Legenda Puszczy
Nikt nie zgadnie,
Co się kryje, gdzie popadnie.
W zakamarkach ciemnej głuszy,
W tajemniczej Puszczy głębi
Leśnych duchów nic nie wzruszy,
Ich tajemnic nikt nie zgłębi.
Gdzie prastare dęby trwają
Chroniąc swoje tajemnice
Zagubiona dusza wieczność
W samotności cicho chlipie.
W mateczniku kto postanie
Drogę zgubi, może zbłądzi
Już na wieki tam zostanie
Tak jak Pani Lasu sądzi.
Zawędruje kto w te strony
Stare ujrzeć chce ostępy
W kamień będzie zamieniony
Albo w dziki zwierz zaklęty.
Tylko ten, kto czyste serce
Posiada i pielęgnuje,
Złoży Pani hołd naprędce
Własną postać zachowuje.
Ten uwolnić wszystkich może
Nieczuły na Pani wdzięki
I opuszczą wnet bezdroże
Pokonując swoje lęki.
***
Tak, tak, moi drodzy. To nie bujda wyssana z palca. W leśnych głębinach, których jeszcze nikt nie odwiedził, kryją się cuda niewidy. Zwierzęta mają tam swój azyl, żaden myśliwy, chociażby najodważniejszy, nie zapuści się w głąb matecznika. Leśne duchy i tajemnicza Pani Lasu nie są jedynymi magicznymi mieszkańcami ciemnych ostępów.
Co prawda kiedyś ludzie byli chętniejsi do odwiedzin w Lesie, jednakże żaden ze śmiałków nie wrócił. Kolejni wyprawiający się do Puszczy (na własną zgubę) uważali, że za Lasem lub w nim po prostu kryje się lepsze do życia miejsce, w którym poprzednicy zechcieli osiąść. Z biegiem czasu to przekonanie osłabło, wraz z nadzieją, że któryś z podróżników powróci na swe ojczyste ziemie.
***
- Czego tu szukasz?
- Sam nie wiem.
- Nie jesteś czasami kłusownikiem?
- Skądże, pani.
- Wiedz, że mam możliwość zmuszenia cię do mówienia tylko i wyłącznie prawdy.
- Ależ ja nie kłamię!
- O tym się zaraz przekonamy.
- Aagh...aa!...
- Tak, kłusuję. Najczęściej poluję na niedźwiedzie, ich skóry bardzo dobrze się sprzedają, a...
- Dość. Wiem już wystarczająco dużo.
- Co robisz? Przestań! Ach, au! To łaskocze! Boli...! Rau, roar!
Ciało kłusownika pokryło się brunatnym włosiem, nos, ręce i nogi wydłużyły. Na palcach wyrosły mu pazury. Ciało okryło się sadłem i mięśniami. Mężczyzna opadł na cztery łapy uzbrojone w mordercze pazury, które jednak nie uchroniły zabitych przez niego niedźwiedzi przed śmiercią.
***
- Czego tu szukasz?
- Doszły mnie słuchy, że w głębi Puszczy kryją się... wielkie tajemnice.
- Doprawdy o to ci chodziło?
- Tak, pani.
- Wiedz, że mam możliwość zmuszenia cię do mówienia tylko i wyłącznie prawdy.
- Ależ ja nie kłamię!
- O tym się zaraz przekonamy.
- Aj, ojć...!
- Przybyłem tu za pogłoskami o nieprzebranych skarbach ukrytych w tym lesie. Muszę powiększyć majątek...
- Dość. Wiem już wystarczająco dużo.
- Co robisz? Zlituj się! Oj, Auć...! Czemu nie mogę się ruszyć? Aaaaaa-!
Krzyk bólu chciwca się urwał. Z bolesnym grymasem na twarzy skulony mężczyzna zamarł w bezruchu. Jego skóra poszarzała, po czym stwardniała. Kończyny zlały się w jedno. Po chwili intruz całkiem upodobnił się do jednego z wielu kamieni stojących wzdłuż leśnej ścieżki.
***
- Czego tu szukasz?
- Chciałem zmienić miejsce zamieszkania. Ponoć w głuszy stoi opływające w dostatki miasto.
- Nie jesteś czasem złodziejem?
- Skądże, pani.
- Wiedz, że mam możliwość zmuszenia cię do mówienia tylko i wyłącznie prawdy.
- Ależ ja nie kłamię!
- O tym się zaraz przekonamy.
- Auu... aua...!
- Chciałem odnaleźć legendarny Złoty Gród i złupić go pod pozorem chęci dołączenia do miejscowej...
- Dość. Wiem już wystarczająco dużo.
- Co robisz? Błagam, przestań! Aua! Poprawię się! Auau, auu, khaou!
Usta i nos sprytnego złodzieja przemieniły się w wydłużony pyszczek, uszy urosły i się wydłużyły. Wyrósł mu puchaty rudy ogon, a ciało obrosło sierścią tej samej barwy, na smukłych łapach przybierającą czarny kolor. Jego wygląd zaczął odzwierciedlać charakter.
***
Nieraz sąsiedzi zaginionych nie znali ich motywów ani prawdziwego oblicza. Z tego powodu postanowili wysłać im kogoś na ratunek. Niczym na pożarcie przez smoka do Puszczy wyprawiono młodą, niewinną dziewczynę. Niczym w baśniach wierzono, że czystość jej serca ochroni ją przed złowrogimi siłami. Na drogę podarowano jej jedynie ubrania podróżne i tobołek z prowiantem.
Nikt nie zgadnie...
Zaszumiały drzewa, gdy dziewczę wkroczyło w las.
Co siękryje... gdzie popadnie...
Mimo przyprawiających o dreszcze słów pieśni dziewczyna się nie przestraszyła.
W zakamarkach ciemnej głuszy...
Przeciwnie, śpiew liści dodawał jej otuchy, cieszyła się, że towarzyszy jej w wędrówce. Kiedy dobiegł końca, zakończyła się również podróż. Dziewczyna stanęła na pięknej polanie.
- Czego tu szukasz?
- Wysłano mnie, bym uratowała zaginionych.
- Wiedz, że mogę zmusić cię do mówienia prawdy.
- Ależ ja nie kłamię, Pani!
- To się zaraz okaże.
- Wysłano mnie, bym uratowała zaginionych.
- Mówisz prawdę. Rzadko kiedy spotykam się z prawdomównymi. Przywiedziesz do wolności tych, którzy na to zasługują. Ci, którzy nie żałują swoich czynów, będą pokutować dalej.
- Dziękuję, o Pani. Jestem ci niezmiernie wdzięczna.
Z przydrożnego kamienia wyłoniła się starowinka. Z lasu wybiegł jeleń, który w biegu przemienił się w mężczyznę. Z drzewa sfrunęła sroka, z której na ziemi opadły pióra. Ukazała się spod nich młoda kobieta. Przyglądająca się temu wszystkiemu dziewczyna zauważyła po chwili, że Pani Lasu zniknęła. Tylko drzewa znów wyśpiewywały swoją pieśń.
Gdzie prastare dęby trwają...
Chroniąc swoje tajemnice...
Zaszumiały cicho.
Tylko ten, kto czyste serce...
Zaszeleściły...
Ten uwolnić wszystkich może...
Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i poprowadziła ocalonych w rodzinne strony.
***
Wieszczka zakończyła opowieść.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro