Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2


  Musiałem pomyśleć od jakiego miejsca zacząć. Jako osoba przyjezdna, zadająca nagle tyle pytań, mógłbym wzbudzić podejrzenia. Wolałem tego unikać. Ludzie, przeważnie w małych społeczeństwach zwracają uwagę na kogoś, kto zadaje pytania o istotne rzeczy. Niby to tylko legenda, ale możliwe, że dla nich to nie jest tylko jakąś tam opowiastką. Poszukam biblioteki. Tam najłatwiej znaleźć to, czego się szuka nie wzbudzając podejrzeń.
Nie było dla mnie problemem takową znaleźć. W razie czego, jakby pytali dlaczego interesuję się mitami i legendami, rzucę śpiewkę, że jestem jakimś tam bajarzem. Strój i tak mam kolorowy, więc powinni łyknąć ową bajeczkę.
Bez problemu udało mi się skorzystać z biblioteki oraz czytelni. Budynek nie był, aż tak duży jak się wydawało. Jednak, zbiory książek mieli pokaźne jak na tak niewielką miejscowość. Miałem w czym wybierać. Poza tym, na ślepo nie będę się pchać. Muszę wszystko zaplanować. Zwłaszcza, że ktoś będzie mi patrzeć na ręce...ta...Graves...na samą myśl o nim przechodzą mnie ciarki po plecach. Dobra! Nie ważne! Trzeba się brać do roboty!
Zacząłem od pierwszego regału i dolnych półek. Z początku nie byłem w stanie znaleźć nic interesującego. Musiałem zatem, zmienić miejsce poszukiwań. Wziąłem drabinę, żeby dostać się na górę. W sumie, to sam do końca nie wiedziałem od czego zacząć. Mogłem, faktycznie szukać tego w dziale z bajkami dla dzieci, ale może miało to jakiś motyw historyczny? Jakby nie patrzeć, legendy nie biorą się znikąd!
Sam nie zauważyłem jak szybko, Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Biblioteka powoli zaczęła robić się opustoszała. Chyba, poza bibliotekarzem zostałem tylko ja i jakaś starsza kobieta. Nie przeszkadzało mi to w żaden sposób. Miałem czas. Nie zamierzałem się spieszyć. Nawet nie doszedłem do połowy, jeśli chodzi o regały. Ech, ciężka sprawa, ale nie poddam się. Jeśli to cacko, naprawdę istnieje warto będzie poświęcić czas na szukanie informacji o nim. Przynajmniej, będę wiedział jaki zrobić z tego użytek. Najlepiej, przeciwko Gravesowi, hehehe.
Już miałem schodzić na dół, gdy dostrzegłem skrytą za innymi tomiszczami wiekową książkę. Wyglądało to tak, jakby ktoś celowo ją tam schował. Miała grubą oprawę oraz złoty grawer na grzbiecie. Zdawała się być dość stara. Na pewno, gdy ją otworzę poczuję ten zapach. Uwielbiałem go, gdyż miał w sobie coś wyjątkowego. Przejechałem dłonią po okładce. Widniał na niej jakiś przedziwny runiczny symbol. Pierwszy raz taki widziałem. Układał się w idealne koło, a w jego środku wpisane zostały coś jakby wskazówki. Moje opuszki palców dokładnie badały fakturę okładki. Skóra, byłem tego pewien na sto procent. Dopiero po chwili dostrzegłem, że na brzegu tomiszcza znajduje się jakaś złota, metalowa osłona. W dodatku z dziurką od klucza.
-Nie no, to jakiś żart, prawda?-mruknąłem niezadowolony.-Jak można umieszczać w bibliotece książkę otwieraną na kluczyk?-nadąłem policzki.
Rozejrzałem się dookoła. W sumie, miałem przy sobie mój zestaw wytrychów. Jednakże, spróbowałem ją otworzyć. Oczywiście, że nie poszło. Została druga opcja...
Wsadziłem książkę pod pachę. Sam nie wiem, co mnie tak kusiło, żeby ją otworzyć, ale chyba ciekawość. Czułem, że może mieć coś interesującego w środku. Poza tym, musiało tam być coś ważnego, skoro była zamknięta na klucz! Zaraz..czy aby tak nie wyglądały niektóre pamiętniki? Tak, chyba tak.
Ustawiłem się na drabinie w taki sposób, by sobie ładnie po niej zjechać. Jak tylko wylądowałem na podłodze poprawiłem kapelusz. Uniosłem książkę ku górze. Promienie zachodzącego Słońca oświetliły złote ozdoby. Mieniły się tak, jakby naprawdę nim były! Normalnie korciło mnie podwinąć ją, ale czułem się taki jakiś obserwowany. Może mieli tu jakieś magiczne istoty, które obserwowały czytelników? Cholera tam wie. Ruszyłem w stronę czytelni. Na szczęście nie było już nikogo.
Rozejrzałem się. Jak tu było cicho. Wszystko wydawało się być takie idealne. Bordowe ściany z drewnianymi, do połowy panelami ściennymi. Jeszcze te proste stoliki z jednym krzesłem oraz lampą naftową. Westchnąłem. Skierowałem kroki do jednego ze stolików będących najbliżej początku. Tuż przede mną, na ścianie wisiał obraz. Pięknej młodej kobiety ubranej w jasnoniebieską suknię. Miała na kolanach książkę. Z początku nie dostrzegłem jednej istotnej rzeczy.
Usiadłem do stolika. Położyłem na nim książkę, a stojącą obok lampkę zapaliłem. Klapnąłem na tyłek ociężale. Zmęczyłem się tym szukaniem. Podniosłem kapelusz, aby otrzeć pot z czoła. Zerknąłem na tomiszcz, aby jeszcze raz przejechać dłonią po fakturze okładki. Czemu, do diaska czułem jakąś cholerna fascynację z powodu jednej książki? Przygryzłem dolną wargę. Musiałem ją otworzyć, musiałem. I na pewno nie powiem o niej nic Gravesowi. Moje znalezisko. On, niech się wypcha.
Sięgnąłem do kieszeni płaszcza. Wyjąłem małe pudełeczko. W nim były moje wytrychy. Uniwersalne, rzecz jasna, tylko w różnych rozmiarach. Przyjrzałem się dokładnie zamkowi w książce. Średniej wielkości, prosty kluczyk z podwójnymi ząbkami i trzema wyciętymi prostokątami...czyli musiałem wziąć jeden z mniejszych jakie posiadałem, acz nie te najmniejsze. Powoli włożyłem jeden z wytrychów. Za luźno. Wziąłem drugi. Niby pasował, więc zacząłem nim poruszać. Dało się słyszeć ciche ocieranie się metalu o metal. Wystawiłem język. Tak jakoś mi się zdarzało to robić.
Coś zamek nie chciał ustąpić. Wyjąłem wytrych. Musiałem wziąć kolejny. Zacząłem nasłuchiwać czy cicho na horyzoncie. Póki co, tak było. Spróbowałem kolejny raz. Skoro trzasnęło, szedłem w dobrym kierunku.
Nagle przed moim nosem zawisł złoty kluczyk.
-Kluczyk od książki będzie wygodniejszy.-odparł męski, spokojny głos.
-A dziękuję bardzo!-stwierdziłem zadowolony.
Dopiero po chwili, zorientowałem się, że wpadłem jak śliwka w kompot. Zakryłem książkę oraz wytrychy rękami.
-Hahaha! To nie tak, jak pan myśli!-odwróciłem się, a starszy już bibliotekarz stał do mnie plecami.
-Co, nastraszyłem cię?- mężczyzna zaśmiał się bezczelnie-Jesteś jedyną osobą, która od pięćdziesięciu lat, zainteresowała się tą książką.-mężczyzna spojrzał na mnie.
Jego patrzące zza okularów zielone oczy, miały w sobie jakiś taki smutek.
-Możesz ją zabrać do domu. Tutaj, tylko leży zapomniana, a komuś takiemu jak ty, na pewno się przyda.
-Od pięćdziesięciu lat...? To nikt wcześniej, nie dostrzegał tej książki czy jak?-rozmasowałem kark-Zaraz...komuś takiemu jak ja?
-Owszem. Każdy, widząc zamek odkładał ją na miejsce, aż w końcu pomijano ją.-bibliotekarz pokiwał głową-Owszem, taki jak ty. Mimo, że jesteśmy kim jesteśmy, nie przejmujemy się niczym to nie potrafimy skraść jednej rzeczy. Serca ukochanej kobiety, prawda Fate?-mężczyzna przystawił palec do ust- Wszak tacy jak my, mają wielkie serca.-jegomość oddalił się powolnym korkiem, po czym zniknął za regałem.
Coś miałem powiedzieć, ale taka porządna szpila wbiła mi się w plecy. Czym się zdradziłem? Tym, że mnie złapał czy może gdzieś tu wiszą listy gończe za moją osobą? Wlepiłem w niego oczy, jak wspomniał o sercu ukochanej kobiety. Coś jakby zakuło mnie w klatce piersiowej.
-...Evelynn...-zamknąłem oczy.
Do diaska, nadal kochałem tę kobietę! Za każdym razem, jak coś lub ktoś mi o niej w jakiś sposób przypomni to wszystko wraca. Cholera!
Zaraz! Przecież nie mogłem go tak puścić wolno, skoro wiedział kim jestem! Poderwałem się z siedziska, prawie przewracając krzesło i rzucając książkę. Pobiegłem za nim. Skręciłem za regal, za którym zniknął, ale...nie było tam nikogo. Podrapałem się po czuprynie. Jako wiekowy starzec, nie mógł tak szybko się ulotnić. Zrobiłem spacer po czytelni oraz bibliotece. Nie znalazłem tego faceta. To było dziwne. Poza tym dopiero teraz zorientowałem się, że budynek jest już zamknięty.
Dla pewności jeszcze raz, dokładnie obszedłem bibliotekę, ale staruszka ani śladu. Przetarłem nos. Może to tylko mi się przywidziało i gadałem sam ze sobą? Pewnie tak. Poza tym, zmęczenie dawało mi się we znaki.
Wróciłem do czytelni. Książka nadal tam była. Westchnąłem. Pozbierałem swoje wytrychy. Zabawne, bo kluczyk także tutaj był. Wziąłem go i przyjrzałem mu się. Zwykły otwieracz do zamków, nic poza tym. Wsunąłem go w miejsce dla niego przeznaczone i przekręciłem. Zamek skrzypnął, po czym puścił. Książką była otwarta.
Usiadłem, żeby mi było wygodniej. Na stronie tytułowej był narysowany przepiękny stary zegar. Z całej tej fascynacji, przejechałem opuszkami palców po obrazku. Te misterne dzieło wyglądało tak, jakby ktoś spędził mnóstwo czasu by odwzorować czasomierz. Zabawne, że fascynowało mnie jakieś malowidło zegara. Ziewnąłem przeciągle, a potem przetarłem oczy. Senność zaczynała brać górę. Nie chciało mi się nawet wracać do wynajętego w gospodzie pokoju. Tu przynajmniej miałem ciszę i spokój. Poza tym, nikt mi nie patrzył na ręce. W ogóle, to chyba zapomnieli o mnie, ale jak coś dam rade się wydostać.
Przewróciłem stronę i ujrzałem kolejny rysunek. Przedstawiał jakąś osadę. Nawet, bardzo przypominało miasteczko, w którym byłem tylko jakby takie nieco starsze? Tak, chyba tak. Ewentualnie ja już przestałem myśleć o tej porze. Wpatrywałem się w to arcydzieło, ale nie było żadnego opisu czy krótkiej notki. Przewróciłem kolejną stronę.
-Następny rysunek? Tyle zachodu, stresu dla jakieś bajki dla dzieci?-przejrzałem na szybko książkę.
Wszędzie były rysunki.
-No naprawdę...narażałem tyłek, dla jakiś bazgrołów?-teraz to się poważnie zirytowałem.
Zagotowało się we mnie. Oparłem brodę o otwarte strony książki. Tak jakoś senność mnie zaczęła ogarniać. Powieki stały się takie ciężkie, a ja nim się zorientowałem zasnąłem mrucząc coś cicho pod nosem.  

Muzyka...taka spokojna, kojąca myśli. Skąd dochodziła? Nie miałem zielonego pojęcia. Otworzyłem oczy. Oślepiło mnie białe światło. Promienie Słońca, czy jak? Zamrugałem powiekami. Powoli wzrok przyzwyczaił mi się do światła. Rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w jakimś pomieszczeniu. Na pewno nie była to biblioteka, w której zasnąłem. Wszędzie było pusto, ale skądś dochodziło światło i ta melodia.
W oddali dostrzegłem snop światła, padający na jakiś podest. Z zaciekawieniem podszedłem bliżej. Moja głowa, dalej chodziła na prawo oraz lewo. Szukałem źródła dźwięku. Wystarczyło, że na chwilę odwróciłem wzrok od podestu, a wtedy ujrzałem ją. Stała tam młoda dziewczyna. Właściwie to mogła mieć, ja wiem osiemnaście albo dziewiętnaście lat? Tak mi się wydawało. Nie przypominałem sobie, aby ktoś posiadał taki strój, jaki ona miała. Długa suknia o bufiastych ramionach koloru błękitnego. Jej włosy idealnie kontrastowały z tym kolorem oraz odcieniem jej brzoskwiniowej cery. Oczy miała zamknięte. Trzymała coś w dłoniach. podszedłem jeszcze bliżej, a wtedy spojrzała na mnie. To, co trzymała w dłoniach przytuliła mocniej do piersi.
-Kim jesteś? Czego chcesz?-jej głos wydawał się nieść nutkę strachu.
-Czy to ważne, mon cheri?-podszedłem jeszcze bliżej-Lepiej powiedź, co taka piękna dama jak ty, robi w takim odludnym miejscu.-ująłem kilka kosmyków jej włosów i powąchałem.
Pachniały fiołkami.
-Spytałam, kim jesteś?-blondyna lekko się odsunęła.
Pochyliłem się ku niej. Kosmyk jej włosów okręciłem sobie wokół palca. nasze twarze były blisko siebie. Delikatnie ująłem jej dłonie. Byłem cholernie ciekawy, co ona tam tak ukrywa.
-Może, grzecznie oddasz mi to, co tam masz, mon cheri?-ująłem jej dłonie-Obiecuje, że oddam. Tylko nie wiem kiedy.
-Proszę, to mój wielki skarb. Sama ci go oddam, jak przyjdzie czas.-dziewczyna jeszcze mocniej zacisnęła pięści na przedmiocie.-Nie zgadzasz się?-spojrzała na mnie takim błagalnym wzrokiem.
Rany koguta. Jak mogłem odmówić tak pięknej kobiecie? Znowu bawiłem się kosmykiem jej włosów.
-Zgadzam się na propozycję tak urokliwej kobiety, mon cheri.-powąchałem jeszcze raz jej włosy.
Ten fiołkowy zapach był taki przyjemny. Kojarzył mi się z rodzicami i jednym miejscem, w którym się kiedyś zatrzymaliśmy.
-Dziękuję!-blondynka szczerze się do mnie uśmiechnęła.
Coś mnie ruszyło w środku. Jej uśmiech czy te radosne oczy? Sam nie wiem.
-W ogóle, co to tam ukrywasz, mon cheri?-ponownie spróbowałem dowiedzieć się, cóż ona tam ukrywa.
-Nie! Zostaw! To mój skarb!-krzyknęła zdenerwowana.
-Pokaż do jasnej cholery!-zirytowałem się.
Nie dość, że nie słuchała jak grzecznie prosiłem, to jeszcze miała czelność na mnie głos unosić! Co za brak wychowania!
Próbowałem wyrwać jej przedmiot. Zaczęliśmy się siłować. To, co ukrywała wypadło nam z rąk. owy przedmiot był zwykłym wisiorkiem zegarkiem o brudnym, złotym kolorze. Jednak wskazówki nie poruszały się.
-Tyle zachodu o jakiś głupi zegarek?-chciałem go sięgnąć.
-Zostaw! Nie dotykaj! To mój skarb!-dziewczyna złapała mnie za ramię w momencie, kiedy moje palce dotknęły zegarka.
Białe światło, które wystrzeliło z przedmiotu oślepiło mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro