Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. W białym pokoju

Obudziłam się w białej, sztywnej pościeli. Rozejrzałam się dookoła, aby ocenić sytuację. Wokoło były białe ściany, szerokie, duże okna, jakieś puste łóżko obok mnie i... kroplówka wbita w moją dłoń.

Jestem w szpitalu? Ale jak? – pomyślałam, chwytając się z bólu za głowę, na której był zawinięty bandaż. – Dostałam butelką i zemdlałam. – przypominałam sobie.

Miałam jednak małe przebłyski. Kojarzyłam niski głos sanitariusza, który zabrał mnie z plaży. Pamiętałam głos i ciepło ciała Wiktora i... O mój Boże! Kajdanki na jego rękach... Usiadłam gwałtownie na łóżku nie mogąc pozbyć się tego widoku z przed oczu. Opuściłam nogi w dół i chciałam po prostu wyjść z sali i pojechać na komisariat.

Dlaczego aresztowali Wiktora? – ta myśl nie dawała mi spokoju.

Oparłam gołe stopy na podłodze. Na sobie miałam tylko białą szpitalną koszulę zawiązaną niezdarnie w pasie. Chciałam wstać, lecz nogi miałam jakby z waty, a otoczenie znów zawirowało tempem karuzeli. Upadłam z hukiem na lakierowaną podłogę nie mogąc się ruszyć. Drzwi sali momentalnie się otwarły i zobaczyłam przed sobą białe chodaki jakiejś kobiety, która próbując mnie podnieść krzyknęła:

– Doktorze, pokój dwadzieścia trzy! Szybko!

Do sali dosłownie wbiegł siwy lekarz z białą brodą, w okularach i białym kitlu, a tuż za nim młody ratownik medyczny o ciemnych oczach i krótkich kasztanowych włosach.

Podnieśli mnie razem kładąc ostrożnie na łóżko.

– Kochanie jesteś w szpitalu... – powiedziała pielęgniarka, gładząc mój policzek. – Przywieźli Cię w nocy z wypadku.

– Jakiego wypadku? – odpowiedziałam zmieszana. – Tam przy barze...

– Tak wiemy... – przerwał mi niskim głosem chłopak, w którym rozpoznałam sanitariusza z karetki. – Wiemy co się stało. Uspokój się.

– Rana jest powierzchowna, nie trzeba było nawet szyć. Zrobiliśmy Ci podstawowe badania i tomografię. Wyniki są w normie, ale zemdlałaś i masz zawroty głowy, więc jeszcze do jutra zatrzymam Cię na obserwacji.

– A ta kroplówka? – jęknęłam cicho.

– To po to, żebyś się nie odwodniła. Nie wiedzieliśmy jak długo będziesz nieprzytomna. –dodał lekarz. Rzucił jeszcze okiem na moją kartę z wynikami zawieszoną na łóżku. Poklepał pościel i z uśmiechem dodał: – Potrzebujesz teraz dużo odpoczynku. Zajrzę przy wieczornej wizycie.

– Dziękuję. – wyszeptałam i wyszedł z pielęgniarką. Za ich przykładem ruszył sanitariusz. – Proszę zaczekać! – zatrzymałam go w progu. – Czy mogę Pana o coś zapytać?

– Śmiało... – odpowiedział uprzejmie. – I nie „Pan". Sławek jestem.

– Sara. – wyciągnęłam przed siebie rękę gotową do uścisku. – Tam na plaży Policja aresztowała tego chłopaka, który się bił?

– Tak. – usłyszałam zlękniona a serce mi zamarło. – Opatrzyliśmy go i Policja zabrała go na komisariat, a Ciebie przywieźliśmy tutaj. Pewnie też wezwą Cię na komendę.

– Mnie?! Dlaczego? – zdziwiłam się, bo przecież nic złego nie zrobiłam.

– Byłaś świadkiem bójki, no i przypadkową ofiarą. – Zamyśliłam się, próbując przypomnieć sobie coś więcej po upadku na ziemię, aż znów rozbolała mnie głowa. Syknęłam, chwytając się za bandaż. – Przyjdę do Ciebie później zobaczyć jak się czujesz... – spojrzałam na niego nie oczekując takiego zainteresowania. – W końcu nie codziennie zdarzają mi się takie ładne pacjentki... – uśmiechnęłam się ukradkiem, a chłopak zniknął za drzwiami pokoju.

Opadłam na łóżko i zasnęłam

– Budzi się...

Usłyszałam głos Majki przed sobą i uniosłam dość ciężkie jeszcze powieki. Siedziała wprost przede mną, na białej pościeli, a obok przy nogach łóżka stał pan Tomek.

– Sara, jak się czujesz? – zapytał szef.

– Dobrze, tylko głowa troszkę boli... – uśmiechnęłam się. – Jutro wracam do pracy...

– O, co to, to nie! – oburzył się. – Rozmawiałem z Twoim lekarzem. Do jutra minimum zostajesz w szpitalu na obserwacji. Mogłaś mieć wstrząśnienie mózgu dziewczyno! Do końca następnego tygodnia masz odpoczywać w domu.

– Ale...

– Ale co? – przerwał nie pozwalając nic powiedzieć. – Masz odpoczywać i koniec dyskusji. W końcu to ja jestem szefem. – roześmiał się a ja i Majka razem z nim.

Naprawdę, takiego przełożonego to ze świecą szukać. Potrafił ogarnąć każdą sytuację, nie tracąc przy tym zimnej krwi.

– O bar się nie martw. Mam wszystko pod kontrolą. I pamiętaj. Praca nie zając nie ucieknie, a zdrowie jest najważniejsze.

– Dobrze szefie, jak Pan uważa. – uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu. Wiedziałam, że trochę wolnego dobrze mi zrobi.

– Dziewczyny, ja będę się już zbierał. Obowiązki czekają. A ty Sara pamiętaj, żeby się teraz nie przemęczać.

– Zastosuję się do zalecenia. – przytaknęłam i zaczęłam się śmiać, kiedy przełożony wyszedł z sali.

Majka upewniła się jeszcze, że nikogo niepowołanego nie ma w pobliżu. Usiadła przy mnie na łóżku i z przejęciem w głosie powiedziała:

– Sara opowiadaj. Co właściwie się dziś stało, że aż zabrało Cię pogotowie.

– Majka... – zrobiłam pauzę spuszczając wzrok na pościel. – Od czego by tu zacząć?

– Może od samego początku. Mamy czas...

I zaczęłam opowiadać. O chłopakach przy stoliku z wieczoru kawalerskiego. O łapach Arka na moim tyłku. O zakładzie, który dotyczył mojej osoby. O bójce chłopaków, latającej butelce i Policji.

– Nie wierzę... – westchnęła otwierając oczy z niedowierzania. – A to, że Wiktor potraktowałby Cię w ten sposób chyba nigdy nie uwierzę. Dobrze widziałam, jak na Ciebie patrzy. Na odległość widać, że jest w Tobie zabujany. Nie mógłby czegoś takiego zrobić dla głupiego zakładu...

– Ty go jeszcze bronisz?! – oburzyłam się na maksa. – Fakty są faktami i tego nie zmienisz!

– Ale chciał Ci to wszystko wyjaśnić prawda? Porozmawiać z Tobą...

– To niczego nie zmieni Majka! – buntowałam się dalej.

– Ale ludzie często popełniają błędy. Czasami bardzo poważne, których konsekwencje potrafią ciągnąć się za nimi całe życie. A później nawet jeśli żałują, nie potrafią się przyznać, że zrobili coś źle. Może on po prostu, tak po ludzku się boi przyznać, że cały ten zakład miał miejsce, a później, kiedy coś do Ciebie poczuł było mu zwyczajnie wstyd...

Słuchałam, ale nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Powiedziałam mu w złości sporo nieprzyjemnych słów, ale tak zwyczajnie w świecie na nie zasłużył. Byłam tak rozgoryczona, że nie miałam ochoty go nawet oglądać. W sumie, chyba powiedziałam mu to dość dobitnie w barze, że zrozumiał.

Monolog przyjaciółki przerwało pukanie do drzwi a zza nich wyjrzał Sławek

– Mogę wejść? Nie przeszkadzam? – zapytał nieśmiało.

– Proszę... – machnęłam ręką zapraszając go do środka. – Sławek poznaj... To jest Majka, moja najlepsza przyjaciółka i współlokatorka za razem. Majka to jest Sławek. Przywiózł mnie karetką z pod baru.

– Miło mi poznać. – chłopak wyciągnął rękę do dziewczyny aby się przywitać, a ona odwzajemniła uścisk. – Chciałem tylko się upewnić co u mojej ulubionej pacjentki. – zarumieniłam się, a przyjaciółka posłała mi niewyraźne, pytające spojrzenie.

– Wszystko gra. – powiedziałam szybko.

– Dobrze to słyszeć. – odparł uśmiechając się do mnie. – Niedługo przyjedzie do Ciebie policjant, żeby spisać zeznania. Doktor Franczak przekonał komendanta, że w tej sytuacji będzie najbezpieczniej dla Twojego zdrowia, jeśli nie będziesz szwędać się sama po komisariatach, więc kogoś podeślą.

– Bardzo dziękuję. – odparłam z ulgą.

– Nie ma sprawy... Wracam do domu, ale jutro mam dyżur, więc jeszcze tu wpadnę. – spojrzał zadziornie i odwróciwszy się na pięcie wyszedł a ja siedziałam w łóżku z wypiekami na twarzy.

– Sara, co to miało być? – szturchnęła mnie Majka w ramię. – Ty to nawet w szpitalu znajdziesz sobie jakieś ciacho do schrupania. – zaśmiała się i dodała: – Przystojny jak diabli...

– Ale to nie Wiktor... – popatrzyłam na nią i uświadomiłam sobie, że wypowiedziałam te słowa na głos.

– Jesteś zakochana Sara. Jeszcze nigdy Cię takiej nie widziałam. Nie zawsze miłość jest łatwa, ale jeśli czegoś naprawdę chcesz, to warto o to walczyć...

Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, a ja nie zdążyłam nawet zastanowić się nad jej słowami, bo znów ktoś przerwał naszą rozmowę.

– Posterunkowy Karol Baryga. Czy pani Sara Małecka?

– Tak to ja. – odezwałam się uprzejmie.

– To ja może pójdę do kiosku kupić Ci jakieś gazety i przekąski. – wtrąciła Majka zostawiając mnie samą z policjantem.

– Wie Pani po co tutaj jestem?

– Tak. Chce pan spisać moje zeznania w sprawie bójki na plaży. – odparłam.

– Zgadza się. Jest Pani na siłach żeby wszystko opowiedzieć? – zapytał badawczo.

– Dam sobie radę. – zapewniłam. – Proszę pytać.

Zadawał masę różnych pytań, niekiedy nawet bezsensownych, które wydawały się po prostu nie mieć związku z całym nocnym zajściem.

– Czyli mówi Pani, że pan Karol X, bo nie zna Pani jego nazwiska, sprowokował całą tą bójkę, tak?

– Zgadza się... Ale pokłócili się o mnie, więc nie wiem czy nieświadomie ja nie byłam jej prowokatorem.

– Hm... I to on rzucił butelką w Pani głowę? Chce Pani wnieść na niego skargę w związku z uszkodzeniem ciała?

– Nie... – odpowiedziałam stanowczo. – I przekręcił Pan moje słowa.

– To znaczy? – zapytał podejrzliwie.

– To znaczy, że owszem, oberwałam i to nie lekko, ale on po prostu odrzucał butelkę, która leżała w piasku na bok i nie zrobił tego celowo, żeby mnie zranić... – skłamałam, choć sama nie wiedziałam po co. – Musiał się wystraszyć kiedy upadłam, dlatego uciekł... – kłamałam jak z nut, nawet się nie zająkując.

Powinnam zgłosić nie tylko to, ale też tą rozdrobnioną pigułkę gwałtu, którą dorzucił mi do drinka i wykręcony nadgarstek wcześniej. Po jakiego mu to wszystko odpuściłam? Powinnam narobić mu niezłego bałaganu za to wszystko w co mnie wpakował. Z jakiegoś jednak powodu postanowiłam nie stwarzać mu problemów i nie zniżać się do jego poziomu, a zachować z klasą, mimo niesprzyjających okoliczności.

– Dobrze. Rozumiem... Proszę przeczytać jeszcze protokół który sporządziłem. Jeśli wszystko się zgadza, proszę o podpis i już nie będę Pani niepokoić.

Przeczytałam jeszcze raz uważnie co było na papierze. Czy wszystko jest zrozumiałe i czy nic nie zostało przekręcone z moich zeznań. Podpisałam i oddałam dokument policjantowi.

– To już wszystko. Dziękuję za współpracę i poświęcony czas. – wstał z krzesła i wyprostował ubranie.

– Przepraszam... – rzuciłam nieśmiało. – A co z chłopakiem, którego aresztowaliście? Wiktorem Kornackim.

– Na razie składa wyjaśnienia na komendzie...

– Ale dlaczego został zabrany w kajdankach? – ciągnęłam dalej.

– Z tego co mi wiadomo, nie chciał współpracować z policjantami i musieli zabrać go siłą. – odpowiedział zakładając niebieską czapkę. – Do widzenia Pani.

– Do widzenia. – odparłam grzecznościowo i padłam wykończona na łóżko.

– Skończyliście? – usłyszałam głos przyjaciółki, wtykającej głowę przez drzwi, aby upewnić się że funkcjonariusz wyszedł.

– Tak, jestem wykończona tymi całymi wyjaśnieniami... Majka? – rzuciłam w jej stronę. – Nie obrazisz się, jak się troszkę zdrzemnę?

– No coś Ty?! – odparła wręcz entuzjastycznie. – Wrócę do domu, też się położę, bo wieczorem moja zmiana, a Ty nabieraj sił... A, bo bym zapomniała... – mówiła wyciągając z torebki mój telefon. – Przywiozłam Ci komórkę. Daj znać o której Cię jutro wypuszczą. Przyjadę po Ciebie.

– Dziękuję... Jesteś niezastąpiona... – wtuliłam się mocno w jej otwarte, wyciągnięte w moim kierunku ramiona.

– Śpij dobrze. – rzuciła na odchodne a ja pogrążyłam się we śnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro