Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Kiedy Drusus po raz pierwszy przekroczył bramę obozu wojskowego, nawet przez myśl mu nie przeszło, że mógłby mieć większe zmartwienia niż niewypełniony rozkaz czy przetrwanie podczas walk. Liczył na spokojne przez większość czasu życie, wysoki żołd oraz dużo łupów wojennych. Potem czekałaby go emerytura w dobrobycie, o ile by jej dożył. Jeśli nie, to cóż, zdarza się. Nigdy w życiu nie pomyślałby, że może go dotyczyć polityka na wysokim szczeblu, w sprawach cesarskich. Bardzo się w tej kwestii mylił, ale może zacznijmy od początku.

Jako pięciolatek został przygarnięty przez swojego wuja, Lucjusza, gdyż jego rodzice zginęli po wybuchu Wezuwiusza. Lucjusz należał do zamożnej arystokracji, chociaż nie był najbogatszym z mieszczan. Miano patrycjusza zapewniało mu jednak wysoką pozycję. Wuj zapewnił mu wykształcenie, nauczył nieco kupieckiego rzemiosła, po czym posłał do wojska. Drusus nie miał mu tego za złe, w końcu i tak musiałby się zgłosić, więc kiedy tylko dostrzegł czerwoną flagę na Kapitolu*, poszedł się zarejestrować. Został odpowiednio wyszkolony, otrzymał swój własny ekwipunek i broń.
W tym czasie panował cesarz Domicjan, z dynastii Flawiuszów. Jego rządy były dość spokojne, a poza tym zwiększył żołd do trzystu sześćdziesięciu denarów, więc wojskowi nie mogli narzekać. Drusus nabrał nieco doświadczenia w walce z barbarzyńcami w różnych częściach Imperium, lecz wciąż nie był na prawdziwej wojnie. Nie żeby czekał na nią z niecierpliwością, ale jako żołnierz czuł pewien niedosyt. Przy okazji chłopak awansował na centuriona, mimo swojego młodego wieku - był bowiem hastati - najmłodszym. Aspirował jednak na pierwszego centuriona, albo prefekta, dowódcę jazdy. Jego kariera przebiegała znakomicie i nabierała tempa z każdym dniem, aż w wieku dwudziestu dwóch lat był już szanowanym, doświadczonym wojskowym. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie śmierć cesarza, która jak się okazało nie była zwykłym zabójstwem...

***

Drusus doskonale pamiętał dzień, w którym po raz pierwszy znalazł się na dworze cesarskim. Było to w sierpniu 96 roku, konkretnie dwudziestego trzeciego. Władca wyprawił przyjęcie z okazji Volcanalii (o ironio, dzień przed rocznicą katastrofy w Pompejach). Świętowali zakończenie żniw oraz składali ofiary przebłagalne ku czci Jupitera, by nie zsyłał pożarów na Wieczne Miasto, takich jaki miał miejsce szesnaście lat wcześniej. Mężczyzna po raz pierwszy miał okazję ujrzeć cesarza z bliska. Domicjan był człowiekiem bardzo dumnym i nie sposób było po nim poznać, co przeszedł. Miał czarny humor, przez co często spędzał sen z powiek swoim poddanym, jednak nie był okrutny, zwłaszcza w porównaniu z niektórymi swoimi poprzednikami. Postać jego bardzo zaintrygowała młodego wojownika. Uroczystości trwały trzy dni, więc Drusus miał okazję obserwować go przez długi czas. Zapoznał się nawet z jego żoną, Domicją. Powróciła ona właśnie z wygnania, na które skazał ją jej mąż i widocznie wciąż chowała urazę z tym związaną. Poza tym, uczty spędzał Drusus na jedzeniu, piciu wina, oddawaniu się rozkoszom cielesnym, po czym całe koło się powtarzało. Ostatniego dnia coś się zmieniło. Uroczystość zbliżała się ku końcowi, kiedy młody mężczyzna ujrzał jedną z najpiękniejszych kobiet w całym Rzymie, jak mu się zdawało. Córka senatora Marcusa, Tullia, okazała mu swoje względy, zresztą z wzajemnością. Zaczął nawet starać się o jej rękę, jednak niefortunny splot wydarzeń, jaki nastąpił nieco później, zmusił Drususa do zmiany planów...

***

Ktoś skradał się pałacowym korytarzem pod osłoną nocy. Po sylwetce można było poznać, iż był to mężczyzna. Księżyc stał w nowiu, więc nie oświetlał nawet swoim wątłym blaskiem zakapturzonej postaci. Po chwili intruz bezszelestnie wszedł do komnaty cesarza przez okno. Władca spał spokojnym snem, jednak przybysz nie zamierzał go zakłócać. Powoli, uważając, by nie wydać żadnego dźwięku, wysunął spod poduszki misternie kuty sztylet, ozdobiony cesarską pieczęcią. Szybko opuścił pokój, biegiem ruszając przez korytarz. Patrolujący go strażnik dostrzegł ruch i rzucił się biegiem za złodziejem.

- Stać! Zatrzymaj się! - krzyknął.

Intruz skręcił za róg korytarza i... Zniknął. Żołnierz miał wrażenie, jakby rozpłynął się w powietrzu. Nie usłyszał już stukotu kroków ani łopotania płaszcza. Wzruszywszy ramionami odwrócił się na pięcie i ruszył zająć swoje poprzednie stanowisko...

***

Wiem, że nudzę w tych pierwszych częściach, ale dopiero zaczynam! Na razie króciutki rozdzialik, a potem postaram się zrobić dłuższy. Do napisania! ;)

* na Kapitolu naprawdę wywieszano czerwoną flagę, która wisiała tam przez 30 dni. Obywatele zgłaszali się, rejestrowali dotychczasowy przebieg służby wojskowej lub ewentualne powody do zwolnienia i zapisywali do wojska

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro