Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41. Zaskoczona w ciemnościach

Jechaliśmy śmiało nie zwracając uwagi na ograniczenia prędkości, gdzie nie było to konieczne. Nie przeszkadzało mi nawet, kiedy zrobiliśmy rundkę krajoznawczą, po mało uczęszczanych, bocznych drogach, na których mogliśmy osiągnąć większe prędkości. Jeszcze niedawno, pewnie umarłabym ze strachu na tylnym siedzeniu ścigacza. Dziś cieszyłam się każdą najmniejszą chwilą spędzoną na tym metalowym rumaku. Karol często pożyczał nam swoje "oczko w głowie", abym wspólnie z Wiktorem, mogła przezwyciężyć lęk, przed jazdą na tej nieokiełznanej bestii. Mimo niemałego już chłodu cieszyłam się z tej przejażdżki. To było wręcz rewelacyjnie zakończone późne popołudnie. Kiedy zjechaliśmy na boczną dróżkę i obroty silnika zmalały, oderwałam się od kierowcy wyciągając ręce szeroko na boki. Czułam, że żyłam. Wiatr muskał moje ciało a ja przez krótką chwilę cieszyłam się tą wolnością, jak ptak, który dopiero co rozpostarł skrzydła i wyleciał z gniazda.

– Teraz się trzymaj! – wrzasnął chłopak, przyciskając gaz do dechy, kiedy znów stabilnie trzymałam się jego torsu.

Śmiałam się w duchu, kiedy przez głowę przewinął mi się obraz pierwszej przejażdżki i panicznej histerii w trakcie jazdy . Karol doskonale już wiedział na jakie manewry może sobie pozwolić i jakie prędkości osiągnąć, abym nie zeszła na zawał. Swoją drogą, teraz mi to już nie groziło, a wartości ponad setki na prędkościomierzu, nie robiły już na mnie większego wrażenia. Czułam się pewnie i o dziwo bezpiecznie, czego nigdy prędzej bym nie przyznała.

Stanęliśmy na parkingu. Karol wyłączył silnik, oparł stabilnie motor i zsiadł zabierając mój kask.

– Było świetnie! – wyszczerzyłam zęby w nieukrywanej euforii.

– I kto by pomyślał, że kiedyś spodoba Ci się szybka jazda na motorze. – rzucił zadowolony z siebie chłopak. – A teraz zmykaj do domu.

– Do domu? – zapytałam skołowana. – Karol... Ty mnie przywiozłeś pod blok Wiktora, a nie do mojego mieszkania. – zawahałam się robiąc lekką pauzę. – Nie uprzedzałam go że przyjadę. Może odwieź mnie do mnie jeśli możesz.

– Nie. Nie mogę.

Przerwał mi w pół zdania, a ja stanęłam, jakby coś nie pozwalało ruszyć moimi stopami. Zmarszczyłam brwi wlepiając swoje pytające spojrzenie w chłopaka. Trwało to chwilę, ale wiedziałam, że nie wytrzyma tej niezręcznej ciszy i zacznie gadać.

– Jezu, Sara... – wysyczał przez zęby. – Nie patrz tak na mnie jakbym Ci coś zrobił! – podniósł głos, jakby chciał tymi słowami zbudować jakiś mur obronny, przed moim atakiem.

– W porządku... – powiedziałam nad wyraz spokojnie. – W takim razie wrócę taksówką.

Wyciągnęłam z torebki telefon, szukając numeru, który miałam zapisany w kontaktach, w razie takich sytuacji. Już miałam nacisnąć zieloną słuchawkę, kiedy potężna dłoń zielonookiego, wręcz wyrwała mi aparat z dłoni.

– Ej! – wrzasnęłam. – Karol co z Tobą? – wlepiłam zaskoczone oczy w twarz chłopaka.

– Przecież masz klucz do mieszkania Wiktora. – zaczął powoli i spokojnie, jakby sytuacja z przed chwili nie miała miejsca.

– Mam i co z tego? – warknęłam nie ukrywając swojego rozdrażnienia.

– To z tego, że skoro masz siedzieć sama w czterech ścianach, możesz lepiej wykorzystać ten czas i spędzić go ze swoim facetem. Nie uważasz? – zapytał patrząc w moją skołowaną twarz, a ja próbowałam doszukać się jakiegoś ukrytego motywu.

– Tylko Twój plan ma małe luki. – westchnęłam niezadowolona. – Wiktor dzisiaj do późna ma być na warsztacie, więc mieszkanie i tak jest puste. Poza tym, nie uprzedziłam go, że dziś przyjdę więc się mnie totalnie nie spodziewa.

– No to nawet lepiej. – uśmiechnął się konspiracyjnie, jakby układał coś w swojej blond głowie. – Zrobisz mu niespodziankę. Zobaczysz jak się ucieszy.

Mrugnął do mnie porozumiewawczo, co nawet zdołało mnie rozśmieszyć. W głowie mimowolnie zaczął układać się niegrzeczny scenariusz, kiedy mój mężczyzna wchodził do swojego mieszkania i zastał pół nagą niespodziankę, czekającą na niego w jego własnym łóżku. Policzki zaczęły mnie wręcz palić, przeciwstawiając się lodowatej aurze powietrza. Myśli odpłynęły, a oczy zrobiły się mętne, jakby przestały widzieć otaczający świat a skupiły się na obrazach podświadomości.

– Sara?! – machnął mi dłonią przed twarzą rozbawiony chłopak oddając mi tym samym telefon, z którego jeszcze przed chwilą chciałam zadzwonić.

– Myślisz, że się nie wkurzy jak zobaczy mnie u siebie? – zawahałam się. – Nie uprzedzałam go, że będzie miał gościa.

– No co Ty! Dziewczyno! – wykrzyknął. – Będzie w siódmym niebie.

– No dobra... Ale jakby co zwalę wszystko na Ciebie. – szturchnęłam zadziorne chłopaka w ramię, na co odwzajemnił się uśmiechem.

– Idź już... I baw się dobrze...

Uściskałam Karola na pożegnanie i ruszyłam śmiało w stronę bloku. Choć nadal z tyłu głowy dobijała się nieznośna myśl, że powinnam odpuścić i wrócić do domu, to szłam prosto zadowolona z siebie, słysząc za sobą tylko warkot zapuszczanego silnika ścigacza.

Stanęłam przed drzwiami, pospiesznie szukając klucza w moim kobiecym bałaganie zwanym torebką. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy znalazł się już w zamku i przekręciwszy go dwa razy popchnęłam drzwi i po cichutku weszłam do środka. Na korytarzu było ciemno. Odruchowo zaczęłam szukać włącznika, który nie reagował na nacisk moich palców. Spróbowałam ponownie i jeszcze raz, ale bez rezultatu. Ściągnęłam buty zostawiając je po omacku gdzieś z boku pod ścianą, aby mój mężczyzna nie potknął się o nie wracając z pracy. Do następnego włącznika miałam zaledwie parę kroków, więc komórka z wbudowaną latarką, nadal kisiła się gdzieś między portfelem, chusteczkami, a lusterkiem i grzebieniem. Oj miałam w tej torebce dosłownie wszystko, a nawet więcej, niż było mi tak naprawdę do szczęścia potrzebne... Kolejny krok i kolejna porażka. Wokoło wciąż było ciemno.

Czyżby Wiktor zapomniał o rachunku za prąd? A może korki strzeliły? – zastanawiałam się namiętnie co mogło być przyczyną tego stanu.

Poczułam się przez chwilę, jak główna bohaterka horroru, która w ciemnym, głuchym opuszczonym i nawiedzonym domu została zaatakowana przez psychopatycznego mordercę, z piłą łańcuchową w rękach. Aż serce przyspieszyło swój rytm poddając się wizji mojej podświadomości. Za nic nie mogłam utemperować swojej wybujałej fantazji, co nie zawsze było dobre...

Weź się w garść dziewczyno! – krzyczałam sama na siebie w mojej głowie. – Jesteś tu sama, w mieszkaniu swojego faceta, które dobrze znasz. – uspokajałam się powoli. – Drzwi zakluczyłaś, telefon masz pod ręką... Nie ma się czego bać... – westchnęłam i wzięłam dwa głębsze wdechy, wydychając całe obawy. – No cóż, skoro prąd zrobił sobie wolne od pracy, to może chociaż zrobiłabym Wiktorowi jakąś szybką kolację?

W kuchni miał świece, więc wiedziałam, że będzie jasno, a pod szafką miał schowaną w razie takich sytuacji turystyczną kuchenkę na gaz. Co prawda jeden palnik, ale więcej mi do szczęścia nie było potrzebne. Uśmiechnęłam się do siebie układając mały, zgrabny plan działania.

Przestąpiłam próg kuchni i oniemiałam. Skromny jak dotychczas kuchenny stolik, przekształcił się w stylowy stół rodem z najlepszych restauracji. Obrus i romantyczne świece na nim, oddalały mrok, pozwalając dostrzec wszystkie szczegóły. W wazonie na środku stał przepiękny bukiet żółtych tulipanów. Poczułam się, jakby wiosna wróciła, a ich zapach wręcz ocieplił serce. Kieliszki po przeciwnych stronach napełnione były czerwonym wytrawnym winem, którego reszta czekała na dolewkę, w butelce pozostawionej obok. Dotknęłam jej z zaciekawieniem. Była zimna, wręcz lodowata, jakby dopiero co wyciągnięta z lodówki.

Ale jak? Przecież Wiktor jest w pracy a w mieszkaniu jestem sama. – Zagłębiałam się coraz bardziej w swoich myślach.

Na stole były również dwa, przykryte talerze, które były strasznie gorące. Moja głowa zaczynała pracować na najwyższych obrotach, przez które wręcz odleciałam, zostawiając rzeczywistość tuż za sobą. Wszystko było takie romantyczne, eleganckie...

A może Wiktor tylko ściemniał, że musi zostać dłużej na warsztacie i po kryjomu zaprosił jakąś laskę do siebie? Nie! Nie on! - wytrząsałam z głowy mój niemy krzyk, nie wierząc w to, że coś takiego mogłoby przyjść mi na myśl. – Ale w takim razie co to ma być?

Nie mogłam uwolnić się od natarczywej "zarazy". Stałam jak wryta w ziemię, przed stołem, bijąc się ze sprzecznymi emocjami, które za nic nie chciały dać mi spokoju.

– Czekałem na Ciebie...

Usłyszałam za sobą aksamitny szept mojego mężczyzny, który cichutko jak myszka, zdołał zajść mnie od tyłu i sprawić, że serce podskoczyło mi aż do gardła. Nawet przy niepełnym świetle pomieszczenia, nie dało się ukryć mojego zaskoczenia. Aż podskoczyłam w miejscu kiedy wypowiadał te słowa. Odwróciłam się do niego powoli próbując uspokoić moje szalejące serce. Nie myślałam w tym momencie już o niczym, tylko wpatrywałam się w mojego przystojniaka, który był już na wyciągnięcie ręki. Stanął przede mną, taki pewny siebie, z nieskrywanym zadowoleniem na twarzy. Milczałam, próbując pochwycić, każdy skrawek tej cudownej chwili. Odsunął powoli niesforny kosmyk kasztanowych włosów, zakładając mi go za ucho i skrył moją twarz w swoich silnych dłoniach. Dotknął ustami moich warg, nie spiesząc się ani trochę. Całował mnie delikatnie, delektując się każdym kolejnym dotykiem. Czułam się, jakby grawitacja przestała działać i moje stopy oderwały się od podłogi. Czułe pieszczoty warg Wiktora sprawiły, że zatraciłam się w tym bez reszty. Jakbyśmy robili to po raz pierwszy. Wszystkie nieznośne myśli odeszły w niebyt. Zarzuciłam delikatnie ręce na szyję mojego mężczyzny zatracając się w tej chwili. Nie musiał nawet użyć języka, żeby doprowadzić mnie do stanu nieświadomości. Był cudowny, czuły, delikatny. Akcentował każde muśnięcie warg, jakby malował świat na nowo. Nasze usta się rozłączyły pozostawiając mi przyjemny i słodki posmak minionego pocałunku. Zarumieniłam się jak mała dziewczynka uśmiechając się delikatnie pod nosem. Patrzyłam teraz w obłędne błękitne oczy i to wystarczyło, aby czas się dla mnie zatrzymał. Mogłabym tak spędzać każdy dzień i każdą noc... Pomyślałam utwierdzając się w słuszności podjętej już kilka dni temu decyzji.

Romantyczny nastrój zbudowany przez Wiktora, był dużo lepszy, niż czar najlepszej i najdroższej restauracji świata. Mały kuchenny stolik stał się ekskluzywną częścią podanej na niej kolacji. Może i spaghetti nie było jakimś kulinarnym cudem świata, ale w wykonaniu mojego mężczyzny było wręcz rewelacyjne. Moje ulubione wino idealnie komponowało się smakiem a kwiaty i świece tworzyły niezapomniany nastrój.

Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, ale jedno pytanie strasznie mnie męczyło. Musiałam je w końcu zadać.

– Wiktor? – zaczęłam ostrożnie. – Skąd wiedziałeś, że do Ciebie przyjadę? Przecież Cię nie uprzedziłam. – zastanawiałam się lustrując jego twarz.

– Można powiedzieć, że troszkę musiałem szczęściu pomóc.

Jego oczy zapłonęły, a zadziorne ogniki pogrążyły się w tańcu. Chłopak podniósł kieliszek do ust, ale nie zdołał ukryć za nim mimowolnego uśmieszku, który towarzyszył jego słowom.

– "Pomóc" powiadasz?

Powtórzyłam zadziornie dodając w głowie dwa do dwóch. Karol, kawiarnia. Smsy po których dziwnie się zachowywał. Przejażdżka krajoznawcza, zamiast prostej podwózki pod dom i to uparte dążenie, żebym nie siedziała sama w swoim mieszkaniu, tylko poszła do Wiktora. No ładnie to wykombinowali, musiałam przyznać, że nie podejrzewałam ani przez ułamek sekundy takiej konspiracji z ich strony.

– Czy ta pomoc nie ma czasem krótko obciętych blond włosów i nie dostarczyła mnie wprost pod Twoje drzwi? – dopytywałam kokieteryjnie.

– Bardzo możliwe. – zaśmiał się dodając po chwili: – Jak to mówią... "Cel uświęca środki".

– Wystarczyło powiedzieć. Przecież bym przyjechała.

– Ale nie miałabyś niespodzianki, którą chciałem dla Ciebie przygotować.

Przerwał moją wypowiedź, ale podświadomie zgodziłam się z jego słowami. Umiał mnie zaskakiwać, co bardzo mi się podobało.

– A co się stało z prądem? – wypaliłam nie wiadomo po co.

– Zapomniałem o rachunku. – powiedział poważnie a w mojej głowie zahuczało "Mam Cię! Wiedziałam!". Nie wytrzymał jednak długo tej powagi i z uśmiechem na ustach dodał: – Żartuję... Wykręciłem korki, żebyś mnie nie zauważyła i sama znalazła swoją niespodziankę.

– Wariat z Ciebie... Wiesz? – wypaliłam ukrywając moje małe zmieszanie.

– Ale za to kochany... Prawda? – spojrzał zadziornie opróżniając do końca kieliszek czerwonego wina.

– Nie da się ukryć. – przyznałam z uśmiechem rumieniąc się jak dziecko.

Czas w towarzystwie Wiktora minął mi niesamowicie szybko, jakby swoim galopem popychał wskazówki zegara ze zdwojoną mocą. Rozmawialiśmy, przekomarzaliśmy się i droczyliśmy jak przedszkolaki za dawnych lat. Kolejna lampka wina chyba zaczęła dodawać mi odwagi, choć nadal nie wiedziałam jak zacząć nurtujący mnie temat. Między rozmową o obrazie a dzisiejszym konspiracyjnym zachowaniu Karola, po prostu wypaliłam jak z armaty zmieniając cały kontekst rozmowy. Nie umiałam dłużej utrzymać języka za zębami czekając na sprzyjający moment, który mógł nie nadejść.

– Chcę z Tobą zamieszkać. – spojrzałam badawczo w twarz chłopaka, którego mimika pozostała niewzruszona. – Jeśli oczywiście nie zmieniłeś zdania. – dodałam niepewnie nie wiedząc co mam myśleć o tej niezręcznej ciszy.

– Może się rozmyślił, po tym jak kilka razy mu odmówiłam. – zastanawiałam się próbując wyłapać jakąkolwiek najmniejszą reakcję, choć stłumione światło świec nie pomagało mi w tym wcale.

Wiktor w ciszy wstał zza stołu i stanął przede mną z wyciągniętą ku mnie dłonią. Podałam mu rękę i pozwoliłam się prowadzić po egipskich ciemnościach mieszkania.

– Poczekaj chwilkę... – powiedział spokojnie zostawiając mnie w ciemnym korytarzu.

Trzask jakiś dźwiczek i dźwięk wciskanych guzików uświadomił mi co właśnie robił mój mężczyzna. Nie nacisnął jednak włącznika, tylko pochwycił moją dłoń i zaprowadził prosto do swojego pokoju. Dopiero w tym momencie światło rozświetliło ciemne pomieszczenie. Nie wiedziałam o co chodziło, bo praktycznie wszystko było na swoim miejscu. Łóżko co prawda już rozłożone i zasłane, ale zważywszy na późną porę to było normalne zjawisko. Wlepiałam w Wiktora swoje pytające spojrzenie, doszukując się jakiegoś podtekstu, którego nie mogłam znaleźć. Stanęliśmy przed jego ogromną szafą z przesuwnymi drzwiami.

– Otwórz. – powiedział spokojnie, a ja zmarszczyłam tylko brwi, nadal zdezorientowana całą tą sytuacją.

Przesunęłam prawe skrzydło na bok, potem lewe... Wszystkie półki i wieszaki były puste. Ani jednego przedmiotu, który mógłby zajmować na nich miejsce. Stałam skołowana, kiedy ramiona mojego mężczyzny, objęły mnie w talii a jego głowa miękko oparła się o mój bark.

– Jest cała Twoja. – wyszeptał wprost do mojego ucha. – Jutro możemy jechać po Twoje rzeczy jeśli chcesz...

Jego pewność siebie była wręcz imponująca. Nie mogłam jednak się powstrzymać i zażartowałam.

– Wiktor... Ale zdajesz sobie sprawę, że aż tylu ubrań to ja nie mam. – powiedziałam z przekorą domykając pustą przestrzeń. – Nawet połowy nie zajmę.

Odwróciłam się do chłopaka zarzucając mu ręce na szyję. Spojrzałam w jego rozbawione oczy i po chwili dodałam:

– Czy ktoś Ci już mówił, że jesteś zbyt pewny siebie?

– Jak widać na dobre mi to wyszło...

Pocałował zadziornie czubek mojego nosa, po czym wtulił mnie mocniej w siebie i przygryzając delikatnie płatek mojego ucha wyszeptał czule:

– Teraz będę mógł się Tobą cieszyć codziennie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro