Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jeden włos prawdziwego grzesznika


W ogrodzie zakwitły wszystkie jabłonie. Kaczątka człapały przez podwórze, pola zbóż zazieleniły się i wszędzie dał się słyszeć śpiew ptaków. Córka pastora – jego jedyne dziecko i najbliższa mu osoba – leżała na plecach, oddychając pachnącym powietrzem i słuchając radosnego śpiewu ptaków. Sądząc z tego świergotu, dzień był bardzo świąteczny i rzeczywiście – była niedziela. Właśnie zaczęły dzwonić dzwony w kościele, dziewczynka usiadła i poprawiła swoją spódnicę. Następnie podniosła się i pobiegła, by dołączyć do innych zmierzających do kościoła. ,, Jak dobry i miłosierny jest dla nas Bóg!", myślała ta młoda kobieta pozdrawiając sąsiadów.

Wewnątrz kościoła stał pastor przy ambonie, głośno i groźnie głosząc kazanie o bezbożnym i niewdzięcznym zachowaniu ludzi. Mówił, że Bóg powinien ich ukarać: wszyscy, którzy są źli, spłonął w płomieniach wiecznego ognia w piekle. To cierpienie nigdy się nie skończy, wieczny ogień będzie ich palił na wieki.

Strach było tego słuchać, bo pastor mówił tak przekonująco. A co gorsze, mówił wprost z serca. Wierzył w to co mówił. Całe zgromadzenie było przerażone i przestraszone, mimo że każdy z najmniejszych nawet kwiatów na zewnątrz głosił zupełnie inne kazanie od tego, o czym mówił pastor.

Później tego samego wieczoru, tuż przed czasem na spoczynek pastor zauważył, że jego córka wygląda na bardzo smutną. Siedziała na krześle, patrząc bezmyślnie na swoje ręce.

- Co cie martwi? – zapytał pastor.

- Co mnie martwi? – powtórzyło dziecko i uśmiechnęło się rozpaczliwie. – Nie potrafię zrozumieć twojego kazania, ojcze, oto, co mnie martwi. Niezależnie od tego jak wiele dodam i odejmę, nie otrzymuje tej samej sumy co ty. Mówisz, że źli ludzie są grzesznikami i spłonął w wiecznym ogniu, jak przerażająco, potwornie to brzmi. Ja również jestem grzesznikiem, ojcze. Tylko tego ranka w drodze do kościoła, zamiast przyjść wcześniej i klęczeć w ławce, leżałam wśród jabłoni na świetle, które przebijało się przez liście. Co Bóg ze mną uczyni? Jestem tylko biedną grzeszna istotą, a nie potrafię uporać się z myślą, że nawet najgorszy grzesznik na świecie spłonie w tym wiecznym piekle. Jak więc, myślisz, Bóg to znosi: On, który jest nieskończenie dobry, i wie, że jesteśmy grzeszni? Nie potrafię sobie tego wyobrazić, nawet kiedy mówisz mi, że to prawda".

&&&&

To było jesienią, liście spadały z drzew. Pastor siedział przy łóżku swojego umierającego dziecka, swojej ukochanej córki.

- Jeśli ktokolwiek zasługuje na Bożą łaskę, to jesteś to ty, śpij spokojnie w swoim grobie. – mamrotał.

Dziecko umarło, on zamknął jej oczy i złożył ręce do modlitwy. Po modlitwie zaśpiewał psalm. Przeniesiono ją do grobu, a dwie duże łzy spłynęły po policzkach poważnego ojca. Jego dom był pełen ciszy. Nie padało tam słońce, ponieważ ta, która je uwielbiała, zmarła. W środku nocy pastor poczuł na twarzy podmuch zimnego powietrza, który go obudził. Tak, jakby pokój wypełniły promienie księżyca, ale księżyc jeszcze nie pojawił się na niebie. Blada postać stanęła przy jego łóżku. Był to duch jego córki. Patrzyła na niego tak smutno, pastor czuł, że chce go ona o cos poprosić. Usiadł na łóżku i objął ją swoimi ramionami.

- Nie osiągnęłaś pokoju, moja córko? Cierpisz? Jesteś najbardziej niewinną, najżyczliwszą z dzieci.

Widmo pokiwało głową i położyło swoją dłoń na piersi.

- Czy mogę ci pomóc zaznać pokoju? – wyszeptał pastor.

- Tak – Odpowiedziała biedna dziewczynka. – Muszę znaleźć tylko jeden włos z głowy grzesznika, który będzie wiecznie płonął w piekle.

- Zrobię to dla ciebie! – wykrzyknął gorliwie pastor. – To będzie proste, jeśli to wszystko, czego potrzebujesz, by uwolnić się od bólu, ty, która byłaś taka dobra.

- Chodź ze mną. – powiedział duch. – Obdarzono cie zdolnością latania tak lekko, jak twoje myśli, wszędzie gdzie zapragniesz. Będę ci towarzyszyć, ale zanim kur zapieje, muszę znaleźć osobę, która jest skazana na wieczne potępienie przez Boga.

Niesieni myślą szybko stanęli w drzwiach bogatego człowieka.

- Tam, tak, tam. Ojej, żebym tylko był pewien. – mamrotał pastor.

Spojrzał na szerokie schody prowadzące do okazałego salonu. Na ulicy słychać było dźwięki muzyki tanecznej. Służący, trzymający laskę ze złotą rączką, zagradzał wejście tym, którzy nie zostali zaproszeni.

- Nasz bal jest tak elegancki jak królewski – powiedział patrząc na tłum, który zgromadził się przed wejściem. Pastor zobaczył, że na twarzy służącego maluje się pogarda.

- Próżność. – wyszeptał duch. – Próżność to grzech śmiertelny. Zdobądź jego włos!

- Jego? - Pastor potrząsnął głową. – On jest głupcem, klaunem. Nie będzie ukarany piekłem.

Następnie polecieli do chaty starego skąpca, który leżał, drżąc z zimna i głodu na chybotliwym łóżku. Skąpiec był tak żałosny, jego myśli krążyły wyłącznie wokół złota. Zobaczyli jak wstaje i wyrzuca swoje wytarte okrycie. Rozgorączkowanymi, trzęsącymi się dłońmi, odsunął kamień ze ściany i z otworu wyciągnął pończochę ze złotymi monetami. Jego ręce drżały, kiedy przeliczał monetę za monetą.

- Chciwość. – wyszeptał duch. – Chciwość to grzech śmiertelny. Zdobądź jego włos!

- Ale on jest chory! – powiedział pastor. – To obłęd, stan beznadziejny. Jakich lęków, diabelskich snów on musi doświadczać?

Odeszli i natychmiast stanęli w celi więzienia, gdzie spali przestępcy, jeden obok drugiego, na swoich pryczach z desek, jak dzikie zwierzęta. Inny krzyczał przez sen.

- Zamknij się ośle! Śpij! – wykrzyknął jego sąsiad. – Budzisz mnie każdej nocy!

- Każdej nocy... - odpowiedział człowiek, który krzyczał. – Tak, każdej nocy słyszę to szczekanie, każdej nocy przychodzi by próbować mnie udusić. Szatan skusił mnie do czynienia zła, zanim tu trafiłem. Ale nie zostałem ukarany? Jednej zbrodni nie wyznałem, chociaż i tego się dopuściłem. To się stało tego dnia, kiedy zostałem zwolniony z więzienia i złość wprost gotowała się we mnie. Wziąłem zapałkę i przystawiłem do ściany pewnej chaty. Nie myśląc, wrzuciłem ją na dach kryty strzechą, która szybko spłonęła. Dom stanął w płomieniach. Ogień płonął tak jak ja. Pomogłem wynieść meble, uwolniłem konie. Nikt, ani ludzie, ani zwierzęta, nie stracili życia, poza starym psem, który miał łańcuch. Zapomniałem o nim. Każdy słyszał jak wyje w płomieniach. Ten wyjący pies wciąż mnie nawiedza, chcę spać, ale kiedy zamknę oczy, pojawia się ten pies, duży i puszysty, i kładzie się na mojej piersi dusząc mnie. Posłuchaj mnie! Wy, którzy śpicie całą noc, podczas, gdy ja odpoczywam zaledwie kilka minut!

Więzień rzucił się w furii na swojego towarzysza i z całej siły uderzył go w twarz.

- Zły Lars znowu wpadł w szał! – krzyczeli inni przestępcy zrywając się z łóżek.

Szarpali się z nim, zmusili, by głową dotknął kolan i związali go. Jego oczy krwawiły, a on sam nie mógł oddychać.

- Zabijecie go! – krzyknął pasto. – Biedny nieszczęśnik!

Otoczył go swoimi ramionami, by ochronić biednego grzesznika, który tak cierpiał.

Kiedy noc dobiegała końca, pastor i duch jego córki przefrunęli przez domy biednych i bogatych. Zazdrosnych, chciwych, pożądających – widzieli wszystkie grzechy śmiertelne. Duch poznał zarówno zbrodnie, jak i to, co może być powiedziane w obronie każdego człowieka. Często nie było tego zbyt wiele, ale Bóg, który potrafi czytać w ludzkim sercu i wie wszystko, wie też o całym złu, które popycha nas z zewnątrz i wewnątrz nas samych. On jest pełen miłosierdzia, pełen miłości.

Ręka pastora zatrzęsła się. Nie potrafił wyrwać włosa z głowy żadnego grzesznika. I wtedy zapiał kur.

- Zmiłuj się Boże! – prosił pastor. – Obdarz ją pokojem, którego ja nie potrafiłem jej dać.

- Ale dałeś. – powiedział duch córki. – To twoje szorstkie słowa, twój sąd nad Bogiem i jego stworzeniami sprawiły, że przyszłam tej nocy. Czy nie nauczyłeś się tej noc, że nawet najbardziej zły człowiek należy do Boga?

Pastor zaczął płakać i jego łzy były strumieniem łaski. Ktoś złożył pocałunek na jego policzku, a on otworzył oczy. Promienie słońca wpadały do pokoju. Przed nim stała córka, jego córka. Żywa i uśmiechnięta. Właśnie obudził się ze snu, który zesłał mu sam Bóg.



~Według Hansa Christiana Andersena

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro