34. "Obsługa hotelowa!"
Jechaliśmy spokojnie, nie łamiąc po drodze żadnych, nawet najmniejszych przepisów. Za oknem przelatywały kolejne widoki: lasy, pola, wsie i miasta próbując zwabić nas swoim pięknem. Rozkoszowałam się, każdą kolejną panoramą, pogrążając się coraz bardziej w swoim wewnętrznym świecie. Moją głowę wciąż zaprzątała wyprowadzka przyjaciółki. Płakałam jak bóbr, kiedy z walizką w rękach, po raz ostatni zamykała drzwi naszego wspólnego mieszkania. Całe szczęście Wiktor był ze mną i wspierał mnie przysłowiowym rękawem, abym mogła otrzeć swoje łzy. Jak ten świat się zmieniał... Moja głowa była pełna sprzecznych emocji i niedoścignionych myśli. Tyle lat pod jednym dachem z jedną wspaniałą przyjaciółką i nie potrafiłam się przygotować psychicznie na taki moment, który swoją drogą, prędzej czy później by nastąpił. Przecież nie miałyśmy w planach spędzenia reszty życia w jednym mieszkaniu, otoczone na starość tuzinem kotów, które traktowałybyśmy jak własne dzieci. Zawsze marzyło nam się założenie własnych rodzin z facetami, którzy będą nas darzyć bezgraniczną miłością a my ich.
– Och życie... Ciężko za Tobą nadążyć... – westchnęłam zamykając oczy i oparłam się o zagłówek fotela pasażera.
– Niech zgadnę. – przerwał moje dumanie Wiktor, kierujący swoim terenowym autem. – Znów myślisz o Majce?
– Czy to aż tak widać? – zapytałam lekko zdumiona.
– Nie no... Wcale... – wtrącił sarkastycznie Karol siedzący na tylnym siedzeniu samochodu. – Tylko te neony nad Twoją głową wciąż wyświetlają słowo "Majka" i rażą po oczach.
– Karol! Zamknij się w końcu! – przerwał chłopakowi niezadowolony Wiktor.
– Nie Wiktor... W porządku. – powiedziałam ciepło. – On ma stu procentową rację. – przyznałam rację chłopakowi, który zawsze dobitnie i z hukiem potrafił sprowadzić mnie na ziemię. – Tęsknię za nią, bo jest dla mnie jak starsza siostra, ale to nie powinno popsuć nam tego weekendu. – uśmiechnęłam się zalotnie do mojego mężczyzny, wyobrażając sobie jego reakcję, na niespodziankę, którą już niedługo miał na mnie zobaczyć. – Tym bardziej, że długo się do tego przygotowywałeś.
– No i Amen siostro... – wtrącił rozbawiony, zielonooki chłopak, rozkładając ramiona na całej szerokości siedziska, jakby, to, że zgodziłam się z jego opinią sprawiło, że poczuł w sobie znaczny nadmiar dumy.
Warszawa była już niedaleko. To tutaj Wiktor miał skrzyżować ponownie swoje rękawice z dawnym rywalem. Mimo, że gala miała odbyć się dopiero następnego dnia, postanowiliśmy spędzić w tym mieście cały weekend i nacieszyć się stolicą.
– To jakie plany na wieczór? – rzucił od niechcenia blondyn a ja wzruszyłam tylko ramionami, bo w sumie, nie zastanawiałam się nad jakimś konkretnym rozkładem zajęć. – Ok... Widzę, że nic nie zaklepaliście. – ciągnął chłopak, wymyślając plan działania na poczekaniu. – To co?... Dzisiaj impreza, jutro miasto, wieczorem gala i świętowanie do samego rana... A później się zobaczy jak wytrzeźwiejemy...
– Jakie świętowanie? – zapytał poważnie Wiktor.
– Twojej wygranej ma się rozumieć. – powiedział przekonany o swojej racji chłopak.
– Dobrze wiesz, że nie jadę tam z zamiarem wygranej. – warknął nerwowo błękitnooki. – Baki jest świetnym zawodnikiem. Jeśli jest tak samo dobry co cztery lata temu, to ta walka do łatwych nie będzie należeć.
– Ale jesteś dobrze przygotowany. – przerwał mu Karol. – Trener mówił, że masz spore szanse.
– Oj tam, trener. – zamyślił się na chwilę. – Chcę się sprawdzić, z kimś, kto z taką łatwością potrafił mnie pokonać. I niech w końcu do Ciebie dotrze, że nie zależy mi na wygranej, ale... – zrobił lekką pauzę. – Może po walce uda się wszystkim zawodnikom pójść na piwo. – spojrzał na mnie przez ułamek sekundy, jakby chciał prosić mnie o pozwolenie na wyjście z kumplami. – Jeśli oczywiście Sara nie będziesz miała nic przeciwko.
– No co Ty. – zaśmiałam się na widok jego poważnej miny. – Było by super, gdybyście się wszyscy razem spotkali.
Stanęliśmy na ogromnym parkingu pod hotelem, który bardziej przypominał drapacz chmur, niż zwyczajny budynek. Jego kolosalne rozmiary, aż onieśmielały kogoś, kto całe życie spędził w jednym miejscu i obracał się w tym samym otoczeniu.
– Niezły. – rzucił z zadziornym uśmieszkiem Karol wyciągając z bagażnika swoją torbę.
– Wiesz... – zaczął spokojnie Wiktor. – Do pięciogwiazdkowego mu daleko, ale pokoje w porządku i w przystępnej cenie. Poza tym jesteśmy blisko centrum więc na jakiś dobry bar czy imprezę na pewno się załapiesz. – dorzucił od niechcenia.
– Ja? – zdziwił się blondyn. – Może jeszcze powiesz, że Wy nigdzie nie będziecie wychodzić poza obręb swojego pokoju?
Zmieszałam się nieco i zaczerwieniłam, bo pomyślałam o niespodziance, którą miałam dla swojego mężczyzny. Najchętniej rzuciłabym się na niego już w progu pokoju i nie wypuszczała ze swoich objęć do samego wyjazdu, ale nie dla samej przyjemności przecież tu przyjechaliśmy.
– Nie, no co Ty... – uśmiechnęłam się ochłonąwszy nieco. – Tylko też musimy pamiętać, że Wiktor ma jutro walkę i musi być wypoczęty, w pełni sił.
– O to się nie martw Kochanie.
Spojrzał na mnie zadziornie, z tańczącymi ognikami w oczach. Zamknął bagażnik i mocno przyciągnął do siebie, kradnąc słodkiego całusa z moich ust.
– Uch... Nie za dobrze Wam? – burknął z niezadowoleniem Karol. – Jesteście tak słodcy, że już rzygam tą tęczą. – wziął swoją torbę i ruszył w kierunku budynku, nie czekając na naszą dwójkę.
– Brakuje mu fajnej dziewczyny do kompletu. – stwierdziłam patrząc na reakcję chłopaka.
– Tylko takiej jak Ty to już nie znajdzie, bo ja Cię nikomu nie oddam. – uświadomił mi rozbawiony Wiktor.
Hotelowy pokój był bardzo przytulny. Rzuciwszy walizkę przy drzwiach postanowiłam rozejrzeć się po jego zakamarkach. Wiktor od razu rzucił się na duże, podwójne łóżko, przykryte białą bawełnianą pościelą i z zadziornym uśmieszkiem na twarzy badał każdy mój ruch myszkowania po pokoju. Odsłoniłam masywne zasłony, które zakrywały piękny widok na miasto i blokowały promienie słońca, które tańczyło jeszcze wysoko na niebie. Aneks kuchenny był tak wyposażony, że z łatwością można by było wykonać w jego zaciszu niejeden, dość prosty, ale za to smaczny posiłek. Przeszłam obok ogromnego łóżka, kierując swoje kroki w stronę łazienki. Była stylowa i elegancka, ale to co najbardziej mnie ucieszyło w tym miejscu, to widok dość sporej wanny, do której z łatwością zmieściłoby się z pięć osób. Już rozpływałam się na samą myśl o gorącej, aromatycznej kąpieli, przy relaksujących dźwiękach muzyki i moim nagim facecie, myjącym mi plecy... Hm... Tak, to był bardzo przyjemny plan na wieczór we dwoje. – pomyślałam przygryzając zadziornie dolną wargę na samo wspomnienie tego widoku w mojej głowie.
– Sara! – krzyknął z pokoju rozbawiony Wiktor – Zasnęłaś tam?!
– Tak! Na stojąco! – odpowiedziałam nie mogąc powstrzymać się od sarkazmu.
Wyszłam z łazienki. Zgasiłam za sobą światło i zamknęłam drzwi. Podeszłam powoli do chłopaka krzyżując ręce na piersiach i z kokieteryjnym spojrzeniem dodałam:
– A Ty już testujesz łóżko? Wygodne chociaż?
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo w jednej sekundzie chłopak pociągnął mnie do siebie i leżałam już plecami na miękkim materacu. Wiktor zawisł nad moją twarzą, jakby zastanawiał się, czy odpowiedzieć, czy od razu przejść do przyjemniejszych rzeczy. Jego na pół przymknięte powieki zdradzały wewnętrzną walkę samym ze sobą. Był tak blisko mnie. Czułam jego zapach i jego pożądanie, które starał się stłumić w zarodku. Nie chciałam mu w tym jednak pomagać. Oblizałam powoli wargi, rozchylając nieco usta. Podniosłam lekko biodra, tak aby jego gorące ciało poczuło moje, na co zareagował ledwo słyszalnym jęknięciem. Uśmiechnęłam się zadziornie, niczym diablica wykonująca swój niecny plan małej zemsty. Wygraną miałam wręcz w kieszeni. Coraz ciężej, było mu opanować swoje wzbierane podniecenie, które coraz wyraźniej odznaczało się w materiale jeansowych spodni. Triumfowałam wpatrując się w jego lazurowe oczy, które za każdym razem pochłaniały mnie bez reszty.
– Niezłe sobie ziółko znalazłem... – wyszeptał, badający wciąż moją twarz. – I jeszcze się ze mną droczysz. – dodał wzdychając, jakby coś ciężkiego uciskało jego klatkę piersiową.
– Wiktor... – zaczęłam delikatnie. – Sam zacząłeś...
Przygryzłam kokieteryjnie dolną wargę, ponownie ocierając się podbrzuszem o jego męskość. Jednym gwałtownym ruchem ścisnął mój pośladek, nie pozwalając moim biodrom zsunąć się ponownie na bawełnianą pościel. Jego oddech stał się ciężki, a pożądanie coraz bardziej wyczuwalne i już nie tylko u niego, ale także u mnie. Robiłam się coraz bardziej mokra, z każdym kolejnym otarciem o jego nabrzmiałe spodnie.
– Chodź do mnie... – wyszeptałam, pociągając go za szyję w dół.
Coraz ciężej było mi się kontrolować. Pragnęłam jego gorącego ciała, jego dotyku, jego ust na mojej skórze. Przywarłam ustami do jego warg i odpłynęłam w świat rozkoszy. Zaczęliśmy powoli i delikatnie smakując swoich języków, po czym stopniowo zwiększyliśmy tempo. Wciąż było nam siebie za mało. Dni i noce jakby trwały tylko chwilę, która mijała zbyt szybko i nie chciała się zatrzymać. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, nasycić, wciąż pragnęliśmy więcej i więcej. Jego usta zaczęły błądzić po mojej szyi, ramionach i niespiesznie kierowały się w stronę niemałego dekoltu. Jęknęłam, kiedy przez moje ciało przebiegł kolejny, przyjemny dreszcz podniecenia. Szarpnęłam Wiktora za koszulkę, dając mu tym do zrozumienia, żeby jak najszybciej się jej z siebie pozbył. Nie musiałam długo czekać na reakcję. W mgnieniu oka bluzka wylądowała na podłodze, a w ślad za nią i moja, która odsłoniła czerwony koronkowy stanik, który uwydatniał moje krągłości. Wiktor przez chwilę przyglądał się temu widokowi z aprobatą, po czym ponownie dopadł do mnie jak wygłodniałe dzikie zwierzę. Między kolejnymi, namiętnymi już pocałunkami, pozbył się czerwonego materiału z moich piersi, rzucając gdzieś za siebie. Bawił się moimi sutkami, to całując, to przygryzając, co doprowadziło mnie do obłędu. Brakowało mi już tchu, a fala gorąca rozlała się po moim ciele. Ściągnęłam pasek ze spodni Wiktora, niemal go wyszarpując i również, nie wiadomo gdzie rzuciłam go gdzieś na bok, w momencie, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi pokoju. Zamarliśmy oboje w swoich objęciach, jakby to miało spowodować, że staniemy się niewidoczni i niesłyszalni dla osoby stojącej za drzwiami.
– Obsługa hotelowa.
Dobiegł do naszych uszu stłumiony głos kogoś w korytarzu. Był jakiś dziwny, ni to kobiecy, ni męski.
– Czy mogę wejść?
– Chwileczkę! – krzyknął Wiktor.
Cmoknął mnie w przelocie w usta, po czym dosłownie zeskoczył spanikowany z łóżka, zbierając po podłodze nasze ubrania, które pod wpływem chwili uniesienia, zdołaliśmy rozrzucić po całym pokoju.
– Gdzie pasek? – zapytał szeptem.
– Tam... – wskazałam palcem na nogę małego stolika, który był oparty o ścianę tuż przy drzwiach. – A stanik? – zapytałam spanikowana, zakładając pospiesznie bluzkę.
Chłopak tylko wzruszył ramionami, bo w tym całym pośpiechu nie było nawet czasu na porządne rozglądanie się po pomieszczeniu.
– Dobra otwieraj... – machnęłam ręką, na znak, że wszystko mi jedno.
Wiktor podszedł do drzwi, otwierając je gwałtownie. Ku naszemu zdziwieniu, w progu nie stał nikt z obsługi hotelowej, tylko rozbawiony Karol we własnej osobie. To dlatego ten głos wydał mi się taki jakiś dziwny, nienaturalny, a mój mężczyzna widząc swojego przyjaciela przed sobą aż poczerwieniał ze złości.
– Długo kazałeś mi czekać. – rzucił od niechcenia zielonooki do mojego faceta i nie czekając na zaproszenie wpakował się do środka naszego pokoju, rozglądając się wokoło siebie. – Nie przeszkodziłem Wam w czymś? – dopytał z zadziornym uśmieszkiem.
– Nie... – powiedziałam spokojnie przewracając przy tym oczami i poprawiając włosy, aby nie zauważył, że moja fryzura już nie była taka idealna jak w chwili wejścia do okazałego budynku.
– Jesteś pewna? – drążył temat a ja w myślach nokautowałam go raz za razem za ten głupi pomysł przerwania nam takiej wspaniałej chwili intymności.
– Oczywiście... – wycedziłam przez zęby badając reakcję chłopaka.
– Nie rozpakowaliście się jeszcze? – zapytał nad wyraz spokojnie, jakby miał zaraz wyciągnąć jakiegoś asa z rękawa i utrzeć naszej dwójce nosa.
– Jakoś się nie złożyło... – rzucił wzburzony jeszcze Wiktor. – Po coś przylazł? Nie masz co robić u siebie? – zapytał ostro krzyżując ręce na piersiach.
– Stęskniłem się za moimi gołąbkami. – zażartował chłopak, siadając na brzegu łóżka, na skos ode mnie, jakby był u siebie.
– Karol! – skarcił go Wiktor.
– No co?! – oburzył się blondyn. – Rozpakować się nie zdążyliście, ale pogubić swoje ubrania to był już czas?
Spojrzałam zażenowana na Karola, potem na Wiktora, który udawał, że nie wiedział o co mu chodziło, aż zatrzymałam się z powrotem na zielonookim. Patrzyłam na niego pytająco, czekając w ciszy na jakieś wytłumaczenie, rzuconych w naszym kierunku słów. Chłopak nie wytrzymał tego napięcia. Westchnął głośno, wstał w milczeniu i podszedł do naszych bagaży wyciągając coś zza nich i chowając przed naszym wzrokiem za swoimi plecami.
– Suty Ci sterczą. – powiedział stanowczo.
Rzucił w moją stronę koronkowy stanik, który jakimś cudem wpadł między nasze walizki. Zamarłam, a moją twarz zalał przysłowiowy burak, dorównujący w tym momencie kolorem do biustonosza. Było mi tak strasznie wstyd. Nie wiedziałam jak zareagować. Może obrócić wszystko w żart, a może zapaść się po prostu pod ziemię. A może wybiec z krzykiem do łazienki, albo zanurkować pod kołdrą... Byłam skołowana.
– Mogliście się chociaż do końca ubrać.
Zagotowało się we mnie na te słowa, przecież nikt go tu teraz nie zapraszał, więc mogliśmy robić co chcieliśmy. Nie był naszym rodzicem, żeby mówić nam co mieliśmy robić w wolnym czasie.
– Wiesz Karol... – zaczęłam spokojnie wstając z pościeli ze stanikiem w ręce. – W swoim pokoju mogę chodzić ubrana jak mi się podoba, nawet bez bielizny, jeśli będę miała na to ochotę... – zmarszczyłam brwi, karcąc go tym samym za jego obecność w tym momencie, tam gdzie był niemile widziany. – Poza tym, do trójkąta Cię nie zapraszaliśmy, więc odrobinę prywatności nam się należy...
Nie czekałam na żadną ciętą ripostę, którą zwykle miał w zwyczajuwtrącać chłopak. Ostentacyjnie przerzuciłam stanik przez prawe ramię i powoliruszyłam w stronę łazienki zostawiając za swoimi plecami rozbawionego Wiktora iniezwykle skołowanego Karola.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro