Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Mój dom.

Noc była zaskakująco spokojna. Nie miałam koszmarów. Nie nawiedzały mnie urywki wspomnień. Nie śniło mi się kompletnie nic, albo najwyraźniej tego nie pamiętałam. Tak bardzo chciałam przypomnieć sobie cokolwiek. Zależało mi na odblokowaniu swojego umysłu, który był jak pokój wspomnień zamknięty przede mną na zamek. Potrzebowałam klucza, którego w żaden sposób nie umiałam odnaleźć.

Poszłam do łazienki. Umyłam się, ogarnęłam burzę ognistych kosmyków i założyłam pierwsze ciuchy, które wyciągnęłam prędzej z szafy. Byłam gotowa na kolejny dzień i odkrywanie siebie na nowo. Ruszyłam w stronę schodów, ale usłyszałam odgłos kłótni na dole w kuchni. Zeszłam kilka schodków niżej i zaczęłam nasłuchiwać.

– Przecież ona musi o tym wiedzieć! – Luk zdawał się niesamowicie zdenerwowany.

– Lepiej, że zostanie tutaj z nami – oponowała jego matka.

– Nie możesz jej trzymać jak więźnia! Czy ty w ogóle słyszysz co do mnie mówisz?! – Warknął wkurzony.

– To dla jej dobra – uspokajała go. – Ona sama sobie tam nie poradzi.

– Jest dorosła. Nie możesz jej trzymać pod kloszem! Ma swoje życie i swoje sprawy...

– Jakie? – przerwała mu. – Przecież ona nic nie pamięta.

– Może i nie pamięta, ale zasługuje, żeby wiedzieć o wszystkim. Przynajmniej o tym. Nie możesz odbierać jej szansy na normalne życie! – krzyknął. – Ona nie jest obłożnie chora, żeby na siłę trzymać ją w domu i kontrolować na każdym kroku...

Zagotowało się we mnie. Wiedziałam już poprzedniego dnia, że coś tu nie grało. Nie miałam zamiaru siedzieć cicho. Musiałam dowiedzieć się, co przede mną ukrywali. Zbiegłam gwałtownie do kuchni, krzycząc w locie jak wariatka:

– Tak... Nie możecie mnie kontrolować! A teraz do cholery chcę wiedzieć, co przede mną ukrywacie! – Spojrzałam na zmieszaną ciotkę i wręcz triumfującego Luka. – I to już! – warknęłam jak rozjuszone zwierzę. – Nie wyjdę i nie dam wam spokoju, dopóki nie dowiem się o co do cholery w tym wszystkim chodzi!

– Nikola skarbie, posłuchaj... – Matka Luka wyglądała na niezwykle przejętą i zmieszaną zarazem.

– Nie "Nikoluj" mi tutaj ciociu! – krzyknęłam wymachując przy tym rękoma. – Chcę wiedzieć co się tu wyrabia za moimi plecami!

– No, mamo... – Łukasz zabrał głos. – Powiesz sama, czy ja mam zacząć?

Skrzyżował ręce na piersiach, wydając się niezwykle zadowolony z zaistniałej sytuacji. Jakby to, że przyłapałam ich na gorącym uczynku było dla niego na rękę.

– No więc? – syknęłam przez zaciśnięte zęby, wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.

– Masz mieszkanie po rodzicach w centrum miasta... – wyszeptała Majka tempem wystrzału z karabinu maszynowego.

Spuściła wzrok na podłogę, jakby bała się na mnie spojrzeć. Chłopak stał nadal z boku w milczeniu i czekał spokojnie na dalszy rozwój sytuacji.

– Świetnie... – rzuciłam sarkastycznie – to dlaczego jestem tutaj?! – Znów uniosłam głos bardziej, niż wymagała tego sytuacja.

– Chciałam, żebyś była w miejscu, w którym praktycznie się wychowałaś... – Głos jej drżał, ale nie przestawała mówić. – Przy nas, przy swojej rodzinie. Miałam nadzieję, że to pozwoli ci odblokować jakieś wspomnienia. Nie chciałam, żebyś została sama w mieszkaniu, którego praktycznie nie znałaś. Zrozum... – Podeszła powoli, chwytając mnie za ramię. – Ja chciałam dla ciebie tylko dobrze. Bałam się, że sobie nie poradzisz.

Jej przeszklone oczy i szczera skrucha poruszyły moje serce. Uspokoiłam się nieco, kiedy zdałam sobie sprawę, że na jej miejscu pewnie postąpiłabym identycznie. Zabolało mnie to, że chcieli ukryć przede mną, aż tak istotną informację. Niemniej, nie mogłam mieć do niej o to żalu. Chciała dobrze, jak moja matka, którą nie była. Opuściłam gardę. Wzięłam kilka głębszych wdechów, aby opanować resztę szalejących emocji i zaznaczyłam stanowczym tonem:

– Chcę tam jechać. Chcę wrócić do siebie i żyć tak jak powinnam...

– Możemy tam być nawet za pół godziny – wtrącił Luk z zadowoleniem.

– Świetne... – odparłam bez najmniejszego namysłu – nie zdążyłam się nawet rozpakować, więc jestem gotowa już teraz...

– Ale Ni...

– Nie ciociu... – przerwałam jej, nie pozwalając dojść do słowa – tak będzie lepiej. Poza tym możecie mnie odwiedzać, a ja będę wpadała do was. To chyba dobre rozwiązanie? Prawda?

– Jak chcesz skarbie... – Westchnęła zdezorientowana. – Pamiętaj, że twój pokój, zawsze będzie na ciebie czekał.

– Dobrze, ale teraz naprawdę chcę wrócić do mieszkania po rodzicach. – Spojrzałam wymownie w jej szare, załzawione oczy. – Mam nadzieję, że zrozumiesz moją decyzję i już nic więcej nie będziesz przede mną ukrywać.

– Nie będę... – Stała jak pokonany zawodnik na ringu. – Pamiętaj, żeby do mnie często dzwonić...

– Taka kontrola rodzicielska? – Zaśmiałam się, poprawiając tym nastrój całej naszej trójce. – Będę ciociu. Nie martw się. Jeśli nie odnajdę się tam, też cię o tym poinformuję. W końcu sama nie wiem co tam zastanę.

– A więc... – wtrącił Łukasz – zabieramy twoje manatki i jedziemy do centrum miasta.

Odszedł tak samo szybko, jak wypowiedział te słowa. Mimo, że bałam się tego co mogłam zastać, cieszyłam się z możliwości spokojnego odkrywania siebie.

Droga do mieszkania była nerwowa i dłużyła mi się w nieskończoność, chociaż ilość przejechanych kilometrów temu zaprzeczała. Czułam się jakbym spacerowała po linie, zawieszonej nad czarną przepaścią, która pochłonęła by mnie, gdybym tylko zrobiła fałszywy krok. Byłam zawieszona pomiędzy niemą przeszłością, a niepewną przyszłością. Mogłam jedynie wziąć się w garść i dobrze wykorzystać teraźniejszość.

Brat odkluczył zamek i otworzył drzwi mieszkania zapraszając mnie do środka. Z zewnątrz budynek niczym szczególnym się nie wyróżniał. Nie przywołał niczego. Miałam jednak nadzieję, że te cztery ściany, które odziedziczyłam po rodzicach, poruszą choć odrobinę ukryte wspomnienia i wydobędą je na światło dzienne.

– No właź w końcu... – Usłyszałam niezadowolenie w głosie chłopaka. – Na klatce schodowej raczej niczego sobie nie przypomnisz – dodał szybko.

– No już... idę... – odburknęłam pod nosem.

Przeszłam przez wąski korytarz, odruchowo ściągając buty i zostawiając je pod szafką, nad którą było zawieszone lustro i haczyki na odzież wierzchnią. Wspomniałam sobie pierwsze wyjście do łazienki szpitalnej. Tak długo i starannie przyglądałam się własnemu odbiciu, że pielęgniarki zaczęły mnie szukać. Nie byłam w stanie rozpoznać własnej twarzy, a gdzie dopiero mieszkania. Westchnęłam cicho próbując wziąć się w garść. Obejrzałam łazienkę, kuchnię i oba pokoje, w których nie dostrzegłam niczego znajomego i intrygującego, poza jednym małym szczegółem.

– Luk... – Spojrzałam na niego podejrzliwie. – Nie wydaje mi się, żebym była aż taką pedantką, skoro nawet ubrań z walizki nie chciało mi się wyciągnąć... – mówiłam szybko, aby nie stracić wątku – także, powiedz mi uczciwie... kto tu sprzątał pod moją nieobecność? Nawet lodówka jest wymyta i śmieci wyniesione – nadawałam dalej jak jakaś radiostacja. – Skoro trafiłam do szpitala nagle, na pewno nie zaplanowałabym skrupulatnych porządków w mieszkaniu... – Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz, która nijak nie pasowała do sytuacji. – Gadaj... i to już...

– Spokojnie Niki. – Westchnął zadowolony. – Widzę, że twój zmysł detektywistyczny pozostał nienaruszony. – Zaśmiał się a ja stałam jak ten słup soli zdezorientowana jego zachowaniem. – Zawsze dostrzegałaś to, czego inni nie potrafili. Często byłaś podejrzliwa, ale miałaś też ten szósty zmysł, który pozwalał ci dojść za każdym razem do prawdy, choć czasem potrzeba było na to wiele czasu.

– Co ty bredzisz? – przerwałam mu nadal nie wiedząc o co mu chodzi.

– Mówię tylko, że masz dobrego nosa siostrzyczko. – Zrobił lekką pauzę po czym kontynuował: – Fakt... było tu sprzątane. Karol zajął się wszystkim, abyś po powrocie do domu mogła zająć się sobą a nie bałaganem. Także dedukcja została na swoim miejscu...

– Jakiś ty zabawny... – rzuciłam sarkastycznie – no boki zrywać.

– Nie marudź już, tylko powiedz, czy coś z tego lokum rozpoznajesz.

Zawahałam się i zaniepokoiłam. Skoro to był mój dom, dlaczego nic z niego mi się nie kojarzyło? Dlaczego czułam się w nim wręcz obco? Moje myśli szalały powodując coraz większy ucisk na skroni. Na mojej twarzy pojawił się nieznośny grymas bólu, który nie uszedł uwadze Luka.

– Dobra Niki... – zaczął ostrożnie chwytając mnie za ramię. – Usiądź a ja zrobię coś ciepłego do picia.

Nie protestowałam. W odpowiedzi skinęłam tylko twierdząco głową i zaległam na kanapie, czekając na brata. Rozglądałam się wokoło po pomieszczeniu, ale nic nie było dla mnie jakoś znaczące. Zaczęłam szperać w stercie gazet pozostawionej przede mną na szklanym stoliku. To były nijakie egzemplarze dnia codziennego. Żadne kolorowe magazyny z nowinkami show biznesu, tylko szare kartki, które wyglądały, jakbym masakrowała je godzinami. Zaciekawił mnie ich stan, dlatego zaczęłam powoli wertować strony... W końcu znalazłam. Dział ogłoszeń był zaznaczony, pokolorowany i dosłownie zniszczony, przez dziury po nadmiernym pisaniu długopisem i flamastrami.

Chłopak postawił na stoliku dwa kubki z owocową herbatą i usiadł obok mnie. W ciszy lustrował moje zachowanie, aż w końcu nie wytrzymałam i zadałam nurtujące mnie pytanie:

– Luk... czy ty wiedziałeś, że szukałam pracy?

– Wspominałaś o tym, że chcesz ją znaleźć... – Zawahał się. – Nie mówiłaś tylko, że tak szybko przystąpiłaś do realizacji tego planu.

– No, ale spójrz. – Wskazałam ręką na zakreślone fragmenty tekstów, zupełnie ignorując jego wypowiedź. – Tu jest wszystko. Kompletny misz-masz. Kelnerka, kucharka, opiekunka osób starszych, przedszkolanka a nawet roznoszenie ulotek. – Podniosłam głos zdziwiona tym faktem. – Czy ja byłam aż w takiej desperacji? O co tu chodzi?

– Myślę, że po prostu chciałaś odciąć się finansowo od nas i stanąć na własne nogi – odpowiedział od razu, bez najmniejszej chwili zastanowienia.

– To miałoby sens... – powiedziałam ciepło, zastanawiając się nad dalszymi poczynaniami. – Te gazety są stare, więc jutro pójdę i kupię nową. Rozejrzę się też po mieście. Pewnie w witrynach też znajdzie się jakieś ogłoszenie, dla kogoś co nic nie potrafi...

– Ej no... Niki... – przerwał mi w połowie zdania. – Jesteś zdolna i wykształcona. Potrafisz wiele, a jeśli czegoś jeszcze nie umiesz, to szybko nadrabiasz wiedzę i praktykę...

– Tylko, że nic z tego nie pamiętam – wtrąciłam. – Nie wiem kim jestem, co potrafię i jak żyłam dotychczas. To jest cholernie przytłaczające-wiesz? – Spojrzałam na niego z miną zbitego psa.

– Wiem... – Rozłożył ramiona i przytulił mnie do siebie. – Wiem, że to jest nie fair, ale teraz już może być tylko lepiej. Pamiętaj, że masz nas-swoją rodzinę, która stoi za tobą murem i będzie wspierać w każdej sytuacji.

– Dziękuję... – wyszeptałam cichutko.

Wtuliłam się jeszcze głębiej w ramiona chłopaka, roniąc przy tym niechcianą łzę. Nie było mi lekko, wiedziałam też, że nie będzie łatwo, ale nie mogłam żyć przeszłością, której nie znałam. Musiałam zacząć od nowa budować swoją przyszłość.

Z melancholijnych uniesień w mojej głowie wyrwał mnie dźwięk telefonu. Warknęłam niezadowolona i wyciągnęłam aparat z kieszeni. Na wyświetlaczu pojawił się napis "Arek". Skierowałam ekran w stronę brata, posyłając pytające spojrzenie.

– No odbierz... – oznajmił stanowczo – tylko tak dowiesz się czego chce.

Zawahałam się, bo nie byłam gotowa na rozmowę z moim "niby narzeczonym". Potrzebowałam czasu, aby wszystko sobie poukładać. Mimo tych wątpliwości odebrałam połączenie, ciesząc się, że mam obok siebie brata, który był dla mnie wsparciem.

– Halo... – przywitałam się niepewnie.

– Hej kochanie... – Zatkało mnie na te słowa, nie potrafiły do mnie jakoś dotrzeć. – Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że spędzimy razem najbliższe dwa tygodnie. – Przełknęłam głośno ślinę, niemal paraliżując swoje ciało na przedstawioną wiadomość. – Dostałem wolne w pracy i jutro będę już u ciebie...

– U mnie? – przerwałam zaskoczona.

– Tak w twoim mieszkaniu. Twoja ciotka mówiła, że tam pojechałaś. Poza tym spędzimy razem twoje urodziny...

– Urodziny? – Znów przerwałam jego wypowiedź, wydobywając z gardła pojedyncze słowa.

– Tak-twoje urodziny. Są dwudziestego siódmego, dopiero dzień później wracam do Warszawy. Cieszysz się prawda?

– Ja...

– Oj wiem, że tak. To do jutra!

Pożegnał się w zaskakującym tempie, rozłączając rozmowę. Siedziałam na kanapie w bezruchu, jakbym dopiero co zobaczyła ducha. Nie wiedziałam co myśleć, ani jak zareagować. To było dla mnie za szybko. Kompletny szok, na który w żaden sposób nie potrafiłam się przygotować.

– Co jest? – Luk ostrożnie wyciągnął z mojej dłoni telefon, w którego wciąż wlepiałam wzrok.

– On tu przyjedzie... jutro... – mówiłam drżącym głosem. – Zostanie na dwa tygodnie... Tutaj... u mnie... – Spojrzałam zaszklonym wzrokiem na brata, szukając w nim wsparcia i pomocy. – Luk ja... ja nie jestem na to gotowa...

– Spokojnie Niki. – Wtulił mnie w siebie, gładząc delikatnie po głowie, co bardzo mnie uspokoiło. – Już ja coś wymyślę, przynajmniej w kwestii mieszkaniowej, abyś nie miała go tu na głowie...

– Dziękuję... – wyszeptałam. – Jesteś najlepszym bratem pod słońcem...

– No nie mów... serio... – Zaśmiał się pod nosem, a ja odwzajemniłam się tym samym na jego żarcik. – A teraz zbieraj się.

– Po co? Gdzie? – zapytałam zbita całkowicie z tropu.

– Idziemy na zakupy. Lodówka przecież sama się nie uzupełni. Poza tym pokażę ci najbliższe miejsca gdzie możesz wyjść na kawę czy jakieś dobre jedzenie.

– Było by super. Daj mi dziesięć minut i możemy iść – powiedziałam ochoczo, zadowolona tym, że moje myśli zajmą się bardziej przyziemnymi sprawami. – Herbata i tak już jest zimna, więc zrobimy sobie nową jak wrócimy...

– I kupimy do niego ciacho – rzucił rozbawiony.

– Nie inaczej... – Zaśmiałam się i w ekspresowym tempie przygotowałamsię do wyjścia aby spędzić przyjemne południe w towarzystwie brata...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro