33. Strach ma tylko wielkie oczy
Przemierzałyśmy kolejne regały, niczym drapieżniki polujące na drobniejszą zwierzynę, aby wyłapać najlepsze modowe perełki. Majka była wręcz w swoim żywiole. Shopping, to było to słowo, które w oka mgnieniu poprawiało jej humor i wyciągało nawet z najgłębszego dołka.
– Sara! Zobacz tą kieckę! – krzyknęła, podnosząc w górę, srebrno-błękitną, satynową sukienkę na jednym ramieniu, która na czarnym sklepowym wieszaku prezentowała się całkiem, całkiem. – Wyglądałabyś w niej bosko. – obracała ją z każdej strony, przykładając do mojego ciała, potwierdziwszy tym samym swoje dotychczasowe przypuszczenia.
– Rzeczywiście jest śliczna, ale mam dosyć sukienek. – rzuciłam od niechcenia, nie chcąc sprawiać przykrości przyjaciółce.
– Martwisz się o chłopaków? – westchnęła.
Odłożyła sukienkę z powrotem na wieszak, a ja jak zwykle zrobiłam głupią minę, jakby przyłapała mnie na jakimś kłamstwie. To ja miałam zadbać o jej dobre samopoczucie dzisiejszego popołudnia, a nie sama wpadać w melancholijny nastrój.
– No masz mnie Majka. – powiedziałam, starając się uśmiechnąć jak najszczerzej tylko w tej chwili mogłam. – Cholernie się o nich boję.
– Wiesz Sara... Obeszłyśmy już chyba z piętnaście sklepów z ciuchami i kupiłam już wystarczająco, żeby znowu nie móc zamknąć szafy. – zaśmiała się podnosząc w górę swoje torby z zakupami. Było widać, że ta terapia odniosła spory sukces. – Także, musisz wejść ze mną w jeszcze jedno miejsce, a potem idziemy do kawiarni na kawę, ploty i użalania się. – oznajmiła stanowczo. – A jak starczy czasu i chęci to pójdziemy jeszcze do tego kina... Co Ty na to?
– Pasuje mi taka opcja. – zaśmiałam się, bo wiedziałam, że i tak postawi na swoim, choćbym zaparła się rękami i nogami. – Gdzie idziemy?
– A... – zachichotała. – Dowiesz się na miejscu...
Pociągnęła mnie za sobą, jakby spieszyła się na jakieś umówione spotkanie. Minęłyśmy kolejne, kolorowe witryny sklepowe, zachęcające do wejścia do środka i wydania jak największej ilości gotówki. Wabiły zakupoholików, jak lep na muchy, łapiąc je w sidła promocji i obniżek. Stanęłyśmy przed szklanymi drzwiami sklepiku z bielizną. Spojrzałam badawczo na przyjaciółkę, na co tylko wzruszyła ramionami i rzuciła przelotnie:
– No co... Wybierz coś porządnego dla Wiktora.
Nie czekała na moją reakcję. Wciągnęła mnie za rękaw do środka. Świat koronek, falbanek, satynowych kokardek i prześwitujących materiałów stanął przed nami otworem. Ciekawe, jak zareagowałby Wiktor, gdybym stanęła przed nim ubrana w taką wyszukaną bieliznę? Przygryzłam wargę, karcąc się za samą taką myśl, kiedy to na Majce miałam skupić dzisiaj swoją uwagę. Nie mogłam się jednak powstrzymać. To było silniejsze ode mnie. Miałam w głowie teraz tylko to, jak mój facet pożera mnie wzrokiem. Jak bada każdy zakamarek mojego ciała i starannie rozwiązuje sznureczek, ledwie zakrywającej ciało, halki.
– Bujasz w obłokach Kochana. – szturchnęła mnie zadziornie przyjaciółka wytrącając tym samym z podniecającego transu. – Wiedziałam, że wybrałam odpowiedni butik.
Zaśmiała się, a ja pokryłam się niechcianym rumieńcem, znów przyłapana na gorącym uczynku, przez mojego przybocznego blond detektywa.
– Wow, Majka... Zobacz...
W moich dłoniach znalazło się body z czarnej pięknej koronki, ze skrzyżowanymi paseczkami na odkrytych plecach, których materiał w tym miejscu zakrywał same pośladki. Z przodu był zrobiony dekolt w szpic, zaczynający się w połowie piersi, a kończący tuż nad pępkiem. Ta część była na skos przeplatana aksamitną wstążeczką wiązaną u samej góry na małą kokardkę. Do kompletu były też pończochy samonośne, choć sama koronkowa bielizna strasznie przypadła mi do gustu.
– Jest piękna... – westchnęłam, zachwycając się nad nią.
– Masz oko Sara. Wiktor oszaleje na Twój widok. – przewróciła oczami, jakby chciała zaznaczyć ogrom i powagę wypowiedzianych słów.
– Strasznie mi się podoba... Biorę to body...
Zdecydowałam od razu, prosząc ekspedientkę o pomoc w znalezieniu odpowiedniego rozmiaru i zapakowaniu mojego zakupu. Chyba pierwszy raz w życiu, aż tak spodobała mi się jakaś bielizna, że nawet nie spojrzałam prędzej na metkę z ceną, co przy każdych zakupach było moim odruchem bezwarunkowym.
Usiadłyśmy w pobliskiej kawiarence, zamawiając gorącą czekoladę z bitą śmietaną, jak za studenckich czasów i zrobiłyśmy przegląd naszych zdobyczy.
– Myślisz, że Wiktorowi się spodoba? – zapytałam popijając słodki napój.
– Jeszcze pytasz? – zapytała zdziwiona. – Oby Ci na zawał nie zszedł jak Cię w tym zobaczy.
Zaśmiała się i zaczęła kiwać do kogoś, kogo zobaczyła w oddali, przywołując tą osobę do naszego stolika. Dopiero po chwili, z tłumu ludzi wyłoniła się sylwetka Sławka.
– Cześć dziewczyny. Widzę, że zakupy idą pełną parą. – stwierdził zadziornie chłopak, spoglądając na stos toreb, ledwo mieszczących się koło stolika.
– Hej, siadaj z nami. – rzuciła przyjaźnie Majka. – Co u Ciebie nowego?
– A... – machnął ręką. – Praca, praca i jeszcze raz praca... Nawet na Waszą imprezę nie udało mi się zamienić dyżuru.
Zamówił u kelnerki kawę i dopiero kiedy zrobił kilka łyków czarnego jak smoła napoju, rozluźnił się nieco z zaciekawieniem słuchając o wrażeniach Majki z ich wieczoru w "Klifie", kończąc na dzisiejszym buszowaniu po sklepach.
– Sławek, a może Ty jako facet ocenisz zakup Sary? – zapytała spokojnie dziewczyna.
– Majka no coś Ty? – pukałam palcem w czoło z niedowierzaniem słuchając tej głupoty.
– Nie no Młoda. – zaczął delikatnie chłopak. – Co Ty takiego mogłaś kupić, czego nie mógłbym zobaczyć?
– Bieliznę... – wycedziłam przez zęby, nabierając buraczanego koloru.
– Mało powiedziane. – wtrąciła przyjaciółka. – Czarne koronkowe body, bez pleców, na cienkich ramiączkach... Bajka... A jeszcze zastanawia się, czy Wiktorowi będzie się podobać. – rzuciła od niechcenia, a ja poczułam się lekko zażenowana.
– No cóż... – zaczął chłopak spokojnie. – Nie widziałem, ale z opisu wydaje się być świetne. Gdyby moja dziewczyna wyskoczyła przede mną w jakiejś seksownej bieliźnie, to nie miałaby szans się ode mnie opędzić. – zaśmiał się zadziornie, próbując sobie wyobrazić daną sytuację. – Oj tak... Z łóżka bym jej wtedy nie wypuścił...
Spojrzałyśmy z Majką po sobie pytająco i zaczęłyśmy śmiać się w głos, powodując zmieszanie Sławka.
– Dziewczyny... No co Wy? Jestem normalnym, zdrowym facetem i mówię Wam... Jeśli któraś z Was stanie na pół goła przed swoim mężczyzną, to chyba musiałby być chory nie korzystając z takiej sytuacji.
– Dobrze, dobrze... Zrozumiałyśmy... – odpowiedziałam przewracając przy tym oczami. – A Ty masz już kogoś na oku?
– A mam... – odparł zadziornie chłopak upijając kolejny łyk kawy.
– No opowiadaj! – wystrzeliła zniecierpliwiona, pikantnych newsów Majka.
Chłopak powoli i dokładnie opowiadał o nowej stażystce, którą przyjęto na oddział ratunkowy parę tygodni temu. Mówił o jej walorach, o wspólnych rozmowach i tym, że widują się na razie tylko w pracy, co w najbliższym czasie miał zamiar zmienić. Robił niesamowicie maślane oczy na samo wspomnienie tej dziewczyny, co bardzo mi się podobało. Był świetnym przyjacielem i życzyłam mu jak najlepiej.
Robiło się późno, ale i tak udało nam się zdążyć do kina na seans z kryminałem w tle, który wybrała Majka. Pożałowałam wkrótce, decyzji o doborze filmu, bo strzelaniny, gangsterzy napadający na niewinnych ludzi, brudna forsa i krwawe porachunki tylko wzmogły moją niepewność jaka towarzyszyła spotkaniu chłopaków z tymi dwoma "śliskimi" typami dzisiejszego wieczoru. Bałam się, że coś pójdzie nie tak, a ja mogłam się nawet nie dowiedzieć, gdyby coś naprawdę się im stało. Ta niepewność i strach zabijały mnie od środka. Nie skupiłam się na dużym ekranie w sali, a na ciągłym sprawdzaniu skrzynki z wiadomościami na telefonie. Byłam usatysfakcjonowana, kiedy seans dobiegł końca. W innych okolicznościach byłabym przeszczęśliwa, że spędziłam z przyjaciółką tak urocze, późne popołudnie. Dzisiaj jednak w mojej głowie szalał natłok myśli, których nie mogłam w żaden sposób okiełznać.
Było już po dziesiątej a ja nadal nie dostałam, żadnej wiadomości ani od Wiktora, ani nawet od Karola. Siedziałam tylko skulona pod kocem, na naszej zamszowej kanapie i biłam się ze swoimi myślami.
– Masz...Wypij... – przyjaciółka postawiła przede mną spory kubek, świeżo zaparzonej melisy. – Może Cię troszkę odstresuje.
– Majka, on już powinien być. Może coś się stało? – powiedziałam cicho i niepewnie.
– Sara, nie możesz się wszystkim tak zamartwiać. – dodała dziewczyna stanowczym tonem. – Wiktor to duży chłopiec, umie o siebie zadbać. – uśmiechnęłam się, choć nie do końca uspokoiły mnie te słowa.
Majka nie znała całego obrazu sytuacji, w której znalazł się Karol, inaczej pewnie sama panikowała by nie mniej niż ja.
– Nie obraź się, ale padam już na twarz. Wykąpię się i położę się do łóżka. – oznajmiła ziewając przy tym dwa razy. – Gdyby coś się jednak działo i byś mnie potrzebowała, to budź mnie nawet w środku nocy... Ok?
– Tak... Dziękuję... – powiedziałam ciepło popijając zaparzone ziółka. – Śpij dobrze...
Minęła kolejna, długa godzina, a ja wlewałam w siebie już czwarty kubek melisy. Majka przewracała się w swoim łóżku na drugi bok, wykończona zakupowym szaleństwem a ja czekałam i czekałam.
"Stoję pod drzwiami. Nie wiem, czy już nie śpisz, więc nie chcę pukać."
Dostałam w końcu upragnioną wiadomość od Wiktora. Zerwałam się na równe nogi, jakbym właśnie wystartowała w jakimś sprincie na czas. Doskoczyłam wręcz do drzwi i cicho je otwarłam, aby nie obudzić współlokatorki. W progu stał uśmiechnięty Wiktor, cały i zdrowy. Rzuciłam mu się na szyję, wyściskując, jakbym nie widziała go przez kilka, długich lat. Wręcz zaciągnęłam się zapachem jego wody toaletowej, upewniając się, że to nie żadna fatamorgana.
– Kochanie... Udusisz mnie. – wyszeptał zadziornie, podśmiechując się pod nosem. – Może wejdźmy do środka? – zaproponował, a ja wciągnęłam go za rękę sadzając na kanapie przed włączonym jeszcze przed chwilą telewizorem.
– Mów co się tam działo. – powiedziałam niepewnym głosem, z lekką obawą, że mogłam usłyszeć coś co mi się nie spodoba.
– Chyba mniej niż tutaj...
Wyszczerzył rząd białych zębów, zwracając moją uwagę na zaśmiecony, szklany stolik. Stały na nim cztery kubki po ziółkach uspokajających w towarzystwie dwóch opakowań melisy i pustym opakowaniu nadziewanej czekolady, którą z nerwów wciągnęłam do ostatniego kawałeczka.
– Nie dawałeś znaku życia... – zaczęłam stanowczo szturchając go w ramię. – Bałam się o Ciebie... Wystarczyło napisać lub chociaż wysłać głuchacza, że wszystko z Tobą w porządku.
Odwróciłam od niego twarz, czując jak całe wzbierane przez te długie godziny napięcie, ulatuje ze mnie jak z wypuszczonego z rąk balonu. Oczy mimowolnie zaszły mgłą, a po policzku spłynęła łza, którą wytarłam szybkim ruchem w rękaw, mając nadzieję, że chłopak tego nie zauważył. Nie lubiłam okazywać słabości, bo powodowało to tylko litość i współczucie w oczach innych, a tego nie umiałam znieść.
– Bałam się... – powtórzyłam ledwo słyszalnie oddalając od siebie wszystkie czarne myśli, które przez poprzednie godziny tłumiły mój zdrowy rozsądek. – Że już nie wrócisz...
– Nigdzie się nie wybieram.– wyszeptał przytulając mnie do siebie i całując w czubek głowy.
Poczułam się bezpieczna i spokojniejsza w jego silnych, a zarazem delikatnych objęciach. Cały strach, wszystkie obawy zaczęły się ode mnie oddalać, uzewnętrzniając resztki niepokoju w postaci cichych łez, zaznaczających mokre linie moich policzków.
– Nie ma na tym świecie takiej siły, która by mnie od Ciebie oderwała...
Wtuliłam się mocniej w mojego mężczyznę, niechcący zostawiając mokre odbicie twarzy, na granatowej bluzce, czego bardzo chciałam uniknąć.
– Ej... Kochanie...
Chłopak delikatnie odsunął mnie od siebie, podnosząc w górę mój podbródek, abym na niego spojrzała. Mokre rzęsy i czerwone oczy mówiły same za siebie.
– Już wszystko w porządku. – zaczął cicho i spokojnie. – Już nie musisz się zamartwiać... Karol spłacił gościa u którego się zapożyczył. Poszarpali się trochę, pokrzyczeli, ale nie musiałem nawet interweniować... Także wszystko poszło po naszej myśli, a po wszystkim, tak jak obiecałem, przyjechałem prosto tutaj. – uśmiechnął się szeroko, lustrując moją twarz. – Powiedz coś... Sara...
– Przytul mnie i trzymaj tak do samego rana... – wyszeptałam cichutko a na reakcję nie musiałam długo czekać.
Położyliśmy się tu gdzie byliśmy, na złożonej kanapie pod ciepłym,puchowym kocem. Wiktor wtulił mnie mocno w siebie, dając mi w ten sposób to,czego najbardziej teraz potrzebowałam, swoją miłość i oparcie. Byłam jużspokojna i nie wiedząc nawet kiedy, odpłynęłam do krainy snów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro