Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. W deszczowy dzień

Czas mijał. Zbliżała się nieubłaganie godzina mojego powrotu do domu. Zrobiło mi się nawet przykro, bo przez ostatnie parę godzin rozmawialiśmy z Wiktorem, jakbyśmy znali się wieki. To było bardzo przyjemne uczucie, bez skrępowania i udawania.

– Odprowadzić Cię? – zapytał, patrząc jak zakładam swoje imprezowe szpilki na stopy.

– Nie, to tu za rogiem. Nie trzeba. Przecież się nie zgubię. – odparłam z uśmiechem.

– Ok, ale pamiętaj, ze widzimy się niedługo. Mamy zaległą randkę do nadrobienia. – oznajmił krzyżując ręce na klatce piersiowej, oparwszy się jednym bokiem o ścianę.

– Jak mogłabym to przegapić... – odwróciłam się do niego i użyłam swojego kokieteryjnego głosu. – Do poniedziałku! – rzuciłam wychodząc pospiesznie z mieszkania, aby nie przegapić przyjazdu Majki i Borysa.

Pogoda była kiepska. Słońce przysłoniły ciemne, kłębiaste chmury, które sunęły się jak statki na morzu. Robiło się coraz ciemniej i coraz chłodniej, aż przeszył mnie dreszcz. Usiadłam na ławeczce i czekałam... Zaczęło kropić, potem padać a później lać z taką siłą, że z ulic nie nadążyła odpływać woda. Schowałam się pod jakimś wystającym daszkiem pobliskiego budynku, ale nie uchroniło mnie to od totalnego przemoczenia. Czekałam i czekałam, a auta nadal nie było. Jak to było możliwe, przecież Majka jeszcze nigdy mnie nie wystawiła. Może coś się stało? Myślałam, co rusz szukając wzrokiem jakiegoś przechodnia, żeby chociaż zapytać o godzinę. Miałam bowiem wrażenie, że sterczałam tu już bardzo długi czas, ale bałam się odejść zbyt daleko umówionego miejsca. Byłam już przemoczona do ostatniej nitki. Z włosów mimowolnie ściekał deszcz na czarny materiał cieniutkiej sukienki. Oddałabym wtedy wszystko za ciepły sweter i gorącą aromatyczną herbatę, a jeszcze lepiej za gorącą kąpiel w wannie przy świecach. Uśmiechnęłam się do siebie zamykając na chwilkę oczy i wyobrażając sobie taką scenę. Ta myśl na sekundę mnie rozgrzała, ale otwarłszy powieki znów zmierzyłam się z ponurą rzeczywistością.

– Tu jesteś! – krzyknął do mnie Wiktor, podbiegając z czarną parasolką w ręku. – Jesteś cała przemoczona. Trzymaj! –podał mi parasol i chwycił za drugą rękę. – Wracamy do mojego mieszkania. I nie chcę słyszeć żadnego "ale". – powiedział kiedy otworzyłam usta, lecz nie zdążyłam nic z siebie wydusić.

Nie protestowałam i szybko poszłam w ślad za chłopakiem. Byłam już zmęczona czekaniem na przyjaciółkę, która mnie olała. Poza tym marzyłam, żeby się w końcu wysuszyć.

Weszliśmy na parter budynku i kiedy otworzył mi drzwi lekko się zawahałam, ale czy miałam jakąś lepszą alternatywę na tą chwilę? No cóż, spędzę przynajmniej przyjemnie czas w towarzystwie nieziemskiego przystojniaka. Myślałam zmieszana. Wiktor oczywiście zauważył moją chwilę niepewności i powiedział:

– Wchodź. Nie masz się przecież czego bać. To tylko ja...

– No właśnie... To tylko Ty... – powiedziałam cicho do siebie, ale jakimś cudem usłyszał i z uśmiechem na twarzy dodał pokazując swoje dłonie.

– Rączki mam tutaj. Nie zrobię niczego, czego byś nie chciała. – i z tymi słowami popchnął mnie przed siebie za próg i zamknął za nami drzwi.

– Och Ty... – wymamrotałam zadziornie.

– Sara, no właź do środka, jesteś cała zziębnięta. Zrobię Ci coś ciepłego do picia. – powiedział głosem nie przyjmującym sprzeciwu i dodał: – Wiesz gdzie jest łazienka. Weź ciepły prysznic. Rozgrzejesz się, a ja za chwilę przyniosę Ci ręczniki i jakieś ciuchy na przebranie.

– Pod warunkiem, że nie będziesz podglądać. – zażartowałam.

– No niech będzie. – pomyślał chwilkę. – Ale tylko tym razem... – i zniknął w pokoju szukając dla mnie czegoś w swojej szafie, na przebranie.

Woda przyjemnie oblewała moje ciało gorącym strumieniem. Stałam pod prysznicem dłużej niż zazwyczaj, doprowadzając swój organizm do normalnej temperatury. Zapach cytrusowego mydła dodatkowo poprawiał mi nastrój, kiedy nagle usłyszałam trzask wejściowych drzwi kawalerki. Szybko zawinęłam swoją nagość pod duży biały ręcznik w razie nieoczekiwanego wtargnięcia do łazienki. Ktoś jednak zapukał.

– Jesteś ubrana? Mogę wejść? – usłyszałam głos Wiktora.

– Możesz. – powiedziałam szybko przytrzymując mocniej ręcznik aby się nie zsunął. – Golizny nie zobaczysz jeśli o to Ci chodzi. – palnęłam nie wiadomo po co.

Otworzyłam drzwi a on podał mi do rąk małą foliową siateczkę ze zawiniętym "czymś" w środku.

– Pomyślałem, że Ci się przyda. Kobieta w drogerii sama doradziła parę rzeczy.

Stałam milcząc przez chwilkę, a on wpatrywał się bezwstydnie we wgłębienie, na którym kończył się jego biały kąpielowy ręcznik.

– Oczy mam tutaj...

Wskazałam palcem na swoją twarz. Pierwszy raz zobaczyłam u niego zawstydzenie. To było nawet słodkie i takie dziecinne zarazem.

– Kiedy zdążyłeś pójść do sklepu? Nie widziałam w okolicy żadnego.

– Trzeba wiedzieć gdzie szukać. Jest od razu po drugiej stronie ulicy. – zostawił siatkę i wyszedł z łazienki.

W środku była szczoteczka do zębów, antyperspirant, mini szampon podróżny, żel pod prysznic i jakiś mały flakonik wody toaletowej, która miała bardzo przyjemny zapach. Po prostu WOW. Nigdy bym się nie spodziewała. W końcu mogłam się porządnie odświeżyć i poczuć się cała "czysta". Nie zastanawiałam się ani chwili. Byłam tak szczęśliwa dostawszy tych parę drobiazgów, że wleciałam do kuchni jak z procy i dosłownie rzuciłam się na chłopaka, żeby go przytulić i podziękować jak mała dziewczynka. Przez chwilę stał, jakby był w totalnym szoku. Oparłam lekko głowę o jego klatkę piersiową i po prostu powiedziałam tylko jedno słowo:

– Dziękuję...

Bez słów objął mnie w pasie odwzajemniając uścisk. Było mi tak ciepło i przyjemnie, że chciałam tak stać i stać. Wiedziałam jednak, że trwało to zbyt długo nawet jak na wielkie, spontaniczne podziękowanie. Odchyliłam się więc delikatnie, żeby spojrzeć mu w oczy i dodałam:

– Za dziesięć minut wracam na herbatę. Jeszcze raz dziękuję.

– Za takie podziękowania częściej będę biegał w deszczu do sklepu. – uśmiechnął się lekko a oczy zabłyszczały tymi jego ognikami, w które mogłabym patrzeć w nieskończoność.

Wróciłam do łazienki. Odświeżona tym razem już w stu procentach, ubrałam to, co uszykował mi Wiktor. Jego biały bawełniany t-shirt sięgał mi do połowy pośladków a niebieskie spodenki luźno opadały na biodrach. Mimo to czułam się w tym stroju bardzo komfortowo. Troszkę jak w luźnej piżamie odziedziczonej po starszym rodzeństwie.

Usiedliśmy na złożonej już kanapie odwróconej w stronę telewizora. Na stoliku leżały jakieś pudełka z filmami na DVD, miska wypełniona po brzegi solonym popcornem i butelka czerwonego, wytrawnego wina.

– Rozumiem, że herbata przegrała z winem? – roześmiałam się spoglądając na zastawiony stolik. – A tak serio, mogę o coś zapytać? – zmieniłam ton głosu i spojrzałam na przeciwległy koniec kanapy.

–Pytaj śmiało. – odparł bez chwili zastanowienia.

– Jak to się stało, że szukałeś mnie w taką ulewę?

– Byłem przekonany, że jesteś już od godziny u siebie i zadzwoniłem, ale nie odbierałaś. Próbowałem tak kilka razy, ale bez skutku, więc postanowiłem skontaktować się z twoją współlokatorką. Jej chłopak miał jakieś problemy żołądkowe po tej imprezie, pewnie za dużo wypił i przepraszała, że nie mogli po ciebie przyjechać. Stwierdziłem, że bez telefonu i portfela raczej nie oddalisz się za daleko dlatego poszedłem Cię szukać. Odwieźć też Cię nie mogłem bo wypiłem kilka łyków piwa a samej taksówką też nie chciałem Cię puszczać. Poza tym u Ciebie w mieszkaniu, Twoja koleżanka ma się teraz kim zajmować, więc nawet było jej to na rękę jak powiedziałem że wrócisz dopiero jutro.

– Czyli jestem teraz skazana na Twoją łaskę czy niełaskę? – spojrzałam na niego oczekując natychmiastowej odpowiedzi.

– Można i tak to określić. – roześmiał się. – A tak serio planowałem sobie zrobić maraton filmowy, ale skoro mam towarzystwo to będzie jeszcze przyjemniej. Horrory też w dzisiejszym repertuarze... – popatrzyłam na niego pytająco a on dodał. – Zawsze możesz się przytulić, jeśli będziesz się bała.

– Chciałbyś, co? – rzuciłam zadziornie z lekkim, kokieteryjnym uśmieszkiem.

– Oj tak... i to nawet bardzo. – wyszczerzył swoje białe ząbki rodem z reklamy pasty "Colgate" kiedy o tym wspominał.

– Najpierw przytulę się do tego kieliszka, który stoi na stole... – skinęłam głową. – A Ty już włącz jakiś fajny film na początek.

– Tak jest Pani Kapitan! – odparł ochoczo i zaczął przeglądać przygotowane tytuły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro