Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Memento Mori

Przez lodowe pustkowie mknie czarna postać,

Spod zmęczonych kopyt lecą iskry kryształowe,

Trudna przed koniem i jeźdźcem droga,

A jeszcze wieje wiatr porywisty.

Zdradliwe igiełki mrozu okrutnie

Żądlą bezbronne ciała wędrowców,

Śniegi drogi zakryły białym całunem,

Niełatwo jest uniknąć manowców.

Po lodzie ślizgają się podkowy,

Nieszczęście wnet wróżąc niechybnie,

Więc człek strudzony na ziemię zszedł

I popędził wierzchowca co sił.

Koń wrócił się do stajni swej,

A jeździec wciąż do przodu szedł,

Za zaspą soczysta zieleń Silvy toczyła

Swą odwieczną walkę z bielą śniegu Pruinei.

Pomknął z nadzieją ku lasom rozległym,

Wbiegł między gałęzie i trawy wysokie,

Przez gąszcze potężne przedziera się dzielnie,

Lecz wnet mu dziwne stwory zagradzają drogę.

Niziutkie, do pół łydki mu ledwie sięgają,

Wokół siebie pancerze jakby z drewna mają,

Wędrowiec rozgląda się - jest otoczony,

Czyżby był już stracony?

Wróg liczny, a znikąd nie widać obrony,

Zbolały ułudą nadziei pada na kolana,

Błagalnie ręce przed nimi splata,

Czekając na fatum bezlitosne.

A cóż to znów za dziwy,

Przez puszczę bezkresną głos się rozniósł,

Niczym wataha bestii niezliczona,

Która trop swych ofiar wywęszyła.

Rozpierzchli się ludkowie w nicości szmaragdowej,

Chowając się od wroga znienawidzonego,

Nasz bohater znów uratowan został,

Lecz czyż na długo?

Pędem ruszył przed siebie smagany liściem rozmaitem,

Wtem w oddali z cicha zapłonął turkus złamany,

Kojąc jego wzrok zbłąkany,

Czyżby już witać miał się z ogniem rozmaitem?

Tak to Flamma otwarła swe bramy ,

Czekając cierpliwie na nieszczęsnego zbiega,

Gdzieś tam już tańczą wróżkowe damy,

W sukniach czerwonych z płomieniami.

Wędrowiec przez piaski z trudem przechodzi,

Czerwony pył twarz mu smaga,

Wydma co rusz drogę grodzi,

Lecz ratunku przed bezlitosnym słońcem nie ma.

Biedny wędrowiec już omdlewa,

Oazę widzi tuż przed sobą

Dochodzi - widok znikł - miraż,

Wszędzie jedynie suchy piach,

A woda tylko w snach.

Nagle wokół siebie dostrzega

Istoty jakby z iskier i ognia,

Włosami ciemnymi wiatr powiewa,

A jego świsty są niczym melodia.

Wróżki płomienne patrzą na zbiega,

Surowo, mądrze - aż jedna rzecze:

"Człecze, na cóż wciąż uciekasz?

Że szans nie masz, wiesz przecie".

"Mój los to wieczna tułaczka,

Lecz nadzieja w sercu nadal trwa,

Do końca będzie się toczyć walka

Życia tak tanio nie sprzedam ja."

Rozstępuje się wróżek krąg,

I droga pojawia się przed wędrowcem,

Bez pożegnań czy uścisków rąk,

Nieszczęśnik wyrusza do Spiritum ziem.

Słońce głaszcze zmęczone jego lico,

Rosa poi spierzchnięte wargi,

Ukojenie przyniósł wiatru szmer,

Trawa ugina się pod stopami.

Rozbrzmiewa miły ptaków trel,

A światło przez nie przenika,

Rzuca na ziemię barwne cienie,

Tak, to jest piękna kraina.

Wędrowiec owoc zrywa z drzewa,

A choć zmęczenie oczy mu zamyka,

Wciąż idzie do przodu, nie dowierza,

Że może bezpiecznie się zatrzymać.

Lecz nagle wicher mocniej dmie,

A niebo czernią się zasnuwa,

Ostatni ptasi trel cichnie,

Ciepło wraz ze słońcem znika.

Przed uciekinierem staje postać ponura,

Wśród błysków i gromów zgubnych,

Powoli zsuwa się brzeg kaptura,

I odsłania twarz bladą jak śnieg.

Kościste palce gardło łapią wnet,

Ściskając niczym kleszcze je,

Lecz skazaniec walczy dzielnie,

Choć wie, że to daremne jest.

"Po co szamoczesz się" - postać szepce -

"Poddaj się - ja przecie śmierć"

"A jam życie... I toczyć boje będę wciąż..." -

Tak wędrowiec w agonii rzecze.

Ostatnie tchnienie wydał wnet,

Osunęło się martwe ciało,

A dusza odeszła, daleko hen,

Od tego, co się tu działo.


Walkę tę od nowa toczy,

Każdy, kto po ziemi kroczy,

A choć na końcu wygra śmierć

To przed nią życie jeszcze jest.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro