Nocna Eskapada
W tym samym czasie Jimin pakował resztę swoich rzeczy do torby. Ocierał łzy w rękawy bluzy, która należała oczywiście do Kooka. Naciągnął kaptur na głowę i zbiegł na dół po schodach. Niestety nie spodziewał się, że blondynka przyłapie go przy drzwiach wyjściowych.
- On Cię kocha, nie zapominaj o tym.
-Ja jego też. Dlatego zrezygnowałem ze wszystkiego...Ale nie chcę by przeze mnie były między wami granice. - otarł twarz. - Nie chcę ranić go swoją obecnością poza tym...Nie mogę być członkiem waszej rodziny. Ufaliście mi, a ja wszystko zniszczyłem. Rodzina tak nie robi. - wyjął z kieszeni kartę kredytową. Znajdowała się na niej gigantyczna kwota, którą ukradł ale był z tego dumny.- Chciałbym zostać sponsorem waszej fundacji. - podał jej mały przedmiot.
- Jungkook się ucieszy... Dziękuję. - Wzięła kartę i położyła obok na stole. - Jak wróci to się uspokoi, musi przemyśleć wszystko.
-Wątpię noona. Jest jeszcze coś.- podał jej czarną teczkę.- Jeszcze raz przepraszam za wszystko.
-Trzymaj się. - dziewczyna zamknęła za nim drzwi.
-No Jimin...Dlaczego czujesz się jak gówno? Przecież wszystko co robiłeś było zgodne z twoimi przekonaniami.- mówił sam do siebie. Szedł pieszo. Pomimo zimna nie czuł go mając na sobie bluzę Jeona. Po kilku kilometrach zatrzymał się gwałtownie widząc motor Kooka. Pobiegł w tamto miejsce, a widok jaki zastał sprawił, że w jego oczach ponownie tej nocy pojawiły się łzy. Od razu sprawdził czy z młodszym wszystko dobrze po czym zadzwonił po Nama. Wątpił by czarnowłosy chciał by to właśnie Chim mu pomógł.
-Hyung...Zaopiekuj się nim. - powiedział do Kima kiedy ten w końcu się zjawił. Ostatni raz spojrzał na czarnowlosego i odszedł.
*
Mężczyzna obudził się w swoim łóżku, nie będąc do końca pewnym co się stało. Podniósł się sycząc przy tym głośno i zobaczył, że ma ramię w trmblaku. Zaraz sobie wszystko przypomniał.
- Cholerne lochy... - Mruknął, przecierając twarz.
- Kookie... - Dziewczyna weszła do pokoju i od razu się uśmiechnęła. - Wiesz co się mogło stać!? Przez tą twoją nieodpowiedzialną jazdę!? - Żeby nie było mu za dobrze, to dała mu jeszcze po głowie.
- Ał... Za co to?
- Za to, żebyś następnym razem pomyślał, że rodzina Cię kocha i nie chce Cię stracić!
Po chwili chłopaki weszli do jego sypialni.
-Tzuyu nam powiedziała o Chimie...W sumie to o Jiminie.- Nam usiadł na łóżku obok młodszego.
- Ta... - Spojrzał na telefon. - Dzisiejsza akcja odwołana. Nie będziemy się narażać.
-Jesteś na niego zły prawda? Wiesz...Na początku Suga chciał go znaleźć i najebać.
-Tak było.- przyznał Min.
-Jednak uznaliśmy, że nie możemy winić go za coś w co wierzył. W końcu na tym polegała jego praca. Gdybym ja pracował na jego posadzie pewnie postąpił bym tak samo. Każde z nas.
-Pytanie tylko czy jesteś na tyle głupi by zrezygnować ze szczęścia dlatego, że ktoś cię przechytrzył.- Jin zmierzył go wzrokiem.
- Nie dlatego, że mnie przechytrzył... On mnie po prostu oszukał, tak samo jak was.
-Pamiętasz jak poznałem Nama?- Najstarszy z Kimów usiadł na fotelu.-Polowałem na jego głowę. Na początku chciałem go przecież zabić. I was skoro byliście świadkami. Później się w nim zakochałem. Sam nadal nie wiem dlaczego...- zaśmiał się.
-Bo jestem zajebisty.- Nam rzucił w niego poduszką.
-Później mu się do wszystkiego przyznałem i uciekłem jak tchórz.
-A ja jak debil szukałem cię przez miesiąc.
- Muszę to wszystko przemyśleć... To nie jest takie proste. - Zamknął oczy, oddychając głęboko.
- Zostawcie już go, niech odpoczywa. A sio! - Tzuyu wygnała ich za drzwi. -Odpocznij sobie braciszku.- ucałowała go w czoło po czym wyszła zostawiając go samego.
Leżał tak do wieczora, a kiedy nastała druga w nocy, zdarł z siebie temblak i wziął tabletki przeciwbólowe. Zabrał sprzęt i zszedł na dół, siadając na motor i odjeżdżając.
- Jungkook! - Jego siostra wybiegła za nim jednak ten był już daleko. Jedyne co jej pozostało to zadzwonić do Jimina. Liczyła na to, że jej głupi brat chociaż raz jej posłucha i zostanie jak obiecał. W końcu usiadła na brzegu kanapy i wykręciła numer do policjanta.
-Tzuyu?- odebrał niepewnie połączenie. - Coś się stało?- na jego miejscu każdy węszył by podstęp.
- Jungkook pojechał sam! Jimin, on nie da rady! Dopiero dzisiaj się obudził po wypadku. Proszę Cię!-dziewczyna niemal płakała do telefonu.
-Co za samolubny idiota.- Blondyn od razu zaczął się ubierać w pośpiechu. - Nie martw się noona. Wróci do domu cały i zdrowy. Obiecuje. Tym razem cię nie zawiodę.
- Liczę na Ciebie... Chociaż może to błąd?
-Skoro tak myślisz to w takim razie dlaczego dzwonisz akurat do mnie?- zapytał zamykając drzwi i wsiadając do samochodu.
-Bo w tym momencie tylko ty mu zostałeś.
-Jasne. Został mu ktoś kogo nawet nie chce. O ironio.- ruszył z piskiem opon. - Na razie noona.- rozłączył się po czym przyśpieszyć. Miał ochotę strzelić Jeona w twarz.
*
W tym czasie Jeon wjechał do garażu zaplecza i zmienił motor na samochód, biegnąc do ściany. Zaczął układać ładunki wybuchowe, co nie wychodziło mu na wysokości przez rozwalony bark, a otarcia na tyłku i innych częściach ciała na pewno nie ułatwiały jeżdżenia.
-Jesteś taki zachłanny?- Park ustał za nim. Wyłączył tymczasowo alarmy i zabezpieczenia jednak w pośpiechu nie zabrał swojego sprzętu przez co czas jaki miał na wyprowadzenie Kooka wynosił jedyne dziesięć minut. -Teraz to ty narażasz swoją rodzinę.- westchnął po czym ruszył w jego stronę by mu pomóc. Nie patrzył w jego stronę, a swoją twarz zasłaniał obszernym kapturem.
- Przyszedłeś mnie aresztować? - Odwrócił się w jego stronę.
-Gdybym chciał to zrobić już dawno byś siedział.- Zapiął pas na działkach by się nie zsunęły po czym ułożył kolejny pas. - Lepiej się pośpiesz. Masz mało czasu.
Przypiął do samochodu linę i wsiadł za kółko, chcąc wyrwać sejf. Koła paliły się, jednak w końcu bydle odpuściło.
Jimin uśmiechnął się pod nosem. Doskonale wiedział na co się pisze. -Jedź już.- powiedział do młodszego kiedy pomógł mu załadować żelastwo na samochód. Mieli co raz mniej czasu.
- A ty? - Spojrzał na niego w końcu.
-Przyjechałem samochodem.- wskazał na czarne auto.- Po prostu już jedź. Na co czekasz?
- Na nic. - Ruszył przed siebie zostawiając w tyle Jimina.
Kiedy Park upewnił się, że Kook jest już daleko drzwi od hangaru się zamknęły i rozbrzmiały wszystkie możliwe alarmy, a kamery na nowo się włączyły.
Uśmiechnął się wiedząc, że dla niego oznacza to koniec. Wykręcił numer do Tzuyu i czekał aż ta odbierze.
- Wszystko z nim okej? - Odebrała wystraszona po pierwszym sygnale.
-Tak noona.- alarm wył jak szalony.- Myślę, że więcej się już nie zobaczymy.- Mimo wszystko zachichotał. Po raz pierwszy czuł, że robi dobrze.
- Nie pojechałeś z nim? Jimin uciekaj stamtąd!
-Nie mogę Tzuyu. Obiecałem, że tym razem cię nie zawiodę. Musiałem się upewnić, ze zdąży na czas. Nie mam już teraz jak się wydostać. Zaraz będzie tu cały oddział. Muszę kończyć. Mam mało czasu na pozbycie się telefonu. Dbajcie o siebie. I wyłączcie wszystkie telefony. Nie możecie ich aktywować dopóki nie zmienicie numerów. - rozłączył się po czym starał się jak najskuteczniej pozbyć telefonu.
Kiedy Kook odjechał dobrych kilka kilometrów i spojrzał za siebie, w dole widział jak policja wjeżdża do środka. Po jego policzku spłynęła łza, jednak ruszył dalej do domu.
Uzbrojony oddział wpadł do budynku rzucając Jimina na posadzkę. Nie byli delikatni. Wręcz przeciwnie. Traktowali go teraz jak kryminalistę. Zanim skuli jego nadgarstki dosyć mocno dostał kilka razy gumową pałką po plecach.
Później już nie pamiętał zbyt wiele.
-Ty idioto!- Tzuyu naskoczyła na brata kiedy ten tylko przekroczył próg domu.- Co ty sobie myślisz?! - rozpłakała się. Bała się o niego.
- Musiałem... - Dawał się bić jej słabymi pięściami. - Obiecałem mu to...
-Co teraz będzie?- wtuliła się w młodszego brata płacząc cicho.
- Nie wiem noona... - Objął ją, głaszcząc jej plecy. - Nie wiem co mam robić.
-A co będzie z...z Jiminem? To moja wina. Zadzwoniłam do niego, a on od razu pojechał. Bałam się, że cię złapią, a teraz...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro