Lekcja Biologii
- Chim? - Jungkook podniósł się i poszedł szybko za nim. - Coś się stało? - Zapukał zmartwiony do łazienki.
-Nie!- od razu krzyknął. Przemył twarz wodą i szybko zakleił ranę po czym poprawił ubranie i otworzył drzwi.
- Na pewno? Nawet się nie przywitałeś.
-Um tak.- podrapał się po karku.- Cześć?
- Cześć... Jak było w szkole?
-Tak sobie. Jak to w szkole. Baba od biologii mnie wkurwiła. Głupie babsko. - wyminął go i klapnął na łóżku.- Jak ja jej nienawidzę!
- Jak chcesz mogę Ci pomóc z biologią.
-Serio? To mi wytłumacz dziedziczność cech. Te wszystkie geny recesywne i tak dalej. Bo to jest masakra. Jeszcze na jakimś groszku to tłumaczy raszpla.
- Macie pierwsze prawo mendla? Musisz się po prostu nauczyć reguły.
-Wgle co za różnica czy groszek czy tam dziecko będzie białe? To jest nudne. A nudne rzeczy są takie nudne.- Wyjął książkę. Najbardziej w tej jebanej szkole irytowało go to, że ta baba traktowała go jak ucznia. Mimo, że był od niej młodszy o jakieś dziesięć lat. Wkurzało go to.
- No to jest łatwe. Zawsze będzie stosunek trzy do jednego. Recesywne będzie tylko dwadzieścia pięć procent potomstwa.
-Nie rozumiem.- jęknął i westchnął. - Czyli jak ty miałbyś geny recesywne to prawdopodobieństwo, że na przykład twój syn będzie do ciebie podobny będzie wynosiło dwadzieścia pięć procent?
- Nie... To zależy od tego jakie będzie mieć mama. Ale to nie jest prawo mendla.
- Dobra to jak ty masz gen recesywny, a twoja dziewczyna dominujący i ona ma kręcone włosy to ma siedemdziesiąt pięć procent, że wasze dziecko też będzie miało?
- Zależy czy ma dwa dominujące czy jeden.
-A jak ma jeden dominujący to co wtedy?
- To wtedy wypisujesz allele i robisz krzyżówkę.
-Dostanę najwyżej jedynkę. Nie rozumiem tego. - jęknął.
- Dobra, jeszcze raz. - Wziął jego zeszyt i usiadł obok, tłumacząc wszystko dokładnie. Zrobił z nim nawet zadania, a po dwóch godzinach spojrzał na niego. - Już rozumiesz?
-Eeee...- dokończył zadanie i sprawdził w odpowiedziach.- Chyba tak. - uśmiechnął się.- Dzięki.- dał mu buziaka w policzek i zamknął zeszyt i podręcznik.
- Jak nie dostaniesz piątki to się obrażę. - Podniósł się, by zaraz walnąć na łóżko.
-Tak się nie robi!- rzucił się na niego.- Ja tego nie napiszę tak dobrze! Co ty sobie myślisz?! To niemożliwe! Ja umiem matme, fizykę, chemię...Ale nie Biologię! Jezuuuu...- usiadł na nim.
Chłopak patrzył na niego nie wiedząc co zrobić, a potem po prostu złapał jego policzki i pocałował.
- Cichutko...
Jimin zrobił wielkie oczy i dopiero kiedy młodszy się odsunął doszło do niego co się stało.- Jeszcze...
- Co takiego?
-Jesteś głupi czy udajesz?
Uśmiechnął się i zaraz odwrócił ich stronami, całując namiętnie pulchne wargi niższego chłopaka.
Park od razu objął go ramionami za szyję, oddając pocałunek. Zamruczał prosto w jego usta zadowolony.
- Czy teraz się panu podoba?
-Nie bo przerwałeś.- zachichotał. - Ale i tak nie mamy na to czasu. Musimy niedługo jechać.
- Niby gdzie?
-Do galerii. Nie mam ubrań.
- I ja mam Ci je kupić?
-No co ty. Nie będę taki. Przelałem sobie wczoraj pieniądze.
- To dobrze, bo ja nie mam pieniędzy.
-Biedak.- prychnął i zdjął brudną bluzę po czym wyjął sobie z jego szafy drugą. Polubił je. Były duże, miękkie i ciepłe.
- Robisz dziś pranie.
-Mam chodzić nago?- odwrócił się przodem do niego ukazując swoje idealne ciało.
- Nie narzekałbym szczerze mówiąc.
-Halo policja?! Zboczeniec!- pokazał mu język po czym wskoczył na niego.- Dlaczego musisz taki być?
- A ty dlaczego musisz po mnie skakać? - Jęknął, czując jak zmniejszają mu się płuca.
-Wolał byś bym skakał inaczej?- uniósł brew do góry.
- I kto tu jest zboczeńcem?
-Burak. - ugryzł go w szyję i zeskoczył na podłogę. Szybko założył bluzę i wyjął swój portfel. -Idziemy?
- Idziemy. - Podniósł się i złapał kluczyki do Harleya.
-Nie masz samochodu?
- Mam, ale motory są lepsze.
-A powiesz mi Panie Genialny jak ty chcesz potem wrócić na motorze z zakupami? Bo mnie to bardzo ciekawi.
- A... No... Jakoś by się dało.
-Jasne. Już to widzę.
- Dobra, może być samochód. Nie marudź już.
-Ja nie marudzę. Ale mogę zacząć. - uśmiechnął się wrednie.- Chociaż jesteś dla mnie miły. Nie no...nie będę marudził.- zeszli do dużego garażu.
-----------------------------------
Jak minął wam kolejny dzień kwarantanny?
Ja dopiero w poniedziałek wracam do pracy. Siedzę w domu już piąty dzień i mam wrażenie, że znam cały Internet na pamięć tak jak i wszystkie filmy dostępne w necie.
Dzisiaj z braćmi robiliśmy ogródek, graliśmy w kosza i siedzieliśmy na dachu. Po godzinie szesnastej tańczyliśmy na podwórku jak wariaci, a ludzie jadący samochodami obok naszego domu zatrzymywali się nawet i trąbili.
A jakiś czas temu zrobiliśmy imprezę z sąsiadami. Każdy rozpalił grilla na swoim podwórku, w radiach leciała ta sama muzyka i tak oto się bawiliśmy. Niby wspólnie jednak każdy na swojej posesji.
A wy jakie macie sposoby na przetrwanie tej paranoi?
Dbajcie o siebie i nie dajcie się zwariować.
Zachowajcie środki ochrony lecz nie popadajcie przy tym w paranoje.
Kocham was ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro