Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Skutki uboczne

Po ostatniej walce nastąpiło uroczyste wręczanie nagród. Byłam strasznie podekscytowana i niesamowicie dumna z osiągnięcia mojego mężczyzny. Mój nieskrywany uśmiech dotrzymywał towarzystwa, kiedy na ringu oficjalnie zawieszono mu złoty medal na szyję i wręczono puchar mistrzowski. Obok niego stał z uniesioną głową trener odbierający od organizatorów kolejne nagrody a jego szklisty wzrok można było dostrzec aż z daleka. Był wzruszony. Nie dało się zaprzeczyć, ale status nauczyciela boksu, nie pozwalał mu się rozkleić.

– Stary! Gratulacje!

Karol ścisnął rękę Wiktora, który dopiero co do nas podszedł, a drugą objął go w niemal braterskim uścisku, tak silnym z euforii, że poobijany w walce chłopak niemal syknął z bólu.

– Wiedziałem, że dasz radę i to wygrasz!

Zielonooki, równie dumny jak paw, z tym samym szklistym wzrokiem trenera, nie potrafił wyrazić swojego szczęścia słowami. Ściskał tylko chłopaka i poklepywał, to w ramię to w bark nie mogąc się od niego oderwać. Sama stałam lekko z boku, aby w żaden sposób nie zakłócać składanych gratulacji przez blondyna. Wiedziałam, że moje pięć minut również nadejdzie, więc byłam cierpliwa.

– Karol... – wtrącił niezdarnie lecz stanowczo trener przerywając chłopakowi jego słowotok. – Musimy iść z Wiktorem do szatni wszystko spakować. Później Wam go oddam i możecie iść świętować... Pasuje? – zapytał patrząc prosto w zielone oczy chłopaka.

– Jasne Trenerze. – odpowiedział bez namysłu dodając po chwili: – Wracajcie szybko. Trzeba to oblać!

Wiktor ruszył w ślad za szpakowatym mężczyzną, kradnąc pośpiesznie małego całusa i szepcząc do ucha:

– Nie odchodź daleko. Zaraz wracam.

Rzeczywiście, długo nie trwało, kiedy zawodnicy ze swoimi trenerami zaczęli wynurzać się z za podwójnych drzwi i podchodzić do pojedynczych osób, które pozostały na hali po zakończonych zawodach.

– Chłopaki wybierają się za dwie godziny do "Relaxu", tam gdzie byliśmy wczoraj. – zaczął pospiesznie streszczać nam przebieg rozmowy stojący tuż przed nami zadowolony Wiktor, – Ogarniemy się trochę i idziemy na piwo.

Chłopak spojrzał na naszą dwójkę wymownie czekając na jakąkolwiek reakcję. Dobrze wiedziałam, że niezależne od wyniku, ringowi rywale będą chcieli uczcić swoje ponowne spotkanie. Nie mogłam mieć błękitnookiego tylko dla siebie. W głowie układałam już sobie plan zajęć na tą noc: kąpiel, kolacja i randka z telewizorem przy kieliszku czerwonego wytrawnego wina, pod cieplutką pościelą. No nawet niezły scenariusz na samotny wieczór w hotelu. Pomyślałam, kiedy z zadumy wyrwał mnie wciąż uniesiony z zachwytu głos blondyna.

– A trener? – spojrzał pytająco w spokojną twarz mojego poobijanego faceta.

– Trenerzy urządzają sobie własne spotkanie. – odparł bez namysłu, dodając po chwili. – Tam to pewnie będzie się dopiero działo.

Roześmiałam się, wyobrażając sobie starszych mężczyzn, którzy już z zamglonym wzrokiem i bełkotem na ustach, próbowali napełnić kolejny kieliszek wódki, trafiając tuż obok. Miałam naprawdę bujną wyobraźnię, która wręcz prosiła się o poskromienie. Moje obrazy w głowie, pojawiały się zwykle w nieodpowiednich dla mnie momentach. Chcąc ukryć te zabawne sceny mojej podświadomości, szybko wypaliłam co mi ślina na język przyniosła:

– A więc... – zaczęłam ze szczerym uśmiechem na ustach. – Bawcie się dobrze w klubie z chłopakami.

– O, nie Sara. – zaczął spokojnie Wiktor, badając moją zaskoczoną twarz. – Ty idziesz z nami.

– Co to, to nie... – uniosłam się dumą jak jakaś księżniczka. – To jest Wasz wieczór i tylko Wasz... – mówiłam spokojnie, lecz stanowczo. – Ja posiedzę sobie grzecznie w pokoju a Ty zabaw się z kumplami... Zasłużyłeś w końcu...

– Panienka się nas boi? – usłyszałam za sobą ten sam męski głos spod szatni, kiedy trener zaprowadził mnie przed galą do Wiktora.

– Słucham? – oburzyłam się na te słowa obracając się pospiesznie na pięcie. – Nie, nie boję się. Po prostu uważam, że skoro chcecie razem wyjść na miasto, to nie powinnam wam przeszkadzać. – wyjaśniłam wysokiemu chłopakowi krzyżując ręce na piersiach.

– W jednym ma rację Darek... – wtrącił się Baki, który wyrósł przed nami nie wiadomo skąd. – Na pewno się nas nie boi... – powiedział wskazując wymownie na swój nos.

– Stary serio?! – chłopak podniósł głos, jakby nagle odkrył jakąś skrywaną od wieków tajemnicę. – To ona Cię tak wtedy urządziła?! – wskazał na mnie dłonią, co niezbyt mi się spodobało.

– Nie inaczej. – pokiwał głową Bartek z aprobatą. – Ma niezły cios. – zaśmiał się a ja stałam nadal skołowana całą tą sytuacją.

– Dobra starczy! – wtrąciłam się w zdanie. – Ja tu stoję!

Silne i czułe zarazem ramiona Wiktora zaplotły się na moim brzuchu, a broda swobodnie oparła się o moje ramię. Czułam na swoich plecach, spokojny ruch jego klatki piersiowej, co zawsze mnie uspokajało. Uśmiechnęłam się do siebie dotykając jego dłoni, a po chwili do mojego ucha dobiegł aksamitny szept:

– Nie daj się prosić Kochanie...

No i co ja mogłam? Gdybym uparła się przy randce z telewizorem, pewnie sprawiłabym niezłą przykrość mojemu facetowi, ale z drugiej zaś strony nie chciałam być jak to przysłowiowe piąte koło u wozu. I tak czułam, że obojętnie co bym nie zdecydowała, byłoby źle. Musiałam na szybko przeanalizować sytuację, ale wlepione we mnie stalowe spojrzenia napakowanych zawodników bokserskich nie ułatwiały mi zadania. Postanowiłam odpuścić i zdać się na los.

– A mam jakiś wybór? – zapytałam ledwo słyszalnie opuszczając swoją gardę.

– Nie... – usłyszałam przed sobą niemal chórem, jakby mieli przygotowaną tą przyśpiewkę specjalnie dla mnie.

Nie umiałam powstrzymać swojego rozweselenia więc dodałam tylko krótko:

– W porządku... Przyjdę...

Poczułam słodkiego całusa na swoim policzku, niczym nie skrępowanym obecnością kolegów. Chłopacy pożegnali się, przypominając nam o wspólnym wieczorze. Wiktor z Karolem, zamienili jeszcze kilka zdań ze swoim trenerem i poszliśmy.

Po drodze do hotelu zahaczyliśmy o jakąś knajpkę, żeby na spokojnie zjeść jakiś posiłek przed zakrapianą imprezą i rozeszliśmy się do swoich pokoi.

– Wiktor... – zaczęłam kokieteryjnie podchodząc do swojego mężczyzny. – Nie miałam możliwości pogratulować Ci wygranej tak jak bym tego chciała...

Chłopak przyciągnął mnie gwałtownie do siebie opierając o swoją umięśnioną klatkę piersiową i wręcz zasyczał próbując ukryć prze de mną grymas bólu. Widziałam jego zaczerwienioną skórę już na ringu i siłę uderzeń, którą przyjmował na siebie podczas walki. Moja mała niespodzianka mogła poczekać, ale to już nie... Wyswobodziłam się delikatnie z objęć chłopaka, aby nie sprawić mu większego bólu.

– Pokaż... – wyszeptałam.

Podniosłam jego koszulkę ostrożnie ku górze. Aż mnie zmroziło, kiedy zobaczyłam krwiaki i siniaki na jego ciele, jeden przy drugim. Zacisnęłam mocno zęby powstrzymując w ten sposób napływające do moich oczu łzy. Nie... Nie mogłam się teraz rozkleić, musiałam być silna dla niego.

– Powiedz kiedy zaboli...

Badałam delikatnie koniuszkami palców jego ciało, centymetr po centymetrze, uważając, żeby nie pominąć żadnego, nawet najmniejszego zaczerwienienia. Choć wyglądało to tragicznie okazało się, że wcale tak źle nie było. Żebra były całe, a jedyne miejsce, na które Wiktor reagował z takim bólem był jego lewy bok, na którym był przeogromny krwiak.

– Powinien zobaczyć to lekarz. – wyszeptałam zaniepokojona.

– Nie trzeba. – zaczął powoli. – Bywało już gorzej. – nie uspokoiło mnie to wcale, co od razu zostało wyłapane. – Mam w torbie maść przeciwzapalną, a w domu zrobię okłady i będę jak nowy.

– Skoro nie chcesz iść do lekarza, to może chociaż pogadaj ze Sławkiem. – dodałam opiekuńczo. – Może zna jakiś lepszy sposób, żebyś poczuł się lepiej.

– Ja znam już taki jeden dobry sposób... – podszedł do mnie tak blisko, że aż poczułam bicie jego serca, a tańczące ogniki w jego lazurowych oczach, zdradzały jego nieokiełznane myśli. – I stoi tuż przede mną...

Zrobiłam krok do tyłu odsuwając się nieznacznie, ale próbując zapanować nad swoimi emocjami. Najchętniej rzuciłabym się na niego, ale to nie był dobry moment.

– Kochanie... – głos mi zadrżał tocząc wewnętrzną walkę między pożądaniem a zdrowym rozsądkiem. – Ja mówię poważne... Poza tym nie chcę zrobić Ci większej krzywdy.

Chłopak zawahał się, nie spodziewając się mojego wycofania. Odetchnął głęboko i niechętnie przyznał:

– Dobrze... Skoro Cię to uspokoi, jak tylko wrócimy zadzwonię do Sławka.

– Dziękuję.

Wspięłam się na palce, aby nie musiał się za mocno nachylać i zarzuciwszy delikatnie dłonie na jego szyi skradłam z jego ust długi, namiętny pocałunek.

***

W klubie część zawodników rozsiadała się już wygodnie w sporej loży przygotowanej specjalnie na tą okazję. Stoły były złączone, a kanapy przystawione jedna obok drugiej, jakby ten boks był zarezerwowany już od jakiegoś czasu. Czułam się trochę jak Sierotka Marysia w otoczeniu tuzina muskularnych, wyrośniętych krasnoludków.

Dlaczego żadna dziewczyna nie pojawiła się z chłopakami? Dlaczego jestem tu sama jak pionek? Lepiej było zostać w hotelu... No ale w końcu obiecałam...Eh... I tak źle i tak niedobrze... – Moje myśli galopowały nie dając wytchnienia, a wzrok wciąż błagalnie wypatrywał, jakiejś miłej towarzyszki do rozmowy.

Moje wewnętrzne rozterki zostały przerwane przez ciepły głos kelnerki, która podeszła niezauważenie do stolika, aby przyjąć zamówienie. Potrzebowałam czegoś mocniejszego, czegoś co otrzeźwiło by mój umysł z natłoku nieznośnych myśli i pozwoliło mi się wyluzować. Choć nie było tego po mnie widać, to wewnątrz byłam cholernie spięta. Rozmowy o tematyce bokserskiej i sposobach wyrywaniu lasek tylko mnie drażniły, tak jak narzekanie dwóch chłopaków, że ich dziewczyny wolały spędzić wieczór w hotelowych pokojach, zamiast dotrzymać towarzystwa swoim mężczyznom. Dobrze je rozumiałam. Sama najchętniej uciekłabym z tego klubu do cieplutkiego łóżeczka, no ale cóż, skoro już się tu zjawiłam, powinnam nieco odpuścić i wykorzystać ten wieczór do maksimum.

Kelnerka przyniosła zamówione napoje i moje trzy kieliszki z czerwono-przeźroczystym trunkiem. Nie zwracając uwagi na pogrążonych w rozmowach towarzyszy, jednych łykiem, jeden po drugim, wypiłam wszystkie "wściekłe pieski" odstawiając puste kieliszki na stolik. Nie żałowano w nich tabasco, bo przyprawa przyjemnie zaczęła drażnić ciepłem mój przełyk. Dopiero teraz ogarnęłam, co się wokół mnie działo. Już przy drugim, wlewanym w siebie kieliszku przestałam słyszeć rozchichotanych chłopców, ale dopiero teraz kątem oka dostrzegłam, że wszyscy wlepiali swoje wielkie gały właśnie we mnie. Rozejrzałam się badając wyraz ich twarzy i stanęłam na lekko zaskoczonym wzroku Wiktora. Zarumieniłam się, co oczywiście dostrzegł od razu, ale musiałam wybrnąć z nieco niezręcznej sytuacji.

– No to co Panowie? – rzuciłam rozbawiona w stronę milczących zawodników. – Imprezę uważam za otwartą! Bawmy się!

Uśmiechnęłam się ponownie i wszyscy jednocześnie, jak na jakiś akord, podnieśli swoje szklanki i kieliszki na znak dobrze rozpoczętego wieczoru.

– Pójdę do baru po drinka.

Pochyliłam się do ucha Wiktora, nie chcąc wyjść bez uprzedzenia i skierowałam się w kierunku długiej lady za którą, jak zdążyłam już zauważyć poprzedniego wieczoru, pracowali wykwalifikowani barmani, robiący niesamowite sztuczki z butelkami po trunkach. Siedziałam na stołku, czekając w spokoju na swojego drinka, przeglądając namiętnie kolejne propozycje alkoholi podane w kolorowym menu.

– Nudzisz się z nami? – usłyszałam głos mojego faceta, który właśnie usiadł koło mnie. – Tylko szczerze...

Spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem czekając na odpowiedź. Westchnęłam głośno, opuszczając kartę alkoholi na ladę i opuściłam na chwilkę wzrok, nie wiedząc jak zacząć.

– Chcesz wracać do hotelu?

Jakbym dostała jakimś obuchem w łeb. Przecież nie mogłam tego zrobić. Nie chciałam sprawić mu przykrości i wyjść na jakąś wredną dziewuchę, tym bardziej kiedy dwóch osiłków prędzej tak narzekało na swoje laski. Spojrzał zaskoczona na spokojną twarz Wiktora i od razu odpowiedziałam:

– W żadnym wypadku! – prawie podniosłam głos bardziej niż powinnam.

– Sara... Widzę przecież, że coś jest nie tak. – chwycił mnie troskliwie za dłoń, próbując wyciągnąć ze mnie co chodziło mi po głowie.

– No dobrze... – odetchnęłam z lekką ulgą. – Chodzi o to, że jestem jedyną dziewczyną, między tyloma mięśniakami... – wypaliłam jak z armaty. – Trochę mi niezręcznie...

– Dlatego ten alkohol na odwagę? – przerwał mi chłopak, nie ukrywając swojego rozweselenia.

– Aha... – kiwnęłam głową twierdząco, rumieniąc się przy tym jak małe dziecko.

– Sara... – zaczął spokojnie. – Ty już się wkupiłaś w łaski każdego z tych chłopaków... Traktują Cię jak swoją, a nie jak dziewczynę kolegi z ringu. – spojrzałam zaskoczona i skołowana, nie wiedząc co ma w ogóle na myśli. – Wychwalają Cię pod niebiosa. Chyba zacznę być zazdrosny.

– Co właściwie powiedzieli? – przerwałam mu w pół zdania, próbując się dowiedzieć czegoś więcej.

– Że piękna... Że odważna... Że ma niezły sierpowy... Że umie pić... I że żałują, że wybrałaś mnie...

Oczy niemal wyskoczyły mi z orbit, ale dzięki temu poczułam się pewniej. Skoro traktowali mnie jak równą sobie, to chyba nie musiałam siedzieć cicho z boku, tylko rzeczywiście mogłam się wyluzować, tym bardziej, że moja straż przyboczna miała na mnie zawsze oko.

– Ale ja tego nie żałuję... – wyszeptałam, pochylając się nieznacznie do przodu, kradnąc całusa z delikatnych ust mojego mężczyzny. – Zatańczysz późnej ze mną?

– I to nie raz. – odparł błękitnooki z zadowoleniem.

– W takim razie wracajmy do Twoich znajomych. – powiedziałam zabierając drinka z baru i chwytając zadowolonego chłopaka za rękę.

Atmosfera wydawała mi się teraz jakaś inna, lepsza i bardziej towarzyska. Może to te początkowe shoty na odwagę, a może fakt, że nie rozmawiali już tylko o samych bokserskich trikach i zaliczaniu lasek, dzięki czemu również mogłam włączać się do rozmów. Wieczór mijał nadzwyczaj przyjemnie. Wszyscy chłopacy zadbali o to, aby jako ich jedyny żeński rodzynek, nie czułam się przy nich skrępowana i w jakiś sposób pominięta. Także, za cel obrali sobie zwalenie mnie wręcz z nóg, ponieważ każdy z nich musiał zatańczyć na parkiecie ze mną choć jeden kawałek żwawej piosenki. Niektórzy wręcz płynęli na falach dźwięków wydobywających się z głośników. Inni podrygiwali typowo, jak na imprezie weselnej, a dwóch z obecnych w ogóle nie czuło rytmu, przez co taniec z nimi był dziesięć razy bardziej męczący. Mimo wszystko cieszyłam się z tego wieczoru. Karol również pozytywnie mnie zaskoczył. Okazał się tego wieczoru bardzo odpowiedzialny. Oboje wiedzieliśmy, że Wiktor po gali był wręcz wykończony i fizycznie i psychicznie walką z przeciwnikami, toteż trzy piwa i parę drinków rozłożyły go totalnie na łopatki. Zielonooki już na samym początku imprezy uświadomił mi jakie wycieńczenie organizmu mogą spowodować takie zawody i jak może zareagować ciało pod wpływem alkoholu. Co za tym szło, zaproponował, że sam nie będzie pił a następnego dnia zasiądzie za kierownicą terenowego auta i odwiezie nas bezpiecznie do domu. Nie spodziewałam się takiej dojrzałości po nim, a widać nie raz mnie nią już zaskoczył i pewnie jeszcze nie raz ten stan powtórzy się w przyszłości.

Widząc, że Wiktor opadał nam już z sił, pożegnaliśmy ciepło towarzystwo i wróciliśmy do hotelu, który na szczęście był kilka przecznic dalej.

– Pomóż położyć mi go na łóżko.

Poprosiłam Karola, który całą drogę był traktowany przez mojego mężczyznę jak jakaś podpora. Był wręcz wykończony, choć jeszcze ku naszemu zdziwieniu przytomny. Wciągnęliśmy Wiktora na miękki materac, ściągając mu jedynie buty.

– Sara... Gdyby coś się działo to od razu do mnie dzwoń. – powiedział nadzwyczaj poważnie zielonooki.

– Myślisz, że będzie agresywny po pijaku? – zawahałam się, choć musiałam usłyszeć odpowiedź, choćby miała mnie rozczarować.

– Nie, no coś Ty. – zaśmiał się Karol, dodając po chwili: – On po pijaku jest potulny jak baranek. Chodziło bardziej o jakieś poplątanie nóg w drodze do łazienki, czy coś w ten deseń. Nie obraź się, ale nie miałabyś na tyle siły, żeby go chociażby podnieść, a gdzie jeszcze położyć do łóżka.

– No tak... Fakt. – dodałam po chwili namysłu. – Dzięki za wszystko.

– Nie ma sprawy. Pamiętaj żeby w razie czego dzwonić lub po mnie przyjść.

I nie czekając na moją odpowiedź zniknął za drzwiami pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro