Rozdział 11. Nasz dom.
(Perspektywa Raphaela)
Walczyłem z Leo. Od dwóch tygodni Karai nie ma. Zaś zamieszkała z nami moja ukochana Mona z naszą 5-letnią córeczką Amy. Dajemy sobie rade. W pewnym momencie powaliłem Leo i usiadłem na jego klatce piersiowej.
-Złaś ze mnie Raph!- Krzyknął Leo ale ja go nie słuchałem. W pewnej chwili zepchnął mnie i zaczęliśmy się bić. I to bardziej niż zwykle. Jednak w pewnym momencie przybiegła Iris i nas rozdzieliła.
-Uspokójcie się!- Krzyknęła kiedy podnosiłem moje sai z ziemi. Poszedłem do pokoju córki. Ale jak wszedłem do pokoju to zamarłem. Nigdzie nie było Amy anie jej kilku zabawek. Na podłodze było kilka rysunków gdzie była Amy i narysowany wysoki mężczyzna w garniturze ale postać nie miała twarzy. Był jeszcze podpis który brzmiał tak ,,Mój przyjaciel pan Slendy". Wziąłem rysunki i pobiegłem do Donniego.
-Donnie!- Krzyknąłem wbiegając do laboratorium. Była tam April i mój brat. Oboje spojrzeli na mnie.
-Raph co się dzieje?- Spytała się April, a ja położyłem rysunki.
-Co to jest?- Spytał się Donnie biorąc rysunki do rąk i przeglądając je.
-Rysunki z pokoju Amy. Wychodziła ona z kimś?- Spytałem gdy do laboratorium wbiegła Mona.
-Raph! Amy nigdzie nie ma.- Powiedziała przerażona. Byłem przerażony. Donnie zaczął przeglądać coś w internecie.
-Mamy cholernie wielki problem.- Powiedział Donnie.- Ta postać na rysunkach Amy nazywa się Slenderman. Jest niebezpieczny i to porządnie.- Słowa brata przeraziły mnie.
(Perspektywa Karai)
Siedziałam w moim i Jeffa pokoju. Dziś Slender przedstawił nam 5-letnią Amy. Dziewczynka powiedziała mi jak nazywają się jej rodzice. Mona i Raph. Jednak Slender powiedział, że Amy zostanie u nich na jakiś czas. Jeff wczoraj mi się oświadczył. Czytałam książkę siedząc na łóżku.
-Skarbie pakuj rzeczy. Przeprowadzamy się.- Na słowa narzeczonego byłam w szoku ale zaczęłam się pakować. Po wpakowaniu walizek do auta weszłam do auta obok miejsca kierowcy. Na tylnych siedzeniach spał sobie Smile. Gdy byliśmy na miejscu zauważyłam duży dom z ogrodem. Był piękny.- Podoba ci się?- Spytał gdy otwierał drzwi z mojej strony. Uśmiechnęłam się.
-Jest piękny.- Powiedziałam wychodząc z pojazdu. Kiedy Smile wyszedł z auta od razu pobiegł do ogrodu. Po chwili przybiegł z koszykiem w pysku.- Co tam masz piesku?- Spytałam i spojrzałam do koszyka. Był tam mały szczeniaczek. Gdy byłam w domu i myłam szczeniaka Jeff wnosił nasze rzeczy do domu. Jeff nas rozpakował, a Smile zrobił sobie legowisko. Podeszłam do Smila z owiniętym w kocyk szczeniaka. Usiadłam obok i położyłam szczeniaka obok Smila. Następnie poszłam do Jeffa. Usiadłam na jego kolana.
-A może zrobimy sobie dzidziusia?- Spytał się z dziwnym uśmieszkiem.
-Sama nie wiem. To będzie mój pierwszy raz i to akurat z ukochanym mordercą.- Powiedziałam zdejmując bluzę. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Pozbyliśmy się ubrań i wylądowaliśmy w łóżku. Jeff był delikatny i czuły. Starał się by mnie nie bolało i by było mi dobrze. Gdy skończyliśmy nasz pierwszy raz zasnęliśmy w tuleni w siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro