Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Niespodziewane wyznanie

Kiedy otworzyłam oczy był już późny wieczór. Dałam się otulić Morfeuszowi na kilka ładnych godzin. Wykończyły mnie po prostu te wszystkie atrakcje dzisiejszego dnia i wzmożone odwiedziny, do których nie przywykłam. Ruszyłam się niezdarnie, poprawiając swoje zmęczone ciało na łóżku i zamarłam na chwilę. Obok, na krześle siedział Wiktor. Między splecionymi ramionami położonymi na mojej pościeli, miękko opadała mu głowa w lekkiej drzemce. Był taki spokojny i tak przystojny jednocześnie. Powstrzymywałam się, żeby nie dotknąć jego bujnej czupryny, jego delikatnie zarysowanej szczęki z lekkim zarostem, żeby tak po prostu nie przytulić. Ale nie... musiałam być twarda. Żaden facet nie mógł ze mnie robić swojej zabawki. Żaden nie mógł traktował mnie jak swojego trofeum. Koniec z tym...

– Siedzi tu u pani tak już dobre trzy godziny. – powiedziała pielęgniarka, która przyszła wymienić kroplówkę. – Nie zdarza się często, żeby ktoś się o kogoś tak martwił. – rzuciła na odchodne.

Martwił? A może po prostu gryzło go sumienie, że odkryłam ten cholerny zakład, albo chciał się dowiedzieć czy nie doniosłam na ich dwójkę Policji? – myślałam sobie, kiedy chłopak zaczął się lekko wiercić na krześle, aż całkowicie podniósł głowę do góry, przecierając twarz, jakby nie spał kilka dni.

– Hej Piękna. Jak się czujesz? – zapytał sennie, łapiąc mnie za zlodowaciałą dłoń.

Odepchnęłam go, nie chcąc czuć na skórze jego dotyku. Mój wzrok przeszywał go niczym ciernie, przekazując tylko niespotykany ból mojej duszy.

– Bywało lepiej. – parsknęłam opryskliwie, nie patrząc nawet w jego stronę.

– Sara... Pozwól mi wszystko wyjaśnić. – powiedział, próbując przykuć mój wzrok.

– Nie sądzisz, że już wszystko zostało powiedziane?! – wybuchłam, a po policzku spłynęła łza. – Zakład wygrany! Tam są drzwi! – wskazałam ręką, na szarą futrynę.

– Nie... nie wyjdę, dopóki nie wysłuchasz mnie od początku do końca.

Postawił się a mi popłynęły kolejne łzy raz za razem, mocząc poduszkę, na której oparłam swoją twarz. Odwróciłam się do niego plecami. Nie chciałam, żeby widział co wyprawiam. Nie mógł widzieć mojego płaczu. Nie mogłam się zdradzić. Miałam być silna a przy nim to było takie trudne. Rozpacz przenikała moje serce, kiedy pomyślałam, że wszystko co między nami było, nie było naprawdę. Że byłam tylko jego trofeum, którym mógł się pochwalić przed kolegami.

– Sara...

Dotknął delikatnie mojego ramienia, a ja znów strąciłam jego dłoń. Siedział w milczeniu jeszcze jakiś czas, pewnie nie wiedząc jak zacząć.

– No mów jak chcesz. – rzuciłam chłodno uspokajając oddech. – Nie obiecuję jednak, że będę tego słuchać.

– Dobre i to... – westchnął i zaczął wszystko opowiadać jak na spowiedzi. Nie chciałam go słuchać, a jednak z uwagą to robiłam, nadal tępym wzrokiem wpatrując się w białe ściany sali.

– Tak jak Ci już prędzej wspomniałem... Na początku byłaś dla mnie tylko obcą osobą. Zgrabną dziewczyną z baru, której dogryzali moi znajomi. Po wyjściu z lokalu Karol rzucił głupio, że może się nawet ze mną założyć o kasę, że Cię poderwie i się z nim prześpisz.... Znamy się od małego. Wychowaliśmy się praktycznie na jednym podwórku. Zawsze mieliśmy głupie pomysły i przygody i też nie raz dla żartu się zakładaliśmy. Później nasze drogi się rozeszły. Ja wyjechałem na studia i wydoroślałem, a jemu widać zajmuje to trochę więcej czasu... Założyłem się dla żartu. Nie planowałem tego wszystkiego. Po prostu wiedziałem, że Karol dużo potrafi zrobić, aby ze mną wygrać, więc dla świętego spokoju wolałem Cię mieć na oku... – westchnął cicho i zrobił pauzę. – Im dłużej Cię obserwowałem, tym bardziej chciałem Cię poznać, ale byłaś nieugięta. Podobało mi się to... Twoja zadziorność a zarazem ostrożność w stosunku do mnie. Twoje rumieńce, kiedy zawstydzona nie wiedziałaś co powiedzieć. To wszystko było takie seksowne... – uśmiechnęłam się pod nosem, choć wciąż czułam w sobie niesamowitą wściekłość. – Zapomniałem o tym całym zakładzie i po prostu chciałem Cię lepiej poznać. Byłaś dla mnie tajemnicą, którą chciałem odkryć i nadal chcę odkrywać... Rozumiesz Sara? – Zapytał czule, aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Byłam jednak nieugięta i wzruszyłam tylko obojętnie ramionami. Poczekał chwilkę, jakby się wahał i zaczął mówić dalej. – Nawet wypytywałem o Ciebie Majkę i udało mi się od niej wyciągnąć gdzie tak pędzisz co środę...– Zdrajczyni! Pomyślałam odruchowo i słuchałam dalej. – Jedynym sposobem, żebyś mnie zauważyła było wkręcenie się na Twoje zajęcia i zrobienie z siebie totalnego głupka przed wszystkimi. Tylko to przyszło mi do głowy, żebyś zwróciła w końcu na mnie swoją uwagę...

– Zwróciłam ją dużo wcześniej... – wtrąciłam, karcąc się od razu za to, że nie utrzymałam języka za zębami.

– Czyli jednak mnie słuchasz... – aż poczułam ulgę w jego głosie. – To już dobry znak. – wtrącił. – A więc... Postawiłem wszystko na jedną kartę i czekałem na Ciebie po zajęciach. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, kiedy przeczytałem tą karteczkę... – zamyślił się chwilę. – Kiedy zobaczyłem z Tobą Karola przy barze, wiedziałem, że nie odpuścił i wziął ten chory zakład na poważnie. Widziałem też, że coś Ci dosypuje, dlatego tak szybko Cię stamtąd zabrałem. Już prędzej nie byłaś mi obojętna, a w tamtą noc po prostu się o Ciebie cholernie bałem...

– I skłamałeś mi prosto w twarz, że nie widziałeś, kto dosypał mi narkotyku do drinka!

Zawahał się i głęboko odetchnął

– Sara... Zrozum... Karola traktowałem jak młodszego brata. Na wiele rzeczy przymykałem oko i zawsze starałem się, żeby wyszedł na ludzi. Z innego miasta ciężko było to ogarnąć. Wpadł w nienajlepsze towarzystwo i nawet dostał "zawiasy" za kradzież. Jeden jego głupi wybryk i może trafić za kratki. Nie chciałem tego przed Tobą ukrywać, ale bałem się też twojej reakcji. W końcu to ktoś ode mnie próbował Cię skrzywdzić... Co byś zrobiła na moim miejscu?

– Pewnie to samo...

Przecedziłam przez zęby zaciskając kurczowo szczękę. Uświadomiłam sobie, że też zrobiłabym wszystko, żeby chronić swoją przyjaciółkę, gdyby była w podobnej sytuacji. Niezależnie co by zrobiła, zawsze stałabym za nią murem.

– Sara... Możesz się do mnie odwrócić?

Zabrzmiało to wręcz błagalnie, ale ja nie chciałam, nie mogłam. Oczy wciąż przepełniały łzy, a serce krajało się z każdym jego słowem. Usłyszałam, jak wstał z krzesła, lecz nadal leżałam w bezruchu. Wziął je ze sobą, postawił przede mną i usiadł aby widzieć w pełni moją twarz.

– Ty płaczesz?

Zapytał ściśniętym głosem, ocierając mi kolejną łzę z policzka. Jego dotyk był wręcz kojący, ale mój rozum nie mógł uporać się z bijącymi się we mnie emocjami. W jednej chwili marzyłam o tym, aby trzymał mnie w swoich silnych, ciepłych objęciach, a w drugiej chciałam mu dać w pysk, za wszystko co przez niego przeszłam. Miałam rozdarte serce i buzowały we mnie sprzeczne emocje.

– A czego się spodziewałeś? – odparłam srogo spoglądając na niego zamglonym wzrokiem. – Zraniłeś mnie, jak nigdy nikt prędzej. Nawet zdrada po kilkuletnim związku tak nie bolała. Zabawiłeś się mną i moimi uczuciami, a najgorsze, że nie mogę Cię nawet znienawidzić, bo jestem bardziej wściekła sama na siebie, że do tego wszystkiego dopuściłam!

Wyrzuciłam w końcu z siebie a on zmieszany, nie wiedział jak zareagować. Wahał się chwilkę badając mnie wzrokiem, po czym zaczął ostrożnie.

– Sara... Niczego przed Tobą nie udawałem. – powiedział czule, dotykając delikatnie mojej dłoni. Tym razem pozwoliłam mu na ten gest, a on uśmiechnął się i wyszeptał. – Zależy mi na Tobie i nikt i nic tego nie zmieni.

Patrzyłam na niego w milczeniu. Wątpiłam, choć serce krzyczało "Uwierz mu!". Rozum jednak wziął górę nad emocjami. Zachowałam się jak prawdziwa królowa lodu.

– Ciężko zaufać komuś, kto to zaufanie już prędzej zniszczył... Prawda? - zapytałam oschle.

– Powiedz co mam zrobić, a zrobię to... Bylebyś tylko znów się na mnie otworzyła.

– To nie takie proste Wiktor. Takich rzeczy nie da się od tak zapomnieć. Potrzebuję czasu, żeby sobie wszystko poukładać. Może i nie znamy się długo, ale naprawdę traktowałam tą znajomość poważnie. – ucichłam i spuściłam wzrok.

Milczeliśmy razem przez dłuższy czas, a Wiktor wciąż trzymał mnie za rękę i nie odstępował na krok. I wtedy do mnie dotarło... Policja, zeznania, kajdanki... Spojrzałam przerażonym wzrokiem na chłopaka i gwałtownym ruchem usiadłam na łóżku, chwytając się za skroń, na której zapulsował nieznośny ból.

– Sara? Co się stało? – dopytywał. – Co Ci jest? Zawołać lekarza? – wstał żwawo z krzesła, omal go nie przewracając, przytrzymując jednocześnie moje barki swoim ramieniem.

– Nie... Nikogo nie wołaj. Zaraz przejdzie. – uspokajałam go.

Było widać, że wystraszył się mojej reakcji. W sumie, patrząc z boku mogło to wyglądać nieco dziwnie. Wzięłam się w garść i powiedziałam już spokojnie:

– Pamiętam kajdanki... Aresztowali Cię... Dlaczego?

– Bo zamiast z nimi upierałem się, żeby jechać z Tobą karetką. – powiedział szybko.

Zmierzyłam go wzrokiem mówiącym "Nie wierzę Ci" i dopytałam:

– Kręcisz... Za to nie zakuwają w kajdanki.

– No dobra. Ty tym wzrokiem to nawet diabła przekonasz, że w piekle ma zimno. –uśmiechnął się pod nosem, a ja wraz z nim. – Aresztowali mnie, bo szarpałem się z Policjantem. Nie pozwolił mi z Tobą jechać do szpitala. Trochę za ostro zareagowałem i musieli mnie obezwładnić.

– I tak po prostu Cię wypuścili? – zapytałam z niedowierzaniem. – Czy to nie podlega pod jakiś paragraf?

– Podlega, ale wypuścili mnie po Twoich zeznaniach. Widocznie pomogły. – uśmiechnął się do mnie i pogłaskał po ramieniu.

– Tobie może i tak, ale... – zamyśliłam się i westchnęłam. – Czy Karol nie będzie miał teraz przeze mnie problemów?

– To już nie Twoje zmartwienie Sara. – powiedział ciepło. – Teraz najważniejsze jest Twoje zdrowie. – pocałował mnie w czoło czule i oparł o poduszkę. – Mogę przyjść do Ciebie jutro? – zapytał niepewnie.

– Wiktor... Nie wiem czy to najlepszy pomysł.

– Dlaczego? – wpatrywał się we mnie pytająco.

– Muszę przemyśleć wszystko sama na spokojnie. Rozumiesz? Nie chcę Cię zapewniać, że wszystko gra, skoro tak nie jest... Może przez jakiś czas zejdźmy sobie z drogi i nie kontaktujmy się, żeby nie komplikować sobie sytuacji?

Zobaczyłam poruszenie w jego oczach. Chyba nie to spodziewał się usłyszeć, ale nie mogłam w tej chwili inaczej. Było mi ciężko, ale nie zmieniłam decyzji. Milczał a ja zaczęłam wątpić w swoje postanowienie.

– Nie będzie to łatwe, ale zrobię jak chcesz... Dobrze wiem, że zawaliłem... – powiedział cicho, niemal szeptem. –Zadzwoń proszę, kiedy będziesz gotowa ze mną porozmawiać... Dobrze?

– Zadzwonię – uśmiechnęłam się do niego kiedy zbierał się do wyjścia.

Złapał za klamkę i stanął jakby o czymś rozmyślał, po czym odwrócił się i podszedł zdecydowanie do mojego łóżka. Objął moją twarz swoimi męskimi, silnymi dłońmi i skradł mi przyjemnie słodki, a zarazem bardzo delikatny pocałunek. Byłam zaskoczona, nie protestowałam. Nawet tego podświadomie chciałam, więc odwzajemniłam się tym samym. Złączyliśmy swoje wargi, czule badając się nawzajem, bez pośpiechu, bez zbędnych gestów, jakbyśmy robili to po raz pierwszy. A może właśnie całowaliśmy się po raz ostatni? Byłam rozdarta. Nie wiedziałam co myśleć.

Nasze usta się rozłączyły. Wiktor oparł swoje czoło o moje i przeszył mnie swoim błękitnym, głębokim spojrzeniem, jakby chciał dotknąć najbardziej skrywanych zakamarków mojej duszy. Przysunął wargi do mojego ucha, aż przeszedł po moich plecach przyjemny dreszcz i wyszeptał:

– Pamiętaj, że Cię kocham... – wyprostował się, gładząc jeszcze mój policzek i odwrócił się do wyjścia.

Choć zaskoczyło mnie to wyznanie, czułam, że było bardzo szczere. Wgłębi siebie odpowiadałam "Ja też Cię kocham", ale żadne ztych słów nie wypłynęło na zewnątrz. Właściwie to byłam tak skołowana, że nieumiałam wydać z siebie żadnego dźwięku. Patrzyłam tylko bezwładnie jak oddalasię i znika za drzwiami szpitalnego pokoju. Może nawet widziałam go po razostatni, ale nie potrafiłam zatrzymać... Nie wtedy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro