Rozdział 5. Wolność?
Minęły kolejne dni. Jak chciałam sprzątać Jeff zabrał mnie na kanapę gdzie kazał mi odpoczywać. Zastanawiało mnie czemu tak się zachowuje. Poza tym siedział przy mnie w nocy gdy spałam. Obecnie jem obiad który ugotował Jeff. Przyznam, że jako morderca jest dobry w gotowaniu. Wtedy do kuchni wszedł Smile. Pies podszedł do Jeffa i zaczął piszczeć. Zastanawiało mnie o co chodzi psu. Nagle usłyszałam jak telefon Jeffa dzwoni. Chłopak wziął telefon i wyszedł z domu. Odłożyłam talerz do zlewu. Po chwili wrócił Jeff. Podeszłam do niego.
-Wszystko w porządku Jeff?- Spytałam się nie pewnie. Chłopak spojrzał na mnie.
-Możesz wrócić do swojej rodziny.- Słowa Jeffa mnie zaskoczyły. W jego głosie było coś co sprawiało, że powinnam się go posłuchać.
-A-Ale...- Nie dokończyłam bo usta chłopaka znalazły się na moich. Zarumieniłam się, a serce biło mi jak szalone. Nie wiedziałam co zrobić. Pierwszy raz przeżyłam pocałunek. W dodatku z mordercą. Jeff odkleił się od moich ust po czym uciekł ze Smilem. Po czasie zaczęłam iść przez las. Kiedy dotarłam do kanałów od razu poszłam do domu. Po wejściu do kryjówki wszyscy spojrzeli na mnie.
-Karai!- Krzyknął Leo i przytulił mnie.- Gdzie ty byłaś?- Zapytał się przerażony Leo.
-Sprawdzałam kilka rzeczy związanych z tymi mordercami.- Powiedziałam idąc do pokoju. Od razu po wejściu do pokoju zauważyłam małą skrzyneczkę. Była podobna do pozytywki z której wyskakiwał klaun. Wzięłam do rąk pozytywkę siadając na łóżku. Zaczęłam oglądać pudełeczko z korbką. Wyglądała na bardzo starą. Na skrzynce były uśmiechnięte twarze klaunów. Na wieczku pisało ,,Roześmiany Jack w pudełku".- To pewnie Mikey.- Pomyślałam chwytając korbkę. Zaczęłam powoli kręcić korbką, a z pozytywki zaczęła lecieć muzyka ,,Pop goes the weasel". Kiedy piosenka się skończyła skrzyneczka zaczęła drgać. Odstawiłam ją na podłogę, a po chwili wieczko odskoczyło. Wystraszyłam się. Po chwili na przy pudełku stał... Klaun?! Był wysoki i ubrany w czarno-biały strój. Wystraszona cofnęłam się aż do ściany.
-Ej nie bój się. Jestem Roześmiany Jack, a ty?- Zapytał się klaun z uśmiechem.
-K-Karai.- Wyjąkałam cicho.
-Miło mi.- Powiedział siadając obok mnie. Nagle wyczarował kwiat wiśni.- Ta dam.- Powiedział z uśmiechem i wpiął w moje włosy kwiat. Nie pewnie się uśmiechnęłam. Zaczęłam rozmawiać po cichu z tym całym Jackiem. Nie mówiłam mu o Jeffie. Nie wiedziałam czy oni są wrogami czy coś. Po czasie zrobiłam się senna. Jack położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Poczułam zapach męskich perfum. Znałam ten zapach. Perfumy Jeffa. Spojrzałam na rękaw i odkryłam, że mam na sobie bluzę Jeffa. Zasnęłam wdychając zapach bluzy mordercy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro