Rozdział 10. Wyprowadzka.
Oboje walczyli gdy nagle... Oboje zaczęli walczyć na skraju dachu. Bałam się cholernie. W pewnej chwili przybiegł Raph który już miał zamiar biec w stronę walczących chłopaków jednak przeszkodziłam mu w tym.
-Nie wtrącaj się Raph! To moja walka!- Krzyknął Leo kopiąc Jeffa tak, że ten uderzył plecami o mur. Zakryłam usta z przerażenia. Jeff wstał, a Leo i on zaczęli się bić. Miałam już tego dość. Podbiegłam do nich.
-Yameru!- Krzyknęłam starając się ich rozdzielić ale Leo mocno uderzył mnie przez co upadłam. Od kąt zamieszkałam z ojcem i chłopakami Leo nigdy mnie nie uderzył. To był pierwszy raz jak mnie uderzył. Na dodatek Leo rozciął mój policzek kataną. Rana nie była głęboka ale strasznie bolała.
-Karai!- Usłyszałam głos Jeffa. Spojrzałam na niego. Jeff popchną Leo i podbiegł do mnie.- Pokarz.- Powiedział delikatnie unosząc mój podbródek. Strasznie bolał mnie policzek. W oczach ukochanego zauważyłam chęć mordu. Jeff wkurzył się na maksa. Mój chłopak wstał biorąc mnie na ręce.- Będziesz miał kłopoty! Zrobię z twojej skorupy podnóżek!- Wykrzyczał i zaczął iść. Wtuliłam się w niego.
-A... A moje rzeczy?- Spytałam dalej trochę przerażona.
-Zaraz po nie pójdziemy.- Powiedział stając w jednej z uliczek. Weszliśmy przez studzienkę kanalizacyjną do kanałów. Zaczęliśmy iść. Kiedy byliśmy niedaleko kryjówki spojrzałam na Jeffa. Po czym poszłam do kryjówki. Szybko pobiegłam do pokoju. Wzięłam dwie duże torby oraz plecak. Zaczęłam pakować rzeczy gdy skończyłam szybko pobiegłam do Jeffa.- Daj te torby.- Powiedział zakładając plecak i torby. Delikatnie dotknął mój skaleczony policzek. Syknęłam cicho z bólu.- W domu ci to opatrzę.- Powiedział całując mnie w czoło. Poszłam z nim do rezydencji.
-O siema Je... Co ci się stało?!- Krzykną Jack podbiegając do mnie. Odwróciłam wzrok.
-Jack bądź tak dobry i zanieś te torby i plecak do mojego pokoju.- Powiedział Jeff podając Jackowi torby i plecak.- Liu przyniesiesz miskę z lodem i apteczkę?- Spytał się Jeff idąc ze mną do salonu.
-Jasne.- Odpowiedział Liu i od razu pobiegł do kuchni. Po chwili wrócił z ręcznikiem, apteczką i miską z lodem. Jeff zaczął delikatnie opatrywać mój policzek.
-Na szczęście nie musimy zszywać tej rany.- Powiedział Jeff naklejając plaster. Wziął ręcznik i owiną nim kilka kostek lodu. Przyłożyłam ręcznik z lodem do rannego policzka.
-Powiesz Jeff nam w końcu kto jej to zrobił?- Zapytał się Ben. Spuściłam głowę.
-M-Mój przyszywany brat...- Powiedziałam bliska płaczu. Jeff zauważył to i objął mnie ramieniem Wtuliłam się w niego.
-Dlaczego Karai jest smutna?- Spytała się Sally która weszła do salonu. Dziewczynka od razu do mnie podeszła i pocałowała w opatrzony policzek.- Dalej boli?- Spytała się i lekko się uśmiechnęłam.
-Tak dziękuję Sally.- Powiedziałam, a Jeff wziął mnie na ręce.
-Zaniosę cię do pokoju skarbie. Jesteś wykończona po tym dniu.- Powiedział idąc do schodów. Poszedł do swojego pokoju. Położył mnie na łóżku i położył się obok mnie. Wtuliłam się w niego. Ziewnęłam cicho. Po kilku minutach zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro