42. Gala zachwytów
Rozbawiony Wiktor zatrzymał się za oparciem kanapy próbując mnie zza niej dosięgnąć. Dość długo robiłam uniki, aż zaczęłam opadać z sił. Gdyby ktoś spojrzał na nas z boku, stwierdziłby, że zachowywaliśmy się jak dzieciaki w podstawówce, grające na przerwie w berka.
– Wiktor! Wystarczy! – krzyknęłam, wciąż śmiejąc się do rozpuku. – Daj mi się w końcu ubrać!
– A tak jak stoimy nie możemy wyjść? – rzucił zadziornie chłopak, ponownie próbując pochwycić mnie zza rogu łóżka.
– W samej bieliźnie?! – podniosłam głos nie wierząc w to co słyszałam. – Zwariowałeś?!
– Tak! Na Twoim punkcie.
Ciepłe męskie dłonie złapały mnie w talii powalając jednym ruchem na kanapę. To było pewne, że nie wygram tej rozgrywki i nie ucieknę, przed moim przystojniakiem. Poddałam się, wciąż nie tracąc uśmiechu.
– Wygrałeś. – powiedziałam próbując zachować choć odrobinę powagi. – Czy teraz możemy się już szykować?
– Jesteś pewna?
Jego delikatne pocałunki wędrowały po mojej nagiej szyi i ramionach, powodując mimowolny dreszcz podniecenia rozchodzący się po całym ciele. Zwinne, ciepłe palce gładziły opuszkami moje piersi, bawiąc się przy tym powolutku, nabrzmiałymi z podniecenia brodawkami. Jęknęłam cicho, przygryzając natychmiast dolną wargę, karcąc się tym samym za swój brak kontroli. To tylko wywołało zadziorny uśmieszek na twarzy mojego mężczyzny i ośmieliło do dalszego działania. Jednym ruchem pozbył się mojego biustonosza, aby miał lepszy dostęp do miejsca, w którym zaczął swoje delikatne pieszczoty.
– Wiktor... – szepnęłam ledwo słyszalnie, kiedy ciało próbowało walczyć z rozumem.
Chłopak pochylił się nade mną i bez większego wysiłku wdarł się językiem w moje usta. Ani sekundy nie opierałam się wzbierającemu w moim wnętrzu pożądaniu. Mimo, że właśnie w tym momencie powinnam szykować się do wyjścia, nie mogłam się wręcz powstrzymać. Złączyłam się w namiętnym pocałunku, pragnąc go z minuty na minutę bardziej. Jego umięśnione, pół nagie ciało drażniło moje, sprawiając, że wizja galerii oddalała się coraz bardziej. Jego usta drażniły moje wargi z taką namiętnością, że aż zapominałam oddychać. Wypchnęłam biodra w górę, ocierając się o nabrzmiałą męskość w bokserkach mojego faceta. Działało to nie tylko na mnie, ale też na niego. Moje podbrzusze zalewała fala gorąca, a moja kobiecość pulsowała coraz bardziej. Nie wytrzymywałam tego napięcia. Sięgnęłam do bielizny Wiktora, ściągając ją z jego zgrabnych pośladków, odsłaniając tym samym nabrzmiałego, sterczącego kutasa gotowego do akcji.
– Tak Ci się spieszy kochanie? – usłyszałam zadowolony ton chłopaka.
– Bardzo...
Jęknęłam zadziornie, pozbywając się swoich koronkowych fig, w takim tempie, że mój mężczyzna nawet nie zauważył, kiedy zostałam całkiem naga. Moje lekko rozchylone uda zapraszały kochanka, do zagłębienia się w moją ociekającą sokami szparkę. Spojrzał mi głęboko w oczy wykonując w tym momencie nagły ruch do przodu. Z moich ust wyrwał się jęk rozkoszy, kiedy męskość mojego faceta zaczęła penetrować moje wnętrze, z każdym kolejnym ruchem przyspieszając nieznacznie tempa. Wiedział dobrze, jak doprowadzić mnie do seksualnego szaleństwa. To zwalniał, kiedy widział że już jestem u granic rozkoszy, abym nie eksplodowała za szybko, to znowu podkręcał tempo, aby moje ciało przestało się kontrolować. Był w tej dziedzinie dla mnie mistrzem. Mistrzem dostrajania orgazmu do moich potrzeb.
– Usiądź... – wyszeptałam do ucha chłopaka, kiedy podniósł twarz z nad moich piersi.
Nie protestował. Powoli wyszedł ze mnie, siadając obok na łóżku i opierając się lekko o oparcie lustrował moje ciało przygryzając mimowolnie swoją wargę. Usiadłam na nim, powoli wsuwając nabrzmiałego członka w swoje wilgotne i gorące z pożądania wnętrze. Wiktor aż jęknął ściskając odruchowo moje pośladki, które zaczęły zakreślać powolne ruchy w linii prostej. Teraz to ja miałam nad nim pełnię władzy. Całowałam jego naprężone ciało centymetr po centymetrze, nie zapominając przy tym o sprawianiu mu przyjemności swoimi biodrami. Jego dłonie błądziły między moimi plecami a pośladkami, zatrzymując się w końcu na dolnych partiach mojego ciała. Jego palce wręcz wbiły się w moją skórę, kiedy znacząco przyspieszyłam tempa, doprowadzając go tym samym na skraj rozkoszy. Odchylił na chwilę głowę na oparcie łóżka przymykając przy tym oczy. Wiedziałam, że już niewiele mu trzeba, tak samo zresztą jak mnie. Ponownie przyspieszyłam swój ruch unosząc się w górę i opadając w dół. Wprowadzałam jego męskość tak głęboko w siebie, że o mało sama nie opadłam z sił przed czasem. Wiktor przylgnął nagle całym sobą do moich nagich piersi, oplatając mnie swoimi silnymi ramionami w talii i wręcz wdzierając się do wnętrza moich ust. Nie zmniejszałam jednak swojego szaleńczego tempa bioder, wręcz ujeżdżałam go jeszcze mocniej i jeszcze szybciej, aż oboje eksplodowaliśmy w swoich ramionach jednocześnie opadając z sił. Siedziałam tak na nim jeszcze przez chwilę, dopóki nasze oddechy się nie uspokoiły.
– Uwielbiam się z Tobą kochać... – wyszeptał gładząc delikatnie mój policzek.
– Ja też... – potwierdziłam składając pocałunek na jego namiętnych ustach.
***
Taksówka podjechała pod samo wejście Pomorskiej Galerii Sztuki, gdzie odbywała się już gala sylwestrowa. Oczywiście przez nasze małe uniesienia nie zdążyliśmy na samo rozpoczęcie, co w sumie nie okazało się dla mnie aż takie ważne. Szłam teraz u boku mojego przystojnego mężczyzny, który pod zimową kurtką skrywał bardzo elegancki ubiór. Błękitna koszula podkreślała jego lazurowe oczy, a czarne spodnie, rewelacyjnie podkreślały jego zgrabne pośladki. Ach... Wprost nie mogłam się na nie napatrzeć... W środku było wyjątkowo ciepło, jakby ogrzewanie działało na maksymalnych obrotach. Moja "mała czarna", okazała się w tej sytuacji najlepszym wyborem i nawet nie potrzebowałam do tego mojego beżowego bolerka, które kolorystycznie komponowało się z eleganckimi botkami. Wnętrze galerii wręcz poraziło mnie ogromem przestrzeni, którego nie dostrzegałam z zewnątrz. Było tu jak w bajce. Na ścianach przepiękne obrazy znanych autorów, a wśród nich i mój jako jeden z dwudziestu wyróżnionych przez komisję. Z grupy pana Batyckiego zostały wyłonione aż cztery płótna, co było dla niego powodem do wielkiej dumy. Talent Klary także został doceniony, w co ani przez sekundę nie wątpiłam. Tymon niestety nie miał tyle szczęścia, ale obeszło go to tyle, co zeszłoroczny śnieg. Nigdy nie przejmował się tego typu rzeczami, tylko po prostu robił swoje, to co kochał i to co sprawiało mu niezwykłą przyjemność tworzenia.
– No jesteście w końcu. – wymamrotała niezadowolona Majka, zostawiając w oddali swojego narzeczonego. – Co Was tak zatrzymało? – dopytywała, a ja i Wiktor spojrzeliśmy tylko po sobie uśmiechając się znacząco pod nosem.
Przyjaciółka od razu wyłapała o co chodziło więc zręcznie zakończyła ledwo rozpoczęte przesłuchanie.
– Dobra nie mam pytań. – powiedziała rozbawiona dodając po chwili: – Chodźcie do reszty.
– Do reszty? – powtórzyłam, bo nie dostrzegłam wokoło nikogo znajomego.
– Sara, czy Ty myślisz, że w takim dniu pozwolilibyśmy świętować Ci samej tylko z Wiktorem? – uniosła się Majka dumą. – Wszyscy tu jesteśmy i będziemy oblewać sukces Twój i Klary we wspólnym gronie.
Uśmiechnęłam się tylko ciepło, przytulając do siebie przyjaciółkę. Tak bardzo brakowało mi jej charyzmy, siostrzanej czułości, a nawet ciętej reprymendy, kiedy z czymś nawaliłam. No cóż, dużo się ostatnio zmieniło, ale może to i dobrze...
Nawet święta spędziliśmy w gronie przyjaciół w domu Borysa i Majki, który swoją drogą był przeogromny. Na dole salon z aneksem kuchennym, sporych rozmiarów łazienka, a oprócz tego dwa mniejsze pokoje, z których jeden był przeznaczony na biuro, a drugi na sypialnię. Na piętrze, na którym również znajdowała się świetnie wyposażona łazienka były trzy pokoje, ale nawet nie miałam czasu i okazji przekonać się, co się w nich znajdowało. Te święta były naprawdę wyjątkowe. Majka z Borysem, ja z Wiktorem, Klara z Tymonem a nawet Karol i Sławek nie odmówili przyjścia, choć Zosia niestety natrafiła na przeszkodę w postaci dyżuru w szpitalu. Również dzisiaj wszyscy zjawili się na gali siedząc w Galerii Sztuki zamiast na jakiejś wypasionej, sylwestrowej imprezie. Nie chciałam dopytywać, jaki wpływ na ich dzisiejszą obecność miała Majka, bo było mi po prostu, tak po ludzku głupio zagłębiać się w ten temat. Nie byłabym przecież zła ani rozczarowana, gdyby mieli jakieś inne plany na wieczór, tym bardziej, że to była wyjątkowa noc, kończąca obecny jeszcze rok, a wprowadzająca nas w kolejny.
– Ślicznie wyglądasz Młoda. – usłyszałam obok siebie znajomy głos Sławka i zanim zdążyłam coś odpowiedzieć dodał: – Gdzie jest Twoje dzieło?
– Jeszcze nie wiem. Dopiero przyszliśmy. – odpowiedziałam od razu, rzucając przelotne spojrzenia na białe ściany z barwnymi obrazami. – A gdzie masz Zosię? – zapytałam mając nadzieję, że tym razem udało jej się wyrwać ze służby szpitalnej.
– O tam... – wskazał ręką na dziewczynę w oddali w niebieskiej sukience. – Przy bufecie...
Rozśmieszyło mnie troszkę to stwierdzenie, bo zabrzmiało to w jego ustach tak, jakby przyszli tu tylko na jedzenie. Po chwili jednak niedaleko dziewczyny dojrzałam znajomą mi postać, nakładającą sobie kolejne dania na talerzyk, który przy ogromie posiłku jaki został nałożony, wydawał się wręcz za mały. Tym razem nie udało mi się powstrzymać mojego rozweselenia, co nieco zdziwiło moich towarzyszy.
– No co? – przewróciłam oczami szczerząc się jak wariatka i kierując spojrzenia pozostałych w stronę szwedzkiego stołu dodałam: – Karol wygląda jakby głodował przez kilka dni i teraz nadrabiał.
Zielonooki stał wystarczająco daleko, aby nie usłyszeć naszych rozmów, ale chyba zaczęliśmy wypalać mu spojrzeniami jakąś dziurę w plecach, bo po chwili odwrócił się w naszą stronę machając ręką na powitanie. Nie trwało długo, kiedy pochłonął całą zawartość talerzyka i z zadowoloną miną ruszył w naszym kierunku.
– I jak tam Spóźnialscy? – zaśmiał się blondyn dodając po chwili: – Gruchały sobie gołąbki i zapomniały o zegarku? – dopytywał, ale ja nie miałam ochoty wdawać się w tego typu dyskusje.
– Oj przestań... Chociaż dziś. – wycedziłam nerwowo przez zęby. – Majka, może pójdziesz ze mną pooglądać obrazy skoro już tu jesteśmy? – zapytałam przyjaciółkę, a ta w odpowiedzi chwyciła mnie pod rękę i całując przelotnie w policzek Wiktora ruszyłyśmy na odkrywanie artystycznego świata malarstwa współczesnych autorów.
Było tu wszystko to co kochałam i podziwiałam. Krajobrazy, postacie, które zwracały najwięcej mojej uwagi, poprzez dzieła nowoczesne, z którymi już nie do końca się utożsamiałam. W oddali zobaczyłyśmy niewielki tłum gapiów oglądających jakieś dzieło. Podeszłyśmy szybszym krokiem, zaciekawione tym skupiskiem.
– Ciekawe co tam jest, że tyle ludzi tam stoi? – powiedziała zaciekawiona Majka.
– Może kolejny stolik z jedzeniem. – zaśmiałam się. – Albo lepiej... – dodałam rozbawiona. –Z alkoholem.
– Oj Ty Wariatko. – trąciła mnie zadziornie ramieniem. – Lepiej chodźmy zobaczyć zanim wymyślisz przy tej ścianie jakiś start promu kosmicznego... – i nie czekając na moją cięta ripostę pociągnęła mnie za rękę, prowadząc pospiesznie za sobą.
Stanęłyśmy za plecami pogrążonych w dyskusji osób. Jedni komentowali dobór barw, inni natomiast wybór tematu. O moje uszy obiło się jedno znaczące słowo, które spowodowało, że zamarłam w miejscu "Wilk".
– Czyżby rozmawiali o moim obrazie? Bardzo możliwe, nie zauważyłam go nigdzie prędzej... – Zastanawiałam się, próbując dostrzec coś zza stojących przede mną głów, ale bezskutecznie.
"Niezły ten obraz", "Ciekawe skąd pomysł na takie połączenie?", "Widziałeś to przejście kolorów?", " Jedność? Co to za tytuł dla obrazu?", " Najlepszy jaki widziałam" – słuchałam jak otępiała. Nie mogłam uwierzyć, że takie dyskusje rozgrywają się naprawdę i to na temat płótna, któremu sama nadałam swój kontrowersyjny zarys.
– Majka... – wyszeptałam ledwo słyszalnie. – "Jedność" to mój obraz.
– Co? Ty to namalowałaś?
Dziewczyna podniosła głos bardziej niż było to konieczne. W końcu nikt oprócz studentów pana Batyckiego i jego samego nie widział prędzej, tego co namalowałam. Nie chciałam tego, bo w ten sposób łatwiej byłoby mi znieść porażkę i niechcianą krytykę na jego temat. Jedyne co widniało na ścianie pod obrazem to jego tytuł i moje imię i nazwisko, którzy tu obecni nie mogli skojarzyć z moją twarzą, a przyjaciółka stała zbyt daleko, aby dostrzec mały napis na plakietce...
Wszystkie spojrzenia, jakby na wydaną komendę głosu Majki odwróciły się w naszą stronę, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie lubiłam być w centrum uwagi, a już tym bardziej w miejscu, gdzie nie miałam dokąd zręcznie uciec. Zrobiłam krok w tył, chcąc w jakiś sposób uszykować się do ucieczki, przed szepczącymi na ucho ludźmi przeszywających moją osobę spojrzeniami niczym sztylety. Zrobiłam kolejny krok i jeszcze jeden odwracając się gwałtownie na pięcie, gotowa by zbiec z tego wzrokowego placu boju. Napotkałam jednak silną stabilną przeszkodę w postaci mojego mężczyzny, na co westchnęłam z nieukrywaną ulgą.
– A Ty dokąd? – pochylił się i wyszeptał z uśmiechem do mojego ucha.
– Jak najdalej stąd. – oznajmiłam równie cicho, aby nikt z obecnych nie zdołał usłyszeć moich słów. – Ci wszyscy ludzie... – westchnęłam cicho nabierając powietrza w płuca. – To przytłaczające...
– Sara... – powiedział delikatnie splatając swoje palce z moimi. – Ale po coś tu dzisiaj przyszliśmy, prawda? To Twoja pierwsza wystawa, więc rozumiem Twoje zdenerwowanie. – mówił ciepłym, spokojnym głosem, co zaczęło mi się udzielać. – Pamiętaj, że jestem obok i jeśli chcesz, mogę trzymać Cię za rękę nawet cały wieczór, jeśli poczujesz się pewniej.
– Poproszę... – wyszeptałam uspokajając swoje rozkołatane serce dodając po chwili: – Chcesz zobaczyć?
– I to jak...
Uśmiechnął się zadziornie, prowadząc mnie w stronę wciąż dyskutującej między sobą grupy ludzi. Wiktor stanął naprzeciw płótna, wpatrując się w milczeniu w mój obraz. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i podziw, co dodało mi otuchy. Na tej opinii zależało mi najbardziej i w głębi duszy obawiałam się jej jak ognia. Długie, wręcz przerażająco długie dla mnie milczenie przerwał Karol, który stanął tuż obok mnie.
– No Wiktor... – zaczął wyjątkowo spokojnie. – Muszę przyznać, że modeling wszedł Ci w krew...
– Karol... – wycedziłam przez zęby. – Ani on, ani nikt inny z Was nie wiedział nad czym pracuję, więc odpuść sobie ten sarkazm chociaż dzisiaj. – zmarszczyłam brwi karcąc go wzrokiem za te słowa.
– Spokojnie Sara. – podniósł ręce, które jeszcze przed chwilą trzymał w kieszeniach ciemnych spodni, na znak kapitulacji i pokoju. – Nie miałem nic złego na myśli. – tłumaczył się. – Nie znam się na tych wszystkich artystycznych bzdetach, ale uważam, że wykonałaś kawał dobrej roboty, a umieszczenie Wiktora jako pół wilka tylko pokazuje, jak bardzo dobrze przemyślałaś swój temat. – ciągnął dalej spokojnie, zaskakując mnie coraz bardziej swoją opinią. – Widać, nie tylko ja i Wiktor potrafimy dostrzec cechy wspólne z tymi zwierzętami, bo większość ludzi uważa je tylko za groźne, bezwzględne drapieżniki, ale gdyby tak nad tym stanąć i pomyśleć, to można dostrzec drugie dno, które tu przekazałaś.
Stałam wpatrzona w radosną twarz zielonookiego, z otwartymi ustami i oczami jak pięciozłotówki. Nigdy nie spodziewałabym się takich słów po kimś, kto za dzieło sztuki uważał tylko swój wymuskany motor.
– Zgadzam się z nim... – za sobą usłyszałam spokojny stonowany głos Sławka, który trzymał swoją dziewczynę w delikatnym uścisku. – Dałaś czadu Młoda.
– O Sara, widzę że już znalazłaś Swój obraz. – Klara rzuciła mi się na szyję, wyściskując jak małą dziewczynkę, a w ślad za nią tą czynność powtórzył zadowolony Tymon. – Powiem Ci, że z tego co już zdążyłam obejrzeć, to jest najlepszy w całej galerii... – szepnęła mi na ucho z uśmiechem.
– Twój też jest piękny. – machnęła ręką przerywając mi moją wypowiedź.
– Daj spokój. Zwykły krajobraz. – zaczęła stanowczo. – Za to Twojego pomysłu można pozazdrościć.
Uśmiechnęła się porozumiewawczo. Zawsze była szczera w swojej opinii i wiedziałam, że mówiła to z głębi serca.
– Obie musicie być z siebie dumne. – przytulił nas do siebie Tymon, który do samego oddania prac kibicował nam na całego i wspierał duchowo w całym procesie twórczym. – Wasze obrazy są nieziemskie i dopracowane technicznie w najdrobniejszych szczegółach.
– A Ty co myślisz? – zapytałam niepewnie, przygotowując się na najcięższą artylerię.
Bałam się tej reakcji, bo nie uprzedziłam go, że zobaczy swój portret, jeszcze w takiej postaci. Obawiałam się najgorszego, aż serce zaczęło podchodzić mi do gardła. Jego milczenie potęgowało tylko we mnie te emocje, aż w pewnym momencie łzy zaczęły napływać mi do oczu z tej chorej niepewności.
– Co ja myślę? – powtórzył zadziornie przyciągając mnie do siebie tak blisko, że czułam jego oddech na swojej szyi. – Uważam, że masz niesamowity talent, który powinnaś wykorzystać, więc zrobimy w mieszkaniu dodatkowe pomieszczenie na Twój artystyczny kącik. – zatkało mnie, ale słuchałam dalej nie przerywając jego wywodu. – Poza tym... Fakt... W pierwszym momencie trochę mnie zaskoczyło, że postanowiłaś uwiecznić akurat mnie ale dobrze rozumiem to połączenie z wilkiem. – puścił mi znacząco oczko, uśmiechając się przy tym wymownie. – Cieszę się, że to zrobiłaś, bo wiem, że siedząc sama w domu myślałaś o mnie.
Zaczerwieniłam się jak mała dziewczynka, spuszczając wzrok w podłogę. Przymknięte powieki tylko uwolniły łzę, która kręciła się w oku więc szybkim ruchem pochwyciłam ją, zanim dotarła do połowy policzka i ktoś mógłby ją zauważyć. Chłopak pocałował mnie czule w czubek głowy, rzucając we mnie to swoje głębokie lazurowe spojrzenie, które doprowadzało mnie do szaleństwa.
– Obraz jest rewelacyjny i powinnaś być z siebie dumna...
– Też tak uważam. – obok nas w towarzystwie Majki stanął zaciekawiony sporym zainteresowaniem obrazem Borys. – Sara, jest tu jedna osoba, która chciałaby z Tobą zamienić parę słów.
– Ze mną? – zdziwiłam się nie wiedząc o co chodziło.
– Tak Gwiazdo imprezy. – przekomarzał się chłopak. – Z Tobą.
Zgodziłam się niechętnie, pozostawiając przyjaciół samych i ruszyłam w ślad za Borysem w stronę stolika z przekąskami. Stała tam wytworna kobieta niczym z okładki "Vogue", w czerwonej długiej sukni, podkreślającej wcięcie w talii niczym u osy. Na szyi miała perły, idealnie komponujące się z eleganckimi kolczykami. Włosy krótkie, czarne niczym smoła, ułożone zadziornie na bok, lekko przykrywały prawą część czoła. Jedyną rzeczą, która zdradzała jej wiek powyżej pięćdziesiątki, były zmarszczki mimiczne na twarzy, których nie starała się nawet ukrywać. Chłopak przywitał się dostojnie z elegancką damą, przedstawiając mnie jednocześnie i zaczynając rozmowę jakby nigdy nic.
– A więc poprosiłam Panią do siebie, ponieważ Pani praca zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. – mówiła z gracją godnej swojej postawy. – I biorąc pod uwagę te tłumy, nie tylko ja tak uważam.
Skinęła ręką na grupkę ludzi podziwiających moje dzieło. Aż zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy już najczarniejsze scenariusze oddaliły się w nieznane.
– Także przejdźmy do konkretów. – powiedziała stanowczo lecz delikatnie. – Chciałabym zaproponować Pani stałą współpracę, która miałaby na celu dostarczanie do naszej galerii nowych, ciekawych prac. Oczywiście wiązało by się to z odpowiednim wynagrodzeniem, jeśli będą równie dobre co obecna, a także dodatkowym procentem od sprzedaży.
Zatkało mnie. Otwarłam usta chcąc coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
– Ma Pani specyficzne podejście do otaczającego świata, co wyróżnia Panią spośród większości tu obecnych.
– Ale ja... – wybełkotałam w końcu, nadal zmieszana i zadziwiona taką propozycją.
– Rozumiem, że to może by dla Pani dość nagła i niespodziewana propozycja, także proszę na spokojnie ją przemyśleć i zgłosić się do mnie z podjętą decyzją, najlepiej w ciągu dwóch tygodni, nawet jeśli miała by być negatywna.
Właścicielka Galerii podała mi designerską wizytówkę ze swoim numerem telefonu a ja tylko uśmiechnęłam się ciepło obiecując jej, że odezwę się już wkrótce, na co skinęła głową z aprobatą.
– A teraz proszę cieszyć się swoim sukcesem z najbliższymi. – dodała delikatnym głosem. – Niedługo toast...
Dotknęła mojego ramienia, jak matka córki i pożegnawszy się ruszyłyśmykażda w swoją stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro