Królewska propozycja
Chociaż Wiridią od setek lat rządziły kobiety z dynastii Lurene, w stolicy częściej niż królowej, ludzie kłaniali się Ratimusowi Donharow. Pan podziemia zarządzał bogactwem równym połowie królewskiego skarbca, a mimo to przydzielił swojej uczennicy ciasny pokoik na poddaszu kamienicy w Kręgu Piątym. Mera Senebre zaklęła, gdy parę sekund po przebudzeniu z impetem uderzyła czołem w deski skośnego sufitu. Wyobraziła sobie mistrza z ramionami założonymi na piersiach. Powiedziałby:
– Powinnaś o tym pamiętać, jeszcze zanim pierwszy raz położyłaś się do łóżka.
Tymczasem Mera zajmowała pokoik już od trzech miesięcy. Rozmasowała obolałe czoło, spoglądając na dach sąsiedniej kamienicy widoczny przez okno umiejscowione naprzeciwko łóżka. Pod nim znajdował się maleńki stolik z jednym krzesłem, które chybotało się niebezpiecznie za każdym razem, gdy Mera na nim siadała. Trzy kroki dalej stały skrzynia na ubrania i niewielka szafka wypełniona książkami. Dziewczyna znienawidziła to miejsce, gdy tylko je zobaczyła.
Oczywiście miło było wyprowadzić się z domu mistrza i nie obawiać, że Ratimus może wejść przez okno do jej pokoju gotowy do walki na sztylety albo zaczaić się w korytarzu, gdy Mera akurat wybierze się do kuchni po kolację. Jednak po prezencie na siedemnaste urodziny spodziewała się czegoś więcej niż ciasnej klitki w starej, śmierdzącej kamienicy. I to w Kręgu Piątym! Najgorsza siedziba Ratimusa znajdowała się w czwartym i była dwadzieścia razy większa od dziury, w której przyszło żyć Merze.
– Jesteś dorosła, od dzisiaj możesz zarabiać. Za rok lub dwa może będzie cię stać na przeprowadzkę do mieszkania na parterze – powiedział mistrz, gdy dziewczyna przedstawiła mu swoje obiekcje.
Mera zeszła o jedno piętro w dół, by odkryć, że łazienka jest zajęta. Wróciła do siebieq, obawiając się, że za moment przyjdzie jej dokonać trudnego wyboru. Co jest gorsze? Spóźnić się na spotkanie z królową Wiridii, czy przyjść na nie oblepionym trzydniowym brudem? Dziewczyna żałowała, że nie wykąpała się poprzedniego wieczora. Postanowiła poczekać jeszcze chwilę. Miała nadzieję, że jej sąsiad nie ma całego dnia na stanie pod prysznicem. O wiele gorzej, jeśli zdąży zużyć całą ciepłą wodę...
Mera wyciągnęła ze skrzyni szczotkę do włosów i małe lusterko, które znalazła kiedyś na ulicy. Rozpuściła warkocz i zabrała się do rozczesywania włosów. Nie przerwała, gdy były idealnie rozdzielone. Musiała jakoś zabić czas. Znad piegowatych policzków spoglądała na nią para zielonych oczu. Mera lubiła swój wygląd, nawet jeśli niektórzy mówili jej, że jest zbyt chuda, a Ratimus przezywał ją złotowłosą, co zawsze sprawiało, że miała ochotę mu przyłożyć.
Wreszcie oderwała wzrok od swojego odbicia w lustrze i jeszcze raz wybrała się do łazienki. Na szczęście jej sąsiad zdążył już wyjść, pozostawiając po sobie jedynie kałuże wody na płytkach.
Dwadzieścia minut później pachnąca czystością Mera wyszła na ulice Janiery. Ludzie rzucali jej ciekawskie spojrzenia, gdy maszerowała dumnie w zielonym stroju błazna. Składały się na niego długie spodnie i tunika bez rękawów uszyte z delikatnego materiału, który nie opinał ciała i nie krępował ruchów. Buty nie były potrzebne. Gdyby Mera ukończyła Koronną Akademię Błaznów, na tym by się kończyło. Z chwilą, w której Ratimus wybrał ją na swoją uczennicę, granica pomiędzy nią a resztą błaznów zaczęła coraz bardziej się powiększać. Jedną z oznak tego stanu rzeczy była rękojeść sztyletu, która wystawała z kieszeni na biodrze umieszczonej po wewnętrznej stronie nogawki. Dla tych, którzy nie zwracali większej uwagi, była praktycznie niezauważalna. Tego dnia Mera spięła złociste włosy w ciasny kok z tyłu głowy. Kobietom nie wypadało w innej fryzurze stawać przed obliczem królowej.
Krąg Pierwszy od reszty miasta odgradzał kryształowy mur, przezroczysty i lśniący – piękny, w końcu w okolicy pałacu nie mogłoby znaleźć się nic, co odejmowałoby mu uroku. Wysoka budowla z białych cegieł górowała nad miastem. Mera spostrzegła zasłony powiewające w oknie na szczycie najwyższej wieży. Tam znajdowała się sypialnia królewska. Dziewczyna pamiętała dzień, gdy wraz z Ratimusem obserwowała pałac z zewnątrz. Gdy mistrz wskazał na wieżę, od razu poczyniła uwagę, że najwyższy punkt pałacu nie jest dobrym miejscem na mieszkanie pary królewskiej.
– Mnie nie musisz tego tłumaczyć – rzekł Ratimus. Wydawał się poirytowany. – Spróbuj tylko znaleźć sposób, by włożyć to w królewskie głowy. "Królowe sypiają tam od pokoleń", bla, bla, bla...
Ciężko było o tym zapomnieć. Ratimus rzadko dawał się ponieść emocjom.
Gwardziści zatrzymali Merę w bramie.
– Nazywam się Mera Senebre, wzywana przez królową – odezwała się, spoglądając przed siebie.
– Broń? – zapytał jeden z gwardzistów.
Mera przyjrzała mu się kątem oka. Pytanie zadał rutynowo i nawet nie przyglądał się Merze zbyt uważnie. Jego towarzysz spoglądał w przestrzeń wyraźnie zamyślony.
– Nie posiadam. Pełnię służbę błazna – odparła.
Gwardzista bez słowa otworzył bramę. Mera weszła na teren Kręgu Pierwszego, starając się nie pokazać po sobie niezadowolenia zachowaniem gwardzistów. Tym sposobem do pałacu mógł dostać się każdy. Mera nie lubiła rozstawać się z bronią, jednak miała świadomość, że z kompetentnym strażnikiem musiałaby stoczyć długą dyskusję nim pozwoliłby jej wejść ze sztyletem w kieszeni. Będzie musiała porozmawiać o tym z Ratimusem. Chociaż... Nie miała pewności, czy jej nauczyciel przejmie się problemami królowej. Jego współpraca z koroną opierała się na skomplikowanych zasadach, które Ratimus zmieniał w każdej chwili, jeśli tylko coś było mu nie na rękę.
Krąg Pierwszy w całości zajmowały posiadłości królewskie. Pałac otaczały wspaniałe ogrody, które w tym momencie ze względu na późną porę roku, mieniły się odcieniami żółci i czerwieni. Mera nie przywiązywała do ich urody większej uwagi. Nie była pewna, czy zdąży na czas.
Gwardziści przed wrotami pałacu zupełnie nie zwrócili na nią uwagi, widocznie ufając osądowi swoich kolegów przy bramie. Jeden z nich otworzył przed dziewczyną drzwi i tak oto Mera znalazła się w sali wejściowej. Czerwony dywan prowadził do marmurowych schodów, które na półpiętrze rozchodziły się na trzy różne strony. Na samym parterze już od wejścia widoczne były cztery różne korytarze, a Mera zdębiała, nie mając pojęcia, w jakim kierunku się udać.
– Mera Senebre jak mniemam – odezwał się skrzekliwy, pretensjonalny głosik. Mera natychmiast odwróciła się w jego stronę. Przy maleńkim stoliczku tuż przy wejściu siedział maleńki człowieczek z jasną, poplątaną brodą i znudzonym wyrazem twarzy. Dziewczyna skinęła głową, choć nie była pewna, czy zauważył ten gest. – Schodami po lewej stronie na samą górę. Na koniec korytarza po prawej, schodami w górę. Przed wejściem zapukać cztery razy.
Człowieczek zwrócił wzrok na stojący przed nim kałamarz. Merę zdziwiły wyrzucone naprędce instrukcje i obawiała się, czy z wrażenia zdążyła wszystko zapamiętać. W lewo, w prawo, do góry – powtórzyła w myślach. Nie miała czasu na dłuższą zwłokę, ruszyła więc w stronę schodów. Miała ochotę biec, by zminimalizować ryzyko spóźnienia, wiedziała jednak, że to nie przystoi. Bez problemu pokonała całą trasę, po drodze natykając się jedynie na służących. Schody prowadziły trzy piętra w górę, a ostanie z nich było całkowicie puste. Dzięki dużym oknom korytarz był rozświetlony i wyglądał przyjemnie. Mera rozejrzała się na boki i spostrzegła, że z obu stron zakończony jest wejściem do wieżyczek, co sugerowały okrągłe schody. Skierowała się w prawo.
Wieżyczka nie była wysoka. Na szczycie schodów znajdowały się proste, drewniane drzwi. Mera myślała, że rozmowa z królową odbędzie się w sali tronowej. Tymczasem, sądząc po warstewce kurzu na stopniach, było to miejsce, do którego nawet służba nie zaglądała zbyt często. Dziewczyna zapukała cztery razy.
– Proszę wejść.
Mera nacisnęła klamkę i weszła do okrągłego pomieszczenia. Przy niewielkim oknie zakończonym łukiem stała królowa Sara. Lata młodości miała już dawno za sobą. Mimo że pośród ciemnych włosów próżno było szukać śladów siwizny, wiek kobiety zdradzały zmarszczki i obwisła skóra na szyi. Królowa odwróciła się w kierunku Mery; błękitny materiał sukni zatrzepotał delikatnie.
– Niech szczęście cię nie opuszcza, Wasza Wysokość. – Mera skłoniła się nisko, wypowiadając tradycyjne słowa powitania.
– Mera Senebre. – Królowa wbiła w dziewczynę spojrzenie ciemnych oczu. Nie spuszczając wzroku, usiadła w fotelu z granatowym obiciem przy stoliczku na środku pokoju. Gestem dłoni nakazała Merze zająć drugi fotel, co ta uczyniła bez wahania. – Wiele o tobie słyszałam. Miło cię wreszcie zobaczyć.
– Dziękuję, Wasza Wysokość.
Królowa westchnęła, jakby się nad czymś zastanawiając i zwróciła spojrzenie na widok za oknem. Mera skorzystała z okazji, by lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. Ściany wieżyczki były proste, bez żadnych zdobień. Obok okna stał regał wypełniony niezwykle starymi książkami. Podłogę wyłożono deskami z ciemnego drewna. Wprawne oko uczennicy Ratimusa dostrzegło szparę pomiędzy panelami nieopodal stolika. Mera nie mogła wykluczyć możliwości, że pod podłogą znajduje się wejście do tajnych korytarzy. Sieć dróg ukrytych w murach pałacu była niemal tak wielka, jak korytarze używane codziennie przez mieszkańców zamku. Ratimus znał wszystkie tunele i tajemne przejścia, tak przynajmniej sądził. Mera miała dotychczas tylko jedną okazję, by zwiedzić fragment ukrytego korytarza w podziemiach pałacu.
– Zawsze uważałam, że akademia wydaje na świat najlepszych błaznów na świecie. – Sara znów spojrzała na swojego gościa. – Ciężko mi to przyznać, jednak myliłam się. Ratimus Donharow... Ach, ale nie o nim chciałam dziś mówić. Bardzo się cieszę, że tu jesteś, moja droga.
Mera milczała. Nie wiedziała, co powinna w takiej sytuacji powiedzieć. Miała nadzieję, że królowa prędko przejdzie do sedna. Dziewczyna nadal nie miała pojęcia, dlaczego władczyni ją wezwała i dlaczego rozmawiały w takim miejscu – maleńkiej komnacie ukrytej przed wzrokiem dworzan i ciekawskich służących. Ciekawość rosła z każdą chwilą, dobiegając olbrzymich rozmiarów.
– Mero, niedawno ukończyłaś szkolenie błazna, a jednak nie otrzymałaś tytułu – rzekła królowa. – To zrozumiałe, w końcu zaszczyty przysługują jedynie absolwentom naszej akademii. Chciałabym przedstawić ci pewną ofertę... Od dwóch lat moi ludzie obserwują cię bardzo uważnie.
Sara przerwała, chcąc zobaczyć, jaką reakcję wywoła to oświadczenie. Mera zachowała kamienną twarz. Ratimus ostrzegł ją, że tak będzie już pierwszego dnia jej szkolenia, toteż rewelacje królowej nie były dla niej zaskoczeniem. Władczyni wyglądała na niepocieszoną takim obrotem spraw.
– A zatem znam twój potencjał, moja droga – kontynuowała. – Wiem, ile już potrafisz, a przecież jeszcze tak wiele wciąż przed tobą. Powiem wprost, współpraca z twoim nauczycielem bywa niezwykle uciążliwa. Jestem pewna, że z tobą będzie zupełnie inaczej. Chciałabym, żebyś przyjęła posadę tutaj, w pałacu.
Mera nie zdołała ukryć zaskoczenia. Zrobiła wielkie oczy, po czym zamrugała kilkakrotnie z niedowierzaniem.
– Wydawało mi się, że tylko absolwenci akademii mogą służyć w pałacu – odezwała się.
– Od każdej reguły są wyjątki. – Królowa uśmiechnęła się. – Jeśli się sprawdzisz w zadaniu, które ci wyznaczę, za pół roku otrzymasz tytuł. Nikt nie będzie zwracał uwagi na fakt, że nie uczęszczałaś do akademii.
Mera od zawsze chciała być najlepsza. Gdy jako dziecko obserwowała występy ulicznych błaznów w Kręgu Piątym lub Czwartym, już wiedziała, że pragnie być taka, jak oni. Nie. Pragnęła być lepsza od nich wszystkich razem wziętych. Błaźni rzadko otrzymywali posady w pałacu od razu po ukończeniu akademii. Mera miała zaledwie siedemnaście lat i wciąż praktykowała u Ratimusa, chociaż jej oficjalne szkolenie dobiegło końca. A mimo to królowa gotowa była obdarzyć ją nie tylko ogromnym zaufaniem, ale także przyznać jej oficjalny tytuł.
– Na czym będzie polegać moje zadanie? – spytała. Każdy błazen sprawował ściśle określoną funkcję. W końcu nie da się być najlepszym we wszystkich dziedzinach.
– Chcę, żebyś ochraniała moją córkę. Była jej strażniczką. – Królowa zniżyła głos, obawiając się, że ktoś mógłby podsłuchać ją w pustym pomieszczeniu. – A ponadto, jeżeli zdołasz, chciałabym, żebyś została jej przyjaciółką.
Zapadła cisza. Mera przez chwilę rozważała słowa władczyni. Posada osobistej strażniczki księżniczki niosła ze sobą prestiż i wielką odpowiedzialność. Jednakże przyjaźń... Od kiedy to służba miała spoufalać się z członkami rodziny królewskiej? Dziewczynie wydawało się to wbrew wszelkim zasadom.
– Dlaczego ja? – Odważyła się zapytać. – Nie chcę kwestionować decyzji Waszej Wysokości, jednak trudno mi to zrozumieć. Jestem zwyczajną dziewczyną z pospólstwa, nawet nie uczyłam się w akademii...
– A jednak otrzymałaś solidne wykształcenie. – Sara uśmiechnęła się z błyskiem w oku. – Posiadasz umiejętności, które rektor akademii uważa za zbędne. W dodatku masz spory talent i jesteś lojalna.
– Skąd Wasza Wysokość może o tym wiedzieć? Wasi szpiedzy nie mają wglądu w moje myśli.
– Wystarczy, że widzą twoje czyny. Moja córka potrzebuje zwiększonej ochrony, a ponad wszystko potrzebuje kogoś, kto będzie u jej boku w trudnych momentach. Kogoś, komu będzie mogła zaufać.
– Nie mogę obiecać, że zdobędę zaufanie księżniczki. Któż może przewidzieć, jakimi uczuciami mnie obdarzy?
Mera starała się nie pokazywać po sobie emocji, lecz w głębi serca jej niepokój narastał. Mogła ochraniać księżniczkę, ale to, czy zostaną przyjaciółkami nie zależało tylko od niej. Mera nie wiedziała o następczyni tronu zbyt wiele. Widziała ją zaledwie parę razy w życiu, z oddali, zwykle z twarzą zakrytą parasolką.
– Ja ci ufam, Mero – rzekła królowa. – Wierzę, że i moja córka nie będzie miała z tym trudności. O ile będziesz potrafiła być w stosunku do niej dostatecznie cierpliwa i wyrozumiała.
Mera zastanawiała się, co władczyni ma na myśli. Nie znała księżniczki, a słowa królowej powiększyły wątpliwości dziewczyny. Dlaczego następczyni potrzebowała przyjaźni i zwiększonej ochrony akurat teraz? Sara nie zająknęła się na ten temat ani słowem. Mera była pewna, że królowa celowo nie wspomniała o powodach swojej decyzji.
– Czy przyjmujesz moją propozycję? – zapytała królowa, przywołując na twarz przesłodzony uśmiech.
Merze zrobiło się cieplej. Nie śmiała odmówić królowej, jednakże miała pewne obawy. Królowa wpatrywała się w swego gościa intensywnie, co utrudniało dziewczynie rozważania.
– Wasza wysokość wybaczy – rzekła po chwili Mera – ale potrzebuję więcej czasu do namysłu. Byłabym zachwycona, gdyby wasza wysokość pozwoliła mi dać odpowiedź dziś wieczorem.
Władczyni zmarszczyła brwi, a Mera uświadomiła sobie, że być może pozwoliła sobie na zbyt wielką zuchwałość. Nie była gotowa na rozmowę z tak ważną osobistością. W dyskusjach z Ratimusem czy Lady Wirte nie musiała się obawiać, że jej pochopnie wypowiedziane słowa wpędzą ją w tarapaty – w najgorszym przypadku musiałaby położyć się spać bez kolacji. Tym razem dziewczyna z niepokojem czekała na wyrok królowej.
– W porządku. – Kobieta skinęła głową. Mera poczuła się o kilka kilogramów lżejsza. – O zmroku w twojej kwaterze zjawi się posłaniec, któremu przekażesz odpowiedź.
– Czy wasza wysokość nie obrazi się, jeśli zdecyduję się odmówić?
– Dobry władca nie obraża się na decyzje poddanych – odrzekła Sara. – Ale chyba sama przyznasz, odrzucenie takiej propozycji byłoby wielką stratą. Dla obu stron.
Mera nie miała nic więcej do powiedzenia. Przez chwilę kobiety spoglądały sobie w oczy w milczeniu. Wreszcie królowa odwróciła twarz w stronę okna.
– Możesz odejść – powiedziała.
Dziewczyna ukłoniła się, mimo że władczyni już nie zwracała na nią uwagi. Dopiero, gdy złapała za klamkę, Sara o czymś sobie przypomniała.
– Mero. Nasze spotkanie ma pozostać tajemnicą. Mam nadzieję, że jest to dla ciebie sprawa oczywista.
– Tak, wasza wysokość – skłamała. Pierwsze, co dziewczyna zamierzała zrobić po wyjściu z pałacu, to wizyta u Ratimusa. Miała nadzieję, że mistrz pomoże jej podjąć decyzję albo chociaż będzie potrafił rozszyfrować powód, dla którego królowa złożyła Merze taką propozycję.
Piętnaście minut później dziewczyna opuszczała teren Kręgu Pierwszego. Przy granicy drugiego i trzeciego zatrzymała się na moment, zastanawiając się, gdzie udać się dalej. Sara mogła mówić, że ufa Merze, ta jednak nie była głupia. Wiedziała, jakimi uczuciami królowa darzy Ratimusa. Niemożliwe, aby taką wiarą obdarzyła jego uczennicę, nie znając jej osobiście przez dłuższy czas. Zresztą, jeśli była inteligentna, nawet wtedy nie powinna jej ufać. Mera spostrzegła kątem oka postać w jasnej pelerynie znikającą za rogiem. Wiedziała już, dokąd pójść w pierwszej kolejności.
***
Mera rozczesywała włosy, przyglądając się słońcu, które zachodziło nad miastem przez okno swojego pokoiku. Często o tej porze dopiero zaczynała wykonywać najróżniejsze zadania, jakie zlecał jej Ratimus, ale tego dnia marzyła już tylko o długim, spokojnym śnie. Miała wrażenie, że od spotkania z królową minął tydzień, tak wiele się wydarzyło.
Słońce zniknęło za horyzontem, pozostawiając po sobie niebo zabarwione czerwienią, która szybko ciemniała, by za chwilę przemienić się w noc. Posłaniec królowej powinien zjawić się lada moment.
Przemykając ciasnymi uliczkami Janiery parę godzin wcześniej, Mera zastanawiała się, jakie poniosłaby konsekwencje, gdyby szpieg zorientował się, że idzie na spotkanie z Ratimusem. Lepiej było tego nie sprawdzać. Organizacja spotkań z podziemiem na oczach człowieka królowej nie należała do najprostszych, a z pewnością nastręczała wiele irytacji. Mera wróciła do Kręgu Piątego i weszła do jednej z przyjemniejszych w tamtym rejonie karczm. Udając, że zamawia obiad, dała barmanowi odpowiedni sygnał. Już po chwili siedziała przy stoliku w towarzystwie jednej z dziewczyn pracujących dla Lady Wirte i ukradkiem pisała na serwetce zaszyfrowaną wiadomość. Godzinę później przechadzała się po parku w Kręgu Czwartym w towarzystwie zamaskowanego Ratimusa. Nie pierwszy raz udawali zakochanych. Mera nie przepadała za tym, jednak stanowiło to doskonały sposób na zmylenie szpiega pod jego nosem. Gdy chwilę potem para wynajęła pokój w maleńkim motelu kawałek dalej, ogon pozwolił sobie na chwilę przerwy od szpiegowania. Jego błąd.
– Co za głupiec – mruknął Ratimus, przeczesując zabarwione na czarno włosy. – Najbardziej zadziwia mnie fakt, że po tylu latach ludzie królowej wciąż nie zorientowali się, że korzystam z przebrań.
Mera uznała to za odpowiedni moment, by wspomnieć o nieodpowiedzialnym zachowaniu strażników przy bramie Kręgu Pierwszego. Mistrz skwitował tę sytuację wybuchem śmiechu.
– No, a czego chciała Sara? – Ratimus nigdy nie okazywał królowej należytego szacunku.
Gdy Mera przybliżyła mu ofertę władczyni, w zamyśleniu pokiwał głową. Przebranie zniekształcało jego rysy twarzy, przez co dziewczyna nie mogła rozszyfrować, o czym myśli.
– Jaka jest twoja decyzja? – zapytał po chwili.
Mera zmarszczyła czoło.
– Liczyłam, że pomożesz mi się nad tym zastanowić.
Ratimus uśmiechnął się pobłażliwie i wzruszył ramionami.
– Ależ jesteś dorosła. Wydawało mi się, że wolność i samodzielność są tym, czego najbardziej pragniesz.
Dziewczyna rzuciła mistrzowi niechętne spojrzenie, zaraz jednak jej umysł rozjaśniła prawda. Ratimus już wiedział, co postanowi. A jeśli nie, to znaczy, że każdy wybór będzie mu odpowiadał. Im dłużej Mera patrzyła na jego irytujący uśmieszek, tym bardziej upewniała się w przekonaniu, że lata życia z mistrzem pod jednym dachem nie poszły na marne. Teraz znała go już niemalże na wylot.
Ich spotkanie zakończyło się szybciej niż podejrzewała. Wracała do domu pewna swojej decyzji. Niektóre pytania wciąż pozostawały bez odpowiedzi, ale gdzie znaleźć na nie odpowiedź, jeśli nie w pałacu, pod nosem królowej?
Ciemność zalała miasto, a Mera powoli traciła cierpliwość. Zasłane łóżko obiecywało błogi odpoczynek. Tymczasem dziewczyna wciąż musiała czekać. Odłożyła szczotkę do kufra i usiadła na brzegu łóżka. Zapaliła niewielką lampkę napędzaną magią. Nie pozostawało jej już nic do roboty. Jak zawsze w takich momentach wsłuchała się w otaczające ją dźwięki. Sąsiad z mieszkania poniżej krążył po pokoju. Rurami płynęła woda, na korytarzu dźwięczało bzyczenie muchy. Za oknem tętniło życie. Choć światła Janiery od pałacu do Kręgu Piątego powoli gasły, Krąg Szósty o tej porze dopiero otwierał zaspane oczy. Gdy Mera nie mogła zasnąć, często wymykała się w tamte okolice. Niebezpieczna to rozrywka dla młodej dziewczyny, ale nie dla błazna wyszkolonego przez Ratimusa. Kolory, muzyka, krzyki, zapach krwi, potu i brudu oblepiającego tamtą część miasta w przedziwny sposób ją uspokajały.
W pewnej chwili Mera usłyszała dźwięk, którego się nie spodziewała. Coś stukało w jej okno. Podeszła bliżej i wytężyła wzrok, jednak nie potrafiła wypatrzeć niczego ani nikogo. Przeświadczona, że stukanie nie było przypadkowe, trwała w skupieniu i gotowości. Nie wyczuwała niebezpieczeństwa w pokoju, dlatego ostrożnie otworzyła okno.
Nocny wiatr uderzył Merę w twarz. Nie przypuszczała, że wieczór jest tak wietrzny. Musiała na parę sekund zmrużyć oczy, a wtedy usłyszała obok siebie uderzenie o podłogę. Nie przejmując się oknem, odskoczyła do tyłu, wyciągając z kieszeni sztylet.
– Refleks nie najlepszy jak na uczennicę tego, kogo nazywają królem błaznów – mruknął mężczyzna, zakładając ramiona na piersi. Usiadł na wieku kufra, nie przejmując się Merą gotową do ewentualnego ataku. Miał na sobie czarny strój błazna oraz zwiewną, ciemną jak noc pelerynę.
Mera poczerwieniała z gniewu. Odetchnęła głęboko, aby się uspokoić. Przypuszczała, że nie ma się czego bać. Królowa chciała ją sprawdzić, a szpieg najwidoczniej lubował się w kpinach. Dziewczyna była ciekawa, czy jest tą samą osobą, która podążała za nią krok w krok przez cały dzień.
– Dobry wieczór – rzekła chłodno. – Domyślam się, że przysyła cię królowa.
Mężczyzna wyszczerzył zęby. Miał potargane włosy i czarną kozią bródkę.
– Gdy będziesz towarzyszyć księżniczce, radziłbym uważać, dla kogo otwierasz okno. Nie każdy włamywacz ma dobre zamiary.
– Jesteś tak pewny siebie, jak gdybyś już poznał moją decyzję.
– Odpowiedź jest oczywista – odparł błazen. – Tylko głupiec odrzuciłby propozycję królowej. Ani ty, ani twój mistrz nie należycie do ich grona.
Mera miała ochotę rzucić kąśliwą uwagę, jednak powstrzymała się. Nie chciała przedłużać rozmowy, tego dnia nie miała już sił. Schowała sztylet do kieszeni i spojrzała gościowi w oczy. Przez chwilę wpatrywali się w siebie bez słów.
– W takim razie zanieś królowej moją odpowiedź – powiedziała, nie spuszczając wzroku. – Żegnam.
– Do zobaczenia niebawem. – Mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko. – Pozwolisz, że tym razem skorzystam z drzwi.
Błazen wyszedł, ale Mera jeszcze przez chwilę stała w niezmienionej pozycji, nasłuchując. Rozluźniła się dopiero po paru minutach. Zamknęła okno, wcześniej wdychając głęboko zapach nocy.
Wizyta szpiega wytrąciła ją z równowagi. Po co w ogóle się fatygował, skoro już wcześniej domyślił się odpowiedzi? Mera zgasiła lampkę i opadła na łóżko. Za jedyną towarzyszkę miała ciemność, dokładnie tak, jak być powinno. Wieczorami dziewczyna często myślała o innych ludziach. O Ratimusie, który zamiast spać wałęsał się po karczmach Kręgu Szóstego do białego rana. O Lady Wirte, która każdą noc spędzała z innym kochankiem. O królowej Sarze, która zasypiała u boku męża na szczycie najwyższej pałacowej wieży. I o innych, którzy nocami nie bywali sami. Zastanawiała się, czy są przez to mniej samotni.
Mera otarła łzy, które wezbrały w jej oczach. Nie wierzyła w przypadki. Jej zdaniem los wyznaczał drogę każdemu już w momencie narodzin. Jeżeli przeznaczeniem Mery była samotność, nie mogła tego zmienić. A chociaż pogodziła się z własną naturą, nie potrafiła przestać się zastanawiać, jaką drogę los przypisał innym i jakie uczucia tchnął w ich serca.
Wraz z upływem czasu ciemność przysłoniła rozmyślania Mery. Otuliła ją ramionami i ukołysała do snu. Ciemność jest piastunką wszystkich ludzi. Ona jedna wie, co tli się w ich sercach, gdy zasypiają.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro