Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44. Wieczór pełen emocji

Na zegarku wybiła godzina dziewiętnasta. Czas mojej randki zbliżał się nieubłaganie. Byłam strasznie podekscytowana, tym bardziej, że to była nasza pierwsza rocznica.

Ach jak ten czas leci... – prowadziłam swój wewnętrzny monolog. – Ani się człowiek obejrzy, a ziemia znów zamyka kolejne koło. Ciekawe, co wykombinował Wiktor i dlaczego wyszedł już pół godziny temu? Nawet nie wyjaśnił dokąd idzie i po co? Tylko od niechcenia zaznaczył, że mam być gotowa na dwudziestą. Skoro mam założyć tą czerwoną sukienkę, przez którą wręcz pożera mnie wzrokiem, to może pójdziemy do jakiejś eleganckiej restauracji na kolację? – Zastanawiałam się, wciąż nie wiedząc co za niespodziankę dla mnie zgotował.

Wykąpałam się. Ułożyłam włosy, ale nadal nie byłam do końca przygotowana do wyjścia. Minęło kolejne pół godziny, a Wiktor nie odezwał się słowem. Ani telefonu, ani smsa... Zaczęłam się martwić, ale postanowiłam poczekać jeszcze, zanim zaczęłabym gorączkowo się do niego dobijać. Uszykowałam jego ulubioną kreację i dodatki, oraz czarne szpilki, które uwielbiałam za swoją wygodę. Zaczęłam przy lustrze upiększać swoją twarz, kiedy przerwało mi gwałtowne pukanie do drzwi.

Czyżby Wiktor zapomniał kluczy? – pomyślałam przelotem. – Ale dlaczego tak wali? – zastanawiałam się.

– Idę! – krzyknęłam.

Schowałam eyeliner do kosmetyczki i zamknąwszy za sobą drzwi łazienki ruszyłam pewnie w stronę wejścia. Ku mojemu zaskoczeniu w progu nie stał Wiktor, a Karol z tym swoim zawadiackim uśmieszkiem.

– Karol? – nie ukrywałam swojego zaskoczenia. – Coś się stało? – dopytywałam.

– Mogę wejść? – zapytał spokojnie kiwając przy tym znacząco głową.

– Jasne wchodź. – odpowiedziałam, odsuwając się od drzwi i wpuszczając go tym gestem do środka. – Wiktora jeszcze nie ma, ale powinien niedługo wrócić. – powiedziałam powoli, kiedy zielonooki zaległ na kanapie, jakby był u siebie.

– Nie wróci...

Serce niemal wyskoczyło mi z piersi słysząc te słowa. W mojej głowie odnawiały się najstraszniejsze, możliwe scenariusze: wypadek, szpital a nawet śmierć... Do oczu napłynęły łzy a ciało jak sparaliżowane opadło na drugi koniec kanapy badając nad wyraz spokojną twarz chłopaka.

– Jak to "nie wróci" ? – wybełkotałam niezdarnie, próbując powstrzymać potok łez, który zbierał się w moich zamglonych już oczach. – Stało mu się coś? – podniosłam głos bardziej niż to było konieczne.

Chłopak milczał. Choć minęły dosłownie sekundy, miałam wrażenie, że jego brak odpowiedzi trwał całe wieki.

– No gadaj! – krzyknęłam podrywając się z miejsca, a po policzkach spłynęły gorzkie łzy, których nie dałam rady więcej powstrzymywać.

– Sara...Uspokój się... – chłopak wstał z siedziska i złapał moje roztrzęsione ramiona, abym ochłonęła. – Z Wiktorem wszystko w porządku. – uśmiechnął się, jakby chciał tym gestem zaznaczyć prawdziwość swoich słów. – Serio...

– To dlaczego powiedziałeś że "nie wróci" ? – trzęsłam się jak osika, potrzebując dłuższej chwili aby ochłonąć i przetrawić kolejne informacje.

– Oj tak mi się tylko powiedziało. – uniósł się blondyn dodając po chwili. – Czeka na Ciebie na miejscu. Mam Cię zawieźć do niego. – dokończył a we mnie zawrzało.

– Tak Ci się powiedziało?! – krzyknęłam wzburzona. – Czy Ty wiesz co ja sobie wyobrażałam?! – odepchnęłam go od siebie nie chcąc, aby w tej chwili mnie nawet dotykał. – Myślałam, że miał wypadek i leży już w kostnicy! – te słowa zaskoczyły chłopaka, który opadł z powrotem na kanapę. – A Tobie się po prostu tak powiedziało!

Cisnęłam w jego twarz poduszką z całym impetem i siłą jaką miałam w zanadrzu. Wybiegłam do kuchni, usiadłam przy stoliku i schowałam twarz w dłoniach. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka niszcząc cały, starannie wykonany makijaż. W ten sposób dałam ujście swoim emocjom, które w gwałtowny sposób na mnie spadły. Tak samo szybko jak przyszły, tak samo szybko musiałam się ich pozbyć. Ten beznadziejny dobór słów Karola spowodował, że w tej krótkiej chwili uświadomiłam sobie, że naprawdę nie mogłabym żyć bez Wiktora. Wkradł się w moje serce przebojem, cierpliwie stawiając każdy kolejny krok. Cieszyłam się, że wszystko z nim było w porządku, ale potrzebowałam chwili samotności, aby pozbierać swoje roztrzaskane emocje.

– Sara... – usłyszałam za sobą niepewny i stłumiony głos chłopaka.

– Zostaw mnie... Proszę... – wycedziłam ozięble przez zęby. – Potrzebuję chwili. – dodałam próbując jak najszybciej okiełznać swoje zdziczałe emocje, aby wziąć się w garść.

Nie chciałam popsuć niespodzianki, którą przygotował dla mnie Wiktor, ani nie chciałam zniszczyć naszej pierwszej rocznicy. Stanowczym gestem wstałam od stołu i ruszyłam do łazienki, aby pozbyć się do końca, rozmazanego pod oczami tuszu. Zostało niecałe dziesięć minut do godziny, którą wyznaczył mi mój mężczyzna. Podkreśliłam szybko oczy, nie bawiąc się już w jakieś większe makijażowe sztuczki. W ciszy przeszłam koło czekającego na mnie Karola, zabierając po drodze sukienkę, dodatki i buty. Wyszłam z łazienki już w pełni przygotowana, ciesząc się, że zdążyłam w samą porę.

– Idziemy? – zapytałam stanowczo chwytając swoją czarną kopertówkę w ręce.

– Tak... – Chłopak wyszedł za drzwi, a mnie właśnie coś tknęło.

– Karol? – zaczęłam niepewnie – Przyjechałeś motorem?

– Nie. – odpowiedział od razu. – Mam auto.

Uff... Ulżyło mi na te słowa. W głowie miałam już obraz siebie próbującej wdrapać się na tylne siedzenie ścigacza w szpilkach i w mini, co nieco poprawiło mój skwaszony wizerunek.

Na parkingu radośnie przywitały nas mrugające światła terenowego auta Wiktora, który jak było widać zaplanował ten wieczór w najdrobniejszych szczegółach. Otwarłam drzwi pasażera chcąc usiąść do środka lecz napotkałam lekki opór w postawie Karola.

– Sara poczekaj. – wyjął z kieszeni czarną przepaskę, taką samą jak rok temu Wiktor. – Wiem, że jesteś teraz na mnie wściekła, ale obiecałem, że zawiążę Ci oczy, żebyś nie wiedziała gdzie jedziemy. – mówił spokojnie lecz stanowczo.

– A to taka tajemnica do której restauracji jedziemy? – zdziwiłam się na co zielonooki odpowiedział uśmiechem.

– Tak, bo to nie jest taka zwykła restauracja. – ciągnął dalej spokojnym tonem. – Mogę? – podniósł przed siebie czarny materiał, a ja skinęłam tylko głową na znak, że się zgadzam.

Jechaliśmy spokojnie, bez większych manewrów chłopaka za kierownicą. Muzyka z głośników przyjemnie wpadała swoim brzmieniem w ucho, co pozwoliło na rozluźnienie dotąd napiętej atmosfery.

– No dobra... – zaczęłam stanowczo. – To dokąd my jedziemy?

Miałam wrażenie, że droga ciągnęła się bez końca, a zasłonięte przepaską oczy nie dawały możliwości na skontrolowanie otoczenia.

– Mam wrażenie, że już dawno wyjechaliśmy z centrum miasta. – ciągnęłam dalej nie mając jak zobaczyć mimiki twarzy kierowcy.

– Zaraz będziemy na miejscu. – powiedział wymijająco, lecz nad wyraz poważnie. – I Sara... – głos jakby mu zadrżał. – Sorry za ten teks w mieszkaniu. Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz.

Zawahałam się przez chwilę, czując nieznośne ukłucie w sercu na samą, powracającą o tym zdarzeniu myśl.

– Ok... Było minęło... – wymamrotałam łamanym głosem. – Ale nie strasz mnie tak więcej. –wyszeptałam wręcz błagalnie.

– Nie będę... Obiecuję... – dodał zielonooki.

Skręcił autem gdzieś na pobocze i wyłączył silnik aż nastała niezręczna dla mnie cisza. Drzwi z mojej strony otwarły się a ja w milczeniu siedziałam czekając jak na jakiś rozkaz

– Daj rękę, pomogę Ci wyjść. – chłopak złapał mnie stabilnie za dłoń, pomagając zgrabnie opuścić samochód.

– Mogę zdjąć przepaskę? – zapytałam ostrożnie.

– Jeszcze nie. – usłyszałam zbliżający się w moją stronę aksamitny głos Wiktora, który wywołał nieskrępowany uśmiech na mojej twarzy.

Chłopacy wymienili między sobą po cichutku parę zdań, tak, że nawet stojąc niedaleko nich nie byłam w stanie usłyszeć poszczególnych słów.

– Bawcie się dobrze! – dobiegł do moich uszu rozbawiony głos Karola i warkot zapuszczanego silnika terenowego auta, którym przyjechaliśmy.

Odjechał, a my zostaliśmy sami.

– Złap mnie mocno za szyję. – wyszeptał mój mężczyzna pomagając mi założyć ręce na jego ramionach. – I nie wystrasz się teraz. – powiedział zadowolonym tonem, kiedy uniósł mnie w górę jakbym była lekka jak piórko.

Zaśmiałam się kładąc głowę na jego ramieniu. Pozwoliłam się nieść, jak niesie się dziecko do swojego łóżka, kiedy zasypiało w miejscu do tego nie przeznaczonym. Rozkoszowałam się każdą chwilą w jego ramionach, a zapach jego perfum przyjemnie drażnił moje nozdrza. Grunt był niepewny, bo kilka razy zachwialiśmy się na tej dziwnej drodze, aż nagle poczułam morską bryzę na swojej twarzy. Już wiedziałam gdzie byliśmy i nie potrzebowałam do tego sprawnego wzroku. Przyjeżdżaliśmy często na tą odludną plażę, aby nacieszyć się swoim towarzystwem. To było nasze miejsce i tylko nasze. Z powodu mojego rozdrażnienia, nie wyłapałam w aucie, kilku charakterystycznych znaków po drodze, które skierowały by moje myśli w to właśnie miejsce, co rzeczywiście spowodowało, że niespodzianka miała jeszcze słodszy smak niż powinna. Wtuliłam się odruchowo w silne, męskie ramiona mojego faceta, czekając, aż w końcu postawi moje stopy na grząskim terenie. Nawet szpilki zapadające się po samą podeszwę w piasku, nie popsuły by mi teraz tego cudownego nastroju, który zawsze towarzyszył nam na tym naszym małym skrawku ziemi.

– Teraz Cię opuszczę i zdejmę opaskę... – powiedział chłopak stawiając mnie miękko na piaszczystym podłożu.

– Wiktor, ja wiem gdzie jesteśmy. – zaczęłam kokieteryjnie. – Nie musiałeś zasłaniać mi oczu, żeby zrobić mi niespodziankę.

– Oj musiałem. – wręcz wyszeptał te słowa, stając za mną i rozwiązując pęk z czarnego materiału.

Kiedy opadł, przed moimi oczami ukazała się istna bajkowa sceneria. Na środku naszego skrawka świata stał kwadratowy stolik z białym obrusem, na którym stał cooler z chłodzącą się butelką szampana. Dwa zakryte talerze zdradzały tajemnicę pysznego jedzenia, a kieliszki dopełniały tylko zastawę. Pod spodem leżał koc, aby krzesła za bardzo nie wbijały się w podłoże. Po obu stronach stołu stały białe duże lampiony, 'ala latarenki oświetlające nam miejsce i nadające niezwykły romantyczny klimat kolacji. Czułam w tym całym przedsięwzięciu rękę Majki, która strasznie uwielbiała te śnieżnobiałe lampiony, często wieczorami zaświecając w nich świece, aby oświetlić sobie mrok salonu. Uśmiechnęłam się pod nosem zdając sobie sprawę, że maczając palce w przygotowaniu tego wieczoru, jakimś cudem udało jej się ukryć wszystko przede mną w totalnej tajemnicy. Wiktor objął mnie w pasie i lekko oparł brodę o moje ramie szepcąc mi zadziornie do ucha:

– Podoba Ci się nasza dzisiejsza restauracja?

– Najlepsza na całym świecie. – odpowiedziałam bez najmniejszego namysłu. – Jest cudownie. – westchnęłam rozmarzona.

Chłopak stanął przede mną z uśmiechem na twarzy. Dopiero teraz w pełni mogłam napawać się jego wyglądem. Ciemne eleganckie buty, granatowe spodnie i jasno niebieska koszula z krótkim rękawem dodawały mu pewnego rodzaju nonszalancji. Chwycił mnie za dłoń i poprowadził powoli przed siebie, uważając na każdy mój ruch. Odsunął krzesło jak prawdziwy dżentelmen i kiedy na nim usiadłam z gracją pomógł przysunąć mi je do stołu. Klimat, który nam towarzyszył był wręcz bajkowy. Kolacja przy świetle świec, szampan, mój cudowny mężczyzna przede mną i szum fal morza, które zawsze uspokajało moje serce i nerwy. Czułam się jak prawdziwa księżniczka. Długo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Polędwiczki z ryżem, w towarzystwie wytwornej sałatki przyjemnie pieściły podniebienie. Wiedziałam, że to akurat zostało gotowe odebrane z jakiejś restauracji, ale sam pomysł i zdolności organizacyjne mojego mężczyzny, aż zapierały mi dech w piersi.

Najlepsza rocznica pod słońcem. – pomyślałam upijając łyk musującego napoju. – Chcę zatrzymać tą chwilę na zawsze i trwać w niej do końca świata i jeden dzień dłużej.

Rozmarzyłam się wpatrując się w czułe lazurowe spojrzenie mojego mężczyzny, które nie mogło się ode mnie oderwać, tak z resztą jak moje od niego.

– Pamiętasz czego sobie życzyliśmy na toaście w sylwestra? – zapytał poważnie lecz wciąż tym ciepłym czułym głosem, który zwalał mnie z nóg.

Wróciłam pamięcią do gali w Pomorskiej Galerii Sztuki, kiedy wybijała północ. Wszyscy życzyliśmy sobie wielu różnych rzeczy, ale przeważnie stawało na zwykłym, tradycyjnym "Szczęśliwego Nowego Roku". My natomiast odchodząc na ułamek sekundy od przyjaciół życzyliśmy sobie dwóch rzeczy. On, żeby nasza miłość wciąż kwitła, co wtedy wydało mi się bardzo ckliwe, choć nad wyraz romantyczne, a ja...

– Jakbym mogła zapomnieć. – odpowiedziałam od razu. – Życzyłam nam kolejnego szczęśliwego roku razem, a...

– A co byś powiedziała... – przerwał mi nie pozwalając dokończyć myśli. – Gdyby to nie był tylko rok, a całe życie?

Zaniemówiłam nie wiedząc, co właściwie miał na myśli, a jego czuły uśmiech nie pozwalał skupić mi się na znaczących szczegółach. Nagle wstał z miejsca i podszedł powoli w moją stronę nie odrywając ode mnie wzroku. Wyciągnął coś z kieszeni spodni i zawisł nade mną całując mnie delikatne w czoło, co wywołało mimowolny uśmiech na mojej twarzy. Chwycił moją dłoń i opadł przede mną na prawe kolano, co spowodowało szybsze bicie mojego serca. Wcisnęło mnie w siedzisko. Czy on?... Wymamrotałam w myślach nie dając przekształcić się temu w słowa. Milczałam, otwierając szeroko oczy ze zdumienia, jakbym rozwikłała jakąś starożytną tajemnicę z przed kilku tysięcy lat. Spojrzał czule i zdecydowanie w moje zaskoczone oczy i zapytał:

– Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną pod słońcem i zostaniesz moją żoną?

Wyciągnął przed siebie czerwone zamszowe pudełeczko w kształcie serca i otworzył je. W środku był złoty pierścionek zaręczynowy ze ślicznym oczkiem, ozdobionym ornamentem, niczym falami. Oczy zaszły mi łzami, choć twarz uśmiechała się. Zasłoniłam odruchowo usta, jak zawsze, kiedy niesamowicie się wzruszałam. Słone krople otuliły moją twarz, a sama nie dałam rady wyszeptać choćby jednego słowa. Milczałam pociągając lekko nosem i kiwając znacząco głową, że się zgadzam. Rozbawiony moją reakcją chłopak, który wciąż czekał na klęczkach, cierpliwie oczekiwał konkretnej odpowiedzi, z czego dobrze zdawałam sobie sprawę. Moje emocje były jednak w tej chwili tak silne, że ciężko było mi cokolwiek powiedzieć. Byłam totalne zaskoczona i niesamowicie szczęśliwa.

– Tak... – wyszeptałam drżącym jeszcze głosem, pozwalając Wiktorowi na wsunięcie pierścionka, na mój zaręczynowy palec.

Wstał przede mną, a ja podniosłam się z krzesła, rzucając się w jego rozchylone do uścisku ramiona. Staliśmy tak wtuleni przez dłuższą chwilę, rozkoszując się w milczeniu, tym co przed chwilą nastąpiło.

– Kocham Cię... – wyszeptał czule do mojego ucha wtulając mnie w siebie jeszcze bardziej.

– Też Cię kocham...

Odwzajemniłam szept pozwalając aby magia naszej wspólnej, wyjątkowej chwili, otuliła nas swoją aurą, a fale morza ułożyły się w przepiękną pieśń kochanków...


********

Do moich kochanych Czytelników

Zaczynając tę historię, nigdy nie przypuszczałabym, że przeczyta ją choćby jedna osoba. Po prostu powiedziałam sobie pewnego dnia, że muszę wyrzucić z głowy, to co w niej siedziało i przelać na papier. Tak powstała ta książka... Tak po prostu żeby była dla mnie odskocznią od codziennej rutyny życia...

Cieszę się, że postanowiłam ją opublikować, bo teraz widzę, że w świat swojej fantazji porwałam niejednego z Was, za co jestem ogromnie wdzięczna. Staliście się moim przysłowiowym motorem do dalszego pisania.

Każdy oddany głos, każdy komentarz, czy prywatna wiadomość sprawiają, że moje serce wręcz rośnie... Dziękuję każdemu z Was z osobna :*)

Mam nadzieję, że miło spędziliście ze mną czas, wciągając się w miłosne perypetie Sary i Wiktora. Dajcie mi znać co o niej dokładnie sądzicie.... Obiecuję też, że to jeszcze nie wszystko co u mnie przeczytacie :)

Buziaki :*)

P.S. "Lazurowe spojrzenie" będzie miało swoją kontynuację...

Obserwujcie mnie na Wattpadzie, Facebooku lub Instagramie,będzie podana informacja o kolejnym tomie tej historii.


Wattpad: AnnaZawia

https://truyen247.pro/tac-gia/AnnaZawia

Instagram: wattpad_annazawialo

https://www.instagram.com/wattpad_annazawialo/

Fb: Anna Zawiało - piszę bo lubię

https://www.facebook.com/Anna-Zawia%C5%82o-pisz%C4%99-bo-lubi%C4%99-101773538570886

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro