, że cię znienawidzę?

-Myślałam...

-To źle myślałaś- przerwał jej książę delikatnie- chodź do pałacu, tam cię wyleczą.

-Nie mogę, Legolasie- odpowiedziała Miriel cicho- jeśli znalazłabym się w pobliżu króla, zabiłby mnie za zdradę. Muszę wracać do krasnoludów to, moje zadanie.

-A więc poczekaj tu na mnie- rzekł elf i nim kobieta zdążyła coś powiedzieć, podniósł się na nogi i pędem pognał w stronę domu- nie ruszaj się!

Gdy dotarł na miejsce, nawet nie zatrzymał się, tylko od razu pognał do medyków i nie zważając na ich zdziwione spojrzenia, porwał królewskie ziele i na powrót pognał nad rzekę. Słyszał delikatny szum wody. Przyśpieszył kroku i już po chwili był u celu. Elfki jednak nie było w miejscu, gdzie ją zostawił. Jak mógł pomyśleć, że ona tu zostanie? Była zbyt dzielna, pewna siebie i waleczna, aby porzucić przeznaczone jej zadanie i zająć się własnym zdrowiem. Nagle ujrzał niebieski błysk. Podszedł bliżej i ujrzał złoty łańcuszek, na którym powieszony był niebieski kamyk, który wcześniej widział na jej szyi. Miał on wyryty elficki napis "vestale" oznaczający przysięgę.

-Przysięga powrotu- pomyślał i zacisnął dłoń na ozdobie. Stał tak jeszcze chwilę, po czym z opuszczoną głową ruszył z powrotem do twierdzy. Gdy tylko wszedł do środka, powiadomiono go, iż ojciec go oczekuje. Z cichym westchnieniem udał się do sali tronowej.

-My ją gościliśmy, a ona jak nam się odpłaciła?- rzekł ze wzrokiem tak wściekłym, że gdyby to było możliwe, mógłby nim zabijać- wydawała się uczciwa, ale to tylko pozory. Mamiła cię, aby łatwiej jej było osiągnąć własny cel.

-Sądzę, iż jeśli to zrobiła, to musiała mieć jakiś ważny powód- odparł książę buntowniczo. Czuł, że musi bronić tej zniewalająco pięknej istoty,

-Oczywiście- powiedział Thranduil z sarkazmem. Westchnął głęboko, a na jego twarz wpłynął złośliwy uśmiech- na dobre jej to jednak nie wyszło.

-O czym mówisz?

-Słyszałem, że oberwała strzałą orków, a nie wiem, czy wiesz, ale ich broń jest zatruta. Miriel nie pożyje więcej niż trzy dni- odpowiedział spokojnym, ale jakby smutnym tonem- tylko królewskie ziele mogłoby ją uratować. Jaka szkoda, że takowe rośnie tylko w naszej puszczy.

-Mogę już odejść, czy masz coś jeszcze do powiedzenia?- zapytał Legolas głosem słabym z emocji. Król zbył go machnięciem ręki, więc ten szybko opuścił salę tronową. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, włożył rękę do kieszeni i wyciągnął małą, roślinkę. Decyzję podjął w jednej chwili. Szybko udał się do stajni, wziął konia, okłamując strażników, iż jedzie na patrol i pognał prosto do Esgaroth. Zdał sobie sprawę z jednego. Kochał Miriel jak jeszcze nikogo na świecie i nie mógł pozwolić jej zginąć. Czuł, że bez niej jego życie już nie będzie miało sensu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro