6. Stary/nowy przyjaciel.
Wróciłam do środka. Gonitwa moich myśli, nie pozwalała skupić się na niczym innym. Ten facet... Ten dźwięk... Każda komórka mojego ciała szalała w zawrotnym tempie. Byłam otępiała swoim odkryciem. Stanęłam przy stoliku, wpatrując się bezwładnie w bukiet polnych kwiatów, jakby nagle miały wyśpiewać wszystkie sekrety mojej duszy. Złapałam za pasek torebki, przewieszonej na oparciu krzesła i założyłam na ramię. Nogi same chciały ponieść do wyjścia, kiedy coś mnie zatrzymało.
– Gdzie ty idziesz? – Arek złapał mnie za rękę, wstrzymując mój ruch. – Wybiegasz bez słowa i tak samo w milczeniu mnie tu zostawiasz? – dopytał podniesionym tonem.
– Wracam do domu... – wyszeptałam niemal słyszalnie, nie mogąc dojść jeszcze do siebie. – Nie czuję się dobrze...
– Dobra... – powiedział stanowczo – zapłacę rachunek i jedziemy do ciebie.
Nagle się ocknęłam. Jakbym dostała jakimś obuchem w łeb.
– Co proszę? – Zmarszczyłam czoło, rzucając w niego karcącym spojrzeniem. – Jedziemy? My? Do mnie?
– No tak... – powiedział, jakby to było oczywiste stwierdzenie. – Przecież się u ciebie zatrzymam. W końcu spędzimy więcej czasu razem.
– Nie, nie i jeszcze raz nie! – Warknęłam jak zaszczute zwierzę. – To że jesteś moim narzeczonym nie upoważnia cię do tego, aby decydować za mnie. Rozumiem, że chcesz spędzić ze mną czas i w ogóle, ale niech to w końcu do ciebie dotrze... Nie pamiętam cię! Nie wpuszczę do siebie obcej osoby! – niemal wykrzyczałam ostatnie słowa.
– Nikola... uspokój się... ludzie patrzą... – Wycedził przez zęby.
– A niech patrzą... – rzuciłam od niechcenia – mam to gdzieś. Mówiłam serio...nie chcę, żebyś się u mnie zatrzymywał.
– To gdzie mam spać? – zapytał zaskoczony. – W aucie na parkingu?
– Od tego jest chociażby hotel...
– Ale jesteś moją narzeczoną. Z tobą chcę spędzić ten czas. – Przerwał mi w połowie zdania. – Poza tym hotele kosztują.
Przewróciłam oczami, jakby temat pieniędzy był mi obojętny. Wiedziałam, że Arek nie odpuści, a ja nie miałam najmniejszej ochoty na jego towarzystwo w swoim mieszkaniu, nie wspominając o wspólnych nocach. Aż ciarki przeszły moje ciało na samą tą myśl. Po prostu czułam, że jego obecność nie jest mi do niczego potrzebna. Chciałam jednak poznać naszą wspólną przeszłość, dlatego też miałam zamiar się z nim jeszcze spotkać i porozmawiać. Z tymi myślami wygrzebałam szybko telefon z torebki i zadzwoniłam do jedynej, najbliższej mi w tym momencie osoby.
– Luk... hej... mam mały problem... – zaczęłam przejęta, kiedy usłyszałam głos brata po drugiej stronie słuchawki. – Jestem w kawiarni z Arkiem i on nie ma gdzie się zatrzymać, a nie chcę, aby zostawał u mnie – mówiłam szybko, lustrując reakcję narzeczonego.
– Spokojnie... – Usłyszałam delikatność w jego głosie. – Prześlij mi adres smsem i za piętnaście minut będę na miejscu.
– Dziękuję...
Uśmiechnęłam się lekko, choć nie mógł tego zauważyć. Wiedziałam, że na nim mogłam polegać i poprosić o każdy rodzaj pomocy. Wystukałam szybko nazwę ulicy, na której znajdował się lokal i usiadłam z powrotem przy stoliku.
– Łukasz za chwilę tu będzie – powiedziałam beznamiętnie, jakbym przekazywała suche fakty. – Ogarniemy razem, gdzie się zatrzymasz, bo na nocleg pod moim dachem nie masz co liczyć.
– Ale skarbie...
– Żadne "skarbie" – przerwałam mu dość ostro. – Owszem, chcę poznać tą naszą wspólną historię i w ogóle, ale na żadne czułości to ty nie licz. Nie pamiętam cię i to, że jesteś moim narzeczonym tego faktu nie zmieni – mówiłam szybko niczym karabin maszynowy w akcji. – Możemy się spotykać przez czas twojej obecności tutaj nawet codziennie, ale na rozmowach poprzestaniemy. Tylko i wyłącznie, a zdania nie zmienię... Rozumiesz? – Spojrzałam na niego wyczekująco.
– Niech będzie... – Westchnął unosząc obojętnie ramiona. – Ale nie odpuszczę tak łatwo.
Nie skomentowałam tych słów. Siedziałam w milczeniu, do czasu aż nie pojawił się Luk. Zabrał mnie do swojego auta i poprowadził przodem do hotelu, aby jadący za nami Arek nie zgubił drogi. Brat zapłacił z góry, za dwa tygodnie pobytu chłopaka i odwiózł mnie pod blok.
– Przepraszam, że nie mogę wejść, ale wyrwałem się z pracy tylko na moment – powiedział delikatnie.
– Nie ma sprawy. Bardzo dziękuję za pomoc, a pieniądze ci zwrócę, w końcu jutro zaczynam swoją przygodę w kuchni. – Zaśmiałam się pod nosem, nadal ciesząc się ze swojego sukcesu.
– Nie chcę, żebyś mi je oddawała – odparł poważnym tonem. – Będziesz zarabiać najniższą krajową, więc na wiele nie będziesz mogła sobie pozwolić.
– Wiem... ale mimo to cieszę się, że udało mi się gdzieś zaczepić – rzuciłam entuzjastycznie. – Dobra, zmykam a ty wracaj do pracy. Jeszce raz dziękuję.
– Nie ma za co...
Pocałowałam go w policzek na pożegnanie i opuściwszy auto wróciłam do swojego mieszkania.
Było już przed jedenastą. Księżyc świecił wysoko na niebie, tańcząc walca z olśniewającymi gwiazdami. Nie miałam ochoty na sen, dlatego bezczynnie wpatrywałam się w to, co działo się za oknem mojego mieszkania. Garstka przewijających się ludzi, którzy nie mogli zmrużyć oka, lub po prostu wracali z popołudniowej zmiany, sprawiała, że nie czułam się sama. Jakby właśnie oni dawali mi powód, aby czas nie dłużył się w nieskończoność. Kiedy kolejne auto zaparkowało na parkingu pod blokiem, a jego właściciel wrócił do siebie, usłyszałam charakterystyczny dźwięk. Ten, który tak bardzo chodził mi dzisiejszego dnia po głowie. W oddali dostrzegłam czerwonego ścigacza, który podjeżdżał pod mój blok. Oczy niemal wyszły mi z orbit, kiedy właściciel tego cuda ściągnął kask. Byłam niemal pewna, że to jest ten sam chłopak, który zniknął spod kawiarni, kiedy do niego wybiegłam. Nie zastanawiałam się ani sekundy dłużej. Wręcz dobiegłam na korytarz i w pośpiechu założyłam pierwsze lepsze obuwie, aby nie poranić po drodze stóp. Przyspieszonym tempem skierowałam się do kucającego przy motocyklu mężczyzny i udając, że wyszłam na przechadzkę spokojnie stanęłam tuż przed nim.
– Hej... – zaczęłam nieśmiało – ładny motor.
– Dzięki...
Wstał na równe nogi, jakby zobaczył ducha. Miałam wrażenie, że moja obecność była mu nie na rękę... Ale dlaczego? Miałam tysiąc myśli na minutę, ale żadne z nich nie chciało wypłynąć z moich ust. Jakby gardło zawiązało się na supeł i w żaden sposób nie można było go rozplątać. Staliśmy w milczeniu lustrując się nawzajem, lecz żadne z nas nie umiało przerwać tej niezręcznej ciszy. W końcu nie wytrzymałam i rzuciłam tym, co nie dawało mi spokoju.
– Widziałam cię przy moim łóżku w szpitalu. – Przymknęłam powieki, aby nie rozpraszać się widokiem jego szmaragdowych oczu i wyrzucić z siebie moje wątpliwości. – Dlaczego tam byłeś? Czemu uciekłeś spod kawiarni, kiedy do ciebie wyszłam? Zrobiłam ci coś? Bo faktu, że się znamy, nie jesteś w stanie przede mną ukryć.
Westchnęłam ciężko i otworzywszy szeroko oczy spojrzałam w zaskoczoną twarz chłopaka. Zmieszał się, jakby nie wiedział jak ma zareagować na moje pytania.
– Jak możesz to pamiętać? Przecież masz...
– Amnezję-tak... – dokończyłam zdanie za niego. – Jesteś pierwszą osobą, którą zobaczyłam po przebudzeniu, kiedy znowu odjechałam na dwa tygodnie. Pamiętam cię, więc proszę, chociaż ty mnie nie okłamuj i nie wmawiaj mi czegoś, czego nie ma.
Spojrzałam na niego miną zbitego psa, błagającego o łaskę. Chyba pomogło, bo dostrzegłam na jego twarzy grymas niezadowolenia połączony ze współczuciem. Jakby walczył sam ze sobą, czy w ogóle się do mnie odezwać.
– Tak... – wyszeptał po chwili – znamy się. Jesteśmy sąsiadami...
– Tylko sąsiadami? – zapytałam podejrzliwie, znów przerywając mu zdanie.
– Nie tylko. – Westchnął zrezygnowany. – Byliśmy... – Spojrzał w moją napiętą w oczekiwaniu twarz, na której mimowolnie zagościł lekki uśmiech. – Byliśmy przyjaciółmi.
– Skoro tak, to dlaczego mi dzisiaj zwiałeś? – dopytałam z niedowierzaniem.
– Spieszyłem się do pracy, a poza tym byłaś tam z jakimś facetem.
– Z narzeczonym. – poprawiłam go, sama nie wiedząc dlaczego.
Spoważniał nagle, jakbym strzeliła mu w twarz. Zaczął pospiesznie zakrywać płachtą swój środek transportu, a ja stałam w milczeniu jak skołowana. Nie miałam pojęcia co się z nim działo. Stał się nagle jakiś taki nieobecny.
– Przepraszam, że o coś takiego pytam, ale czy mógłbyś mi zdradzić chociaż swoje imię? – zapytałam niepewnie, niemal sama przed sobą wstydząc się tego, że nie pamiętałam tak podstawowej rzeczy.
– Maks... – rzucił od niechcenia.
Dokończył pospiesznie swoją czynność, złapał za czarny kask i skierował się w stronę bloku. Ja jednak nie chciałam odpuszczać. Było jeszcze jedno nurtujące mnie pytanie, którego w natłoku zajęć zapomniałam zadać Lukowi. Chwyciłam odruchowo chłopaka za nadgarstek, zatrzymując go tym gestem przy sobie.
– Zaczekaj – wyszeptałam niemal z desperacją w głosie.
– Po co? – odburknął nieznośnie, choć jego spojrzenie wyrażało wręcz sprzeczne emocje.
– Jest jedna rzecz, której nie mogę pozbyć się z głowy... – zaczęłam ostrożnie, nadal trzymając go w uścisku. – A skoro byliśmy... jesteśmy przyjaciółmi... – poprawiłam się lustrując dokładnie każdą najmniejszą reakcję chłopaka – to może ty mi wytłumaczysz, dlaczego wciąż słyszę w głowie ten nieznośny ryk silnika?
Twarz mu pojaśniała, a kąciki ust lekko uniosły się ku górze. Ten wygląd stopiłby największą górę lodową. Miałam mętlik w głowie, a w środku zrobiło mi się nad wyraz ciepło, mimo tego, że paradowałam po dworzu w samej podkoszulce.
– Może dlatego, że uwielbiałaś swoją bestię...
– Bestię? – przerwałam mu po raz kolejny, powtarzając to pojedyncze słowo.
– Nikt ci nie powiedział, ze jeździłaś ścigaczem i byłaś w tym totalną mistrzynią?! – Podniósł zszokowany głos.
Pokręciłam tylko przecząco głową, starając się dodać dwa do dwóch. W sumie lekarz wspominał o jakimś wypadku na motocyklu, ale jakoś nie wzięłam tego pod uwagę... Moja głowa zaczęła znów wszystko analizować, aby przetworzyć kolejne, znaczące dla mnie informacje. Ponownie odpłynęłam gdzieś daleko, nie próbując nawet się powstrzymać. Moja czaszka pulsowała od dnia pełnego emocji. Puściłam rękę chłopaka i chwyciłam się za skronie. Nieznośny ból odezwał się w najmniej odpowiednim momencie. Stałam stabilnie, choć moja świadomość była gdzieś obok.
– Nikola? – Usłyszałam drżący głos zielonookiego. – Wszystko w porządku? Zaprowadzić cię do mieszkania?
Jego ciepły, aksamitny głos przebił się przez moją dolegliwość. Podobał mi się. Był niezwykle czuły, tak samo jak dotyk, którym mnie obdarzył. Jego dłoń na moim ramieniu przyprawiła mnie o przyjemne dreszcze i wywołała mimowolny uśmiech na twarzy. Nie spodziewałam się, że mogłam tak zareagować na zwykłe zetknięcie się skór. Nie mogło to do mnie dotrzeć. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego zmartwioną twarz. Moje serce przyspieszyło znacząco tempa, a ja nie potrafiłam oderwać wzroku od połyskujących w świetle latarni, zielonych oczu.
– Ponoć byliśmy tylko przyjaciółmi, więc dlaczego tak zareagowałam? – Moje myśli błądziły po zakamarkach ukrytej wiedzy. – Może ja się w nim skrycie podkochiwałam? Czemu Luk nic o nim nie wspomniał? Dlaczego tego nie pamiętam?!
Oczy zaszły mi łzami. Byłam bezsilna. Nie wiedziałam, czemu tak naprawdę mam wierzyć. Maks widząc moją reakcję, przytulił mnie mocno do siebie. Zamarłam przez chwilę, ale pozwoliłam mu na ten gest. W jego objęciach czułam się bezpieczna. Miałam wrażenie, że świat przestał istnieć i byliśmy tam tylko my dwoje. Uniosłam dłonie i objęłam go odruchowo w pasie. Wzdrygnął się delikatnie, ale już po chwili czule ucałował czubek mojej głowy. Nie chciałam go puszczać. Pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Nie rozumiałam swojej reakcji, ale liczyłam na to, że któregoś dnia wszystkie kawałki mojej układanki połączą się w jedną, spójną całość. Z lekkim rumieńcem zażenowania wyswobodziłam się z przyjemnego uścisku i wyszeptałam ledwo słyszalnie:
– Już wszystko dobrze... dziękuję...
– Jesteś pewna? – Zaczął lustrować mnie uważnym wzrokiem.
– Tak... jestem pewna...
– Chcesz zobaczyć swoją czarną bestię? – zapytał z zadziornym uśmieszkiem.
– Jeszcze jak! – Wyszczerzyłam się jak wariatka.
Maks chwycił mnie za dłoń i poprowadził kawałeczek w głąb parkingu. Stał tam jednoślad, przykryty identyczną płachtą jak jego. Z zapartym tchem śledziłam każdy, najmniejszy ruch jego ramion. Gruby, przeciwdeszczowy materiał w mgnieniu oka odkrył niesamowicie zgrabną sylwetkę ścigacza.
– On jest mój? – dopytałam z niedowierzaniem.
– Tak, wsiadaj... – rzucił z uśmiechem chłopak.
Obejrzałam swoje cudo z każdej strony i dotknęłam chyba każdego możliwego elementu. Wyglądał jak nówka z salonu, z wyjątkiem małego szczegółu.
– A to? – Wskazałam dłonią dość sporą skazę na idealnie położonym lakierze.
– To jest jego pierwsza blizna, której nie pozwoliłaś wyklepać blacharzowi... – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Była dla ciebie bardzo ważna...
– Rozumiem. – Westchnęłam cicho, bo ten szczegół również chciałam odnaleźć w swojej skąpej namiastce pamięci.
Nie powiedziałam nic więcej. Chwyciłam stabilnie kierownicę i zgięłam nogę w kolanie. Przerzuciłam ją na drugą stronę, jakby moje ciało nigdy nie zapomniało tej czynności. Poczułam ciepło wypełniające każdą, najmniejszą komórkę mojego ciała. Wiedziałam, że ten motocykl, był dla mnie nie tylko środkiem transportu, ale też tym, co pozwalało mi oderwać się od rzeczywistości. Czułam to cała sobą. Cieszyłam się tą chwilą ile mogłam.
– Chcesz się przejechać? – Wyrwał mnie z letargu zielonooki. – Kluczyki masz w skrzynce przy drzwiach.
– Nie wiem jak... – odparłam zawiedziona – poza tym skąd wiesz, gdzie trzymam kluczyki? – Zmarszczyłam brwi, posyłając mu najgroźniejsze spojrzenie, jakie miałam w swoim repertuarze.
– Nikola... – Zaśmiał się w głos. – Tym swoim morderczym spojrzeniem mnie nie wystraszysz... – Zrobił lekką pauzę, po czym kontynuował: – Po ostatniej naszej przejażdżce, sam je tam zawiesiłem. Nie raz byłem w twoim mieszkaniu.
– Dobra... wierzę...
Rzuciłam na odczepne. Zeszłam powoli z motoru i okryłam go starannie do snu. Sama skierowałam się do mieszkania, żegnając się na klatce ze swoim starym/nowym przyjacielem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro