Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34. Ta druga.

Kolejny dzień nadszedł szybciej niż bym tego chciała, a co za tym szło mój powrót do pracy. Mimo obaw, po dość długiej w moim odczuciu przerwy, nie miałam problemów z ponownym zaklimatyzowaniem się. Ekipa na kuchni okazała się wyjątkowo wyrozumiała, choć nie do końca wyjaśniłam im co tak naprawdę się wydarzyło. Jak inaczej, bez podawania krępujących szczegółów, byłabym w stanie to zrobić? Pytałam siebie w myślach. Najzwyczajniej w świecie pragnęłam zakończyć ten temat i skupić się na teraźniejszości. Choć bardzo brakowało mi pełnego obrazu wspomnień, to w tym momencie nie miałabym nic przeciwko, aby ktoś odgrodził mnie od nich grubym murem.

Tego poniedziałku grafik mój i Maksa nie pokrywał się wcale. Minęliśmy się. Kiedy ja byłam już w drodze do mieszkania, on pędził z warsztatu, aby zdążyć na swoją drugą zmianę, którą kończył razem z zamknięciem lokalu. Mimo, że zależało mi na jego obecności, nie mogłam mieć mu za złe, że zmęczony wracał do siebie, zamiast wejść piętro niżej i położyć się w ciepłym łóżku, które dla nas nagrzałam.

Wtorkowy grafik nie różnił się niczym szczególnym od poprzedniego. Zdawałam sobie sprawę, z kolejnej samotnej nocy we własnym mieszkaniu. Przewrotny los postanowił jednak zaserwować mi parę przykrych atrakcji.

Wróciłam do mieszkania o identycznej godzinie co poprzedniego dnia. Zjadłam obiad, który odgrzałam z poprzedniego popołudnia. Odruchowo ugotowałam większą ilość w nadziei, że jednak zielonooki zapuka do moich drzwi, zamiast wysyłać wiadomości tekstowe. No cóż, pomyliłam się, przez co zrozumiała, że spaghetti będzie również moim środowym daniem.

Na samotne popołudnie, wybrałam pudełko z lodami, i cieplutki kocyk, którym okrywałam się na kanapie, oglądając w telewizji wyciskacze łez. Kiedy tylko usiadłam wygodnie i włączyłam film, coś mnie tknęło.

– Cholera... – warknęłam sama do siebie. – Jeszcze bym zapomniała o lekach.

Tabletki antykoncepcyjne były takimi, o których powinnam pamiętać regularnie, bez najmniejszego wyjątku. Niemal pobiegłam do kuchni i wyciągnęłam opakowanie z górnej szafki. Wydłubałam maleńką, białą pastylkę i od razu zażyłam, popijając wodą. Już miałam odłożyć je z powrotem do szafki, kiedy coś mnie tknęło. Wysunęłam blister ponownie i dokładnie licząc jego zawartość, oniemiałam. Powtórna wyliczanka przyniosła identyczny skutek. Zrobiłam się blada jak ściana, a nogi same się pode mną ugięły.

– Dwie tabletki... aż dwie... – majaczyłam zaskoczona. – Musiałam o nich zapomnieć jak byłam u ciotki... Ale my z Maksem... i to kilka razy... – Nie potrafiłam się uspokoić. – Z resztą, po paru zapomnianych tabletkach nie zachodzi się w ciążę, nawet bez jakiegokolwiek innego zabezpieczenia. Musiałabym rzeczywiście mieć cholernego pecha.

Pokręciłam przecząco głową, próbując wyrzucić natrętną myśl. Zajęło mi chwilkę, zanim doprowadziłam się do pionu i ponowne, z pudełkiem lodów na otuchę, zasiadłam przed szklanym ekranem.

Film trwał w najlepsze, kiedy usłyszałam uderzenie o podłogę, dobiegające z mieszkania nade mną. Zdziwiło mnie, że nie było w tym momencie puste, czego się spodziewałam. Byłam przekonana, że jego właściciel, przebywał w tym momencie w swojej drugiej pracy, o czym informował mnie również poprzedniego dnia. Czyżby mnie okłamał? Przeszło przez moją głowę. Mimo że mu zaufałam i cierpliwie czekałam na wyjaśnienie dręczących kwestii, nie mogłam wytrzymać mieszających się, sprzecznych myśli. Niepewność stawała się coraz cięższa do wytrzymania. Zostawiłam na blacie opakowanie z roztopionymi już lodami i wyszłam na zewnątrz, zamykając za sobą dokładnie drzwi.

Od celu dzieliło mnie zaledwie kilkanaście schodów. Stanęłam naprzeciw ciemnobrązowych drzwi, z zamiarem wyjaśnienia tej sytuacji. Nie musiałam dzwonić. Doskonale wiedziałam, że chłopak zawsze ekspresowo reagował na najcichsze pukanie. Tym razem również użyłam właśnie tego sposobu. Skutek nie był natychmiastowy, co nieco mnie zastanowiło. Ponowiłam próbę sprowadzenia zielonookiego do wyjścia, która tym razem dała oczekiwany rezultat.

Zamek wydał charakterystyczny dźwięk, dając nadzieję na wyjaśnienie obecności właściciela w mieszkaniu. Klamka opadła, a drzwi zaczęły się lekko uchylać. Nabrałam powietrza w płuca, chcąc zacząć mówić, lecz słowa ugrzęzły mi w gardle. Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić, jak zareagować. Najzwyczajniej w świecie wmurowało mnie w ziemię, na widok, który został zaserwowany moim oczom.

W progu stanęła młoda dziewczyna. Na oko dwudziestoletnia, blond piękność, z rozpuszczonymi i nieco potarganymi włosami. Może i nie spowodowałoby to aż tak przesadnej reakcji, gdybym spojrzała jedynie na jej twarz. Reszta jej osoby, nie pozostawiała złudzeń. Ledwo osłonięte ciało przykrywała jedynie skąpa, satynowa halka na cieniutkich ramiączkach. Bose stopy na chłodnych panelach, niemal tańczyły, chcąc ukryć się z powrotem w domowym zaciszu.

– Chce pani coś? – Usłyszałam z jej wymalowanych ust. – Bo zimno leci z tego korytarza.

Poczułam się, jakbym dostała w twarz. Nie rozumiałam, co robiła w mieszkaniu mojego faceta, ale jej wygląd nie pozostawiał wątpliwości.

– Jest Maks? – zapytałam, ogarnąwszy się na tyle, aby wypowiedzieć najprostsze słowa.

– Nie ma – odpowiedziała. – Przekazać coś?

Tak, żeby poszedł do diabła! Krzyknęłam we własnej głowie. Lekkość z jaką zadała to pytanie, podminowała mnie jeszcze bardziej.

– A kto jest w łazience? – zapytałam, usłyszawszy lejącą się wodę pod prysznicem.

– Mój misiek – rzuciła jak gdyby nic. – Zawołać?

Ja ci dopiero dam miśka, pomyślałam. Pod moją czaszką, lustrowały się jedynie obrazy rękoczynów. Wyrywanie blond kłaków z bezczelnej i aroganckiej łepetyny. Wyciągnięcie Maksa za mokrą czuprynę z łazienki i przeciągnięcie go nagiego przez całą długość ulicy. Moja furia była tak namacalna, że niemal czułam satysfakcję ukarania ich w myślach. Nigdy nie wybaczę zdrady! Dokończyłam tymi słowami wyimaginowaną inscenizację.

– Halo, mówię do pani? – Z transu wściekłości wybudził mnie jej głos.

Musiałam wziąć się w garść i ochłonąć. Mogłam zwalać winę tej reakcji na hormony, niewyspanie, poprzednie wspólne problemy. Pragnęłam w jakikolwiek sposób usprawiedliwić przemoc, jakiej dopuściłam się w myślach, lecz nie potrafiłam. Byłam jednocześnie załamana i wściekła. Nie potrafiłam w żaden sposób wybrać jednej z tych dróg.

– Nie – rzuciłam krótko, dodając po chwili: – albo jednak tak – odburknęłam. – Przekaż Maksowi, że jest śmieciem!

Odwróciłam się na pięcie, zanim zdążyłam się rozmyślić i ruszyłam schodami w dół, pozostawiając za sobą skołowaną dziewczynę. Kiedy weszłam za próg, moje emocje dopiero się uzewnętrzniły. Oczy zaszły łzawą mgłą, a nogi zrobiły się jak galarety. Opadłam na ziemię rycząc jak małe dziecko. Serce rozpadło się na milion kawałków i nie miałam pojęcia co zrobić, aby kiedykolwiek je poskładać. Nie chciałam go w tym momencie znać. Nie miałam ochoty widywać go na klatce, ani w pracy. Musiałam jednak znaleźć w sobie na tyle siły, aby przezwyciężyć swój własny stan. Podniosłam się i zakluczyłam drzwi na wszystkie możliwe spusty. Obmyłam w łazience opuchniętą twarz i wróciłam na kanapę, mimowolnie zamiast filmu, widząc roznegliżowaną panienkę Maksa. Zacisnęłam mocno szczękę, próbując skupić się na wszystkim innym, tylko nie na tym to działo się w mieszkaniu nade mną. Nerwy ponownie mi puściły, kiedy niekontrolowane jęki i krzyki zaspokojenia, połączone ze stukotem łóżka o podłogę, dobiegły do moich uszu. To było jednoznaczne zachowanie, którego w żaden sposób nie mogłam tłumaczyć inaczej. Rozsypałam się... ponownie. Świat mi się zawalił. Nie było już czego zbierać. Chyba podświadomie nawet tego nie chciałam. Nie byłam w stanie wybaczyć zdrady, a już tym bardziej kogoś, kto przebojem zawładną całym moim sercem. Próbowałam zagłuszyć filmem odgłosy miłosnych igraszek nad moją głową, lecz za nic mi się to nie udało. Wściekłość zmieszała się z bezradnością, wydobywając z wnętrza szloch rozpaczy. Złamał mnie, choć uważałam się za silną i pewną jego uczuć.

Zmęczona płaczem zasnęłam, wyłączając prędzej komórkę. Nie chciałam żadnych wiadomości, jakiegokolwiek kontaktu z jego strony. Pragnęłam w tym momencie jedynie samotności.

Miałam wrażenie, że parę następnych dni przeżyłam w jakimś zawieszeniu. Nie miałam ochoty na konfrontację z chłopakiem, przynajmniej nie na tą chwilę. Musiałam wszystko ułożyć sobie w głowie, bez czyjejkolwiek presji. W pierwszym odruchu wymieniłam w mieszkaniu zamki, aby w żaden sposób nie mógł się dostać do mieszkania po rodzicach. Z pracy wychodziłam przed nim i wracałam bestią okrężną drogą, aby nie miał sposobności mnie zatrzymać. Czułam w sobie pustkę, której nie potrafiłam wypełnić. Jeździłam bez celu. Zatrzymywałam w najmniej oczywistych miejscach, które widziałam po raz pierwszy... przynajmniej takie miałam odczucie. Komórki nie używałam przez ten czas widząc masę połączeń nie tylko od Maksa ale też od Oliego. Musiałam ochłonąć, przemyśleć wszystko na spokojnie sama.

Stanęłam na stacji paliw wracając powoli do miasta. Musiałam zatankować, aby czarna bestia nie dojechała na ostatnich oparach, lub nie zakaszlała mi się po drodze przez pusty bak. Pochłonięta własnymi problemami, dopiero po chwili dotarły do moich uszu strzępki rozmowy, stojących obok motocyklistów.

– Serio, piątka na starcie, pięćset wpisowego... – powiedział jeden. – wygrany zgarnia wszystko.

– Kiedy? – dopytał drugi.

– Stara gazownia, ta za miastem...

– W piątek za tydzień mówisz?

– Równo o północy – potwierdził. – Wystartujesz? Każdy może...

Nie słuchałam więcej. Te informacje zupełnie mi wystarczyły, przez chwilę kierując myśli w innym kierunki. Potrzebowałam odetchnąć, wyżyć się, choćby startując w wyścigu i tracąc pieniądze. Nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Weszłam do budynku i zanim zapłaciłam za benzynę, poprosiłam sprzedawcę o kartkę i długopis, którą otrzymałam momentalnie. Zapisałam datę, godzinę i miejsce, aby nie wypadła mi ta informacja z głowy. W końcu różnie mogło z nią być za trochę ponad tydzień czasu. Nie mogłam ryzykować, a taka dawka wyścigowej adrenaliny była mi wręcz niezbędna.

Wróciłam pod blok. Stanęłam na parkingu, chcąc zgasić bestię, ale na schodach przy wejściu do budynku zobaczyłam jego. Szlag! Warknęłam w myślach, odruchowo zapuszczając jeszcze nieostudzony silnik. Nie miałam ochoty na konfrontację, jeszcze nie teraz, nie po tym wszystkim. Byłam wściekła, a serce rwało się na samą myśl o tym co zrobił. Nie mogłam z nim teraz rozmawiać. Nie obchodziło mnie, że zachowywałam się w tym momencie jak obrażona panienka, która zamiast stawić czoła problemom, po prostu od nich uciekała.

Sama nie wiedziałam, jak i kiedy znalazłam się pod domem ciotki i jakim cudem tak zamyślona, nie spowodowałam po drodze żadnego wypadku. Zgasiłam silnik i weszłam na podwórko, wprowadzając bestię przed bramę garażu. Było późno, a ja nie miałam przy sobie nawet telefonu, żeby zadzwonić do kogokolwiek z domowników i poprosić o nocleg.

– Szlag... – Zdenerwowałam się. – I tak źle i tak niedobrze.

Usiadłam na ziemi i oparłam się o motocykl. Nie trwało długo, kiedy usłyszałam dźwięk unoszących się drzwi do garażu. Wstałam odruchowo, nie wiedząc kogo mogłam się za nimi spodziewać. Nie byłam jednak zaskoczona, kiedy lekko karcącym tonem przywitał mnie Luk.

– Mogę dziś u was przenocować? – zapytałam niepewnie.

Nie chciałam tłumaczyć powodów mojego stanu. Zdawałam sobie sprawę, że gdyby dowiedział się co zaszło, byłby gotowy w tej samej chwili wsiąść w samochód i pojechać do Maksa, dla którego ta wizyta mogłaby się zakończyć pobytem w szpitalu. Musiałam dobrze przemyśleć, w jakie słowa ubrać przebieg minionych wydarzeń, aby nie doszło przeze mnie do rozlewu krwi.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro