Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1


Cztery lata później

Uczennica w luźnym kasztanowym koku, poruszała się dość szybko po szkolnych korytarzach. W jednej ręce trzymała taśmę klejącą, za to w drugiej pokaźną sumę kartek. Widać było, że pod wpływem ciężaru, trudno jej jest utrzymać papier. Ona cały czas, uparcie je nosiła. Zatrzymała się przy jednej ze ścian gdzie wisiały ogłoszenia. Położyła druk na podłodzę, wzięła kilka w rękę i zaczęła obklejać całą ścianę, nie zważając na to, iż są na niej inne ogłoszenia. Jej było znacznie ważniejsze, niż ogłosznie o tym co będzie na stołówce. Na każdej kartce, był wielki napis ZAGINIONA, napisany pogrubioną czcionką. Pod tytułem, zdjęcie Betty Ripsom. Razem z wiekiem, numerem telefonu, charakterystyką i innymi szczegółami.

Betty dla szatynki nie była przyjaciółką. Była dla niej jak siostra, której nigdy nie miała. Ponad dwa tygodnie temu po prostu zniknęła, nie zostawiając ani śladu. Jakby wyparowała. Tamtego dnia, cztery lata temu, gdy ona przeżywała kryzys, to Betty usiadła obok niej nic nie mówiąc. Samo jej towarzystwo pomogło jej ogarnąć wszystko w jej głowie... Nigdy nie mówiła o ucieczce z Derry. Zawsze miała świetne oceny, jej rodzice byli wspaniali i jednocześnie nazywała ich ciocią i wujkiem. Jedynymi słowy była to dziewczyna z idealnym życiem.

Dlatego tak pośpiesznie wieszała durne plakaty. Miała nadzieję na to, że się znajdzie. Była niezwykle nerwowa i łatwo było ją wytrącić z równowagi, co odstraszało innych ludzi, którzy chcieli jej pomóc. Zwłaszcza, ludzi, którzy pytali jak się czuli, współczuli, szatynce. Następnego dnia, nawet nie odpowiadali na zwykłe "hej".

Gdy rzuciła okiem na ścianę stwierdziła, że nie da się już więcej na niej zmieścić. Postanowiła pójść na miasto gdzie porozwiesza je na słupach. Westchnęła głośno wypuszczając powietrze, wzięła resztę kartek i ruszyła w stronę wyjścia.

Nagle wielkie Łup. Dziewczyna upadła na podłogę puszczając przy tym wszystko. Nim zdążyła zrozumieć, że ktoś ją staranował dostrzegła jak kartki przy małym wiaterku wylatują ze szkoły.

- p-przepraszam - wypowiedział chłopak. Spojrzała się na niego zdezorientowana i wstała otrzepując jeansy.

- Po prostu uważaj jak idziesz - odpowiedziała zrezygnowana i wyszedłszy przed szkołę usiadła na pobliskich schodach. Obserwowała jak kartki zaczynają fruwać po miasteczku. Słońce które świeciło ją w profil nagle zgasło. Obróciła się w tamtą stronę i zobaczyła nikogo innego jak swojego oprawcę. Usiadł obok niej, a w ręku trzymał plakat z zaginioną.

- Cz-czyli to ty je ro-rozwieszasz - Stwierdził spoglądając na nią.

- dedukcja na najwyższym poziomie, brawo Sherlocku - zakpiła, na co ten niespodziewanie prychnął śmiechem. Zerknęła na niego i dopiero wtedy zauważyła kim jest jegomość. To był Bill Denbrough. Było głośno o zaginięciu jego młodszego brata, a potem jakby wszystko ucichło. Nastała między nimi cisza. Ona patrzyła się na horyzont a Bill na plakat. - Była dla mnie jak siostra - wyznała cicho, ale na tyle głośno, aby mógł usłyszeć. Wstała szybko i powiedziała na odchodne:

- mam nadzieję że twój brat się znajdzie.

Tak ruszyła w stronę domu gdzie planowała się zaszyć i mieć spokój choć na chwilę od szkolnego powietrza i syfu. Denbrough jej też przypomniał, że musi się pobawić z bratem... Poświęcała za mało czasu temu gżdylowi.

- Jestem B-bill! - zawołał za nią. Uśmiechnęła się pod nosem, choć sama skarciła się za swoje zachowanie. przecież mnie przewrócił - Pomyślała.

- A ja Lynn! - krzyknęła nawet się nie odwracając. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro