Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. Demon parkietu

Nadszedł wyczekiwany piątkowy wieczór. Wspólnie na niedzielnej kolacji, po powrocie świeżo upieczonych narzeczonych, postanowiliśmy, że uczcimy ten fakt w najmodniejszym klubie w mieście. "Klif" otworzono całkiem niedawno, a już cieszył się dobrą sławą i pozytywną opinią wśród znajomych. Podobno Dj nieźle dawał do pieca, a kolorowe drinki robiły furorę. Postanowiliśmy przekonać się o tym na własnej skórze i doświadczyć tych emocji osobiście.

– Sara łap!

Kolejna sukienka wylądowała miękko na moim łóżku, a moja szafa, jak paszcza rekina wciągała w siebie moją współlokatorkę. Miałam deja vu. Tak jak w moje dwudzieste piąte urodziny, ta postrzelona blond przyjaciółka starała się wybrać dla mnie odpowiedni strój na imprezę, choć tym razem to nie był mój wieczór, a jej i Borysa.

– Majka. – powiedziałam z politowaniem. – To ja powinnam wybierać dziś dla Ciebie kieckę, a nie Ty dla mnie... Opanuj swoje matczyne zapędy. – powiedziałam przekrzywiając głowę i wpatrując się z niedowierzaniem w kierunku mojej współlokatorki.

Ani patrzyła przestać i coraz niżej, półka po półce schodziła w dół szafy, robiąc przegląd moich butów.

– Może te? – wyciągnęła z samego dołu czarne szpilki wiązane w kostce. – Będą świetnie pasować do tej bordowej sukienki ciętej z ukosa.

– Majka! – warknęłam przez zaciśnięte zęby, wytrzeszczając na nią oczy.

– No co?! – stanęła, prostując plecy i wlepiając we mnie te swoje szare oczęta, niczym wilczyca wpatrująca się w swoje młode, nieporadne i nieprzystosowane jeszcze do życia.

– Naprawdę wystarczy już. – odparłam zrezygnowana.

Wiedziałam, że jeśli ona sobie coś postanowiła, to za żadne skarby świata nie odwiodłabym jej od pierwotnego pomysłu.

– Czy jeśli obiecam, że założę to co mi wybrałaś, to Ty pozwolisz wybrać coś odpowiedniego dla Ciebie?

– Po co? – odparła zaskoczona, bo tak właściwie, to ona, przy każdym możliwym wyjściu na miasto zamieniała się w profesjonalną stylistkę i kreatorkę mody.

– Po to, że to Twój wieczór i to Ty masz błyszczeć w świetle reflektorów a nie ja. – odparłam stanowczo tonem nie przyjmującym sprzeciwu. – A teraz sio z mojego pokoju! – machnęłam ręką wyganiając ją za drzwi. – Teraz idziemy plądrować Twoją szafę Królowo.

Nie czekałam na jej reakcję. Złapałam ją pod ramię i zaciągnęłam do sypialni obok. Teraz role się odwróciły. To ja stałam się poszukiwaczem skarbów w dębowej szafie, starannie dobierając każdy najdrobniejszy detal jej dzisiejszego ubioru. Byłam podekscytowana i dumna z tego, że poddała się w końcu mojemu stylistycznemu zmysłowi.

– Pani pozwoli.

Podałam jej zgięte ramię, jak w jakimś królewskim pałacu, kiedy to szlachcic zapraszał szlachciankę na spokojny spacer po okolicznych włościach i dumnie skinęłam ku niej głową.

– Karoca już czeka.

Zaśmiała się cicho i w pokłonie godnej królowej, przyjęła moją podporę. Szłyśmy miękko, godnie zadzierając głowy ku górze, udając w ten sposób dwie księżniczki wychodzące z zamku i udające się na swój pierwszy bal w życiu. Nie wytrzymałyśmy długo tej zabawy. Już na ostatnich stopniach, prowadzących do wyjścia, zaczęłyśmy śmiać się w głos. Wyglądałyśmy w tym momencie jak postrzelone wariatki popadające ze skrajności w skrajność, ale kto by się tym przejmował, kiedy tuż przy wyjściu czekało na nas czarne, terenowe auto, z wyczekującym przed nim moim księciem. Wiktor szarmancko otworzył tylne drzwi samochodu mojej przyjaciółce i pomógł jej zgrabnie wejść do środka. Dla mnie czekało miejsce obok kierowcy.

– Wyglądasz obłędnie. – szepnął mi do ucha otwierając drzwi od strony pasażera i kąsając zalotnie w ucho.

To prawda... Majka miała dryg do odpowiedniego komponowania stylizacji. Moja bordowa sukienka na szerokich ramiączkach podkreślała moje kobiece kształty. Dekolt w kształcie serca z biustonoszem typu push-up wydawał się bardziej ponętny a ścięty w skos, dół sukienki, z jednej strony zakrywał, z drugiej zaś odkrywał okolice powyżej kolan. Czarne, przepasane na kostkach szpilki i czarna torebka podkreślały stylizację a delikatny naszyjnik i kolczyki dopełniały całości.

Po kilkunastu minutach rozmów i śmiechów byliśmy już na miejscu. Przed klubem, z długą, czerwoną różą stał w oczekiwaniu na swoją wybrankę serca Borys. Mimo, że ja nienawidziłam tego typu kwiatów, Majka je po prostu uwielbiała. Uważała je za najbardziej romantyczną odmianę pod słońcem. Wyskoczyła z auta jak poparzona, dosłownie biegnąc w stronę swojego ukochanego. Rozpierała mnie duma, kiedy zobaczyłam, jak dziewczyna kręciła się wokół własnej osi pozwalając, na podziwianie swojego stroju przyszłemu mężowi. Miała na sobie złotą, dopasowaną sukienkę, która podkreślała jej blond loki upięte w taki sposób, aby opadały jej swobodnie na prawe ramię. Czarne sandałki krzyżowane na przedzie i czarna połyskująca kopertówka dodawały szyku, a czarne duże kolczyki dopełniały całość stylizacji.

– Idziemy? – zapytał powoli Wiktor, wytrącając mnie z samo zachwytu.

– Tak... Wyciągnę tylko rezerwację, żeby okazać ochroniarzom.

Poszliśmy w stronę oświetlonych drzwi, przy których dwóch łysych i na czarno ubranych gości robiło selekcję stojących przed klubem ludzi. Okazanie rezerwacji nie było konieczne. Okazało się, że wszystkie podane przeze mnie nazwiska są wpisane na liście gości, którą dokładnie sprawdzał jeden z ochroniarzy. Weszliśmy do środka, a na miejscu, na naszą czwórkę czekała już Klara z Tymonem, piegowata Marta z naszej pracy, w towarzystwie Olgi, która po urodzeniu dziecka strasznie ucieszyła się na jeden wieczór swobody, a także rozbawiony rozmową Karol.

– Sara, co on tu robi? – zapytał niespokojnym głosem Wiktor.

Nie mogłam mu powiedzieć wprost, że dzisiejsze spotkanie Karola z Borysem zostało starannie zaplanowane, o co suszyłam głowę narzeczonemu Majki od kilku ładnych dni. Tylko on mógł pomóc zielonookiemu wyplątać się całkowicie z finansowych tarapatów, nie zadając zbędnych pytań. To był mój mały plan, który chciałam dopiąć na ostatni guzik.

– Wiktor... – spojrzałam ciepło na swojego mężczyznę. – To dobry moment, żeby się pogodzić... Nie uważasz?

– Sam nie wiem... – odparł nie wiedząc, czy zdecydować się na podejście do loży, czy wyjść całkowicie z klubu.

Złapałam go za rękę i splotłam jego palce ze swoimi nie dając mu możliwości namysłu. Pociągnęłam go za sobą w stronę przyjaciół, którzy po kolei gratulowali zaręczonej parze.

– Chyba nie chcesz mnie zostawić tu samej. – zwróciłam się w jego stronę i kokieteryjnie zwilżyłam usta.

– Zdecydowanie nie. – odparł chwytając mnie w talii, przyciągając tym samym do siebie.

Silnym władczym ruchem wdarł się w moje usta, a nasze języki zaczęły tańczyć w rytm bitów wydostających się z ogromnych głośników. Świat nie mógł ustać w miejscu, jak zresztą za każdym razem, kiedy jego skóra dotykała mojej. Miał nade mną całkowitą kontrolę, tak jak i ja nad nim.

– Nie możecie się od siebie odkleić co? – wyrósł przed nami jak z pod ziemi rozbawiony Karol, przerywając naszą intymną scenę.

– A co? Zazdrościsz? – droczyłam się z chłopakiem, pozostając nadal w objęciach Wiktora. – Nie oddam Ci go dzisiaj tak szybko. – dorzuciłam zadziornie, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Zdążyłem już do tego przywyknąć. – marudził blondyn odwzajemniając uśmiech. – A tak serio... – zmienił ton na poważniejszy kierując się w stronę Wiktora. – Mogę z Tobą pogadać chociaż przez chwilę?

– Po co? – zapytał zdezorientowany, a ja poczułam, że bez małej interwencji, na nic zdadzą się prośby Karola.

– Oj Wiktor... – spojrzałam mu głęboko w oczy, marszcząc znacząco brwi. – Pięć minut rozmowy jeszcze nikogo nie zabiło.

Stanęłam pomiędzy chłopakami, wyciągając ręce w kierunku ich pleców. Popchnęłam ich lekko, ale stanowczo, aby zrozumieli, że mają zniknąć mi z pola widzenia.

– Wynocha z boksu. – roześmiałam się dopowiadając. – I bez rękoczynów proszę.

– Niech Ci będzie... – westchnął Wiktor i razem z Karolem skierowali się w stronę baru a ja wróciłam do reszty przyjaciół, aby chłodzącym się w coolerze szampanie wznieść toast za przyszłą parę młodą.

Ciekawe czy Karol powie Wiktorowi o swoich problemach z długiem? – myślałam.

Spoglądałam ukradkiem w dal i przyglądałam się rozmawiającym chłopakom. W tym momencie żałowałam, że supermoce przedstawione w filmach i kreskówkach nie istnieją naprawdę. Chętnie stałabym się niewidzialna i stanęła obok nich przysłuchując się dialogom i sprawdzając reakcje zwrotne. Ale nic z tych rzeczy nie nastąpiło, więc pozostało mi wlepianie się i zastanawianie jaki będzie finał rozmowy. Wiedziałam jednak jedno. Dopóki zielonooki sam, w mojej obecności nie wspomni o swoich tarapatach, ja będę milczeć. W końcu coś temu chłopakowi obiecałam.

Zagłębiłam się w konwersację ze znajomymi, nie zauważając, że chłopacy opuścili już progi baru.

– Zatańczysz ze mną?

Zobaczyłam obok siebie wyciągniętą, opaloną dłoń blondyna. Wzrokiem szukałam wokół siebie Wiktora, bo mimo, że chętnie oddałabym jeden taniec jego przyjacielowi, to bałam się efektów ich rozmowy i reakcji na nasze wspólne wyjście na parkiet. W końcu znalazłam... Stał niedaleko w czarnej opiętej koszuli, podkreślającej zarysowane mięśnie. Był spokojny, uśmiechnięty i opanowany. Widząc moje zmieszane, kiwnął tylko głową, na znak że bez obaw mogę przyjąć zaproszenie Karola. Podałam mu dłoń i już chwilę później staliśmy na środku parkietu naprzeciw siebie. Zarzucił moją lewą rękę na swój bark a jego prawe ramię, mocno objęło mnie w pasie. Zaskoczyło mnie to, co nie umknęło uwadze mojemu partnerowi tanecznemu.

– Nie bój się... Nie gryzę... Zęby już spiłowałem... – uśmiechnął się zadziornie a w jego szmaragdowych oczach pojawił się niepokojący blask. – Daj się poprowadzić... – powiedział lekko, chwytając moją prawą dłoń w swoją.

Piosenka dobiegała końca, a my wyglądaliśmy jakbyśmy przygotowywali się do jakiegoś konkursu tańca towarzyskiego. Postawa Karola wyglądała nad wyraz profesjonalnie, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Mimo to, postanowiłam się dobrze bawić i ponieść się muzyce. W głośnikach usłyszałam "What Is Love" Haddaway. Twarz chłopaka wykrzywił grymas niezadowolenia. Idealny kawałek pod klubowe brzmienie, choć pewnie zbyt szybkie tempo na taniec w parach... Przeleciało mi przez głowę.

– Nie myśl, tylko poczuj muzykę w sobie...

Zrobił krok do przodu, a ja automatycznie wysunęłam stopę w tył. Powtórzyliśmy tą czynność jeszcze kilka razy, do przodu, w tył i na boki. Wygiął mnie w pół, opierając o swoje silne ramię, nie pozwalając mi upaść i zataczając mną półokrąg. Poczułam się pewna jego stabilnej postawy. Odchyliłam głowę w tył, prawie dotykając parkiet włosami i roześmiałam się. Chłopak ściągnął mnie z powrotem, nadal mocno przytrzymując w talii i robiąc kolejne taneczne kroki. Obracał mnie wokół własnej osi, to łapiąc mnie z prawej, to z lewej strony. Przyciągał mnie do siebie, to oddalał się, nie wypuszczając mnie z rąk abym nie upadła. To wyginał moje ciało, to sam robił jakieś bajeranckie ruchy nogami i rękoma, aż w końcu piosenka się skończyła. Rozejrzałam się i dopiero teraz dostrzegłam, że byliśmy na parkiecie sami. Wszyscy stali w okręgu robiąc nam odpowiednią przestrzeń do tańca, a z głośników rozległ się głos Dj-a:

– Brawa dla tej pary!... Daliście czadu!

Rozległy się brawa i gwizdy uznania. Zawstydziłam się, jak mało kiedy. Moja twarz kolorystycznie zlała się z bordowym odcieniem mojej sukienki. Stałam, choć moje serce wyrywało się do ucieczki. Rozum jednak krzyczał "Zachowaj klasę i spokój!". Spojrzałam na Karola błagalnym wzrokiem, aby uratował mnie z tej niezręcznej sytuacji. On nic nie mówiąc pokłonił się wszystkim, złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę boksu z którego wszyscy wspólnie obserwowali nasz taneczny wyczyn.

– Byliście niesamowici! – krzyknęła Klara.

– Sara... Ty demonie! – wtrąciła rozradowana Majka. – Od kiedy Ty tak potrafisz tańczyć?! – ciągnęła z przekorą.

– Karol potrafi, nie ja. – odpowiedziałam dodając po chwili. – Ja tylko pozwoliłam się prowadzić.

– Też bym tak chciała. – wymamrotała rozmarzona Marta upijając łyczka margarity.

– Noc jest długa. – zwrócił się do piegowatej dziewczyny chłopak puszczając oczko. – Jeszcze zdążymy zatańczyć nie raz.

Mimo, że utwór miał zaledwie cztery, góra pięć minut, zmachałam się tak, jakbym wykonywała trening siłowy pod okiem Karola przynajmniej przez jedną, pełną godzinę. Opadłam bezwładnie na kanapę i duszkiem wypiłam kieliszek pozostawionego wcześniej szampana.

– Nie tak łapczywie Kochanie... – powiedział Wiktor zabierając pusty kieliszek z moich rąk. – Bo będę musiał Cię nieść do domu.

– Niedoczekanie... – parsknęłam robiąc przy tym głupią minę. – Nie upiję się... A tak propo... – zaczęłam niepewnie wtulając się w ramiona chłopaka. – Wiedziałeś, że Karol potrafi tak tańczyć?

–Tak... – odparł spokojnie całując mnie w czoło. – I trafił dzisiaj nadobrą partnerkę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro