Rozdział 9. Powiedzenie o ukochanym.
Kiedy się obudziłam Jeffa nie było. Usiadłam powoli i rozejrzałam się. Smile dog leżał przy moich nogach. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go. Pies spojrzał na mnie i zaczął merdać obonem. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wtedy do pokoju wszedł ten sam chłopak z bliznami kiedy Jeff pierwszy raz mnie przytulił.
-Widzę, że już nie śpisz Karai.- Powiedział przez co byłam w szoku.- Jeff opowiedział mi o tobie.- Powiedział kładąc jakieś ubrania na krześle.
-Rozumiem.- Powiedziałam kiedy Smile zszedł z łóżka.
-Ubierz się i chodź na śniadanie.- Powiedział z uśmiechem
-Liu! Chodź zobaczyć! Twój brat nosi różowy fartuszek!- Usłyszałam krzyk jakiegoś chłopaka.
-Zamknij się gofrożerco!- Usłyszałam głos Jeffa. Ten chłopak z bliznami wyszedł ze Smilem. Wstałam z łóżka i podeszłam do krzesła. Wzięłam ubrania i poszłam się przebrać do łazienki. Kiedy się przebrałam zauważyłam, że moje włosy sięgają mi już do ramion. Przeczesałam włosy ręką i wyszłam z pokoju. Zauważyłam jak na schodach siedzi jakaś dziewczynka o brązowych włosach i ubrana w różową sukienkę. Podeszłam do niej. Była smutna.
-Coś się stało?- Spytałam się, a dziewczynka na mnie spojrzała.
-Candy zabrał mojego misia.- Powiedziała zapłakana.
-Ojej.- Powiedziałam biorąc ją na ręce.- Już nie płacz. Odzyskamy twojego misia.- Powiedziałam wycierając jej policzki. Wzięłam dziewczynkę na barana i zaczęłam schodzić. Czułam przepyszny zapach jedzenia. Po zejściu na dół spojrzałam na kilka osób. Byli nie typowi. Odstawiłam dziewczynkę na ziemie patrząc w ziemie.
-Karai!- Usłyszałam głos Jacka. Spojrzałam na niego. Czarno-biały klaun przytulił mnie.- Jak dobrze, że nic ci nie jest. Nierób takich numerów więcej.- Powiedział trzymając mnie za ramiona.
-To wy się znacie?- Spytał się chłopak w stroju elfa.
-Ē to... Hai. [Emm...Tak.]- Powiedziałam patrząc na niego.
-Gadasz po japońsku?- Spytała się dziewczyna z zegarkiem w jednym oku.
-Tak właściwie wychowałam się w Japonii. Mam tylko tatę. Moja mama zginęła kiedy byłam malutka. Człowiek który mnie wychowywał okłamywał mnie jednak dzięki pomocy jednego z braci poznałam biologicznego ojca.- Powiedziałam zgodnie z prawdą. Nagle na dół przybiegła jakaś dziewczyna. Wyglądała jak Jeff ale... Taka dziwna wersja.
-Jeffuś!- Krzyknęła i rzuciła się na szyje mojemu chłopakowi. Nie wiem czemu ale poczułam ból w sercu.- Ooo... A to dla mnie? Jaki ty kochany.- Wypiszczała, a ja poczułam jeszcze większy ból.
-Karai wszystko w porządku? Coś cie boli?- Spytał się Jack kiedy spojrzał na mnie Jeff.
-Odwal się Nina!- Krzykną i przytulił mnie. Księżniczko nie płacz.- Powiedział i pocałował mnie. Kiedy się ode mnie odkleił wtuliłam się w niego. Jeff przedstawił mi wszystkich. Jednak ta Nina... Chyba się nie polubimy. W trakcie śniadania ten mężczyzna bez twarzy czyli jak powiedział Slenderman odszedł od stołu. Wtedy momencie Liu rzucił w Tobyego sernikiem, a w Maskyego goframi. Zaczęłam się śmiać z ich min.- Nagle na twarzy przykleił mi się gofr z bitą śmietaną. Usłyszałam śmiech innych. Zdjęłam gofra z twarzy.
-Bardzo, bardzo śmieszne.- Powiedziałam śmiejąc się. Poczułam jak coś polizało mój policzek.
-Ale ty słodziutka Karaiś.- Powiedział Jeff uśmiechając się. Godz. 16:30 Siedziałam na dachu. Patrzyłam na ekran telefonu. Miałam numer do Jeffa. W pewnej chwili ktoś zasłonił mi oczy.
-Kim jest Jeff?- Usłyszałam głos Leo.
-To... To mój chłopak. Jest on... M-Morde... Znaczy...- Nie dokończyłam bo Leo popchną.
-Mordercą?! Powaliło cię?!- Krzykną Leo.- Nie masz prawa się z nim zadawać!- Ponownie krzykną. Chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć. Starałam się wyszarpać. Nie wiedziałam dlaczego Leo taki jest.
-Puść ją!- Usłyszała krzyk Jeffa który zaatakował Leo. Oboje walczyli gdy nagle...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro