Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12


Zimno...Obudził mnie chłód. Nie czułem tego ciepła bijącego od Gravesa. Przetarłem pięściami oczy. Otworzyłem powieki, ale tego, do którego należało moje serce nigdzie nie było. Zrobiło mi się smutno i coś zakuło mnie w klatce piersiowej.
-Graves...-szepnąłem do siebie rozglądając się dookoła.
Byłem w jego sypialni. Widocznie musiał mnie tu przenieść, kiedy spałem.
-Graves, gdzie ty jesteś?-rozejrzałem się dokładnie po pomieszczeniu.
Nie, nie było go tutaj. On miał tak skromnie urządzony ten pokój. Jedno, duże łoże małżeńskie, szafka nocna z szufladami, której blat zastawiony był nocną lampką, pełną popielniczką oraz paczką cygar. Jak można było palić to paskudztwo? Na przeciwko łóżka stała duża szafa, której jedne drzwi z lustrem były otwarte. Dostrzegłem jego ubrania. Jedne wisiały na wieszaku, a drugie leżały na dnie mebla. Jeszcze jakieś pudła tam mi mignęły. W oknie firanka koloru kremowego zawieszona była na metalowe żabki przyczepione do karnisza. Na parapecie było sporo papierów i jakaś szkatułka. W ogóle nie pasowała do tego miejsca, tak swoją drogą, dlatego mnie zaciekawiła.
Zsunąłem się z łóżka. Teraz dopiero zauważyłem, że mam na sobie tylko koszulę, spodnie i skarpetki, no i gacie na tyłku. Rozejrzałem się za kamizelką. Wisiała w szafie, na wieszaku. Czyli mnie jej pozbawił, kiedy spałem.
Spojrzałem na poduszkę, na której to on zawsze leżał. Dotknąłem jej dłonią.
-Graves...Przepraszam...-szepnąłem-Nie chciałem...-zacisnąłem pięść na poszewce.
Bolało mnie to wszystko, co spieprzyłem. Skrzywdziłem jedyną osobę, dla której coś znaczyłem. Zabrałem poduszkę, aby się do niej przytulić.
Spojrzałem na swoje dłonie. Poruszałem palcami. Prawa dłoń zabolała. No tak, przecież się pokaleczyłem, kiedy rozbiłem lustro w łazience.
-Co ja najlepszego zrobiłem?-ukryłem twarz w poduszce.
Wbrew pozorom byłem bardzo wrażliwym facetem. Ukrywałem to jednak, pamiętając co mnie przez to spotkało. Lepiej jak inni myślą, że jestem małym kpiarzem. Wtedy mam święty spokój.
Podniosłem głowę, aby spojrzeć na parapet. Korciła mnie ta szkatułka.
Przygryzłem dolną wargę. Wpatrywałem się w nią jeszcze kilka minut, po czym wstałem. Poduszkę odłożyłem na bok. Podszedłem do parapetu. Opuszkami palców przejechałem po jej wieczku. Zwykła drewniana szkatułka ozdobiona wyrzeźbionymi, kwiatowymi wzorami pomalowanymi na złoto.
Zatrzymałem palce na niewielkim zatrzasku. Zawahałem się, ale otworzyłem. Jakże było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem tam Asa Kier, którego mu kiedyś dałem. Wtedy, po tym pojedynku, kiedy to się pierwszy raz spotkaliśmy Dawne dzieje...mieliśmy jeszcze wtedy załogę i było inaczej. Nie rozumiałem, dlaczego on ją jeszcze miał. Karta miała już żółtawy kolor, ale nadal była zadbana.
Wziąłem ją w dłonie, żeby obejrzeć. Wróciły do mnie wspomnienia z tamtych czasów.
Potrząsnąłem głową. To było dawno, nie warto tego wspominać.
Zerknąłem do szkatułki, żeby zobaczyć co tam jeszcze trzymał. Kilka moich kart, dwie żółte, jedna czerwona i dwie niebieskie. Skąd on je miał? Zadziwiało mnie to. Miał też jeszcze coś, co bardzo mnie zaskoczyło. Odłożyłem Asa Kier na bok.
-Po prostu nie wierzę...-wyjąłem ze środka nasze wspólne zdjęcie-Myślałem, że je wyrzucił...-byłem pewien, że się pozbył tego.- Od jak dawna ty mnie kochasz?-rzuciłem w eter.
Odłożyłem zdjęcie na kartę. Przeglądałem dalej szkatułkę. Znalazłem w niej małe, czarne zamszowe pudełeczko ze złotym symbolem na wieczku. Już chciałem je otworzyć, kiedy podskoczyłem, po tym jak dostałem solidnego klapsa w tyłek.
To był Graves. Nie spostrzegłem, kiedy wszedł do pokoju, przez to, że tak byłem zaabsorbowany szperaniem w jego rzeczach.
-Ładnie to tak, grzebać komuś w rzeczach, co Fate?-między wargami trzymał to swoje szpanerskie cygaro.
-Ja tylko tak...-wydukałem cicho trzymając w rękach pudełeczko.
Graves zmarszczył brwi, widząc co takiego mam w dłoniach.
-Nie zasłużyłeś, oddawaj.-szybkim ruchem zabrał przedmiot.
-Nie rozumiem?-spojrzałem na niego pytającym spojrzeniem.
-Miałem ci to dać, co jest w środku, ale byłeś niedobry dla mnie, więc dostaniesz figę z makiem, ewentualnie kopniaka w dupsko.-rzucił krótko, po czym schował prawie wszystko do szkatułki.
Coś chciałem powiedzieć, ale wolałem milczeć. Znowu palnę coś głupiego i skończy się to awanturą, a nie chciałem tego.
Minąłem Gravesa, żeby położyć się na łóżku. Podkuliłem nogi. Było mi zimno i nawet przytulanie poduszki gówno pomagało.
Wtuliłem policzek w poszewkę. Zamknąłem powieki. To było, aż dziwne, ale ja naprawdę miałem wyrzuty sumienia z powodu dzisiejszego zachowania.
Drgnąłem, czując jak Graves opiera się jednym kolanem o brzeg łóżka. Pochylił się ku mnie. Czułem jego oddech na swojej szyi, więc skuliłem się nieznacznie dociskając poduszkę.
On nic nie mówił. zabrał mi to, co trzymałem w rękach.
-Oddaj!-odwróciłem się, chcąc odzyskać skradziony przedmiot, a wtedy nasze twarze się spotkały.
W jego niebieskich oczach odbijała się moja osoba. Serce biło mi jak oszalałe na ten widok.
Malcolm odrzucił poduszkę na bok.W drugiej ręce trzymał to obrzydliwe cygaro, więc wolną dłonią złapał mnie za podbródek. Nic nie mówił. Nie wiedziałem, co on zamierza. Co siedziało w jego głowie pozostawało zagadką, to momentu, dopóki zachłannie mnie nie pocałował.
-Mmm!-mruknąłem przestraszony.-C..co ty robisz? Nie chcę się z tobą godzić przez łóżko!-chciałem go odepchnąć, ale złapał mnie za nadgarstki.
Popatrzyłem na niego. Zmarszczył brwi. Chyba nie był zadowolony z tego, co powiedziałem i co chciałem zrobić.
Pociągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Nie rozumiałem go. Co on chciał przez to osiągnąć? Chyba, że może tak jak ja odczuwał chęć czucia mojej bliskości, tak jak ja potrzebowałem jego?
-Gra...-coś chciałem powiedzieć, ale uciszył mnie kładąc mi palec na wargach.
Pokiwał głową na boki, dając mi do zrozumienia, że mam siedzieć cicho. Puścił moje nadgarstki.
Odłożył cygaro do popielniczki. Spojrzał na mnie tym swoim spojrzeniem, którym zawsze mnie raczył i było przeznaczone tylko dla mnie.
Uciekałem wzrokiem na boki. Ten wzrok mnie zawsze jakoś tak, peszył. Zerknąłem tylko ukradkiem, żeby wiedzieć co robi. Wyjął z kieszeni dwie czarne opaski. Na co mu one były? Cofnąłem się na łóżku nieco w tył. Nie podobało mi się to ani trochę.
-Zaufaj mi, Tobias.-Graves przysunął się do mnie nieznacznie.
Zamknąłem powieki, mocno je przy tym zaciskając.
-Zaufaj mi. Pozwól mi na to.-mój kochanek znowu się odezwał. Bardzo delikatnie zawiązał mi opaskę na oczy.
Dotknąłem ją palcami.
-Nie dotykaj, bo dam po łapach.-rzucił krótko Malcolm.-Po prostu mi zaufaj, dobrze?
-Dobrze.-oparłem dłonie o swoje uda.
Bałem się tego, co on wymyślił, ale musiałem mu zaufać. Zwalczyć ten cholerny strach jaki we mnie siedział po tym, jak Evelynn mnie zostawiła.
Nie widziałem nic z tego, co robił Graves. Poczułem tylko delikatny zapach konwalii. Czy to były pachnidełka, czy jak to się tam nazywa? Chyba tak. Nasłuchiwałem, jak Graves krząta się po sypialni. Co on tam wyprawiał? Byłem ciekawy, więc chciałem podnieść opaskę, ale tak jak obiecał, strzelił mnie po dłoniach.
-Na tarnację, mówiłem, że dam po łapach.-rzucił krótko.
-No..no mówiłeś, ale ja chcę wiedzieć co robisz!-zacisnąłem pięści na spodniach.
-Mówiłeś, że mi zaufasz, więc siedź grzecznie na tych swoich zacnych czterech literach i po prostu czekaj. Dotarło?-znowu coś tam robił w pokoju.
-Ta, dotarło.-odburknąłem mu niezadowolony.
Skrzyżowałem ręce na piersiach i oparłem się o oparcie łóżka. Czemu nie chciał mi powiedzieć, co on wymyślił? Czy to było, aż tak ważne czy jak?
Moje rozmyślania przerwał pocałunek. Myślałem, że się rozpuszczę. Rozjechałem się na łóżku. Chciałem więcej, więc wyszukałem jego ramion, aby móc go za nie złapać. Przyciągnąłem go do siebie, żeby czuć jego bliskość, ale i aby pocałować.
Wsadził mi język do buzi. Nie przepadałem, kiedy tak robił i dobrze o tym wiedział, ale teraz było inaczej. Coś się zmieniło, nie wiedziałem tylko co. Może dlatego, że miałem opaskę na oczach i bardziej skupiłem się na odczuciach i dotyku Gravesa.
Nawet, kiedy zaczął wodzić dłońmi po moich ramionach poczułem różnicę. Nie wiedziałem, co ten facet ze mną wyprawiał. Już zaczynało mi się robić gorąco.
-Graves, proszę cię, nie chcę łagodzić sporów przez seks.-zacisnąłem pięści na połach jego koszuli.
-Na tarnację, a czy ktoś mówi o łagodzeniu sporu przez seks i w ogóle wspominał o seksie?-szeptał mi do ucha.- Nie, na tarnację. Po prostu, chcę się trochę pobawić. Nie zawsze wszystko, co robimy w łóżku musi się skończyć seksem.
-Skoro, tak sprawiasz sprawę...-oparłem się policzkiem o jego ramię.
-Po prostu się ze mną pobaw. To wszystko.-zostałem ucałowany w czubek głowy.-I pamiętaj, jak mi znowu odwalisz taki numer jak dzisiaj, to nie ręczę za siebie. Chcę widzieć, że nie rzucasz słów na wiatr.-zmusił mnie do położenia się.
-Graves...-mruknąłem-Nie gniewasz się już?- chciałem zobaczyć jego twarz, ale nie pozwolił mi zdjąć opaski.
-Owszem, gniewam się i tak szybko mi nie przejdzie.-oparł się czołem o moje-Po prostu teraz, mam ochotę o tym zapomnieć.-przeniósł głowę na moja klatkę piersiową.
Położył się tak, aby słyszeć bicie mojego serca.
-Graves...-przełknąłem ślinę.
-Hmm?-mruknął, niczym kocur.
-Kocham cię.-odparłem, drapiąc się po policzku.-Dz...dzięki, że jesteś.
-No proszę, ktoś tu zaczął używać pięknych słów.-Graves dotknął mojego policzka opuszkami palców-Też cię kocham. I nie rób mi więcej krzywdy.
-Nie zrobię, słowo.-zacząłem głaskać go po głowie.
Nie dane mi jednak było to długo robić, gdyż podniósł się, po czym pocałował mnie, a jedna z jego dłoni zaczęła wodzić po mojej klatce piersiowej.
W sumie, nigdy w taki sposób się nie bawiłem. To było coś innego, nowe doznania. Przy okazji, mogłem sprawdzić, gdzie jeszcze Graves ma te swoje, czułe punkty.
Nie rozumiałem jak to się stało, że inny mężczyzna tak na mnie działał. Nie było tajemnicą, że czasami sypiałem z facetami, zwłaszcza jak potrzebowałem jakiś ważnych informacji, ale nigdy żaden z nich nie działał na mnie w taki sposób. Może dlatego, że nie dałem się zdominować. Tutaj było inaczej. Nie potrafiłem się przełamać, żeby przejąć pałeczkę. Może z czasem, gdy się przyzwyczaję to ta sytuacja się nieco zmieni. Chociaż, nie wyobrażałem sobie dominować nad Gravesem. Nie dlatego, że był rosłym facetem, tylko nie wyobrażałem go sobie jako typa pasywnego. Nie pasowało to do niego i tyle.
Czułem jak jego duże dłonie wodzą po moich ramionach. Podobało mi się to i to bardzo. Zaczynałem się rozluźniać od tych pewnych ruchów.
Graves przesiadł się ze mną tak, aby zacząć masować mi plecy. Naciskał mocno, płasko ułożonymi dłońmi. Kciukami zataczał kółka, tuż w okolicach łopatek. Jak mi było dobrze. Mój oddech stał się spokojniejszy. W ogóle nie przeszkadzało mi to, że miałem opaskę na oczy. Wręcz przeciwnie, było zdecydowanie lepiej i ciekawiej z nią!
-I co, jest tak strasznie mój mały złodzieju?-oddech Malcolma przyprawił mnie o przyjemne dreszcze.
Pokiwałem głową zaprzeczając. Zabawne, kiedy się tak do mnie zwracał, robiło mi się cieplej na sercu. Już mnie tak nie wkurzało jak wcześniej, a nawet zaczęło się podobać. Nikt mnie tak nie nazywał, więc tym bardziej było to wyjątkowe.
-Graves...-mruknąłem zadowolony, kiedy podczas masażu zaczął muskać wargami moją szyję.
Cholera, gdzie on się tego nauczył? Był lepszy ode mnie! Kurw...To było, było uwłaczające! Jakim cudem on był lepszy ode mnie w te klocki? Tak nie mogło być! Będę musiał to nadrobić, ale póki co chciałem zobaczyć co wymyślił.
Nie wiem, jak on to robił, ale był cholernie dobry. Czułem jak się rozluźniam, a złe emocje gdzieś się ulatniają. Skupiłem się na jego dłoniach wędrujących po moich plecach, kiedy to nagle podgryzł mnie w szyję.
-Oszlałeś?!-podskoczyłem zamachując się przy tym ręką-Co to było?-poczułem, jak w coś uderzyłem.
-Na tarnację, Fate uważaj co robisz.-Graves został uderzony przeze mnie w twarz.
Teraz już wiedziałem, co moja ręka napotkała na swojej drodze.
-To trzeba było uważać, co robisz ćwoku!-syknąłem niezadowolony.
-Na tarnacje, jak ty mnie nazwałeś?-Malcolm złapał mnie za ramiona i energicznie przewrócił na łóżko-Jak ty mnie nazwałeś pszczółko?- posłyszałem nutkę złośliwości w jego głosie.
-Coś ty powiedział? Jaka pszczółko?!- podniosłem opaskę, aby spojrzeć na Malcolma-Sam jesteś pszczółka!
-Przepraszam ja ciebie bardzo, ale ja...-też uniósł fragment materiału-...jestem bąkiem. To ja tu bzykam niedobre pszczółki.
-Spieprzaj dziadu!-czułem jak moje policzki robią się czerwone.
Czemu, to co on robił tak na mnie działało? Powinienem był się do tego przyzwyczaić już dawno!
-Spieprzaj dziadu? Jak ty się do mnie odzywasz, co? Na tarnację, zaraz się doigrasz, Tobias.-Graves zdjął swoją opaskę.
Złapał mnie jedną dłonią za obydwa nadgarstki, tylko po to, żeby je przewiązać materiałem.
-Co ty wyprawiasz? Odwiąż mnie i to już!-próbowałem się uwolnić, ale on ułożył moje związane ręce tak, że miałem je nad głową.-Puszczaj, do cholery bajerancie!
-Nie mam zamiaru. Byłeś niegrzeczny.-Graves podniósł się nieco, więc patrzył na mnie z góry.
Zacząłem się wić pod nim i wierzgać nogami. To nie było ani trochę śmieszne! Chciałem, żeby mnie wypuścił.
Nie wiem, czy robił to, żeby naprawdę mnie ukarać, czy tylko sobie teraz ze mną pogrywał, ale z jednej strony mi się to podobało, to napięcie jakie między nami zaczęło rosnąć. Z drugiej jednak strony, nie odpowiadało mi to. Czułem się tak, jakby mnie chciał zdominować na każdy możliwy sposób. Nie chciałem tego. Bałem się tego, z jakiegoś nieznanego mi powodu.
Jak jeszcze raz zawiązał mi oczy, to już w ogóle zacząłem się robić nieznośny.
-Na tarnację, Tobias uspokój się. Przecież nie chcę ci zrobić krzywdy.-Malcolm odparł twardym tonem-Prosiłem, żebyś mi zaufał, to to zrób do cholery, a przynajmniej się postaraj.
Przestałem się wić pod nim. W sumie to miał rację. Dałem słowo, że mu zaufam. Spuściłem lekko głowę w dół, odwracając ją w prawą stronę.
-Co się z tobą dzieje człowieku?-Graves puścił moje nadgarstki.- Zachowujesz się tak, jakby ktoś chciał ci zrobić krzywdę.-rozmasował szczękę, w którą musiałem go uderzyć, kiedy tak zacząłem machać nogami.
-Nie chcę być ciotą.-burknąłem-Poza tym, mówiłem ci coś, że to jest dla mnie coś nowego, a ty dalej swoje...-podniosłem się do pół siadu, jak tylko mogłem to zrobić.
-Myślisz, że tylko dla ciebie? Kocham się w tobie od kiedy razem wyłożyliśmy te asy na stole. Dopiero po jakimś roku, zdałem sobie sprawę, że coś do ciebie czuję i nie jest to szczeniackie zauroczenie. Wiesz jak to jest, kiedy walczysz z uczuciem, które zamiast znikać jak na złość zostaje i rośnie?-Graves usiadł na skraju łóżka-Na tarnację, nawet nie wiesz, jakie czułem obrzydzenie do samego siebie. Zadawałem sobie w kółko to samo pytanie: jakim cudem facet, może coś czuć do innego faceta?-splótł palce, opierając się nadgarstkami o uda-Sam myślałem, że jestem ciotą, skoro zacząłem darzyć cię uczuciem, które rosło z każdym spędzonym z tobą dniem, z każdą godziną.
Podniosłem opaskę, przesuwając ją na czoło. Patrzyłem na jego plecy, nie mówiąc nic.
-Jak wylądowałem w pierdlu, to uznałem, że lepiej będzie jak sobie wmówię, że cię nienawidzę, to może zapomnę o uczuciu do ciebie.-Graves wziął głęboki wdech, a potem wydech.-Tylko efekt był odwrotny do zamierzonego. Zakochałem się w tobie na zabój. Uznałem jednak, że nie będę się wychylać, bo przecież byłeś z Evelynn, a potem przeżywałeś rozstanie z nią.-Malcolm nadal mówił-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, kiedy się wtedy spotkaliśmy w Bilgewater, kiedy byłeś cały i zdrowy. Musiałem zachować pozory, więc grałem, żebyś nic nie zauważył. Uwierzyłeś, że cię nienawidzę, ale jak wtedy zostaliśmy złapani, chęć ochrony ciebie dała o sobie znać. Nie chciałem cię stracić, Tobias.-jego słowa docierały do mnie, głęboko i co gorsza, przebijały skutecznie ten mur stworzony przeze mnie kilka lat temu, ale nie przeszkadzało mi to-Chciałem cię chronić, ale się nie udało. Strach, że zostanę nazwany ciotą dał o sobie znać. Tylko jak potem zbliżał się czas egzekucji, serce mi się krajało, że musiałem udawać, patrzeć jak mieli odebrać ci życie.-zatkało mnie słysząc to, co mówił i nie śmiałem mu przerywać-Potem, jak jednak wróciłeś mnie ratować, wiedząc, że nie potrafisz pływać dobrze, zaskoczyło mnie to. Zapaliła się w moim sercu jakaś iskierka nadziei, że może jednak nie uważasz mnie tylko za przyjaciela, a kogoś więcej.-Malcolm spojrzał na moje odbicie w oknie-Dlatego chciałem naprawić naszą znajomość, nasze relacje. Chciałem spróbować zdobyć twoje serce, ale ciągle brakowało mi odwagi. Do momentu tej wyprawy do osady. Chciałem cię sprawdzić, zobaczyć czy się zmieniłeś czy nie i czy jest szansa, że jednak mnie kochasz. Jednak, ty znów mnie chciałeś wykiwać i oszukać. Serce mi prawie pękło z bólu jaki mi zadałeś. Ta tarnajcę, nie potrafię się na ciebie długo wkurwiać, dlatego odepchnąłem cię, żeby nic się nie stało. Poza tym, wiedziałem, że po mnie wrócisz. Mimo tego, że mnie oszukałeś. Tam, będąc w tamtym świecie zrozumiałem coś, dlatego spróbowałem ci powiedzieć...-przytuliłem się do jego pleców, bo nie mogłem znieść tego bólu, który on zapewne także odczuwał-...że cię kocham, że nie potrafię żyć bez ciebie, że całkiem mnie to ogłupiło. -spojrzał na mnie ukradkiem-I nie żałuję tego, Tobias.
Ten facet był niesamowity. Nie znałem go od tej strony. Nie wiedziałem, że on potrafi być tak uczuciowy. Myślałem, że to typowy gbur, myślący o sobie. Fajnie było tak odkrywać jego sekrety, krok po kroku. Coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że ja go tak naprawdę w ogóle nie znam i dopiero teraz poznaję.
Graves się obrócił. Złapał mnie w pasie i posadził na kolana. Popatrzył mi w oczy tym spojrzeniem, po czym przytulił się do mojej klatki piersiowej.
Przełożyłem związane ręce tak, aby go przytulić. To było takie ekscytujące, to zagłębianie się jakim człowiekiem naprawdę jest Malcolm.
W sumie nawzajem się poznawaliśmy, od nowa. Ja odkrywałem jego wrażliwą stronę, a on moją. A ona, ta moja strona będzie czymś tylko dla Gravesa. Nikt inny nie musi wiedzieć, jak delikatny ze mnie facet. On mógł to wiedzieć, ba nawet tego chciałem. Chciałem by poznał prawdziwego mnie, tego, który został zamknięty za murem, jakim go otoczyłem.
Otarłem się policzkiem o jego, mrucząc przy tym niczym kocur. Skradłem mu pocałunek, zachłanny i pewny siebie. Oddał go bez namysłu.
Objął mnie w pasie po czym, pociągnął na łóżko, wprost na siebie. Zrozumiałem, w tamtej chwili coś jeszcze. Mianowicie to, że rozmowa naprawdę dużo daje i jest zdecydowanie ważniejsza niż seks.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro