Rozdział 6. Miłość do mordercy?
(Perspektywa Jeffa)
To już tydzień. Tydzień od kąt Karai wróciła do swojej rodziny. Jeszcze Roześmiany Jack znikną. Obecnie siedziałem pod jednym z drzew niedaleko rezydencji. Obok mnie siedział Smile dog. Rozmyślałem na temat Karai. Byłem wściekły, a jednocześnie smutny. Byłem wściekły bo nie powiedziałem Karai, że coś do niej czuje. Zaś smutny byłem bo nie wiem jak się z nią skontaktować. Nie wytrzymałem i rzuciłem nożem w drzewo.
-Wooo Jeff spokojnie.- Usłyszałem głos Clockwork. Nie odpowiedziałem. Smile poszedł do drzewa i wziął do pyska rękojeść noża. Po czym podszedł do mnie i położył nóż na moje kolana.- Dobra mów o co chodzi.- Dodała Clocky siadając koło mnie. Nic nie mówiłem. Na myśl o Karai poczułem ciepło na policzkach. Usłyszałem śmiech dziewczyny.- N-Nie mogę! Hahahah... Z-Zakochałeś się!- Krzyczała Clockwork śmiejąc się jak opętana.
-Zamknij się!- Krzyknąłem wstając. Poszedłem do pokoju. Clockwork pewnie wszystkim powie pozostałym.
(Perspektywa Karai)
Już tydzień jestem w kryjówce. Wszyscy uwierzyli mi w moją bajeczkę którą im powiedziałam. Nikomu nie powiedziałam o Roześmianym Jacku. Kiedy szłam na samotny patrol brałam skrzyneczkę z Jackiem. Obecnie siedziałam na łóżku w swoim pokoju. Były już 2 godziny po północy. Nie mogłam spać. Od kąt wróciłam do domu ciągle myślałam o Jeffie. Nie wiedziałam co robić. Kiedy spałam zawsze śnił mi się mój pocałunek z mordercą.
-Co jest dzieciaku?- Usłyszałam głos Jacka. Spojrzałam na czarno-białego klauna.
-Ehh... Myślę o moim...- Nie dokończyłam. Nie wiedziałam jak powiedzieć o Jeffie. Przyjaciel czy ukochany? Potwór czy bohater?
-Hmm... Chodzi o Jeffa? Jeffa the killera?- Na słowa klauna byłam w szoku. Skąd on wiedział o nim? Nigdy nie mówiłam mu o Jeffie.- Heh... Ja i Jeff się znamy. Jego brat opowiedział mi o jak Jeff ci pomógł. Powiem szczerze, że zaskoczyło mnie to.- Odparł Jack drapiąc się po głowie.
-Rozumiem. Taa... Chodzi o niego.- Powiedziałam z lekkimi rumieńcami gdy przypomniałam sobie jak Jeff był bardzo blisko mnie bez bluzy i koszulki.
-Już chyba wiem o co chodzi. Zakochałaś się w nim.- Powiedział Jack z uśmiechem. Po kilku minutach wstałam z łóżka i podeszłam do szafki. Wyjęłam z niej bluzę Jeffa. Założyłam ją na siebie i wychyliłam się trochę z pokoju. Nikogo nie było. Chwyciłam za rękę Jacka i szybko wybiegliśmy z kryjówki.- Ja i moi przyjaciele mieszkamy w lesie, a ty z rodzinką w kanałach. Zabawne.- Powiedział Jack gdy wyszliśmy z kanałów. Poszliśmy na dach. Akurat na niebie było pełno gwiazd. Usiadłam na krańcu dachu i patrzyłam gwiazdy. Po czasie poszłam z Jackiem do domu. Gdzie zasnęłam od razu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro