15. W białym pokoju
Obudziłam się w białej, sztywnej pościeli. Rozejrzałam się dookoła, aby ocenić sytuację. Wokoło były białe ściany, szerokie, duże okna, jakieś puste łóżko obok mnie i... kroplówka wbita w moją dłoń.
– Jestem w szpitalu? Ale jak? – pomyślałam, chwytając się z bólu za głowę, na której był zawinięty bandaż. – Dostałam butelką i zemdlałam. – przypominałam sobie.
Miałam jednak małe przebłyski. Kojarzyłam niski głos sanitariusza, który zabrał mnie z plaży. Pamiętałam głos i ciepło ciała Wiktora i... O mój Boże! Kajdanki na jego rękach... Usiadłam gwałtownie na łóżku nie mogąc pozbyć się tego widoku z przed oczu. Opuściłam nogi w dół i chciałam po prostu wyjść z sali i pojechać na komisariat.
– Dlaczego aresztowali Wiktora? – ta myśl nie dawała mi spokoju.
Oparłam gołe stopy na podłodze. Na sobie miałam tylko białą szpitalną koszulę zawiązaną niezdarnie w pasie. Chciałam wstać, lecz nogi miałam jakby z waty, a otoczenie znów zawirowało tempem karuzeli. Upadłam z hukiem na lakierowaną podłogę nie mogąc się ruszyć. Drzwi sali momentalnie się otwarły i zobaczyłam przed sobą białe chodaki jakiejś kobiety, która próbując mnie podnieść krzyknęła:
– Doktorze, pokój dwadzieścia trzy! Szybko!
Do sali dosłownie wbiegł siwy lekarz z białą brodą, w okularach i białym kitlu, a tuż za nim młody ratownik medyczny o ciemnych oczach i krótkich kasztanowych włosach.
Podnieśli mnie razem kładąc ostrożnie na łóżko.
– Kochanie jesteś w szpitalu... – powiedziała pielęgniarka, gładząc mój policzek. – Przywieźli Cię w nocy z wypadku.
– Jakiego wypadku? – odpowiedziałam zmieszana. – Tam przy barze...
– Tak wiemy... – przerwał mi niskim głosem chłopak, w którym rozpoznałam sanitariusza z karetki. – Wiemy co się stało. Uspokój się.
– Rana jest powierzchowna, nie trzeba było nawet szyć. Zrobiliśmy Ci podstawowe badania i tomografię. Wyniki są w normie, ale zemdlałaś i masz zawroty głowy, więc jeszcze do jutra zatrzymam Cię na obserwacji.
– A ta kroplówka? – jęknęłam cicho.
– To po to, żebyś się nie odwodniła. Nie wiedzieliśmy jak długo będziesz nieprzytomna. –dodał lekarz. Rzucił jeszcze okiem na moją kartę z wynikami zawieszoną na łóżku. Poklepał pościel i z uśmiechem dodał: – Potrzebujesz teraz dużo odpoczynku. Zajrzę przy wieczornej wizycie.
– Dziękuję. – wyszeptałam i wyszedł z pielęgniarką. Za ich przykładem ruszył sanitariusz. – Proszę zaczekać! – zatrzymałam go w progu. – Czy mogę Pana o coś zapytać?
– Śmiało... – odpowiedział uprzejmie. – I nie „Pan". Sławek jestem.
– Sara. – wyciągnęłam przed siebie rękę gotową do uścisku. – Tam na plaży Policja aresztowała tego chłopaka, który się bił?
– Tak. – usłyszałam zlękniona a serce mi zamarło. – Opatrzyliśmy go i Policja zabrała go na komisariat, a Ciebie przywieźliśmy tutaj. Pewnie też wezwą Cię na komendę.
– Mnie?! Dlaczego? – zdziwiłam się, bo przecież nic złego nie zrobiłam.
– Byłaś świadkiem bójki, no i przypadkową ofiarą. – Zamyśliłam się, próbując przypomnieć sobie coś więcej po upadku na ziemię, aż znów rozbolała mnie głowa. Syknęłam, chwytając się za bandaż. – Przyjdę do Ciebie później zobaczyć jak się czujesz... – spojrzałam na niego nie oczekując takiego zainteresowania. – W końcu nie codziennie zdarzają mi się takie ładne pacjentki... – uśmiechnęłam się ukradkiem, a chłopak zniknął za drzwiami pokoju.
Opadłam na łóżko i zasnęłam
– Budzi się...
Usłyszałam głos Majki przed sobą i uniosłam dość ciężkie jeszcze powieki. Siedziała wprost przede mną, na białej pościeli, a obok przy nogach łóżka stał pan Tomek.
– Sara, jak się czujesz? – zapytał szef.
– Dobrze, tylko głowa troszkę boli... – uśmiechnęłam się. – Jutro wracam do pracy...
– O, co to, to nie! – oburzył się. – Rozmawiałem z Twoim lekarzem. Do jutra minimum zostajesz w szpitalu na obserwacji. Mogłaś mieć wstrząśnienie mózgu dziewczyno! Do końca następnego tygodnia masz odpoczywać w domu.
– Ale...
– Ale co? – przerwał nie pozwalając nic powiedzieć. – Masz odpoczywać i koniec dyskusji. W końcu to ja jestem szefem. – roześmiał się a ja i Majka razem z nim.
Naprawdę, takiego przełożonego to ze świecą szukać. Potrafił ogarnąć każdą sytuację, nie tracąc przy tym zimnej krwi.
– O bar się nie martw. Mam wszystko pod kontrolą. I pamiętaj. Praca nie zając nie ucieknie, a zdrowie jest najważniejsze.
– Dobrze szefie, jak Pan uważa. – uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu. Wiedziałam, że trochę wolnego dobrze mi zrobi.
– Dziewczyny, ja będę się już zbierał. Obowiązki czekają. A ty Sara pamiętaj, żeby się teraz nie przemęczać.
– Zastosuję się do zalecenia. – przytaknęłam i zaczęłam się śmiać, kiedy przełożony wyszedł z sali.
Majka upewniła się jeszcze, że nikogo niepowołanego nie ma w pobliżu. Usiadła przy mnie na łóżku i z przejęciem w głosie powiedziała:
– Sara opowiadaj. Co właściwie się dziś stało, że aż zabrało Cię pogotowie.
– Majka... – zrobiłam pauzę spuszczając wzrok na pościel. – Od czego by tu zacząć?
– Może od samego początku. Mamy czas...
I zaczęłam opowiadać. O chłopakach przy stoliku z wieczoru kawalerskiego. O łapach Arka na moim tyłku. O zakładzie, który dotyczył mojej osoby. O bójce chłopaków, latającej butelce i Policji.
– Nie wierzę... – westchnęła otwierając oczy z niedowierzania. – A to, że Wiktor potraktowałby Cię w ten sposób chyba nigdy nie uwierzę. Dobrze widziałam, jak na Ciebie patrzy. Na odległość widać, że jest w Tobie zabujany. Nie mógłby czegoś takiego zrobić dla głupiego zakładu...
– Ty go jeszcze bronisz?! – oburzyłam się na maksa. – Fakty są faktami i tego nie zmienisz!
– Ale chciał Ci to wszystko wyjaśnić prawda? Porozmawiać z Tobą...
– To niczego nie zmieni Majka! – buntowałam się dalej.
– Ale ludzie często popełniają błędy. Czasami bardzo poważne, których konsekwencje potrafią ciągnąć się za nimi całe życie. A później nawet jeśli żałują, nie potrafią się przyznać, że zrobili coś źle. Może on po prostu, tak po ludzku się boi przyznać, że cały ten zakład miał miejsce, a później, kiedy coś do Ciebie poczuł było mu zwyczajnie wstyd...
Słuchałam, ale nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Powiedziałam mu w złości sporo nieprzyjemnych słów, ale tak zwyczajnie w świecie na nie zasłużył. Byłam tak rozgoryczona, że nie miałam ochoty go nawet oglądać. W sumie, chyba powiedziałam mu to dość dobitnie w barze, że zrozumiał.
Monolog przyjaciółki przerwało pukanie do drzwi a zza nich wyjrzał Sławek
– Mogę wejść? Nie przeszkadzam? – zapytał nieśmiało.
– Proszę... – machnęłam ręką zapraszając go do środka. – Sławek poznaj... To jest Majka, moja najlepsza przyjaciółka i współlokatorka za razem. Majka to jest Sławek. Przywiózł mnie karetką z pod baru.
– Miło mi poznać. – chłopak wyciągnął rękę do dziewczyny aby się przywitać, a ona odwzajemniła uścisk. – Chciałem tylko się upewnić co u mojej ulubionej pacjentki. – zarumieniłam się, a przyjaciółka posłała mi niewyraźne, pytające spojrzenie.
– Wszystko gra. – powiedziałam szybko.
– Dobrze to słyszeć. – odparł uśmiechając się do mnie. – Niedługo przyjedzie do Ciebie policjant, żeby spisać zeznania. Doktor Franczak przekonał komendanta, że w tej sytuacji będzie najbezpieczniej dla Twojego zdrowia, jeśli nie będziesz szwędać się sama po komisariatach, więc kogoś podeślą.
– Bardzo dziękuję. – odparłam z ulgą.
– Nie ma sprawy... Wracam do domu, ale jutro mam dyżur, więc jeszcze tu wpadnę. – spojrzał zadziornie i odwróciwszy się na pięcie wyszedł a ja siedziałam w łóżku z wypiekami na twarzy.
– Sara, co to miało być? – szturchnęła mnie Majka w ramię. – Ty to nawet w szpitalu znajdziesz sobie jakieś ciacho do schrupania. – zaśmiała się i dodała: – Przystojny jak diabli...
– Ale to nie Wiktor... – popatrzyłam na nią i uświadomiłam sobie, że wypowiedziałam te słowa na głos.
– Jesteś zakochana Sara. Jeszcze nigdy Cię takiej nie widziałam. Nie zawsze miłość jest łatwa, ale jeśli czegoś naprawdę chcesz, to warto o to walczyć...
Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, a ja nie zdążyłam nawet zastanowić się nad jej słowami, bo znów ktoś przerwał naszą rozmowę.
– Posterunkowy Karol Baryga. Czy pani Sara Małecka?
– Tak to ja. – odezwałam się uprzejmie.
– To ja może pójdę do kiosku kupić Ci jakieś gazety i przekąski. – wtrąciła Majka zostawiając mnie samą z policjantem.
– Wie Pani po co tutaj jestem?
– Tak. Chce pan spisać moje zeznania w sprawie bójki na plaży. – odparłam.
– Zgadza się. Jest Pani na siłach żeby wszystko opowiedzieć? – zapytał badawczo.
– Dam sobie radę. – zapewniłam. – Proszę pytać.
Zadawał masę różnych pytań, niekiedy nawet bezsensownych, które wydawały się po prostu nie mieć związku z całym nocnym zajściem.
– Czyli mówi Pani, że pan Karol X, bo nie zna Pani jego nazwiska, sprowokował całą tą bójkę, tak?
– Zgadza się... Ale pokłócili się o mnie, więc nie wiem czy nieświadomie ja nie byłam jej prowokatorem.
– Hm... I to on rzucił butelką w Pani głowę? Chce Pani wnieść na niego skargę w związku z uszkodzeniem ciała?
– Nie... – odpowiedziałam stanowczo. – I przekręcił Pan moje słowa.
– To znaczy? – zapytał podejrzliwie.
– To znaczy, że owszem, oberwałam i to nie lekko, ale on po prostu odrzucał butelkę, która leżała w piasku na bok i nie zrobił tego celowo, żeby mnie zranić... – skłamałam, choć sama nie wiedziałam po co. – Musiał się wystraszyć kiedy upadłam, dlatego uciekł... – kłamałam jak z nut, nawet się nie zająkując.
Powinnam zgłosić nie tylko to, ale też tą rozdrobnioną pigułkę gwałtu, którą dorzucił mi do drinka i wykręcony nadgarstek wcześniej. Po jakiego mu to wszystko odpuściłam? Powinnam narobić mu niezłego bałaganu za to wszystko w co mnie wpakował. Z jakiegoś jednak powodu postanowiłam nie stwarzać mu problemów i nie zniżać się do jego poziomu, a zachować z klasą, mimo niesprzyjających okoliczności.
– Dobrze. Rozumiem... Proszę przeczytać jeszcze protokół który sporządziłem. Jeśli wszystko się zgadza, proszę o podpis i już nie będę Pani niepokoić.
Przeczytałam jeszcze raz uważnie co było na papierze. Czy wszystko jest zrozumiałe i czy nic nie zostało przekręcone z moich zeznań. Podpisałam i oddałam dokument policjantowi.
– To już wszystko. Dziękuję za współpracę i poświęcony czas. – wstał z krzesła i wyprostował ubranie.
– Przepraszam... – rzuciłam nieśmiało. – A co z chłopakiem, którego aresztowaliście? Wiktorem Kornackim.
– Na razie składa wyjaśnienia na komendzie...
– Ale dlaczego został zabrany w kajdankach? – ciągnęłam dalej.
– Z tego co mi wiadomo, nie chciał współpracować z policjantami i musieli zabrać go siłą. – odpowiedział zakładając niebieską czapkę. – Do widzenia Pani.
– Do widzenia. – odparłam grzecznościowo i padłam wykończona na łóżko.
– Skończyliście? – usłyszałam głos przyjaciółki, wtykającej głowę przez drzwi, aby upewnić się że funkcjonariusz wyszedł.
– Tak, jestem wykończona tymi całymi wyjaśnieniami... Majka? – rzuciłam w jej stronę. – Nie obrazisz się, jak się troszkę zdrzemnę?
– No coś Ty?! – odparła wręcz entuzjastycznie. – Wrócę do domu, też się położę, bo wieczorem moja zmiana, a Ty nabieraj sił... A, bo bym zapomniała... – mówiła wyciągając z torebki mój telefon. – Przywiozłam Ci komórkę. Daj znać o której Cię jutro wypuszczą. Przyjadę po Ciebie.
– Dziękuję... Jesteś niezastąpiona... – wtuliłam się mocno w jej otwarte, wyciągnięte w moim kierunku ramiona.
– Śpij dobrze. – rzuciła na odchodne a ja pogrążyłam się we śnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro