część I
Kuba leniwie podniósł powieki ukrywając tym samym napis "sleep well". Pierwsze co uczynił po przypomnieniu sobie, że jednak świat jest prawdziwy, a jego organim żyje i ma się dobrze, poza bolącym krzyżem po spaniu na kanapie, było spojrzenie na zegarek.
Najbliższy znajdował się na dekoderze, czyli centralnie przed nim, lecz i tak musiał parę razy go przeczytać, aby zorientować się co wiąże się z godziną 16:09.
Czy było coś o czym powinien pamiętać?
Mężczyzna przewrócił się na plecy i spoglądając w biały sufit i zaczął rozmyślać nad mniej i bardziej ważnymi rzeczami.
Dopiero po paru minutach przytłoczyła go cisza.
Pierwszym pomysłem było włączenie telewizora, ale ostatnio od nadmiaru bzdur jakie tam puszczali, miał wrażenie, że spada mu IQ.
Chwycił Iphone'a i pierwszym co napotkał po wpisaniu pinu były wczorajsze wiadomości z Filipem, które kończyły się na wymianie "dobranoc".
Tak, jeśli była osoba, dzięki, której Que jeszcze nie zwariował, był nią Fifi. Nawet głupie "dobranoc", bez kontekstu wysłane po północy, tak poprawiały jego morale na koniec dnia, że szedł spać z uśmiechem na ustach.
O mój boże, Fifi.
Cała akcja trwała pare minut. Szaleńczy bieg po mieszkaniu, żeby zebrać wszystkie naczynia i resztki zjedzenia jakie zebrały mu się przez te pare dni, od kiedy nie było u niego Szcześniaka, a zaraz potem szybki wypad do łazienki i odpowiedni dobór dresów do koszulki.
Jedyne co wziął zanim wyszedł, stop, wybiegł z mieszkania, to portfel, klucze i czapka z daszkiem, żeby dopełnić dzisiejszy ficik.
Wczoraj planował wypad do większego marketu, ale sytuacja wymagała pośpiechu. Najbliższa Żabka znajdowała się pareset metrów od jego osiedla, więc posilił się na trucht.
Wiele osób patrzyło na niego nieprzychylnie lub wręcz przeciwnie, ciesząc się, że spotkali swojego ulubionego, bądź nie, rapera w pełnej okazałości.
Cudem uniknął robienia zdjęć i rozdawania autografów, tylko z powodu swojego pośpiechu i niezbyt przyjaźnie wyglądającego wyrazu twarzy.
W sklepie nie brał już nawet koszyka tylko chwycił w rękę sos bolognese, makaron, kawe i inne losowe rzeczy, które stwierdził, że na pewno się przydadzą. Zapłacił kartą i z reklamówką, już ciut wolniej niż na początku, pospieszył do domu, mając nadzieję, że bruneta złapał jakiś korek.
Kiedy wchodził do klatki miał już wrażenie, że udało mu się idealnie wrócić, ale znajomy wąsacz opierał się już o jego drzwi wejściowe.
-- Nie mam pojęcia jak ty to robisz. -- powiedział z uśmiechem robiąc przejście właścicielowi mieszkania.
-- Chodzi ci o to jak na ciebie działam? -- spytał pewnie przekręcając klucz w zamku i wpuszczając gościa do domu.
-- Nie, to swoją drogą. -- parsknął ściągając buty - Cały dzień jesteś w domu, ale i tak zostawiasz wszystko na ostatnią chwilę.
Kuba nawet nie próbował odpowiadać na zaczepke, tylko zajął się rozpakowywaniem zakupów. Taco stał tylko w progu kuchni i przyglądał się przedmiotom, które zostały chowane do szafek i lodówki.
-- To co dzisiaj w menu? -- zadał pytanie podchodząc do drugiego mężczyzny, który nastawiał wodę w czajniku.
-- Spaghetti ze słoika, bo za szybko przyszłeś. -- mruknął opierając się o blat i zakładając ręcę. -- Kawa, herbata czy woda z kranu?
-- Słaby wybór, ale mogę się z tobą kawy napić. -- uśmiechnął się i powędrował do salonu, aby ocenić warunki mieszkalne rapera.
Niedługo później dołączył do niego Quebo wraz z dwoma filiżankami małej czarnej. Pierwszą czynnością jaką wykonał po odłożeniem naczyń na stolik, było przywarcie do wąsatego obok i ułożenie się wygodnie na jego ramieniu. Ręka Filipa momentalnie objęła wytutaowanego rapera.
-- Myślałeś nad jakimś zwierzakiem? -- wypalił głaszcząc kciukiem jego udo.
-- Po co mi zwierzak? --
-- Dodałby ci otuchy. Dziczejesz sam. --
-- Ty jesteś moim zwierzakiem. -- wymruczał tuż przy jego uchu, na co brunet się uśmiechnął.
-- Mówię poważnie Kuba. -- pogłaskał go wolnym kciukiem po policzku i złożył krótki pocałunek na jego czole, po czym pochylił się do przodu, aby upić łyk kawy. -- To nie musi być od razu kot albo pies, ale, no nie wiem, chomik?
-- Nie lubie chomików. -- skrzywił się. -- Tylko hałasują i nie ma z nich żadnego pożytku. Pies brzmi spoko, ale jeszcze muszę to przemyśleć.
Taco tylko się uśmiechnął i mężczyźni siedzieli tak chwilę opierając się o siebie.
-- To jesteś głodny, czy na marne biegłem do tej Żabki na złamanie karku? -- spytał Kuba podnosząc się z kanapy wziął obydwie filiżanki ze sobą do kuchni.
-- Dawaj tą chemię w słoiku. --
Quebo nawinął na widelec ostatnią porcję spaghetti, który został przygotowany przez jego gościa, chcącego zjeść coś choć ciut lepszego niż rozgotowany lub niedogotowany makaron.
Owy gość właśnie przeciągnął się w niemym ziewnięciu i otrzymał od gospodarza zdziwione spojrzenie.
-- Nie gadaj, że już ci się spać chce. -- zmarszczył brwi zmierzając z talerzem do zlewu.
-- Ostatnio zarywam nocki, ale spoko, nie chce mi się. -- odpowiedział prostując się.
-- Jak jesteś śpiący to idziemy spać, przecież się nie obrażę. --
-- Przyjechałem do ciebie, żeby spędzić chwilę czasu, a nie spać. Jest okey. -- po tym słowie jak na zawołanie zakrył usta dłonią, żeby ukryć kolejne ziewnięcie.
-- Nie wkurwiaj mnie, tylko idź się przebierz i nie pierdol. -- westchnął i popchnął lekko starszego mężczyzne w stronę drzwi do sypialni.
Filip tylko westchnął i pokierował się do szafy, aby wybrać coś ze swojej półki.
Może nie był u Kuby dzień w dzień, ale i tak dorobił się własnej półki z paroma swoimi gratami, które do niego zwiózł. Tak na wszelki wypadek, gdyby nie chciało mu się wracać do własnego mieszkania.
Na przykład tak jak dziś.
Chwycił tylko czyste bokserki i biały t-shirt i skierował się do łazienki, żeby się przebrać i umyć zęby. To nie była chwila na prysznic.
Kiedy wszedł do sypialni, Que już leżał na łóżku i robił coś na telefonie, ale odłożył go zaraz po usłyszeniu skrzypnięcia drzwi i poklepał materac koło siebie.
Ledwo po dwóch uderzeniach jego serca, Filip już leżał przy nim, wtulony częściowo w poduszkę, a częściowo w jego rękę.
-- Dobranoc Kubuś. -- mruknął składając mu krótki pocałunek w czoło.
-- Branoc Fifi. --
-- Kuba no, muszę iść. --
Que obudziło gwałtowne targanie jego ręki, a po otwarciu oczu ukazał się jego kochany, poddenerwowany Szcześniak, który był już gotowy do wyjścia.
-- No wreszcie. Wiedziałem, że masz twardy sen, ale że aż tak? -- westchnął i podniósł się z łóżka. -- Muszę już iść, bo do mnie wydzwaniają, a ty se drzwi musisz zamknąć, bo nie mam kluczy.
-- Yhm, wstaje. -- mruknął pod nosem i zaczął się rozciągać.
Taco wyszedł z sypialni i oparty o drzwi wyjściowe czekał na Kubę, który wcale nie zmuszał się do pośpiechu i wstawał z łóżka z prędkością rozgwiazdy.
-- A jadłeś coś w ogóle? -- spytał kiedy w końcu udało mu się dotrzeć do drzwi.
-- Tak, tobie też zrobiłem. Tylko pospiesz się zjedzeniem, żeby ci się nic nie zalęgło. A teraz serio pa, następnym razem obiecuję, że zostanę dłużej. -- mówiąc to przytulił się do Grabowskiego i ucałował w policzek.
-- Yhm, pa. Tylko się nie przepracuj i nie zapomnij oddychać. -- mruknął mu do ucha i uśmiechnął się.
-- Nie zapomnę. -- odsunął się od Kuby i wyszedł.
Mężczyzna po zamknięciu drzwi leniwym krokiem skierował się do kuchni i obok talerza z jajecznicą spostrzegł jakiś stary paragon podpisany "Smacznego! ♡".
-- Ah, mój Fifi. --
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro