20. Moja kolej
Jechaliśmy w milczeniu, lecz dosłownie widziałam przelatujący tabun myśli przez głowę chłopaka. Niczym spłoszone stado koni pędzących przed siebie i nie mogących się zatrzymać. Dwa razy o mało nie przejechał skrzyżowania na czerwonym świetle. Nie mógł się skupić, to było widać jak na dłoni. Myślami był zupełnie gdzie indziej, a ja nie wiedziałam, czy to spotkanie z trenerem tak zaprzątało mu głowę, czy może moja rozmowa z Karolem. Tak czy inaczej zamierzałam się tego dowiedzieć jak najdelikatniej się dało. Nie chciałam być natrętna, ale jeśli tak miał zamiar reagować, kiedy jego kumpel był obok, to trzeba było tą sprawę wyjaśnić. Miałam nadzieję, że w tym właśnie tkwiło rozwiązanie problemu i nie stało się nic poważniejszego, co mogłoby go tak wzburzyć.
Dojechaliśmy na miejsce cało, bez kolizji i mandatów, choć droga nie należała do najspokojniejszych. Wiktor otworzył drzwi mieszkania, rzucił klucze w kąt na szafkę i skierował się w stronę pokoju.
– Wiktor? Co się dzieje? – zapytałam nieśmiało, kiedy chłopak opadł bezsilnie na kanapę.
Odetchnął głęboko. Spojrzał prosto w moje wytrzeszczone z niepokoju oczy i zapytał nieśmiało:
– Groził Ci?
– Co? – odpowiedziałam zdumiona, wręcz próbując się nie roześmiać.
– Czy Karol Ci groził? – powtórzył stanowczo i nad wyraz poważnie.
– Wiktor... Ty żartujesz prawda? – spojrzałam na niego rozweselona, ale on nie zmienił swojego zatroskanego wyrazu twarzy.
– Nie... Pytam całkiem poważnie. – zrobił lekką pauzę, po czym dodał prosząc gestem abym usiadła obok. – Zrobił Ci coś na sali? Groził czymś? Straszył?
– Wiktor... – uśmiechnęłam się gładząc go delikatnie po policzku. – On mnie przepraszał.
– Co?!... Nie... Niemożliwe... Nie on... – miotał się. – Tylko dwa razy w życiu zmusił się do tego, żeby kogoś przeprosić i w to, że teraz wzięło go na troskę po prostu nie uwierzę.
– To uwierz. – musnęłam lekko jego wargi i spojrzałam głęboko w oczy nie przestając uspokajać. – Tym razem naprawdę mówił szczerze. Poza tym był nieźle zdziwiony, kiedy odkrył, że moje zeznania pozwoliły mu na dalsze funkcjonowanie w społeczeństwie bez dodatkowej kary.
– Co?! Jak to?! – wstał z kanapy i zaczął chodzić po pokoju w jednej linii, tam i z powrotem, jakby zaznaczał jakąś wydeptaną ścieżkę. – Nie rozumiem. – dodał zmieszany, a ja nie potrafiłam powstrzymać śmiechu.
– On też nie. – rzuciłam. – Nie złożyłam skargi na rozwalenie głowy, ani na to że dosypał mi narkotyku do drinka, ani na zwichnięty nadgarstek... Ba, nawet powiedziałam, że to ja byłam prowokatorem bójki. – zaczęłam się śmiać.
– Po co? Przecież sobie na to wszystko zasłużył. – zdziwił się, a ja nie potrafiłam się uspokoić i spoważnieć.
– Być może, ale mimo wszystko to Twój przyjaciel.
– Były! – warknął przez zęby.
– Serio Wiktor? Znacie się prawie całe życie i nie stanąłbyś za nim gdyby tego potrzebował? – zamilkł a ja ciągnęłam dalej. – Gdyby coś złego spotkało na przykład Majkę, nie zastanawiałabym się ani chwili żeby jej pomóc. Co by nie zrobiła, zawsze mogłaby na mnie liczyć. – zrobiłam pauzę, spoglądając na pogrążonego w myślach chłopaka i dodałam: – Tylko o to chodziło, czy jest coś jeszcze co cię martwi? – spojrzał na mnie otwierając lekko usta, ale nadal milczał. Rzuciłam w jego stronę puchową poduszką, którą znalazłam obok siebie, pokazując tym samym, że nie przestanę zadawać tego pytania. – No gadaj, bo czeka Cię niezły ostrzał z poduszkowej armaty.
Wygrażałam mu drugim jaśkiem, śmiejąc się przy tym do łez. Rozluźnił się i zaśmiał dosłownie rzucając się w moją stronę.
– Sara... Zaraz się doigrasz... – z impetem zaczął dotykać mnie po całym ciele.
– Wiktor! Wystarczy! Mam łaskotki! – krzyczałam prawie przez łzy.
– Wiem i mam zamiar to wykorzystać. – powiedział zadziornie nie przestając zasypywać mnie falą śmiechu.
Gorzkie krople spływały po policzkach, a ciało miotało się pod naciskiem palców rozbawionego chłopaka.
– Wiktor! Poddaję się! Przestań! – krzyczałam próbując nabrać sił.
– O nie! Tak łatwo Ci dziś nie pójdzie.
Chichotałam, szarpałam się, próbując odpychać chłopaka. Płakałam już ze śmiechu jak wariatka nie znająca powodu swojego stanu. Nie wytrzymałam. Moje ciało musiało poddać się torturom nie znajdując drogi ucieczki. Przestałam miotać się jak opętana, próbując wyrównać swój oddech. Wiktor przystopował widząc, że rozgrywka została wygrana. Trzymał mnie za dłonie wplatając swoje palce w moje. Oparł je o kanapę a sam dosłownie zawisł nade mną przygryzając dolną wargę. Jakież to było seksowne...
– Wiem... Przegrałam. – odparłam kokieteryjnym szeptem, oblizując usta i rozchylając je zachęcająco. – Możesz odebrać swój fant.
Na te słowa oczy zabłysły a ogniki zaczęły płonąć. Jego klatka piersiowa zaczęła coraz szybciej falować a oddech znacznie przyspieszył. Jego dłonie wbiły się jeszcze bardziej w moje, nie dając mi możliwości wycofania się. Ale ja nie chciałam wstać, nie chciałam uciec. Z niecierpliwością i coraz większym dreszczem podniecenia czekałam na jego pierwszy ruch. Rozchyliłam lekko nogi a on momentalnie wpił się w moje usta, głęboko i namiętnie pieszcząc mój język swoim. Czułam na swoim udzie jak jego męskość się napręża i twardnieje. Chciałam go dotknąć, sprawdzić, jak mocno się już podniecił, ale moje dłonie nadal były skrępowane w stanowczym uścisku. Jęknęłam z rozkoszy, kiedy jego pocałunki zaczęły błądzić po całej długości mojej szyi, delikatnie i niespiesznie co doprowadzało mnie do granic ekstazy. Był w tym nieziemsko dobry i potrafił znaleźć na moim ciele wszystkie zakamarki, które oddawały mi wspaniałą rozkosz, choć sama bym się o to nie podejrzewała. Pragnęłam go z każdą pieszczotą bardziej. Nie spieszył się, jakby chciał zaznaczyć każdy milimetr mojego ciała, jakby chciał doprowadzić mnie do granic wytrzymałości. Poddałam się mu cała, nie próbując przyspieszać ani jednej sekundy. Cieszyłam się i rozkoszowałam każdą z nich pogrążając się w ogarniającym mnie podnieceniu. Pociągnął mnie do siebie klękając przede mną. Ściągnął powoli moją kremową bluzeczkę w stylu hiszpanki odsłaniając cielisty stanik z delikatnej koronki, która zawsze działała na jego wyobraźnię. Oparł mnie z powrotem o siedzisko miękkiej kanapy i sam już szybszym ruchem pozbył się koszulki która zakrywała jego wręcz idealne ciało. Napawałam się tym widokiem, przygryzając kokieteryjnie wskazujący palec, który po chwili powędrował na muskularną pierś chłopaka. Klęczał nadal między moimi rozłożonymi nogami, a ja zarysowywałam jego rzeźbę dłońmi, od góry do dołu. Widziałam w jego oczach, że podobał mu się, mój delikatny dotyk i podniecał go jednocześnie. Spodnie wyglądały już jakby były o dwa rozmiary za małe, więc postanowiłam go z nich uwolnić. Rozpięłam klamrę, powoli pozbywając się paska. Rzuciwszy go na podłogę zabrałam się za suwak, przesuwając go w dół kawałek po kawałku aż nie odsłonił mi białych slipów z nabrzmiałą męskością wewnątrz, którą jeszcze przez chwilę miał utrzymywać w ryzach. Jednym stanowczym ruchem szarpnęłam spodnie w dół, kontrolując przy tym mimikę twarzy Wiktora. Wzdychał i sapał z podniecenia, kiedy moja dłoń znalazła się na białej bawełnie, pieszcząc jej zawartość. Chłopak odpiął guzik w mojej spódniczce i rozprawiwszy się z zamkiem, zsunął ją z impetem z moich bioder. Zostałam w samej bieliźnie. Widok koronek i ledwo widocznych stringów rozochochocił mojego kochanka. Podniosłam się i uklękłam przed nim opierając dłonie o jego bezwstydnie nagi tors. Nasze języki znów zaczęły się nawzajem badać, łącząc się w jednym stonowanym rytmie naszej namiętności. Nim zdążył zauważyć, moje ręce powędrowały poniżej jego pasa, jednym ruchem odsłaniając sterczącą, okazałą męskość. Nie mogłam się powstrzymać. Moja szparka byłą już tak wilgotna i spragniona tego kolosa, że wręcz błagała, żeby znalazł się już w środku. Musiałam jednak odsunąć tę myśl na bok. W tej chwili miałam ochotę, jeszcze na jedną rzecz. Zaczęłam schodzić moimi pocałunkami wzdłuż naprężonego ciała Wiktora. Nie spieszyłam się, chciałam aby osiągnął jeszcze wyższy stopień podniecenia. Członek mu niemal wibrował, kiedy moje usta schodziły niżej i niżej, aż dotarły do celu. Oblizałam je a później językiem i nabrzmiałymi z podniecenia wargami zaczęłam pieścić główkę, przytrzymując członek prawą dłonią. Byłam wygięta w łuk, więc poza oglądaniem mojej zabawy przy jego kroczu, mógł też delektować się widokiem mojego wręcz nagiego, owładniętego pożądaniem ciała. Chwyciłam go mocniej, przesuwając delikatnie dłonią do przodu i do tyłu, dając tym samym znak, że moja zabawa dopiero się zaczyna. Jęknął, kiedy zaczęłam wsuwać jego męskość w swoje usta zataczając językiem kółeczka przy jego dziurce, które z czasem zataczały coraz większe okręgi, smakując kolejnych części jego członka. Złapałam chłopaka gwałtownie za pośladki, wbijając tym samym jego wzwód głęboko w swoje usta. Aż jęknął zaskoczony, kiedy prawie pieścił moje gardło. Poczułam jego smak, który mimowolnie się z niego wydostał. Był słodki jak on cały. Zaczęłam przesuwać się w przód i w tył stopniowo przyspieszając, doprowadzając go tym samym do granic wytrzymałości. Czułam jaki jest nabrzmiały i gorący. Podniecało mnie to niesamowicie, a moja kobiecość wręcz zalewała się od środka.
– Sara... Zaczekaj...
Jęknął cicho, a ja nie zamierzałam przestać. Chciałam dać mu bezgraniczną rozkosz swoimi ustami, aby zapamiętał, że nie tylko moja szparka jest przy nim taka gorąca. Ssałam dalej, coraz mocniej i coraz zachłanniej, jakbym sama miała zaraz eksplodować. Sapał i jęczał jak nigdy dotąd. Podtrzymywał jedną dłonią moje rozpuszczone włosy aby widział całą moją twarz, drugą zaś gładząc moje ciało, którego widok dodawał tylko podniecenia. Zaczęłam przyspieszać, czując, że jest już u granic ekstazy, coraz głębiej biorąc go w siebie. Wiktor jęczał jak szalony oddając również swój ruch biodrami, jakby chciał przelecieć moje gardło raz za razem. Eksplodował a ja poczułam, ciepłą słodycz spływającą po moim gardle. Oblizałam zachłannie jego męskość, kiedy wyślizgiwała się powolnym ruchem z moich ust i zlizałam spokojnie wargi. Padł zdyszany plecami na kanapę, a ja położyłam się obok, delikatnie wtulając się w jego otwarte ku mnie ramię. Serce mu kołatało a oddech wciąż był przyspieszony. Kiedy uspokoił swój organizm, spojrzał na mnie tym swoim głębokim, lazurowym spojrzeniem, składając delikatny pocałunek na mojej skroni.
– Kochanie, jesteś niemożliwa... – westchnął nabierając nieco sił.
Milczałam, rozkoszując się ciepłem jego ciała. Jego zapachem, zmysłowymdotykiem, którym obdarzał mnie nawet w tej chwili. Miałam dużo szczęścia. Gdybynie incydent z Karolem i jego idiotyczny zakład, nigdy pewnie nie poznałabymWiktora i nie bylibyśmy razem tu i teraz. Chyba mimo wszystkiego co zrobiłzłego, byłam mu po prostu za to wdzięczna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro