Trudna droga
W oczach małej wadery stanęły łzy. Jej ojciec nie żył. Płakała dniami i nocami aż pewnego dnia, znowu spotkała kotkę. Mirari myślała że to przez nią jej ojciec nie żyje
-To wszystko przez ciebie! Mój tata... mój tatuś... on nie żyje
-Ale ty nie masz ojca, jesteś srebrnym duchem, duchem który musi spotkać złotą wilczycę i połączyć się z nią, tamten basior cie przygarnął bo jego córka umarła a ty byłaś blisko
-Więc kim ja naprawdę jestem
-Jesteś Mirrari, srebrny duch, jedna z czterech części władców świata w postaci wilka! Ludzie to już przeszłość, jedyna osoba która może ci zaszkodzić to smok!
-Ale one nie istnieją, nigdy nie istniały, są tylko w bajkach!
-Mylisz się Mirrari ale trudno, teraz zaufaj mi i chodź za mną, chodź wypełnić przeznaczenie, jeszcze się spotkamy, a wtedy wskaże ci miasto, miasto gdzie będziesz musiała dokonać połączenia nim będzie za późno i dla was, dla wilków.
-Więc gdzie mam iść? Gdzie się podziać?
-Idź na północ! Uważaj na siebie
Kot zniknął a Mirari znowu została sama. Postanowiła więc iść za radą kota. Nienawidziła go ale jednocześnie ufała mu bardziej niż swemu ojcu, czuła że on wie co zrobić aby naprawdę dobrze się poczuła, po mimo utraty tylu przyjaciół. Szła wiecznie na północ. Śnieg zaczął sypać się prosto pod jej łapy ale nie zatrzymywała się i szła dalej. Ptaki uciekały od niej. Wiele już zabiła i zjadła w podróży ale teraz, gdy przychodzi chłód ciężej będzie wpaść na jedzenie. Chwyciła za jakąś gałąź ale nie zasmakowała jej. No cóż w końcu wilki to drapieżniki. Szła dalej w okropnym chłodzie i nagle poczuła to czego nie zapomniała by nigdy. Zapach wilków. Nie jednego, watahy. Faktycznie cztery wilki staneły przed nią. Dorosłe, masywne i groźne.
-Co to za rzecz- czarny basior wręcz wypluwał te słowa
-Myślę że się zgubiła bracie- biały basior jednak nie był tak wredny,
był zaniepokojony ale po głowie krążyło mu co jeśli jest wygnana i sprawia problemy?
-Co tu robisz maleńka, gdzie jest twoja wataha?
-Biedne kochanie, nie wystrasz jej Księżycu- powiedziała brązowa wadera
-Ja, ja, ja jestem sama, jestem ostatnia z watahy, z mojej watahy, bo, bo oni, to był wypadek ale nie żyją a tata, on, on oddał życie za mnie dla czerwonego wilka
-Czerwonego psa! Psa! Nie plam naszego mienia! Te głupie kundle nigdy nie będą wilkami. Brato bójstwo. Nie pozwalamy na to. A psy tak!
-A czy możecie mi pomóc?
- Żartujesz sobie? Chodzimy po krainach chłodu i śniegu, brać na takie wyprawy słabe szczenię to absurd! Będziesz nam tylko zawadzać- czarny wilk nadal był nieprzyjemny dla naszej bohaterki
-Księżycu, proszę cię, ucisz go - błagała brązowa wadera
Biały basior chwycił czarnego za kark i zaczął szarpać
-Zamknij się ty pieprzony samolubie! Mała nie przejmuj się nim ale wiedz że masz wielką moc widzę ją! Wildze ją w tobie i przy tobie i przy wszystkim co cie otacza, duchy się tobą zajmą
Wilki odeszły ale miedzy nimi trwała rozmowa, jedyne co jeszcze usłyszała wadera to dwa słowa
-Jej oczy- Wypowiedziane przez szarego wilka
Wadera no cóż szła dalej na północ. Jednak nadal była głodna. Śniegi już roztopiły się a małe ptaki i myszy nie wystarczały jej. Zjadała jajka i robaki, nie umiała polować. Niestety jej drogę coś zasłoniło. Wielki strumień. Wadera z trudem próbowała go przepłynąć. Dzień w dzień próbując aż wreszcie udało się jej. Miała dużo większe mięśnie i gęstsze futro. Jej oczy dopiero teraz zmieniały się. Nie były już stalowe jak wcześniej, teraz przypominały srebro bardziej. Jej moc rosła a zmysły wyostrzały się. Ale już zapomniała jak pachnie wataha, dlatego jakie było jej zdumienie gdy spotkała właśnie ich. Na czele watahy stała świetna szamanka. Ale nie pamiętała Mirrari
-Stój! Kim jesteś?
Do głowy wpadło jej przedstawić się w sposób ducha. Podeszła do wilczycy i szepnęła
-Biegnący wilk, Alpha wtachy duchów lasu, ostatnia żywa z watahy, srebrny duch
Otworzyła oczy a Alpha tamtej watahy przeraziła się. Ukłoniła i przyjęła młodą waderę do siebie, bynajmniej na jakiś czas. Teraz wiedziała że młoda wadera to właśnie Mirrari i wiedziała już że jej wataha musiał zginąć skoro Mirrari jest tutaj w takim wieku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro